Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W końcu wzięłam się za siebie! :) Nie ma marudzenia, nie ma wymówek - trzeba działać! Znalazłam prezent od kumpeli z LO. Dostałam tego słonika na dowód, że różowe słonie istnieją, zwłaszcza takie z czerwonymi kokardkami ;D To mój prywatny symbol na to, że nie ma rzeczy nie możliwych ;) W kwestii odchudzania również.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 130899
Komentarzy: 2289
Założony: 30 października 2012
Ostatni wpis: 25 listopada 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kawonanit

kobieta, 38 lat, Warszawa

163 cm, 72.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

22 lutego 2015 , Komentarze (9)

Pytanie raczej retoryczne, bo sama nie pamiętam (smiech) Z pewnością więcej niż 3, a może 5...?:?

Tak w ogóle to sobie postanowiłam, że to już ostatnie podejścia i podrygi. Od stycznia do kwietnia mam się starać, jak nie wyjdzie to koniec. Bez jojczenia jak to mi nie idzie i innych nawracających się kilkudniowych mobilizacji. No bo ile można?

Jak widać można nawet i 2 lata :|

Od stycznia do kwietnia - a to już końcówka lutego. Ostatnia szansa.

Biorąc pod uwagę te wszystkie moje wzloty i upadki to i tak bardzo dobrze, że w momentach "odpuszczania" trzymam wagę, nie tyję, ale też nie chudnę, heh....

Nauczona doświadczeniem własnego lenistwa, nawyków, planu dnia i ogólnie pojętego funkcjonowania, oto co następuje:

- spacerować minimum 4 razy w tygodniu (jak najdłużej, godzinne wyjścia do spożywczaka się nie liczą)

- kręcić się na twisterku codziennie,

- jak mnie najdzie na ćwiczenia - super!, jak nie to bez załamki i notorycznych myśli, że znowu nie ćwiczę itp. itd. (domyślam się, że ten punkt dla wielu osób może być niejasny, jednak siedzi w nim skrót myślowy bardzo ważny dla mnie i w ogólnej rozpisce musiał się znaleźć ;))

- pozwalam sobie na 2 piwa tygodniowo,

- szykować tygodniowe menu (żmudne zajęcie, ale wymagane z wielu względów... jeśli tu coś rypnę, to poleci cała dieta...)

- trzymam się zasad paleo (co może być problematyczne biorąc pod uwagę miłość do pierogów i makaronu, ale się postaram! bez nabiału funkcjonuję już drugi tydzień i nie ma problemu. O samym paleo będzie później - o tym, dlaczego w ogóle się zdecydowałam i jak to będzie wyglądało w praktyce, poświęcę kolejny wpis.).

- pomijam oczywistości typu słodycze, gazowańce, czy szybkie żarcie, ponieważ zdarzają się sporadycznie...nie będę miała problemu z zupełnym wywaleniem tego z menu.

Tyle tytułem wstępu :)




11 grudnia 2014 , Komentarze (4)

I to chyba nawet ostatni w tym roku :)

A co chcę napisać? Ano to, że jestem zażenowana moim nie chciejstwem.

To już dwa lata jak się bujam z odchudzaniem. Dopiero na wiosnę tego roku złapałam równowagę, ale i tak nie byłam w stanie przeprowadzić sprawy do końca :| Nowy rok miał być pod znakiem stabilizacji, a nie kolejnej szarpaniny pod tytułem "co robić?". Przecież bardzo dobrze wiem, co robić.... I nawet robię, przez tydzień, dwa, a potem byle wymówka, byle pretekst i koniec....

*

Fakt, nauczyłam się bardzo dużo przez te dwa lata. Moja dieta jest po prostu czysta 8) I jestem z tego dumna :D Skończyły się sklepowe wędlinki, wypieki, gotowce... Nawet lepszego jakościowo piwa nie trzeba szukać na zbyt wysokiej półce ]:> 

*

Ciągle czytam, ciągle się dokształcam z zakresu odżywiania, ale z czystym sercem mogę powiedzieć, że jest dobrze. Zresztą stan zdrowia, poprawne trawienie i ogólny stan cery, włosów, paznokci też o tym świadczy :)

Jedna rzecz, którą mam ciągle na tapecie to aktywność. I postaram się to w końcu ogarnąć. Nigdy nie robiłam postanowień noworocznych, w tym roku będę miała dwa ;) Pilnowanie domowego budżetu oraz chodzenie (codziennie poza dom i nie tylko do spożywczaka). Jak się siedzi tyle czasu bez stałej pracy to czasem tak jest, że jak nie muszę to po... ?(i tu można wstawić cokolwiek). Nic się nie chce. Wystarczy dopilnować obowiązków domowych i można siąść na dupce i spędzić czas z książką, czy serialem. I czasem stwierdza się ze zdziwieniem, że nie minęło kilka dni, tylko kilkanaście, albo kilkadziesiąt :(

Tak, zdecydowanie muszę to zmienić.

*

Pytanie zasadnicze - dlaczego nie od teraz, a dopiero po Nowym Roku? Odpowiedź będzie w tonie wymówki :PP Grudzień jest lajtowy, z założenia :D Przestałam obsesyjnie myśleć o tym, że ciągle nie udaje mi się wrócić do Montignaca na dłużej niż 3 dni. Nie myślę o tym, że znowu chciałam coś tam ze sobą zrobić, a jednak przesiedziałam to chcenie...

No i mam głupie wrażenie, że od stycznia będzie mi łatwiej, że ten "ciężar" noworocznych postanowień zmobilizuje mnie wystarczająco. Szykują się drobne zmiany, jak chociażby przemeblowanie pokoju (dojdą dwa nowe mebelki). Mam nadzieję, że jak będę miała co robić, to mi się będzie bardziej chciało robić cokolwiek :)

A teraz jest czas na myślenie o świętach i prezentowych drobiazgach :D

Trzeba też wysilić komórki mózgowe i mądrze rozplanować strategię opróżniania lodówki i takie tam przedwyjazdowe "things to do" ;)

*

Żegnam ten rok z wagą 65 kg i 103 cm w brzuchu... 

Patrząc na to z optymistycznej strony - jestem mniejsza niż roku temu o tej porze (smiech)

Ciekawe jak to będzie wyglądało w przyszłym roku... ;)

*

Zaraz, zaraz... święta spędzę u teściów w górach, gdzie mam nieziemski apetyt, a kuchnia mamy2 zdecydowanie nie ma słabych stron... Hmmm... całkiem możliwe, że te wymiary ulegną jeszcze zmianie... :x

Będzie dobrze, nie jadę tam przecież tylko na wyżerkę ;) I co mi się u nich podoba - nie trzeba dwa razy proponować jakiejś przechadzki. Zawsze są chętni na jakąś wycieczkę, czy spacer :) 

Z odpowiednim dawkowaniem nie powinnam się bardziej rozrosnąć ;)

A teraz wracam do wybierania herbat na prezent :) Nie sądziłam, że to może być takie duże wyzwanie... ;)

18 listopada 2014 , Komentarze (2)

I jeszcze nie rzuciłam ćwiczeń? WOW (smiech)

Ciągle ich nie lubię, ciągle nie odczuwam euforii po, ale przynajmniej nie mierzi mnie to tak, jak ostatnio ;) Miałam jeden dzień przerwy bo zmęczyłam łydki, a tak poza tym wszystko zgodnie z planem.

Efekty?

Plus na wadze i w centymetrach :| Mam nadzieję, że to przejściowe.

Ale!

Czuję się lepiej :) Mimo zakwasów jestem "zwinniejsza", bardziej "elastyczna", no ciałko układa się tak jak chcę, a nie jakbym chciała :p Nie wiem, czy znacie ten stan... najprościej to chyba porównać do wstawania z kucek - wcześniej trzeba było się podeprzeć i złapać równowagę, a teraz wstaje się bezproblemowo - o takie rzeczy ;)

Ostatnio hantlami zrobiłam już dwie serie 8) Chciałam dobrnąć do trzech i zwiększyć częstotliwość machania, ale Mój namawia mnie, żebym spróbowała z większym ciężarem.. I sama nie wiem. Zobaczę ;)

Jedzeniowo też lepiej niż gorzej :D Piwa teraz przez jakiś czas nie będzie to i może ten brzuch zacznie mi tak spektakularnie spadać, że powstrzymam się od % na dłużej?.... 

hahahaha..... ja?! :PP

13 listopada 2014 , Komentarze (2)

Wczoraj poćwiczone, dzisiaj też :) Zakwasy znacznie zelżały, ale hantle i tak odłożyłam na jutro. Tak sobie pomyślałam, że dopóki nie będę w stanie zrobić trzech serii to będę się za nie łapać co dwa dni :)

Mąż mnie zaskoczył :D Narzekałam mu przedwczoraj na skrzypiący rowerek, na co zmęczonym głosem i z takim niechętnym spojrzeniem stwierdził "może jutro". A wczoraj po pracy od razu wziął się za rozkręcanie (zakochany) A już myślałam, że będę się dopraszać przez dłuższy czas :p I wcale bym się nie dziwiła, że nie chce mu się tego robić... ;)

Dzięki temu dzisiaj pedałowałam dłużej niż ostatnio, będzie z pół godziny. Też na razie badam na ile mój tyłek jest wytrzymały, bo ostatnio przy dłuższej jeździe przez pewien czas miałam problem, żeby usiąść normalnie gdziekolwiek (smiech) 

Tylko muszę te ćwiczenia przerzucić na wieczór, bo mi teraz strasznie dezorganizują moją rutynę...

Mam nadzieję, że dzięki temu pozbędę się tych centymetrów z brzucha... Jeszcze tyle przede mną... (szloch)

12 listopada 2014 , Komentarze (4)

Znaczy się dobrze ćwiczyłam :D

I może gdybym mogła przeleżeć dzisiejszy dzień to nawet powiedziałabym, że mi z tymi zakwasami dobrze :p Niestety, nic się samo nie zrobi... ;)

Zastanawiam się tylko co teraz.... że przerwa od hantli to oczywiste, ale twister, rowerek? To chyba można codziennie, prawda? :)

Na razie rezygnuję z Metody Montignaca. Nie idzie mi pilnowanie niełączenia niektórych produktów i złapałam się na tym, że jadłam za mało...:(

Wracam do 4 posiłków dziennie. Taki system łatwiej mi zbilansować. Zobaczymy co wyjdzie z takiej strategii :)

11 listopada 2014 , Komentarze (6)

Nie obejdzie się bez ćwiczeń... Stwierdzam to z dużym smutkiem... Nie znoszę ćwiczyć, nie znoszę się pocić, wnerwiają mnie zsuwające się z nosa okulary. Jednak poczytałam sobie ostatnio o otyłości brzusznej i poza dietą konieczne są ćwiczenia. No, chyba, że chce się przechodzić kolejny rok z ciążą spożywczą....:PP

Przełamałam niechęć, przebrałam się i zaczęłam rozgrzewkę. I co? Ścięło mnie pod łopatką (smiech) Rany ściewy... że jest źle to ja wiedziałam, ale że aż tak?! Przestałam ćwiczyć jakoś w marcu. Od tamtej pory hantle się kurzą, rowerek robi za wieszak na plecaki, a twister leży na widoku jak jeden wielki wyrzut sumienia.

No, ale miałam ćwiczyć to ćwiczęęęę :D Złapałam się za te hantle (3 kg) i macham. O dziwo doskonale pamiętałam wszystkie ćwiczenia (było ich 7, po 10 powtórzeń każde i koniec... jedna seria i trzęsawka). Ok., po takiej przerwie to i tak dobrze, że nie przerwałam tej serii. Myślę sobie - będzie lepiej i nie tracę entuzjazmu :D

Przyszedł czas na twister. Ustawiłam się w futrynie pomiędzy kuchnią i pokojem, i kręcę tyłeczkiem. Po kilkunastu minutach bach! kolka.... no przyroda... opiłam się wody, zapomniałam, że tak to się może skończyć.... :|

Dobra, czas zmienić sprzęt. Siadam na rowerek, a ten piszczy.... jakbym maltretowała jakieś zwierzątko. Po jakiś 10 minutach miałam dosyć tego dźwięku...

Porozciągałam się i z żalem stwierdziłam, że minęło raptem pół godziny. Z jednej strony ok. przerwa była gigantyczna, a z drugiej... kurcze! Przecież stać mnie na więcej!

Teraz to przede wszystkim trzeba rozkręcić rowerek i czymś go wysmarować....

***

Z różnych stron pozbierałam produkty, które pomagają zrzucić tłuszcz z brzucha. Na szczęście większość z nich regularnie pojawia się w moim menu 8)

- przyprawy takie jak: cynamon, kardamon, kurkuma, imbir, pieprz cayenne, nasiona gorczycy,

- owoce i warzywa: wiśnie, jabłka, awokado, arbuz, pomidory, seler, wodorosty, banany, grapefruit, cebula, czosnek, szpinak, kiszonki, seler, jagody,

- zielona herbata,

- owoce morza, rybki 

- migdały, orzechy, ogólnie mówiąc pestki, kokos, sezam, siemię lniane.

- jajka, 

- warzywa strączkowe.

I pewnie coś tam jeszcze :)

8 listopada 2014 , Komentarze (6)

Na początku miałam zrobić długaśny wpis, pod tytułem "dlaczego, a jak to, i w ogóle co się tam nie działo", ale wczoraj nagadałam się na ten temat i mam dosyć. Na szczęście nie czekałam, aż będzie gorzej. Wyłapałam pierwsze sygnały, że coś nie gra i praca tam bardzo szybko mogłaby się przerodzić w mały koszmarek. I nie mam w sobie żalu za utraconą szansę tylko i wyłącznie z mojej winy. O dziwo jestem pełna entuzjazmu na kolejne poszukiwania. Zresztą, Was to pewnie mało interesuje ;) Za to z pewnością zainteresują Was moje przemyślenia dotyczące diety i gabarytów :D

Tak właściwie to szukam kogoś z otyłością brzuszną. Może ktoś trafił na fajne publikacje na ten temat? Albo chociaż ma namiary na rozsądnego bloga lub rozmowę na ten temat na jakiś forach, która (że tak powiem) trzyma poziom? 

Zauważyłam ostatnio, że jak moje odchudzanie będzie wyglądało tak, jak do tej pory, to za niedługo będę miała problem. Mianowicie 1 cm z brzucha zazwyczaj spada z 1 kg. Martwi mnie to, że waga "wskoczy" w normę, a redukcja brzucha będzie w trakcie :( I niestety moje obawy są uzasadnione. Ostatnio mierzyłam elegancji spodnie, w których 2 lata temu z wagą 66 kg leżały na mnie dobrze. Teraz ważę 64 kg, a spodnie wciągnę tylko na tyłek, nie zapnę się. To jest różnica, tak pi razy oko, jakiś 6 cm....

Muszę znaleźć sposób na ten brzuch :< Żeby centymetry leciały, a kilogramy uspokoiły się trochę. 

Wiem, wiem - dieta i ćwiczenia. Dieta jest niezgorsza. Nie wcinam żadnego wysoko przetworzonego syfu. Najgorszą zbrodnią jest piwo od czasu do czasu :x A ćwiczenia? Najchętniej poszłabym na siłownię, jednak zbieramy na wioślarza i jeszcze sporo nam brakuje... Zresztą, zbieramy nie tylko na to....

Do dyspozycji mam rowerek, twister i hantle. Zacznę od tego :)

No, ale powtórzę jeszcze raz, szukam informacji na temat tego rodzaju otyłości. Bo to, czym jest i jakie nosi ze sobą niebezpieczeństwo to dobrze wiem. A chcę się dowiedzieć jak skutecznie walczyć z tym draństwem. Czasem trafiam na jakieś bzdurne jadłospisy, ale szkoda czasu na takie durnoty.

To coś, ktoś? ;)

6 listopada 2014 , Komentarze (2)

Chyba nie ma nic gorszego....

Byłam na tej rozmowie w sprawie pracy. Na szczęście nikt się nie wygłupiała z pseudo rozmową kwalifikacyjną, a bardzo się tego bałam... ;) Spotkanie czysto informacyjno - organizacyjne. Miałam czekać na telefon z terminem dnia szkoleniowego. Nie zdziwiłam się, że nie pojawił się w tym samym dniu, ale wczoraj.... wczoraj to był jakiś horror! Cały dzień jak na szpilkach, wyjście do łazienki na jak najkrócej, a najlepiej z telefonem. Straszny stres, okropny nerw. Ból głowy w okolicy potylicy i @ jak Niagara. Żołądek zawinięty w supeł, ogólny brak apetytu itp. itd. Cały dzień na herbatkach na zmianę:

- melisa - na nerwy,

- rumianek - na żołądek,

- mięta - na macicę (smiech)

Telefonu doczekałam się po godzinie 19, szkolenie jutro (chyba, że się coś pozmienia).

I już się nie boję. Teraz to już tylko pokazać się z jak najlepszej strony. Nie bać podejmować nieznanych czynność (a w każdym bądź razie nie pokazywać tego po sobie) :D I będzie dobrze :)

***

A teraz najlepsze. Pracy szukam już dłuższy czas bez żadnego odzewu. 1 listopada wysłałam 8 aplikacji na podobne stanowisko, odezwało się 6 firm!! A ja się trzymam tej pierwszej ze względu na najwyższą stawkę godzinową. Ale jak mi było głupio odmawiać tym innym firmom to możecie sobie wyobrazić.... Przecież nie mam jeszcze tej pracy, ale ciągnąć kilku srok za ogon nie potrafię. Pozostaje trzymać kciuki za tą upatrzoną...

***

Dietka o zgrozo dobrze :) Tylko, że przed wczoraj były dwa piwa, a wczoraj ciacho. Jednak biorąc pod uwagę zerowy apetyt i jedzenie na siłę, jakoś w tej chwili za bardzo się tym nie przejmuję...;)

4 listopada 2014 , Komentarze (6)

Jest dobrze :) Pierwsze drobne spadki, mimo @ bardzo cieszą :D

***

Dzisiaj idę na rozmowę w sprawie pracy - nic górnolotnego - produkcja. Naczytałam się masy negatywnych komentarzy i mi się trochę odechciewa. Jednak pojadę, zobaczę, jak mnie zechcą to spróbuję. Jestem lekko spanikowana, straciłam dryg i w ogóle mam nadzieję, że:

a) nie zgubię się,

b) nie zrobię z siebie idiotki (smiech)

3 listopada 2014 , Komentarze (2)

A jak często można doświadczyć smacznego odkrycia przez lenistwo (smiech)

Wróciłam do domu później niż zamierzałam, zresztą wiedziałam, że mam przygotowany sosik ze szpinaku, wystarczyło ugotować makaron lub ryż i jedzonko gotowe :) Jednak byłam taaaaaka głodna. Chciałam jeść teraz, już, natychmiast! A nie za 15 minut.... 

Z innego dania została mi kasza gryczana....

Pierwsze wrażenie - trochę fuj. Gryczana i szpinak? No jakoś mi  to w wyobraźni nie smakowało. Jednak byłam głooodnaaaaa. Decyzja zapadła, ryzyk - fizyk :D Szybko to sobie podgrzałam dodałam twarogu, polałam jogurtem i co? Pycha!

Zresztą ostatnio sama się sobie dziwię, że wcześniej nie doceniałam smaku duszonych warzyw. Takie same ło, po prostu, są wspaniałe! Moja mama to by się za głowę złapała i już słyszę jakby pytała: " co to za sos, jak nie ma w nim śmietany, mąką zagęściłaś? A kostkę chociaż dałaś?" Nie, nie zagęszczałam mąką (rolę "zagęstnika" spełnia rozciapana cebulka), śmietana gości przy obiedzie, a kostek nie dałam ponieważ używam przypraw, kostka w takim wypadku mi do szczęścia niepotrzebna ;) 

Do tego kasza, ryż lub makaron. Mały jogurt naturalny i drugie śniadanko jak ta lala :D

Nie dużo przy tym roboty. raptem z 10 minut więcej, niż przy kanapkach. A wychodzi danie sycące i gorące :D Czegoż więcej trzeba w te przedzimowe dni? :)