Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Odchudzam się, bo moja waga przeszkadza mi w wielu rzeczach, które chciałabym robić. Bo zdrowie zaczyna szwankować, bo źle się czuję sama ze sobą, bo moje ciało woła o pomstę do nieba... Bo ogólnie chcę coś z tym zrobić:)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 5319
Komentarzy: 49
Założony: 17 sierpnia 2012
Ostatni wpis: 5 sierpnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Wojowniczkaaa

kobieta, 41 lat, Warszawa

170 cm, 81.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

21 listopada 2012 , Komentarze (1)

Dawno mnie nie było... Na szczęście trzymam się na tym samym poziomie, choć dwa ostatnie miesiące były dla mnie trudne. A jak się nawarstwiają trudności, to kontrolowanie jedzenia jest problematyczne... No i też jestem taka, że nie lubię się dzielić swoimi porażkami i nie umiem prosić o pomoc, gdy mi ciężko. Chyba dlatego zniknęłam. Po prostu staczam się w tą otchłań sama, i sama się miotam. Aż w końcu łapię o co chodzi i jak wrócić na dobre tory. Wraca motywacja, spokój, chęć, energia. Ten moment właśnie nastąpił. I oto jestem...

14 października 2012 , Komentarze (1)

Trochę mnie nie było... Przeziębienie, masa roboty, zmęczenie, zawirowania związane z motywacją do odchudzania... Zawsze jak mi coś nie wychodzi,m trudno mi prosić o pomoc, zamykam się w sobie, jest mi wstyd, że zawiodłam. No i przez to też o tym nie opowiadam, np. na blogu... Zagubiłam się, straciłam cel z oczu. Choć nie jest aż tak źle. Jakiś czas temu wróciłabym do starego stylu życia: jem, nie ruszam się i ztaczam się po równi pochyłej jeśli chodzi o wagę (w górę). A teraz staram się (choć nie zawsze mi to wychodzi) nie objadać się (ostatnio gorzej mi to wychodzi w weekend). Biegam (choć może z mniejszą częstotliwością, ale co najmniej raz w tygodniu). Tak więc waga stoi w miejscu (widzę to po ubraniach, bo nie mam odwagi wejść na wagę). 
Ogólnie dużo się dzieje w moim życiu. Staramy się z mężczyzną o dziecko. Właściwie to z moim narzeczonym. Wczoraj mi się oświadczył (!!!!) Miał to zrobić na wakacjach (na które jedziemy za tydzień) ale ze zmęczenia, zrezygnowania, i nie wiem czego jeszcze, zrobiłam mu awanturę o wszystko, a on się oświadczył (!!!!) :) Nadal to do mnie nie dociera :) Duuuużo się dzieje... Ale wracam na dobrą tory :) Wracam do gry! :)  

22 września 2012 , Skomentuj

Zaangażowanie oznacza trwać w postanowieniu "bez względu na wszystko". 
Czy ja mam taką postawę? Różnie to z tym bywa... 

Ale postanawiam, że bez względu na wszystko:
1. będę biegać 2-3 razy w tygodniu.
2. będę powstrzymywać się od objadania się.
3. nauczę się gotować.
4. postaram się utrzymać wysoką motywację do zmiany
- częste wpisy na blogu
- codzienne przeglądanie innych pamiętników
- nieprzerwana wizja mojego celu
5. będę słuchać swojego ciała
6. będę codziennie stawiać jeden mały kroczek w kierunku celu:)
 

22 września 2012 , Skomentuj

Zgodnie z postanowieniem, teraz będę opisywać ćwiczenia i przemyślenia wg książki "Odchudzanie zaczyna się w głowie - 100 dni diety". Ponieważ nie miałam wcześniej dostępu do internetu pierwsze 6 dni opiszę dziś. Resztę postaram się robić systematycznie.

A więc:
Kiedyś taka byłam - moje lęki, obawy i negatywne przekonania odnośnie odchudzania:
1. Aby schudnąć muszę się bardzo starać, zrezygnować z wszystkiego, co lubię.
2. Schudnięcie będzie trudne, czasochłonne.
3. Boję się, że się złamię i że mi się nigdy nie uda (że wrócę do starych nawyków)
4. Boję się, że mi się nigdy nie uda i że jestem skazana na nadwagę.
5. Muszę jeść rzeczy, które mi nie smakują.
6. Nigdy nie mogę sobie odpuścić (dieta, trening)
7. Lubię się objadać (raz na jakiś czas się porządnie nażreć).
8. Cały czas diety muszę się kontrolować (nie mogę być spontaniczna).
9. Jestem słaba, brak mi systematyczności.
10. Jeśli nie będę szczupła nikt mnie nie zechce.

Nowe zakończenie - kiedyś taka byłam, lecz teraz jestem inna:
1. Kiedyś bardzo się starałam, musiałam zrezygnować z wszystkiego co lubię, teraz świadomie wybieram to, co jem. A jeśli mam ochotę na coś, czego nie powinnam jeść,  wybieram mały kawałek i delektuję się nim. 
2. Kiedyś myślałam, że odchudzanie będzie trudne i czasochłonne, teraz myślę, że nie chodzi o czas tylko o drogę, która jest dla mnie fascynująca.
3. Kiedyś bałam się, że i tak się złamię i wrócę do swoich nawyków, teraz uważam, że mam prawo do popełniania błędów.
4. Kiedyś bałam się, że nigdy mi się nie uda i jestem skazana na bycie grubą, teraz myślę, że to ode mnie zależy jak będę wyglądać (jak wyglądam).
5. Kiedyś byłam przekonana, że aby schudnąć muszę jeść rzeczy, które mi nie smakują, teraz myślę, że nie muszę się do niczego zmuszać. Jem to, co mi smakuje.
6. Kiedyś myślałam, że nigdy nie mogę sobie odpuścić diety i treningu, teraz nie mam takiej potrzeby, bo mam realistyczny plan. 
7. Kiedyś lubiłam się objadać, teraz przypominam sobie jak się czuję następnego dnia i zastanawiam się, dlaczego chcę się objadać. 
8. Kiedyś myślałam, że przez cały okres diety muszę się kontrolować, teraz słucham swojego ciała i jego potrzeb.
9. Kiedyś uważałam, że jestem słaba i brak mi systematyczności, teraz myślę, że uczę się wytrwałości, a nie perfekcji.
10. Kiedyś myślałam, że jeśli będę gruba to nikt mnie nie zechce. Teraz mam fajnego, kochanego faceta, serdecznych przyjaciół, masę znajomych wokół, którym nie przeszkadza to, jak wyglądam. Poza tym jeśli ja siebie nie zaakceptuję, to tym bardziej nie będę w stanie przyjąć tej akceptacji od innych.  

17 września 2012 , Skomentuj

Postanowienie nr 2
Postanawiam, że do dnia 21 marca 2013 będę ważyć 75 kg. W wiosnę chcę wkroczyć z nową figurą. Nie jest to jakiś zbyt ambitny cel (choć 15 kg robi wrażenie), ale za to 6 miesięcy to odpowiedni czas na rozprawienie się z takim sadełkiem:) 

Postanowienie nr 3 
Zaczyna mi siadać motywacja. Znam te symptomy - "od jutra, dziś sobie daruję, po co się tak męczyć, nie szkodzi jak sobie trochę pofolguję". Tak tak, mamy to... Nie idę żadnym trybem, planem, zorganizowaniem. I mam poczucie, że to sprawia, że często z tej drogi zbaczam. Nie mam się za bardzo czego trzymać. Nie lubię planów, wydaje mi się, że to odbiera spontaniczność (a to lubię najbardziej), ale... No właśnie, zamierzam codziennie przez 100 dni iść trybem książki "100 dni diety". Jeden krok na jeden dzień. Zobaczymy co z tego wyjdzie :) 
Tak więc pierwszy wpis wieczorem!

14 września 2012 , Skomentuj

Ostatnio coś do mnie dotarło. Tak na prawdę to ode mnie zależy czy schudnę czy nie. Nikt za mnie tego nie zrobi. Nikomu też bardziej nie powinno na tym zależeć niż mnie. Decyzja czy zjem coś "zakazanego" czy nie, też należy do mnie. Nikomu przez to nie zrobię bardziej na złość niż sobie, nikogo bardziej nie krzywdzę niż siebie. Smutne? Pocieszające? Wkurzające? Pewnie wszystko na raz. Ale też ta myśl mnie motywuje. Ogólnie mój los zależy ode mnie:)
Sukces? TAK! Dziś okazało się, że już dłużej biegam niż chodzę na moich joggingowych treningach. Ale też przez to muszę schudnąć, bo kolana zaczynają dawać się we znaki. Nie mam już wyjścia. Muszę to w końcu doprowadzić do końca :) 

8 września 2012 , Komentarze (1)

No właśnie, u mnie w weekendy zawsze jest najgorzej. Nagle nie muszę nigdzie jeździć, mogę sobie odpocząć i nic nie robić, spotykam się z rodziną i znajomymi i... mogę jeść, mniej się kontroluję, a tak jak było tydzień temu, popadam w weekendowe obżarstwo, które mija wraz z nadejściem poniedziałku i brakiem czasu na cokolwiek. 
Dziś, teraz, w tej chwili zastanawiam się czy nie rzucić tego wszystkiego w cholerę i nie zrobić nalotu na lodówkę. Wcześniej byłam na grillu, zjadłam za dużo, i teraz siedzę sobie w poczuciu klęski. Tak, zasada "wszystko albo nic" jednak działa nadal. Albo dieta idzie idealnie i wszystko jest super, albo coś się nie udaje i nie warto dalej próbować. 
Znowu "aniołek" podpowiada: nie rezygnuj, zrób coś, nie daj się. A "diabełek" kusi: i tak nic ci się nie udaje, po co się męczyć, te ciasta są takie pyszne... Jezu, dlaczego to jest takie trudne?!?! 
Nie! Jednak się nie złamię! Czytam wasze pamiętniki, to mnie podnosi na duchu i wzmaga moją motywację. Nie poddam się! Tu nie chodzi o to, żeby żreć. Tu chodzi o mnie i moje dobre samopoczucie. O to, że jedzenie nie może mną rządzić! Nie chcę być niewolnikiem jedzenia. Chcę się cieszyć życiem! Dziękuję Wam za to, że jesteście!:)

5 września 2012 , Komentarze (2)

Wiadomo, że jak się odchudzasz to najważniejsze jest po pierwsze dieta, a po drugie ruch. No właśnie, o sporcie jeszcze nie pisałam, ale trzeba przyznać, że od kwietnia sobie biegam. Tzn. biegam i chodzę na zmianę, ze względu na wagę i stawy (żeby mi się coś nie połamało:) Ze względu na moją niechęć do robienia czegokolwiek wg planu, nie narzucam sobie reżimu biegania codziennie, raczej staram się robić 3-4 "sesje" w tygodniu, a minimalne minimum to raz w tygodniu. 
Dziś było mi trudno. Po pierwsze dlatego, że zazwyczaj biegam rano (bo mniej ludzi, świeższe powietrze i większa motywacja), a dziś wyszłam po pracy. A po drugie dlatego, że ze względu na niedosypianie (5-6 godzin na dobę, co dla mnie jest raczej mało), nie mam dużo energii i jestem zmęczona. Ale ponieważ do końca tygodnia raczej nie będę miała okazji się przebiec, postanowiłam mimo wszystko "się poświęcić". 
No i sukces:) Oprócz tego, że zmęczyłam psa, to jeszcze mam poczucie, że kondycja mi się poprawiła. Biegam dłużej, mniej się męczę, a tętno bardzo szybko wraca mi do normy. Poza tym, coś jest jednak w tym, że sport podwyższa energię, bo czuję się zdecydowanie lepiej teraz, niż przed biegiem. Jeju, jak ja uwielbiam małe sukcesy!:)

2 września 2012 , Skomentuj

Kontynuując mój wpis, odnośnie trudnych okresów w odchudzaniu, chciałabym wyróżnć kilka etapów w procesie rezygnacji z odchudzania (działań, które same w sobie na początku raczej nie są specjalnie szkodliwe ale też w porę nie wykryte z dużym prawdopodobieństwem doprowadzą do porażki - a przynajmniej doprowadziły już kilka razy w moim przypadku). A więc:
1. Najpierw mamy okres podjęcia decyzji, dużej energii i motywacji do zmiany. Zazwyczaj wierzymy w nasz sukces, w to że się uda. Motywuje nas fakt, że nie chcemy już tak żyć, musimy coś w naszym życiu zmienić. Staramy się robić wszystko idealnie, tak jak powinno być. Regularnie ćwiczymy (czasem zbyt często), restrykcyjnie przestrzegamy diety itd. Z badań psychologicznych wynika, że ten okres trwa ok. 4-6 tygodni.
2. Potem mamy okres pierwszych błędów, małych porażek, ale jeszcze specjalnie się tym nie przejmujemy, ot ludzki błąd, każdemu się zdarza. Ale pojawia się to coraz częściej. Motywacja zaczyna siadac, nasz cel powoli się zamazuje.
3. No i przechodzimy do następnego etapu pt. "powrót do dawnych przyzwyczajeń". Już specjalnie nie chcę się walczyć i męczyć, przestajemy wierzyć w sukces.  Mija trochę czasu i powracamy do punktu wyjścia...
Ja po weekendzie jestem na drugim etapie. Jednak wolny dzień, kiedy nie muszę nic robić, nie sprzyja dbaniu o figurę, choć może, ale o tym kiedy indziej:) Dziś ratuje mnie fakt, że rano biegałam z moją psiną i miałam dużo spraw na głowie (niezbyt miałam czas, żeby coś jeść). 
A co robić, żeby nie dotrzeć do etapu trzeciego? Nad tym właśnie pracuję...   :)

1 września 2012 , Komentarze (2)

I to jest fakt. Miałam już kilka takich zrywów, gdzie przez pierwsze tygodnie wszystko było super, realizowałam swój plan, właściwie też było mi w miarę prosto. A potem nagle następowało załamanie, motywacja leciała na łeb na szyję, znowu zaczynałam się objadać, traciłam swój cel z oczu. W ciągu ostatnich kilku lat, takie zrywy i załamania miały miejsce kilkakrotnie. I mam poczucie, że teraz też tak będzie. Wytrzymam kilka tygodni (jeszcze) we względnym spokoju i sukcesach, a potem się zacznie walka. Mam tego świadomość i myślę, że to jest fajne. Teraz mam możliwość poćwiczyć sobie sposoby radzenia sobie z trudnymi sytuacjami. 
Wydaje mi się, że najważniejszy jest luz, aby nie podchodzić do kwestii odchudzania zbyt restrykcyjnie. Jeśli jestem non stop skupiona na tym co mogę a czego nie mogę, to po pierwsze: odbiera mi to przyjemność radowania się tym, co jest; a po drugie: sprawia, że czuję wyrzuty sumienia za to, że zrobiłam coś czego nie powinnam - co prowadzi często do rezygnacji. Bo jeśli zrobiłam to raz, to zrobię pewnie i kolejny raz. A skoro tak, to po co się męczyć. Też wielokrotnie to ćwiczyłam, więc wiem...
A więc luz:) a o co chodzi? mianowicie jak masz wielką ochotę na czekoladę, to ją zjedz! Zazwyczaj jest tak, że jedna mała kostka zaspokaja potrzebę (też sprawdzone). Jak masz ochotę na ciastko, to też je zjedz. Kurcze, jesteśmy tylko ludźmi. Trzeba mieć niesamowitą motywację, żeby sobie wszystkiego odmawiać i jeszcze czuć się szczęśliwym. 
Ja miałam wczoraj taki przykład - poszłam z dziewczynami na ploty, nakupowałyśmy sobie ciastek, orzeszków, krakersów, coś na popitkę. No i jadłam, bez wyrzutów sumienia, że nie mogę, bo wszystko diabli wezmą. W pewnym momencie już nie miałam ochoty (nie objadłam się tym! czytaj: zaspokoiłam swoją potrzebę) więc przestałam to jeść. Jakie to proste?:)