Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jankaq

kobieta, 39 lat, Olsztyn

166 cm, 58.70 kg więcej o mnie

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

26 listopada 2013 , Komentarze (1)

Hej,
wczoraj byłam godzinkę na basenie, super mi się pływało. w domu wieczorem zrobiłam 50 przysiadów. tez muszę sobie jakaś akcję wymyślić i trzymać się ściśle planu, bo w pewnym momencie wszystko się rozłazi....

wczoraj jedzeniowo:
śniadanie:                owsianka z mandarynkami
drugie śniadanie:    serek wiejski, 2 jabłka, 3 mandarynki
obiad: mała miseczka zupy ogórkowej i sałatka ze szpinkiem świezym i pomidorami z oliwą
kolacja: makrela- sałatka

z ćwiczeń: 1 godz. basenu i 50 przysiadów

poza tym czytam od kilku dni i zastanawiam się głęboko nad Callaneticsem.
efekty obserwuje u Cytrynowej, której pamiętnik podczytuje od jakiegoś czasu...
tylko cieżko mi jest się przekonać do tych powtórzeń...

wracam do robotki. może już dziś zacznę coś w tym kierunku.
dziś w planach basen i przysiady również ;))

buziaki


25 listopada 2013 , Komentarze (2)

hej,

głodna strasznie jestem...
niby po dwóch śniadaniach, ale coś organizm dopomina się o więcej. roboty full.choć weekend upłynął na błogim nicnierobieniu ;)) w piątek byliśmy na urodzinach, niby wypiłam dwa piwka, ale tak się źle w sobotę czułam. tak to jest jak się w ogole nie pije...
w sobote pod wieczór wybraliśmy się do sklepu na większe zakupy, bo wpłynęła kasa za projekty. nigdy wczęsniej pod koniec miesiąca tak nie szaleliśmy z gotówką...zawsze na spokojnie, a pod koniec miesiaca taka posucha z kasą że hej!

niedziela minęła na spacerach, potem myjnia- samochodu, bo zbliża się zima. wspólna romantyczna kolacja, książka w łóżku...i?

i dziś zaspałam przez o wszytsko do pracy. hehhe ale dawno tak fajnie nie było. bardzo odpoczęłam, by znów wrócić do tego młynu!!!

ćwiczeniowo słabiej niż zakładałam, za to jedzeniowo wzorowo!!! zaraz kończę prace i lecę na basen

miłęgo popołudnia;)

20 listopada 2013 , Komentarze (10)

hej:)
tez tak macie? czas leci. nie ma kiedy w ciągu dnia podrapać nawet po nosie. dopiero zjadłam śniadanie, bo od rano ciągle coś.
Na dziś jeszcze miałam wezwanie na 11.00 do Urzędu Kontroli skarbowej w sprawie zakupów na allegro w 2010roku.
wczoraj nawet dzwoniłam zorientować się, czy mogę nie przyjść, czy w innych godzinach, czy można to przełożyć, bo tak mi ta środa na łażenie po urzędach pasowała, że hej..ale nic to. przyjechałam rano do pracy, ogarnęła co trzeba i zwolniłam się na godzinkę. wiadomo że o tej porze przedrzeć się na drugi koniec miasta nie należy do łatwych, więc postałam w korku 20 min...wkurzałam się na każdym kroku....
spisywanie protokułu i zeznanie przebiegło szybko, Pan bardzo miły. szybko, sprawnie. czyn obywatelski spełniony hehe;)

wróciłam do pracy i też ciągle coś. ale już się uspokoiło.

co do tytułu, to czasem mam ochotę wysiąść z tego pociągu. usiąść na chwilę, odsapnąć, zastanowić się nad sobą, po czym wsiąść z powrotem, bo wiecie co? ja chyba to lubię...


miłego dzionka laski;)

17 listopada 2013 , Komentarze (5)

hej,

od czwartku codziennie godzinka na siłowni. niestety ale w na chwile obecną nie mam czasu zeby zostawać dłużej w klubie. w sumie i tak nie ma mnie w domku 2 godziny, bo wiadomo dojśc, przebrać się, poćwiczyć, spocić się ;) potem wziąć prysznic, przebrać się i wrócić do domu. dziś dzielnie wstałam o 7. sniadanko na spokojnie (owsianka z mandarynkami), kawka i pojechałam rowerem do klubu zeby zaoszczedzić czasu. chcialam iśc na basen, ale niedziela to jest dzień kiedy multum ludzi przyjeżdza na basen, wiec podarowałam sobie...jakoś nie lubie tłumów.
juz jestem po herbatce i siedze i pracuję. wstawwiłam pranie, ogarnełam troszkę mieszkanko z ciuchów...i działam...

przyjrzałam sobie dziś w szatni, w sumie nie wygladam źle, na uwagę zasługuje brzuch. troszkę mu się przybrało...a więc działamy laski!!!

miłego dzionka ;)))



14 listopada 2013 , Komentarze (5)

Hej,

powróciła córka marnotrawna ;) przepraszam, że nie pisałam, ale ostattnie tygodnie to jakaś masakra, zlecenia robiłam do niedzieli non stop. spałam po 4 godzinki. ten tydzień odpoczywam i staram się zajmować innymi rzeczami i ładować akumulatory...
dostałam karte mulisport i zaczynam dzis juz działać ;)

na bieżaco będę wpisywać swoje poczynania, jak mi czas pozwoli oczywiście ;)

25 października 2013 , Komentarze (10)

hej ;)))


jak się cieszę, że dziś piątek ;)))

znowu obudziłam się przed 7, w biegu malowanie, ubieranie .... oj coś musze zadziałać z tym wstawaniem...


jak się cieszę ;)) szefa dzis nie ma, podokańczam różne sprawy...pobiegam z dokumentami.dziś mają nam przywieźć nowe meble, lodówkę oraz mikrofalę do pracy, więc muszę być na miejscu i czekać. a propos szefa, to dzwonił niedawno, z jakimś głupim zapytaniem...czyli mnie sprawdza, czy jestem. o mały włos a nie zdążyłabym na autobus...ja to mam szczęście;)

wczoraj zaczęłam taką akcję "ciałko". spędziąłam w lazience dwie godziki, wyleżałam się w wannie, wydepilowałam, a potem wysmarowałam sie balsamami. ;)) a potem zasnęłam jak dziecko hehee. ale serio lepiej się czuję i lepiej wyglądam ;)
jedzeniowo wciąż bardzo dobrze, nie jem słodyczy od października,
na obiady rybka i sałata , na kolacje jakas sałatka.
czuję, że @ zbliża się, bo cycki urosły, brzuch pobolewa i spuchłam troszeczkę.


wracam do pracy, dzis bez czujnego oka szefa hehehhe ;))

miłego dzionka ;)

24 października 2013 , Komentarze (6)

Hej:))

troszkę się u mnie ustabilizowało, więc piszę. wciąż dużo pracy, ale się już wyrabiam na zakrętach -jest dobrze!!!

szefa nie ma póki co, nadrabiam jakieś swoje rzeczy, opłat przez internet itp.
Kolega mnie wciąż z pracy zagaduje.trochę się krępuję mu powiedzieć, że nie mam czasu, w sumie to nie potrafię komuś powiedzieć, żeby spadał...

Wczoraj w domku wstawiłam 3 pralki. wciąż narzekam na brak balkonu, albo swojego domku, bo piękna pogoda, więc z powodzeniem mogłabym suszyć gdzieś na tarasie, jakbym go miała. a tak część suszy się w łazience, część w drugim malutkim pokoju...echh takie życie. Ogarnęłam też trochę mieszkanie, bo po ostatnich zleceniach tydzień nawet nie ruszyłam palcem, a dwa tygodnie nie było wstawiane pranie. wszystko mi się pokończyło...

cieszę się, że juz jutro piątek, planów weekendowych nie mam, może gdzieś pojedziemy, bo ostatnio to wciąż praca i praca i na nic nie było czasu...

muszę stwierdzić, że po tych dwóch ciężkich tygodniach zauważyłam po sobie zmiany na skórze, nie wiem czy to ma związek całkowity z tym , że serio nie wysypiałam się, jadłam bardzo mało, piłam dużo kawy, ale...
zauważyłam, że skóra zrobiła się jakaś taka sucha, poszarzała, mam większe wory pod oczami.twarz nie ma takiego blasku, wyskoczyły mi pryszcze (co jest w ogóle dziwne!!! w tym wieku?)...
chciałabym sobie zafundować jakiś weekend w spa, bo czuję, że jakoś zmarniałam...nie wiem czy to możliwe, czy po 2 tygodniach takiego trybu życia, miałabym tyle oznak...wczoraj obejrzałam się od głów do stóp no i niestety muszę z przykrością stwierdzić, że wyglądam źle!!!

porządnie zabieram się za siebie, bo nie chcę tak wyglądać!!!
miałyście coś podobnego?
wracam tymczasem do robótki, miłego dzionka!!!

23 października 2013 , Komentarze (6)

hej ;))

czas tak szybko leci, że nie ogarniam momentami. kto to wymyślił, żeby doba była taka krótka??

Uporałam się z zleceniem. ufff...niestety oddałam we czwartek rano,bo nanosiłam ostatnie poprawki...ale to już na razie za mną...będa następne, więc juz zbieram siły i się powoli regeneruję....ale oczywiście nie spoczęłam na laurach, bo inne rzeczy tez nie mogą leżeć...w piątek z M. pojechaliśmy do moich rodziców. wróciliśmy w poniedziałek rano...troszkę pospacerowaliśmy, piekłam z Mamą ciasteczka owsiane i szarlotkę...zagrabiałam liście na podwórku, było dużo rozmów, śmiechu itp itd. i tak minął weekend.w poniedziałek miałam wolne...trochę ogarniałam mieszkanie, bo kupiliśmy nowe łóżko...jest o niebo wygodniej, w końcu się wysypiam i nie czuje desek  wbijających się w kręgosłup...a kto wie co zrobić ze starym?w sumie to oddałabym gdzieś, ale gdzie?już sie nie nadaje, żeby sprzedawać...i kto nam to zabierze?trzeba jakiś transport skombinować...
wczoraj dzień minął mi na bieganiu z dokumentami, uruchamiamy nowy projekt i miałam starcie z księgową...podła jędza, wydarła się na mnie...bo powiedziałam jej że w piątek nie miała dla mnie czasu i nawet nie zerknęła na moje dokumenty więc teraz niech nie ma pretensji że coś jest nie tak i termin był do wczoraj...tak się po tych słowach wkurzyła, że uderzyła pięściami w stół i krzyknęła, że nie ma obowiązku mnie obsługiwać, bo ma tysiące innych spraw na głowie, a ja przychodzę z pierdołami...z resztą jak zawsze....opowiedziałam to wszystko szefowi, on od razu zadzwonił do niej...i co ?zwaliła wszystko na mnie, że to ja ja zdenerwowałam i pyskowałam...poszłam do niej jeszcze raz, była bardzo milutka...tylko szkoda, że dopiero po interwencji szefa złagodniała....nieważne, kto z czym do niej idzie, chyba najważniejsza jest kultura osobista, której ta pani za grosz nie posiada...przykro mi było, bo szef powiedział na koniec, że nie warto z nimi zaczynać, bo to księgowość i jeszcze nie raz będziemy potrzebowali ich pomocy...
ale oni przecież od tego są!!!ona mi z łaską jeszcze rozlicza fakturę...a mnie traktuje jak ścierkę...szkoda na nią słów...
wkurzyła mnie wczoraj strasznie....dziś już spokój...zabieram się za wyliczenia, muszę wpisać mnóstwo ankiet do systemu...jak wcześniej nie zasnę przed monitorem...
a dieta, ćwiczenia i te sprawy?
jedzonko bez zmian, nie jem słodyczy!!!
ćwiczenia - tylko wieczorem brzuszki i przysiady.
od listopada benefit...

wracam do robótki, miłego dzionka kochane:)

14 października 2013 , Komentarze (7)

Hej ;))

 wpis na szybko, bo czasu mało, grunt urywa się pod nogami...a mi ucieka czas...a to wszystko przez to, że podjełam się zleceń...okazało się niby mma czas, że się wyrobie bo deadline jest do końca tygodnia, a tu w piątek sie okazuje, że mam skończyć zlecenie do wtorku z lekkim przeciągnięciem do środy rano...łomatko i córko. w piątek po pracy walczyłam z tym, w sobotę pojechałam tylko na zakupy rano, trochę się przeciągnęło, bo wróciłam o 12, szybki obiad...w między czasie M. się rozchorował...kichał, prychał. ugotowałam rosół, zrobiłam mu mleko z miodem i czosnkiem. i dalej działałam ze zleceniem...wieczorem M. wył (jak to facet, gdy się lekko przeziębi), że wszystko boli. pojechałam do apteki całodobowej, nakupowałam gripexów (bo fervexa wycofali)...i dalej w zleceniu po uszy...po 12 poszłam spać...niedziela wyglądała identycznie, odgrzewany obiad i dalej komputer...M. pojechał do rodziców, więc trochę mogłam od niego odsapnąć...wrócił późno, apotem podjechał jeszcze do firmy na godzinek...ja położyłam się o 3 w nocy. w między czasie wkurzałam się, bo z sąsiedniego bloku studenci urządzili sobie imprezkę z głośnikami na parapetach...myślałam, że zadzwonię na policję, ale ktoś z sąsiadów mnie uprzedził i chyba zwrócił im uwagę, bo po jakimś czasie ucichli...
spałam 4 godziny, dziś ledwo na oczy widzę, ale trzymam sie jakoś, bo wiem, że mnóstwo jeszcze pracy przede mną i czas ucieka jak szalony...czemu doba nie trwa 72 godziny?
jedzeniowo bardzo na szybko: w sobotę rosół i sałatka z makrelą. na kolację sałatka z selerem naciowym, niedziela: rosół i sałatka: pomidory, jajka, sałata lodowa, kukurydza, ogórek
kolacja serek wiejski
dużo, dużo kawy i herbat...
praca na 1000% obrotach...
ćwiczeniowo: rano i wieczorem brzuszki/przysiady-100/40 ;))
uciekam do robotki, jak się ogarne i oddam robotkę, to się odezwę..;)

miłego dzionka;))

9 października 2013 , Komentarze (5)

Cześć laseczki,

jednak postanowienie (tfu tfu, żeby nie zapeszyć) pierwszopaździernikowe okazało się dla mnie bardzo motywujące, postawiło mnie konkretnie na obie nogi, już nie chwieję się, nie narzekam, mam sie dobrze, a będzie jeszcze lepiej...
październik rozpoczęłam dobrym humorem, powrotem do diety i ćwiczeń...
humor jak to humor, czasem jest lepiej czasem gorzej, ale totalnie zmieniłam podejście do siebie, do życia i do otoczenia. najbardziej ostatnio dała mi w kość praca, bo ciągle coś, ale spięłam się i powoli realizuje projekty...
jesli chodzi o dietę, to jest nawet dobrze, czasem coś wpadnie do paszczęki, tak na szybko...zeby czymś zająć gębę...wczoraj po zakupach w Lidlu w samochodzie przegryzłam wafelka i sezamka, ale nie mogłam się oprzeć, bo było juz tak późno a ja tylko po lekkim obiedzie od razu pojechałam na zajęcia...
no nic to, nie ma tragedii...wszytsko w granicach 1500 kalorii.
śniadanie: owsianka plus kawa z mlekiem
II śniadanie: serek wiejski , gruszka,  jabłko
III śniadanie: mały jogurt
obiad:  sałata, kasza jaglana, pierś z kurczaka...
kolacja: sałatka z makreli z jajkiem
3 herbaty rumiankowe, 1,5l wody
a propos jedzonka wczoraj kupiłam seler naciowy. uwielbiam go. dzis na pewno coś wykombinuję, jakąs sałtkę ;)
cwiczenia? rano i wieczorem na razie robie 100 brzuszków i 25 przysiadów. a od listopada wracam z kartą multisport na siłownię i inne takie...juz nie mogę się doczekać. nie wiem czy pamiętacie jak w zeszłym roku normalnie uzależniłam się od ćwiczeń...mogłam tam biegać codziennie...
jutro ide na basen.miałam dzisiaj ale jeszcze odczekam jeden dzionek po @, żeby nie było niespodzianek...
to tyle. czuję ze wracam do gry ;))