Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W końcu wzięłam się za siebie! :) Nie ma marudzenia, nie ma wymówek - trzeba działać! Znalazłam prezent od kumpeli z LO. Dostałam tego słonika na dowód, że różowe słonie istnieją, zwłaszcza takie z czerwonymi kokardkami ;D To mój prywatny symbol na to, że nie ma rzeczy nie możliwych ;) W kwestii odchudzania również.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 130926
Komentarzy: 2289
Założony: 30 października 2012
Ostatni wpis: 25 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kawonanit

kobieta, 38 lat, Warszawa

163 cm, 72.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

29 lipca 2015 , Komentarze (8)

A czemu wahnięcie? Bo nie chcę się nastawiać zbytnio optymistycznie.  Że niby prawie kilogram po 3 dniach? Ano właśnie (smiech) Wcale się nie zdziwię jak jutro waga wróci na plus. I płakać z tego powodu też nie będę ;)

To może złazić woda, opuchlizna po ostatnich upałach, albo organizm odetchną, po tych hektolitrach piwa z zeszłego tygodnia. To może też złazić zawirowanie około @, to może być wszystko, tylko nie spadek tłuszczu. Jednak zanim zacznę spalać fat organizm musi się "poukładać", poprzestawiać to co trzeba, żeby zacząć działać. Nie tylko ja się szykowałam do diety, on też musi być gotowy :) 

Czuję się jakbym przeprowadzała istną rewolucję. A zmiany polegają jedynie na pilnowaniu kalorii, co za tym idzie zmniejszaniu porcji, nie dokładania do posiłków niepotrzebnych składników. Ciągle jestem w ciężkim szoku, jak bardzo kalorycznie przedstawiał się mój dzień. Najbardziej zadziwia mnie fakt, że tyle czasu utrzymywałam na tym wagę :? Te wszystkie dodatkowe plasterki żółtego sera do obiadu, albo pestki sypane na oko do sałatki, bo przecież zdrowo... albo garść orzechów na przegryzkę, co nie zawsze było moją garścią, tylko rosłego faceta... :p Tak to wyglądało, a dałabym się pochlastać, że nie jem dużo, tylko daję się ponieść przy niektórych daniach i tylko wtedy ewidentnie przeginam :D

Jedyne co, to tylko aktywność jeszcze nie jest taka, jak planowałam. I wszystko wskazuje na to, że przez najbliższe 3, 4 dni, ciągle z nią nie ruszę. No, ale to się nawet nie zamierzam głupio tłumaczyć.... pochwalę się, jak już wszystko będzie prefect ;)

Wracając do nowych porcji to... czuję się dziwnie. To nie jest tak, że po po posiłku jestem głodna, albo, że mnie szybko zaczyna po nich ssać... nie, to nie jest to uczucie. Ja raczej ciągle czuję... niedosyt? Podobno to ten mega zdrowy stan, którego warto doświadczyć podczas redukcji wagi. A mi jest z tym tak bardzo źle ;( Mam nadzieję, że szybko się przyzwyczaję, albo w ogóle przestanę go odczuwać 8)

26 lipca 2015 , Komentarze (13)

Jestem osobą, która zanim się za coś weźmie, musi przemyśleć sprawę w każdą "stronę świata". Kombinatorka ze mnie straszna (tajemnica) Czasem to pomaga, a czasem trafia się jakiś mało istotny szczegół, w którym "coś mi nie gra" i pojawia się problem nie do przeskoczenia. Jak na przykład moje wczorajsze rozkminy na temat ilości porcji w garze gulaszu... Na cholerę mi to teraz wiedzieć?! Przecież nie zamierzam gotować strogonowa w najbliższym czasie, to nie jest danie na te upały! Poza tym kto mi każe przygotowywać trudno policzalne obiady??! Zapętliłam się w kwadraturę koła, przyczepiłam mało istotnej kwestii, aż w końcu mogę stwierdzić - głupia baba ze mnie (smiech)

Przygotowałam sobie na dzisiaj ładne menu, które natrafiło na pierwszą przeszkodę już z rańca. Mianowicie mąż nagle zmienił śniadaniową rutynę domagając się jajek z chrzanem. Najpierw lekka panika - przecież chciałam zjeść jajka na drugie śniadanie, teraz miała być jaglanka!! Na szczęście szybko się opamiętałam :p Nie mogę przecież pozwolić, żeby mój orientacyjny jadłospis rządził całym dniem. Nie o to mi chodziło, gdy wkraczałam w świat kalorii :PP

No to teraz nienerwowo ;) Podliczanie posiłków na bieżąco okazało się mniej denerwujące niż układanie jadłospisu dzień wcześniej. Na chwilę obecną mam jeszcze 500 kcal do schrupania :D

To naprawdę może się udać... :)

25 lipca 2015 , Komentarze (12)

Jeszcze dwa dni temu dałabym sobie rękę uciąć, że jem bardzo ładnie, czasem jedynie przesadzam "bo takie dobre", ale żeby to miało aż tyle kalorii? :?

Czasem śledząc forum patrzę na jadłospisy do oceny i wszędzie komentarze typu "jesz za mało", no to starałam się, żeby u mnie nie było za mało (smiech)

Wkroczyłam w świat liczenia kalorii i co się okazuje? Moje śniadania mają ich ponad 400 (co akurat mnie cieszy i to zdecydowanie zostawiam, jak jest), ale ulubione obiadki potrafią dopić do... 900 kcal! Tak, dokładnie!!

I moja teoria pt. "jesz spoko, ale za mało się ruszasz" legła w gruzach :< Bo jem spoko, ale te moje bombki kaloryczne pojawiają się zbyt często. I tak jestem pod wrażeniem, że tą wagę trzymam tyle czasu...:D

Trzeba te kalorie jakoś trzymać w ryzach, a że ich liczenie jest tak uprzykrzające, jak się spodziewałam to siedzę i układam szablon. Obiecałam sobie, że ułożę chociaż ze 3 dni na tip top. Może na początku będzie to nieco monotonne, ale muszę jakoś mądrze ruszyć.

Może uda się już jutro ;) Nie no, musi to być jutro, bo w poniedziałek się niczego nie zaczyna.... ;)

20 lipca 2015 , Komentarze (3)

Bardziej się szykowałam niż ambitnie działałam, ale! Miałam dużo sprzątania (naprawdę dużo ;)), poćwiczyłam ze 2 razy, żarcie ładnie ogarnęłam, ale piwo lało się litrami :p Schudłam całe 100 g!(smiech)

Ten tydzień będzie już bardziej "zorganizowany", nic nade mną nie wisi, będzie dobrze 8)

12 lipca 2015 , Komentarze (5)

Który to raz biorę się za siebie z intencją działania, a nie tylko myślenia o tym? Nie mam bladego pojęcia.... Trochę nie wierzę, że będzie bezproblemowo, że z pełną mocą zacznę działać i radośnie gubić kilogramy. Taka weteranka jak ja, nie powinna kłamać w żywe oczy, że tym razem to już na miliard procent się uda! Bla bla bla....:x

Mam tylko nieśmiałą nadzieję, że tym razem będzie tak, jak powinno być już trzy lata temu. A dlaczego? Ano mam już taki swój zestaw ćwiczeń przy którym nie dostaję szczękościsku z niechęci. Potrafię się zebrać w sobie na godzinny trening gdzie nie tylko macham leniwie nóżką i jestem z siebie głupio dumna, że ćwiczę (smiech) O tyle jestem bliżej sukcesu 8)

Co do menu - to nienerwowo. Zwykłe bilansowanie posiłków. Na początku może być dziwnie szczególnie przy obiadach, bo ja już chyba z rok starałam się jeść MMowo, ale niestety było to na pół gwizdka. Skoro czyste MM mi nie wychodzi, czas uporządkować michę i przestać przeprowadzać samobiczowanie, że 2 posiłki były zgodne z Monignaciem, a w trzecim namieszałam tłuszcz z węglami.

Krok pierwszy - bilansowanie posiłków. 

Krok drugi - sprawdzenie, czy intuicyjne jedzenie się sprawdza, czy też trzeba zacząć liczyć kalorie.

W między czasie - spacerować ile wlezie. Trening 3 razy w tygodniu, twister i rowerek najlepiej codziennie (no, chyba, że w tym dniu zaliczę 10 kilometrowy spacer).

Kupiłam nową wagę. Niby wiedzieć, że stara zaniża i wystarczy dodać 3 kg, a zobaczyć, na wadze te cyferki to jest różnica! Od roku trzymam wagę, czas najwyższy zacząć ją zbijać ;)

10 czerwca 2015 , Komentarze (9)

Teoretycznie powinnam się chwalić, że zaczęłam tydzień 4, ale będąc szczerym - czy ten ostatni tydzień się liczy? :?

Nie mogę powiedzieć, że jest źle. Jak czytam niektóre pamiętniki to ja naprawdę trzymam się "na poziomie". Moje odchyły w porównaniu do niektórych Vitalijek (bez urazy ;)) to pestka. Ale i tak nie jest tak, jak sobie założyłam i to mnie najbardziej zniechęca. Takie moje własne zaniedbanie :( Wszystkie cele, które sobie założyłam były realne, skąd więc ta porażka?

Najpierw ta niekonsekwencja i lenistwo. A teraz faktyczna fizyczna niemoc (pierwszy raz od bardzo dawna, czuję się przy @ jak rozjechana żaba z częstoskurczem macicy ;() I mam ochotę na puste węgle i też już nie pamiętam kiedy ostatni raz miałam na nie takie parcie. 

Pomarudziłam, nie powiem, żeby mi się zrobiło jakoś lepiej, ale przynajmniej nie ściemniam (wszem i wobec, ale co najważniejsze też sobie), że jest perfect.... 

Mam nadzieję, że za dzień, dwa, odzyskam równowagę i to pociągnę już tak, jak być powinno.... 

4 czerwca 2015 , Komentarze (5)

Wczorajszy długodystansowy spacer w upale zaowocował:

- pęcherzem na pół pięty,

- zjaranym karkiem i ramionami

oraz skończył się lodami i piwem...

Nie tak powinna wyglądać moja dieta, nie tak... :<

Przynajmniej nie odpuściłam aktywności. Z tym u mnie coraz lepiej 8)

No i ciągle jest we mnie ten zapał, bez którego nic by się nie udało :D Pewnie potrwa to dłużej, ale na pewno się uda :)

To tylko lody, to tylko piwo.... świat się nie zawalił ;)

1 czerwca 2015 , Komentarze (8)

I jest mnie trochę mniej! Jupi :D

Chociaż ten tydzień był mniej aktywny od poprzedniego, a i zdarzyło się nadprogramowe żarcie, są efekty :)

Zaczyna się czerwiec, ten miesiąc ma być absolutnie idealny 8) I są zadatki na to, że to nie są czcze słowa :)

Musze też wspomnieć o ćwiczeniach na twisterze. Zabierając się za nie miałam dwa cele - wzmocnienie mięśni kręgosłupa i redukowanie boczków. Po miesiącu regularnych ćwiczeń (15 min. dziennie) stwierdzam co następuje:

- faktycznie lepiej się trzymam, wyprostowana postawa nie "męczy" mnie tak szybko, jak wcześniej,

- redukcji boczków nie zarejestrowałam. Przez pierwsze 2 tygodnie średnio trzymałam dietę, kolejne dwa już ładnie jadłam i pojawiły się spadki (czyli jednak jedzonko, nie kręcenie się pomaga zbijać ten tłuszczyk ;))

ale!

- na przestrzeni od cycków po biodra "coś się dzieje". Mam w tym miejscu konkretną warstwę tłuszczu (tak właściwie mam wrażenie, że tam siedzi moja cała nadwaga). Mąż stwierdził, że pojawiły mi się jakieś wklęsłości (smiech) I faktycznie, w regularnych odstępach (mostek, nad pępkiem i po bokach w okolicach tali) zrobiły się takie cosie... no wklęsłości, innej nazwy nie znajdę :? :PP Mam takie bardzo silne wrażenie, że jak to sadło zejdzie, będę miała tułów pierwsza klasa! ]:>

W tym miesiącu poświęcę 20 minut na twister. Dochodzi też plank, z którym coraz lepiej sobie radzę :) No zobaczymy co się stanie z wklęsłościami w lipcu ;)

31 maja 2015 , Komentarze (5)

Zaliczając sporo przeprowadzek, bardzo szybko objawia się lista rzeczy zbędnych. U mnie na tej liście wylądował zegar. Przecież godzinę można sprawdzić na kompie i w telefonie, więc po co jeszcze dodatkowe coś, co zawala miejsce i jeszcze denerwuje tykaniem?

Tak oto stałam się niewolnikiem minutnika. Jakkolwiek śmiesznie to nie brzmi :PP

Jestem gapa. Jak mierzę czas kiedy coś gotuję, nie wystarczy, żebym sprawdziła, która jest godzina, dodała potrzebny czas i zapamiętała godzinę, w której mam coś wyłączyć/ przestawić czy coś tam. Zazwyczaj się zapominam i mam wtedy problem nawet z ustaleniem, o której dana rzeczy mi się zaczęła w ogóle gotować.... :( 

Tak więc... niech żyje minutnik! :D

Już od rana idzie w ruch. Zaczęłam używać takiej maści do twarzy, którą powinnam nałożyć na pyszczek 20 minut po umyciu. Coby nie myśleć o tym cały czas, nastawiam minutnik. 

Przy gotowaniu, oczywiście minutnik, no bo jakże by inaczej! (smiech)

Przy ćwiczeniach - minutnik! Do twistera i rowerka, na plank nie minutnik, jedynie stoper ;)

Dobrze, że na spacerach nie używam minutnika!! Haahhaha :p

No i tak śmiechem, żartem. odpalam to ustrojstwo z 10 razy na dobę...

Też tak macie?

***

Dietowo przyzwoicie, chociaż wpadły mi do paszczy herbatniki holenderskie (tajemnica) No i było nieco mniej ruchu niż w zeszłym tygodniu, ale całokształt jest zdecydowanie na plus! :)

27 maja 2015 , Komentarze (4)

Chociaż wczoraj popłynęłam z gorzką czekoladą....:< Bywa :)Dobrze, że to nie były pierogi :PP

Dziś przerwa w ćwiczeniach, bo wczoraj się wykończyłam....

Pogoda mnie dobija, gdzie to słońce?! (szloch)

I to tyle u mnie.... Strasznie dużo się u mnie dzieje, nie? (smiech)

Bez jakiś większych pokus, ciągot, niewskazanych fantazji kulinarnych.... Dobrze jest 8)