Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

chyba lepsze samopoczucie mnie sklonilo do odchudzania

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 1072892
Komentarzy: 36991
Założony: 17 kwietnia 2012
Ostatni wpis: 24 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
aska1277

kobieta, 41 lat, Toruń

153 cm, 65.30 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

16 listopada 2022 , Komentarze (24)

Witajcie 

         Znowu kilka dni mnie nie było. Czas znowu biegnie za szybko, za wiele się dzieje... Czasami lubię, gdy nie wiem w co mam ręce włożyć...ale bywają takie dni, że to tempo mnie wykańcza... i tak właśnie jest od poniedziałku... To 3 dzień, męczący i niezbyt fajny, ale trwam dalej w swoim wyzwaniu. Dziś już 101 dzień, idę dalej :) Robię dalej swoje i nie poddam się. 

         Aktywność to kroki. Późne powroty do domu, nie pomagają....ale cieszę się, że chociaż z krokami ładnie stoję ;) dziś już na liczniku 15594 i opaska się ładuje. Pewnie coś tam do końca dnia się dobije, ale pewnie niezbyt dużo. Woda wypita, te 1,5 litra bez problemu... tj kolejny dobry litr, to kawa, herbata. Posiłkowo dzień wygląda tak: 

ŚNIADANIE: bułka z dynią, łosoś

II ŚNIADANIE: u rodziców hummus z preclami plus 3 wafle tofii widoczne na zdjęciu ( szału nie robią, ale są zjadliwe) 

OBIAD: omlet z serem, szynką na tortilli z moim białkiem w płynie ;) Potem wpadła jeszcze kawka i ciasteczka widoczne na zdjęciu ;) pomarańcza zdecydowanie lepsza od kokosa... chociaż kokos ja uwielbiam ;) 

      Łącznie wyszło ponad 1900 kalorii, także jest już dobrze. Wracam na dobrą drogę kaloryczności ;) Dodam, że wczoraj i w poniedziałek także kalorie były liczone. Czyli jak widać trwam. Wiadomo bywają czasami gorsze chwile, kiedy nie w głowie liczenie mi kalorii, ale nie poddaje się. 

      Pamiętajcie, aby działać... cel jest blisko, nie poddajemy się. Nawet jak upadniemy, podnosimy się i robimy dalej swoje. Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam :) :* 

13 listopada 2022 , Komentarze (11)

Witajcie 

           Weekend dobiega końca, minął raz dwa. Może to też za sprawą tego, że szybko się ściemnia?! Całkiem możliwe, dzień krótszy. Niedziela leniwa,ale nie tak do końca, bo udało w końcu się dokończyć książkę " Wybór" Piotra Kościelnego.... Oj długo mi zeszło z czytaniem tej książki, bo zaczęłam 19 sierpnia, ale jakoś nie złożyło się aby szybciej ją przeczytać... bo ogólnie książką nie jest zła. Ale recenzja na dniach się pojawi na yt ;) Dlatego chwilowo nie podaję nigdzie indziej. 

          Dzisiejsza aktywność orbitrek ;) szał ciał, bo aż 15 minut hahah. Ale jest progres, bo ostatnio było 10 minut. Z każdym dniem zwiększanie czasu, na spokojnie. 

Posiłkowo niedziela wygląda tak: 

ŚNIADANIE: bułka wieloziarnista, pomidor, kiełki rzodkiewki, jajko na twardo z majonezem 

II ŚNIADANIE: banan, jabłko, mini serniczki, matcha

OBIAD: skrzydełka a'la kfc z piekarnika plus sos ketchup-majonez

       Kolacji brak, ale kaloryczność 1700, nie ma tragedii. Spadek tygodniowy to 0,3 kg, też nie jest źle. Jest spadek i to daje dalszego kopa do działania. Trwam dalej przy swoim , działam, nie poddaje się. 

     Pamiętajcie aby się nie poddawać, walczyć o swoje. Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Spokojnego wieczoru  udanego nowego tygodnia. Pozdrawiam :) :* 

12 listopada 2022 , Komentarze (15)

Witajcie 

          Sobota dobiega powoli końca, a jak mija? Spokojnie, ale  w dobrym humorze. Rano szybkie zakupy z M, szybkie i małe bo kilka rzeczy. Potem powrót do domu, zabrałam się za obiad na dziś i jutro. Na dziś dla M schabowy ale taki ze schabu a na jutro dla domowników gulasz.... z szynki , dawno nie robiłam. Ja będę miała co innego ;) o ile nie zmienię zdania. 

         Popołudniu wybraliśmy się do galerii, dziewczyny poprosiły....i masakraaaaaa ludzie nie było wolnego miejsca w Copernicusie jeśli znacie Toruń. Dosłownie brak miejsc, a samochody stawiali czasami w tak dziwnych miejscach, że sama bym na nie wpadła ;) Dziewczyny szybko ogarnęły co miały zrobić i udaliśmy się w kolejne miejsce.... niedaleko kolejnej galerii, tym razem Plazy...tam też tragedia. Wiecie, co jeden dzień sklepy zamknięte, a ludzi szaleli..... szok. Niektórzy takie zakupy, jakby wojna nadchodziła :( Tam też szybko załatwiliśmy sprawy i do domu. 

       Aktywność dzisiejsza to kroki ( głowa mnie boli od samego rana-tabletkę wzięłam dopiero teraz) Posiłkowo dzień wygląda tak: 

ŚNIADANIE: bułka z dynią, metka bawarska, ketchup, ogórek 

II ŚNIADANIE: jabłko, baton 

OBIAD: tortilla, ketchup, szynka, mozzarella i papryczki ;) zapieczone w piekarniku

KOLACJA: matcha, pieczona dynia piżmowa i kawka którą teraz dopijam ;) 

       Kaloryczność niestety dziś zdecydowanie za mała , bo 1500 z haczykiem , ale tak wyszło, tak dzień się ułożył, nie był planowany. Pierwszy raz robiłam i jadłam dynię piżmową....niebo w gębie. Polecam każdemu. Dynię przekroiłam na pół, wydrążyłam pestki. Pokroiłam w paski, polałam oliwą, niewiele...tyle tylko aby dobrze " przykleiły" się przyprawy czyli sól, pieprz i papryka słodka  i do piekarnika 220 stopni 30 minut. Mięciutka skórka, miąższ idealny ;) Mam też fazę na papryczki, jak szybko się skończą, to szybko raczej nie kupię ;) Tortilla też ostatnio często u mnie gości, szybko się robi i pomysłów na nią może być mnóstwo. 

           To byłoby na tyle w dniu dzisiejszym. Trwam dalej, nie poddaję się, a zapomniałam dodać, woda wypita. Waga od wtorku taka sama.... co poniekąd mnie cieszy, bo mniejsza niż w zeszłą niedzielę i poniedziałek... także powinien być spadek, ale poczekam do jutra.  Pamiętajcie, aby się nie poddawać. Działamy, walczymy. Nie poddajemy się. Pamiętajcie, jesteśmy silniejsze niż nam się wydaje. Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Jutro ostatni dzień weekendu, nie żałujcie sobie wszystkiego, ale róbcie to z głową :) Miłego wieczoru. Pozdrawiam :) :* 

11 listopada 2022 , Komentarze (24)

Witajcie 

       Kolejny dzień wyzwania zaliczony, to już 96 dzień. Kolejny dzień zleciał, nie wiem kiedy. Niby wolne, bo święto.... niby błogi relaks miał być  co??? Nic. Zamiast pospać, to wstałam przed 7, spałam bo spałam. Ja już tak mam, nieważne wolne czy nie, to budzę się o stałej godzinie. Dziś też zanim stałam przed 7 to przebudziłam się około 5, potem oko mi się przymknęło ;) 

       Śniadanie dla mnie i M, potem rytuał, leki, smarowanie, ćwiczenia M :) przypilnowanie hihihi aby nie szalał. Pobudka dziewczyn i nagle M pyta czy jadę z nim na paradę motocyklową do miasta, a potem do Włocławka... Hmmm mówię, spoko, mogę jechać. Pomyślałam dziewczyny będą mogły coś w salonie razem obejrzeć, pobyć bez nas ;) Tak, pojechaliśmy. Na tej paradzie byliśmy pół godzinki. Gdyby nie to, że M miał ten wypadek na motorze, to pewnie były tam z nimi właśnie na motorze...a tak lipa. 

        Wróciliśmy po wszystkim do domu. Szybko ogarnęłam obiad, dla siebie i M. On zjadł w domu, ja w drodze, a co zaraz zobaczycie. Tak jak wspomniałam wybraliśmy się do Włocławka.... młodzież została. Dojechaliśmy do punktu docelowego.... a jechaliśmy po lusterka do motoru ;) i się uśmialiśmy.... bo się okazało, że pan który wystawił ogłoszenie, miał tylko jedno lusterko... M nie pytał, pan przez telefon nie wspomniał ;) Hahah jechaliśmy niepotrzebnie :) No cóż zrobiliśmy sobie małą wycieczkę, troszkę pochodziliśmy po mieście ;) i do domku. 

       W drodze powrotnej do rodziców zajrzeliśmy, bo tacie coś z telefonem się stało. Naprawiliśmy usterkę i do domku... Jak wróciliśmy było ciemno, zimno brrrr i mnie już telepało właśnie z zimna. Cóż, szybko drewno do kominka i siup cieplutko ;) do tego szybka kolacja i kawka cieplutka ;) 

       Aktywność, to spacer z M plus orbitrek, co prawda tylko 10 minut...ale wiecie, co? Nie ma co się dziwić, bo dawno nie ćwiczyłam na orbitreku. Niby codziennie jestem aktywna, ale to było ponad moje siły. Zasapałam  się hhihi. Postanowiłam powoli wracam do orbiego, dlatego 10 minut dziś a jutro może będzie 15, aż dojdę bez problemu do 30-40 czy 50 minut ;) jak dawniej ;) Jeszcze muszę zmotywować się do wskoczenia na rowerek stacjonarny :) Ale to wszystko w swoim czasie. 

     Posiłkowo dzień wygląda tak :


ŚNIADANIE: bułka kukurydziana z dynią, sałata masłowa, papryczki żółte i zielone ( stwierdzam, tak jak kiedyś uwielbiałam zielone, tak teraz uwielbiam żółte.... a zielone lubię ) 

II ŚNIADANIE: mini serniczki ;) sama robiłam poniżej podam przepis 

OBIAD: tortilla, sos ( ketchup-majonez), kurczak, ser  kiełki rzodkiewki -- wszystko zapieczone w piekarniku i zapakowane w śniadaniówkę, dlatego takie kiepskie zdjęcie 

KOLACJA: ryż na mleku, jabłko, ciasteczko i groszki kolorowe ;) plus kawka którą dopijam

        Kaloryczność 1800 jest ok. Aaaa no i foto czasu na orbim ;) Woda ładnie pita. Samopoczucie ogólnie ok. Tylko, tak jak wspomniałam wcześniej .... zimno mi.... dodam wpis, szybki prysznic i łóżko :) Aaaa nie.... jeszcze jadłospis na jutro ;) 

         Łapcie przepis na mini serniczki, które wyjdą każdemu :) 

- 2 jajka

- 2 jogurty  skyr naturalne ( każdy po 150g)

- 40 gram proszku budyniowego ( u mnie waniliowy)

- 50 gram cukru

Wszystko mieszany i do blaszki lub w foremki na muffiny. Dobrze, jest natłuścić blaszkę ( jako że ja dawałam do form silikonowych nie natłuszczałam. Ale trzeba pilnować aby się nie przypaliły. Dajemy góra-dół piekarnik na 180 stopni około 30 minut, pilnując. To wszystko. Smacznego :) Z tego przepisu powinno takich mini wyjść 8 ;) 

        Pamiętajcie aby się nie poddawać, walczymy, działamy. Głowa do góry, nawet jak masz gorszy dzień.....pamiętaj po burzy wychodzi słońce :) Dasz radę, jesteś silniejsza niż myślisz :) Trzymam kciuki. Powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam :) :* 

10 listopada 2022 , Komentarze (19)

Witajcie 

            Kolejny dzień na wysokich obrotach. Dobrze, że waga współpracuje ;) i pokazuje lekki spadek. Także działam dalej ;) Idę przed siebie, nie poddaję się, idę w swoim tempie i to mi służy. 

          Od samego rana znowu jedna, druga sprawa do załatwienia i tak się okazało, że południe. Potem pomoc M w garażu ( nosi go, ale robi tyle na ile mu sił starcza) Na szczęście to była lekka praca w garażu,  to ja miałam cięższą. Ale ja silna kobieta jestem hihihihi. Zanim się obejrzeliśmy, była 15 i trzeba było odebrać młodzież z miasta. Szybko do domu i wybiła 16.30 Zanim zrobiłam obiad wybiła 17 :( za późno na obiad ale zjadłam, bałam się że rzucę się na cokolwiek. 

        Jeśli chodzi o aktywność dzisiejszą, kroki standardowo ( jak od kilkunastu dni) Dobiję pewnie do 10 tyś i ładuję opaskę, bo pada. Posiłkowo dzień wygląda tak: 

ŚNIADANIE: bułka wieloziarnista plus papryczki żółte ( pyszneeeeee) 

II ŚNIADANIE: McMuffin z twarożkiem, rzodkiewką i rukolą plus kawa chocoberry latte ( pysznaaaa ale droga 15 zł za 400 ml) plus kinder bueno

OBIAD/KOLACJA: paluszki rybne, frytki z piekarnika plus matcha latte i teraz jeszcze teraz dopijam kawkę bo oczy mi się zamykają ;) 

      Kaloryczność prawie 1900 także jest ok. Taki w biegu jadłospis....ale póki M nie stanie dobrze na nogi zdrowotnie, to tak u mnie będzie wyglądało jedzonko. Grunt, że nie rzucam się na cokolwiek.  W planach mam ograniczenie słodkości, powiedzmy, może tylko w weekend.... a może np. 3 razy w tygodniu.....zobaczymy. Nie chcę całkowicie rezygnować, bo to nie zadziała. Owszem, mogę wytrzymać dzień, dwa, tydzień.. a potem, rzucę się na  wszystko co słodkie. A przecież nie oto chodzi, prawda? Dlatego przeanalizuję swój plan. 

       Powoli zaczynam myśleć o świętach hmmm a raczej,gdzieś w głowie zrobienie listy potraw, może jakieś ozdoby zrobię ( to też chcę sobie rozpisać) Ja ogólnie lubię planować, jak wiecie... ale nie zawsze to wychodzi ;) Samo życie. 

       No dobrze, to byłoby na tyle. Pamiętajcie aby się nie poddawać. Walczymy, działamy. Nawet jak upadniesz, powstań, idź dalej przed siebie. Trzymam za Was kciuki, aby ten długi weekend był owocny. Powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam :) :* 


9 listopada 2022 , Komentarze (18)

Witajcie 

       Znowu czas na małe podsumowanie kilku dni nieobecności. Ja jestem w tyle z dnami, datami... Zatem co u mnie? Od początku. Niedziela minęła szybko, zdecydowanie za szybko ale nawet spokojnie. Poniedziałek? Poniedziałek był ciężki, od rana do wieczora poza domem - najpierw załatwianie spraw z M i jeżdżenie w jedną i drugą :( uwierzcie dosyć miałam poniedziałku, miałam dosyć jazdy samochodem. Na szczęście zebrane szybko zleciało, bo nie było rady rodziców ;) zatem jakieś 30 minut w sumie trwało, więc luz...Tak jak wyjechałam z domu o 6.50 tak wróciłam dopiero po 18 ej :) W poniedziałek nawet nie liczyłam kalorii, bo jedzenie było w biegu. Czy żałuję? Troszeczkę, ale już we wtorek ogarnęłam się z liczeniem.... 

      Może  wtorek nie był to idealnym dnem liczenia kalorii, ale było policzone. Co zjadłam, policzyłam... chociaż jadłospis daleki od dietetycznego ;) 

ŚNIADANIE: bułka wieloziarnista, serek turek śmietankowy

II ŚNIADANIE: u rodziców drożdżówka, kawka, i pieczarki marynowane nadziewane serkiem - niebo w gębie. Kupione w sklepie Carrefour za 7,61 :) Są pyszne, tu w opakowaniu było więcej ale zostawiłam bratu :) 

OBIAD/KOLACJA:   bo późno czyli carbonara w moim wykonaniu ( o mamusiu, to było pyszne ....ale i kaloryczne ;) także trzeba uważać... 

       Wtorek był także ciężkim dniem. Niestety córka M dostarcza ostatnio bardzo dużo problemów :( które niestety skończą  na komisariacie:(   Wczoraj miałam tak nerwowy dzień, że wieczorem wzięłam dwie tabletki  na uspokojenie.. i jeszcze się okazało, że były przeterminowane tzn ważne do lutego :) Ale to nic, usnęłam jak dziecko i spałam do rana. Oj nie chcę pamiętać tego dnia. 

      Dzisiejszy dzionek czyli 94 dzień wyzwania. Tak to już 94 dzień, trwam dalej i waga ciut w dół od weekendu ;) Zobaczymy jak będzie w sobotę, niedzielę ;) Póki co robię swoje. Za sprawą wczorajszych leków, niestety byłam od rana zamulona :( Do tego deszczowa pogoda nie pomaga, ale samo życie. Dziś też od rana jakieś załatwiani spraw z M :( oj mam chwilami dosyć bycia szoferem ;) bo od rana do wieczora za kółkiem. Ale na szczęście leczenie idzie ku dobremu, ćwiczy w domu... nawet zawłaszczył sobie mojego orbitreka hahaha uwierzycie ? :) Tak do ćwiczeń ramion ;) A niech chłop ma ;) 

     Posiłkowo dzień wygląda tak: 

ŚNIADANIE: bułka z  serkiem śmietankowym, kiełki rzodkiewki

II ŚNIADANIE: burek z serem i szpinakiem kupiony w Lidlu, plus bułka i papryczki żółte i orzeszki ( ten burek  jest pyszny- najlepszy ciepły. jeśli chodzi o papryczki. Pierwszy raz jadłam te żółte , chociaż one dla mnie pomarańczowe bardziej ;) 

OBIAD/KOLACJA: zupa ogórkowa z ziemniakami i kawa matcha latte ( sama robiłam -wyszła obłędna ) aaa  teraz dopijam energetyka ( wiem, samo zło, ale chciało mi się czegoś gazowanego) 

      Kaloryczność 1700 z haczykiem jest ok, chociaż mogłoby być te 1900-2000 ;) ale cieszę się, że nie jest to 1200 :) także trzeba patrzeć na pozytywy. A jeśli chodzi o matche, łapcie przepis 

potrzebujemy:

-  1 łyżeczka matchy

-  50 ml wody w temp.70-80 stopni

-  200 ml mleka

-  1-2 łyżeczki miodu 

       Matchę zalewany wodą, następnie mieszany ( ja to robiłam spieniaczem do mleka). Dodajemy miód i ponownie mieszany. W osobnej szklance wlewamy mleko i ubijamy spieniaczem ;) Następny krok, to przelanie mleka do matchy. Gotowe :) 

          Jakie to było pyszne ;) powyżej macie matchę z której zrobiłam to cudo. Zakupiona w Biedronce za niecałe 7 zł. I z tego co widzę, co starczy na dobre 10 takich pyszności ;) Więc warto, kupić. Swego czasu próbowałam matchę z McDonalds i w Lidlu ale obie nie były tak dobre, dopasowane pode mnie ;) heheh. Aaaa zapomniałam dodać, że jak wsypiecie matchę i zalejecie wodą, to musicie bardzo dobrze wymieszać. 

        Tak, co ja miałam jeszcze napisać... aktywność. Hmmm nie ma jej tzn poza krokami nie ma :(   Ale też nie robię sobie wyrzutów, bo mimo wszystko cały czas jestem aktywna ;) I to mnie cieszy, nie zalegam na kanapie. A niestety póki M jest w domu, moja aktywność kuleje, tzn nie jest taka jaką chciałabym aby była. Mimo wszystko jestem aktywna, na tyle ile mogę. Chociaż troszkę mi wstyd bo zapisałam się do wyzwania i co? Dupka blada :(  Za to wodę piję bez problemu ;) Hmmm 

       Nie poddaje się, działam, dalej robię swoje. Pamiętajcie, że nawet jak upadniesz, powstań idź dalej przed siebie. Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Spokojnego wieczoru. Pozdrawiam :) :* 


      


     

5 listopada 2022 , Komentarze (20)

Witajcie 

        Nie wiem jak to się stało, ale znowu kilka dni mnie niebyło. Nawet nie wiem kiedy to  zleciało. Dużo się działo przez ten czas. Latanina po lekarzach, masakra. Wkurzyłam się gdy szukałam poradni urazowo-ortopedycznej.... dodam że na skierowaniu ma pilne. I wiecie na kiedy były terminy w Toruniu, poza Toruniem..... terminy rozbieżne, od stycznia po sierpień 2023 :) Hahah śmiech na sali. Ale załatwiłam prywatnie lekarza. Byliśmy na wizycie, za 10 minut wziął 200 zł :) Hmmm to nic, ważne że szybko przyjął. Z racji tego, że M ma do 30 listopada L4, lekarz zaproponował aby na kolejną wizytę przyszedł do poradni przy szpitalu. Dał kartkę z pieczątką swoją i dokładną datą wizyty. Doceniamy, że nie chciał nas znowu zaciągnąć na prywatną wizytę. Wiadomo, że gdyby trzeba było, to by poszedł prywatnie. 

       Na następny dzień pojechaliśmy do szpitala, do poradni w celu rejestracji do lekarza. Dzięki tej kartce od lekarza udało się zapisać na wizytę w dniu 30 listopada. Hmm nie pocieszył nas. Powiedział, że zwolnienie może być nawet na dwa miesiące. Zobaczymy co powie 30 listopada. M zaczął sam w domu robić lekkie ćwiczenia, oczywiście takie jakie pokazał ortopeda. Dzielnie ćwiczy, nawet gdy kwiczy z bólu ;) Chyba, że bardzo mocno bol to robi stop. Dzielny pacjent. Tak pacjent... bo dalej nie prowadzi, ja robię za kierowcę. Kanapki  jako tako sobie zrobi. Z umyciem się hmmm bywa ciężko, ubranie się niestety jeszcze sprawia problemy. Ale jest dzielny. To nic że śpimy osobno hahahha. Mamy przymusowy rozwód ;) łóżkowy. Niestety  musi spać na kanapie ,która nie jest rozkładana, bo ma stabilizację ręki. Cóż tak bywa, przeżyję ;) 

       Tydzień zleciał i na samą myśl, że weekend ucieszyłam się ;) Tak, do tego stopnia że od wczoraj piłam piwo 400ml bezalkoholowe hahahah. Taki pijus ze mnie :) Wypiłam łyka i do lodówki i tak od wczoraj wieczór. Aktywność kroki, standard. Na więcej nie miałam siły :(  całe dni jeżdżenia mi nie służą. Nie jestem do tego przyzwyczajona, ale jak mus to mus. Ale muszę się spiąć, bo przecież biorę udział w wyzwaniu 25 dni treningowych ;) Więc lipy być nie może :) Prawda ;) Za to z wodą nie mam problemu ;) a posiłkowo jak wygląda dzień dzisiejszy? 

ŚNIADANIE: bułka serowa, sałatka jarzynowa od mamy ;) plus papryka 

OBIAD: skrzydełka a'la kfc z piekarnika z sosem 

KOLACJA: jabłko, baton i jogurt plus kawka 

      Kaloryczność 1865, jest ok. Mogłoby być lepsze jedzonko, ale dobra ja zaproponowałam  młodzieży wizytę na galerii ;) Ucieszyły się, no i jedzenie poza śniadaniem nie było planowane, a jedynie czyszczenie lodówki zrobione ;) Grunt, że kalorie policzone, nie ważne co zjadłam, policzyłam. Zaraz czas na ułożenie jadłospisu na jutro ;) 

      Aaaaa zapomniałabym dziś 90 dzień wyzwania. Spadek po tych dniach trwały to 2,6 kg. Czyli więcej niż po 60 dniach ;) Dnia 60 było 66,1 kg a dziś 65,7 kg ;) Może nie są wielkie spadki, ale są trwałe. Nie przerywam wyzwania, trwam dalej. Na kolejne 30 dni ;) Zobaczymy co czas pokaże ;) Małymi krokami wkraczam w kolejny miesiąc wyzwania ;) I to na mnie działa najbardziej... małymi krokami ;) 


     Pamiętajcie, grunt to się nie poddawać. Walczymy, działamy. Nawet jak upadniesz, powstań, idź dalej przed siebie . Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Spokojnej nocki i udanej niedzieli. Pamiętaj, żeby nie odmawiać sobie wszystkiego, bo wtedy prędzej czy później rzucisz się na dany produkt ;) Wszystko rób z głową, tak, żeby Tobie było dobrze, nie zadowolisz wszystkich.... Pozdrawiam :) :* 

1 listopada 2022 , Komentarze (11)

Witajcie 

       Kolejny dzień wyzwania za mną, to już 86 dzień.  Dni lecą jak szalone, a do tego szybko robi się ciemno... Cóż... zanim się obejrzymy będą święta. Chociaż szczerze, nie myślę nawet o nich. Za dużo złego ostatnio u nas się dzieje i nie wybiegam tak daleko w przyszłość. Skupiam się na tym co tu i teraz i dobrze mi z tym. A jak mija dzisiejszy dzień? Spokojnie. Tak jak wczoraj pisałam, młoda pojechała do koleżanki na noc. Była zachwycona, zadowolona, wróciła radosna :) Oby takie stany były częściej. 

    Tak odebraliśmy młodą, od koleżanki, potem szybko do domku.....i wybraliśmy się pieszo na cmentarz, do sąsiedniej wsi ( gdzie leżą moi dziadkowie) Przy okazji M chciał zobaczyć o widoku jak wygląda motor. Hmmm szału nie robi, sporo do naprawy... ale póki co nie prędko za to się weźmie. Na chwilę spotkaliśmy się z moją rodzinką, zapaliliśmy znicza i do domku. Jeszcze wkurzył mnie  facet na cmentarzu. Byłam z młodymi u mojego wujka, postawić znicz. Ani ja , ani moja córka go nie znamy... zginął jak miał 3 latka. Ale moja córka, dba o ten grób, jakby to był ktoś bliski..a przecież nawet go nie zna. Doceniam. No ale do rzeczy. Podeszłyśmy do grobu i widzę, że jakiś facet opiera się o krzyż na grobie. Grzecznie podchodzę i mówię " proszę się nie opierać, bo ten krzyż jest ruchomy" a on mi na to, że nie jest i znowu się oparł ( dodam, że nie był stary... po prostu nie chciało mu się stać na mszy) To zwróciłam kolejny raz uwagę. Kurczę, rozumiem, żeby to dziecko nie zrozumiało, ale dorosły facet? I pewnie nie tylko on słyszał moje słowa, kiedy to drugi raz zwróciłam uwagę. Brak słów. 

       Aaaa to mój widok z sypialni ;) 

             Jakby ktoś pytał... tak mieszkam przy kościele i cmentarzu ;) 

   Także dzisiejsza aktywność to marsz w obie strony 6,5 km :) Sam M zaproponował, bo chciał rozchodzić łydkę. Pytałam dwa razy czy da radę. A on że tak ;) No to poszliśmy pieszo, ale jak wróciliśmy mówił, że troszkę czuje łydkę ;) Po obiedzie padł i spał. To dobrze, organizm się regeneruje. Tak ma być. Pamiętam ile spał po wypadku samochodowym. Te które są ze mną dłużej, pewnie pamiętają. kiedy to chwilę przez Wigilią miał wypadek :( Oj to był straszny czas dla mnie. 

       Posiłkowo dziś wygląda tak :


ŚNIADANIE: chleb fitness, sopocka, pomidor  ogórek oraz kakao ( wieki nie piłam ) 

OBIAD: ziemniaki, filet z piersi, bigos 

PODWIECZOREK DO FILMU: popcorn, M&M'S brownie ( jakie one są dobre) i kawka do tego, którą jeszcze dopijam 

KOLACJA: serek straciatella, borówki

      Kaloryczność wyszła  około 1900, także jest dobrze. Woda wypita, spijam dziś jakby szło na mróz ;) 

      Aaa dziś małe podsumowanie października. Szału nie będzie bo waga taka sama na początku jak i na końcu czyli 65,9 kg ;) Dobrze, źle? Hmm chyba wolę zastój niż wzrost. Także jest ok. Listopad będzie lepszy( chciałabym a czas pokaże) Woda pita każdego dnia, weszła mi w nawyk. Kroki też weszły mi w nawyk, liczenie kalorii wchodzi w nawyk... Więc i treningi też wejdą w nawyk ;) Na to liczę, ale widoczne potrzebuję na wszystko czasu. No i teraz podchodzę do tego wszystkiego z głową ;) A nie bo szybko... Nie nic nie muszę, nie szybko... mogę i robię w swoim tempie. I to mi służy. 

     Tabelka październikowa wygląda tak: 

      Jak widać treningów brak ale kroki nawet ładnie. Tylko 4 dni kiedy było poniżej 10 tyś. Ten miesiąc jest trochę gorszy, bo aż 11 dni było bez liczenia kalorii....a u mnie to bardzo dużo. Ale dużo się działo, niekoniecznie dobrego i tak wyszło. Jednak nie był to ciąg 11 dni, bo wtedy bym już nie wróciła do liczenia, to pewne. A u mnie te 11 dni się rozłożyło na cały miesiąc, także nie jest źle. Nie mam do siebie wyrzutów, idę dalej i robię swoje. Tak powinno być. 

       Nie ma póki co planów na listopad. Chociaż pewnie na dniach nad nimi pomyślę ;) Wyznaczę sobie jakieś punkty do realizacji. Oczywiście realne ;) A Wy macie jakieś plany na listopad? 

     Pamiętajcie aby się nie poddawać. Walczymy, nawet jak upadniesz, powstań, idź dalej przed siebie. Głowa do góry, każdy ma wzloty i upadki.... takie życie. Życie jest nieprzewidywalne. Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Spokojnego wieczoru. Pozdrawiam :) :* 

31 października 2022 , Komentarze (23)

Witajcie 

      Znowu czas na krótkie streszczenie mojej nieobecności. Jestem w szoku, że dni tak szybko mijają... a teraz jeszcze jak przestawialiśmy czas, to już w ogóle. Piątek zleciał raz dwa, nawet nie wiem kiedy. Sobota też nawet szybko i nerwowo. Z racji tego, że robię za kierowcę, bo mamy chwilowo jedno auto, musiałam odebrać M z firmy. Szybki obiad, chwila odpoczynku i młodzież pyta....czy pojedziemy na galerię i gdzieś tam jeszcze... Hmmm M bez zastanowienia, jak macie posprzątane pokoje, to spoko... Hmmm dziewczyny chwila zadumy i brały się za porządki ;) Ogarnęły raz dwa i w drogę. Troszkę nam zeszło....Niby chwila tu, chwila tam i 3 godziny nie nasze. Poza tym weekend, sobota to ludzi dużooooo

      Niedziela do wieczora spokojna... nawet udało się trochę książki przeczytać. Coś pooglądać, posłuchać muzyki i nagle telefon...Jak tylko zobaczyłam kto dzwoni ( a dzwonił M), już wiedziałam, że coś jest nie tak( bo wybrał się na motor) I nagle prośba" kochanie przyjedziesz po mnie, bo miałem wypadek" Kuźwa..... nogi się pode mną ugięły :( Strach, co zastanę... Szybko w samochód i pojechałam po niego. Okazało się, że stoi na nogach, karetki nie ma- myślę jest dobrze. Motor odprowadzony do mojej cioci na podwórko ( wszystko działo się jakieś 6 km od naszego domu). Pytam jak się czuję, co go boli itp..... Szybko do domu, szybkie ogarnięcie i na pogotowie. Od jednego do drugiego szpitala, w końcu przyjęli... a ja? Ja czekałam 4 godziny przed izbą przyjęć.. bo tylko pacjent mógł wejść. Mój tłumaczy i pyta czy mogę wejść, aby mu pomóc w rozebraniu podczas badania, że na zewnątrz jest zimno... A oni, że nie, że mam jechać do domu :) Hmmm Siedziałam 4 godziny przed izbą, na ławeczce...Moja córka co chwilę, dzwoniła, pytała co i jak... a ja nawet nic nie wiedziałam.... bo mój nie miał tam zasięgu, do tego prawie rozładowany tel... szału dostawałam. W końcu słyszę, czekam na wypis.... Jak przyjechaliśmy przed 19 to wyszliśmy około północy. Po północy byliśmy w domu. Jechałam z duszą na ramieniu, mgła straszna, do tego deszcz, ciemno... aj najgorsza pogoda i warunki... jeszcze tylko śniegu brakowało ;) Na szczęście dowiozłam nas całych. Ja szybko spać, pod kołdrę, bo strasznie zmarzłam... byłam w lekkiej bluzie. 

      Oj wkurzyli mnie  w tym szpitalu, bo we wcześniejszym weszliśmy oboje... a tu, ja nie mogłam, szok. Najgorsze jest to, że od pacjentów wymagali maseczek...a sami nie mieli :) Hahaha śmiech na sali. A co do diagnozy to okazało się: zwichnięcie stawu barkowo-obojczykowego lewa strona a prawa to pęknięcie więzadła palca w stawach nadgarstkowo-śródręcznych i między paliczkowych :) Matkoooo w życiu bym tego nie zapamiętała ;) I co? Wyjęty z życia na 6 tygodni :( Gaci sam nie zdejmie, nie założy, leków trzeba przypilnować... posmarować.... Szczerze, to mam dosyć... W tym wszystkim znowu zapominam o sobie, a tak być nie może :( Liczę, że jutro wróci liczenie kalorii... 

    Dziś ja za kierowcę i tak pewnie będzie cały miesiąc, chyba, że M poczuje się lepiej... bo aż go nosi, a tu tyle do zrobienia ( auto w garażu stoi, w domu coś tam do ogarnięcia...) My nie należymy do ludzi, którzy leżą bezczynnie, zawsze sobie coś znajdziemy, lubimy być w ruchu... Więc widzę, że się męczy. 

    Ogarnęliśmy dziś groby, aby jutro nie jeździć, bo będą tłumy , dziś też mało nie było  :) :) Samo życie... Jutro w domku. Ewentualnie tylko odbiorę młodą, bo pojechała tzn zawiozłam ją do koleżanki na noc ;) To krok do przodu, przy jej chorobie... Nie ma jej dwie godziny i nie było żadnego telefonu ;) Jest postęp :) Trzymajcie kciuki, aby tak zostało do jutra ;) 

    Aktywność dzisiejsza kroki, na chwilę obecną 15515. Ogólnie cały tydzień zaliczony na plus jeśli chodzi o kroki, bo w poniedziałek było 19608, wtorek- 19059, środa- 18665, czwartek- 17017, piątek -17146, sobota -13743 a niedziela było 10965. Także to mnie cieszy, bo nie leniłam się ;) Woda pita każdego dnia :) Aaa przy okazji, zapraszam na listopadowe wyzwanie :) 

      Pamiętajcie aby się nie poddawać, walczymy, działamy ;) Trzymam za Was kciuki. Powodzenia. Spokojnej nocki. Pozdrawiam :* :)  

27 października 2022 , Komentarze (14)

Witajcie 

        Zacznijmy od dnia wczorajszego. Szalony dzień od samego rana, nie ogarnęłam go do samego końca...Na wysokich obrotach od rana, a wieczorem padłam jak mucha. Posiłkowo dzień wyglądał tak:

ŚNIADANIE: bułka serowa, krem mleczny

II ŚNIADANIE: owsianka i baton ( w drodze) 

OBIAD/KOLACJA: sałatka, miks sałat, pomidor, ogórek, polędwiczki, majonez, krążki chlebowe i kawka

       Posiłki bez szału, ale cały dzień właściwie poza domem i w nerwach. Cud że zjadłam chociaż to, co widać. Nie ma co płakać, tylko działać dalej. Aktywność wczorajsza to kroki czyi wpadło 18016, jest ok. Woda pita, co mnie cieszy i tego się trzymam ;) 

      Dzisiejszy dzień też nie należy do najlepszych, chociaż... hmmmm nie, dzisiejszy dzień jest ok. Młoda dziś jechała do domu opieki z klasą ( to profil psychologiczno-pedagogiczny) i mają takie różne wyjścia. Szczerze, na początku nie chciała jechać.... bo komunikacja, a ona nie lubi jeździć niczym innym niż samochodem. Ja nie mogłam jej zawieźć, ale dała radę, pojechała. Sam pobyt w domu opieki, zrobił na niej ogromne wrażenie. na początku były łzy, bo strasznie przykro jej się zrobiło, jak zobaczyła tych ludzi... Schorowanych, starszych. Ale z każdą chwilą, oswajała się z pobytem tam. I wiecie co???? Ogólnie wspomina pobyt tam miło, tańczyli, śpiewali. Cieszyła się, że mogła wywołać uśmiech na ich twarzy. Cieszyła się, że mogła przytulić. Szok. Wróciła silniejsza. Cieszę się, że dała radę, pokonała swój lęk. 

      Posiłkowo dzień wygląda tak:

ŚNIADANIE: chleb z serkiem chrzanowym, salami mini. 

II ŚNIADANIE: winogrono, drożdżówka, kawa i chleb z roladą boczkową ( mama skusiła,a  mamie się nie odmawia) 

OBIAD: sałatka-miks sałat, pomidor, ogórek, polędwiczka, krążki chlebowe, majonez

KOLACJA: danio ciasteczkowe kawa 

       Zjedzone ze smakiem :) bez wyrzutów ;) Kaloryczność ciut za mała bo 1700 ale hmmm cóż. Ostatnio nie mam ochoty wcale jeść :( A zmuszała się nie będę. Woda dziś też wypita, aktywność kroki - na chwilę obecną. Aaaa odnośnie picia wody, dziś wleci kolejne listopadowe wyzwanie z piciem wody. Zapraszam ;) 

     Chciałabym też napisać kilka słów odnośnie tego mojego suplementu, o którym kilka wpisów wcześniej pisałam. A mianowicie Ketofix 

https://www.ketofix.pl/       tu macie link do strony, jesli chcecie więcej się dowiedzieć. 

    Był to suplement, który miałam okazję testować w ramach współpracy. Stosowałam go 30 dni, przez ten czas waga spadła 1 kg. Dużo, mało... zależy ale  też dużo czynników się na to złożyło. Stres, nerwy, okres i aktywność hmmm nie taka jaką bym chciała...ale co dał mi ten preparat?  Zmniejszył łaknienie na słodkości, nie podjadałam, co jest bardzo ważne i dało mi kopa. Nie miałam skutków ubocznych, co też jest plusem. Ogólnie skład tego preparatu jest spoko. Myślę, też, że gdybym miała więcej do zrzucenia, to waga inaczej by spadła.... a ja w momencie kiedy dostałam ten suplement, miałam do zgubienia 8 kg. Wiadomo że inaczej waga spada, jak ma się np.50 kg do zrzucenia, a inaczej jak ma się 10. Prawda? 

       Jak ja się cieszę, że jutro piątek... nie macie pojęcia. Marzy mi się gorąca kąpiel z pianką, do tego książka( którą mam nadzieję w ten weekend dokończyć) i piwko 0% :) które chłodzi się od jakiś 2 miesięcy hahah 

      Aaaa zaskoczyła mnie dziś waga, spadkiem oczywiście zaskoczyła, ale o tym za kilka dni ;) aby nie zapeszyć. Trwam w wyzwaniu, dalej robię swoje, może nie jest to zawrotne tempo, ale robię to na swoich zasadach ;) I tak powinno być. Oczywiście Wam dziękuję za wsparcie i motywację :* 

     Pamiętajcie, aby się nie poddawać. Walczymy, działamy, idziemy do celu. Trzymam za Was kciuki i zmykam poczytać co u Was ;) Spokojnego wieczoru. Pozdrawiam :) :*