Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam 27 lat i od roku jestem mężatką. Od jakiegoś czasu z mężem zaczęliśmy rozmawiać o dziecku. Niestety przed zajściem w ciążę powinnam troszkę spaść z wagi, a chęć posiadania dzidzi narasta z dnia na dzień, więc motywację raczej mam silną. Wiem o tym, że po ciąży znów będę musiała walczyć, ale taki chyba już mój los - wieczna walka z wagą!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 26181
Komentarzy: 845
Założony: 6 listopada 2012
Ostatni wpis: 1 kwietnia 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
mylunia

kobieta, 39 lat, Warszawa

180 cm, 125.90 kg więcej o mnie

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

4 grudnia 2012 , Komentarze (8)

Powrót "córki marnotrawnej" !!!
Jak ja mogłam tak siebie samą zrobić w balona!!!
Nikogo przecież więcej nie oszukam - tylko siebie!!!

Dziewczyny, ja przez ostatnie dni całkowicie nawaliłam - jadłam różne rzeczy, w tym słodycze i inne zakazane dla mnie produkty. Powiem tak - nie objadałam się i nie pochłaniałam jakiś ogromnych ilości, tylko nie odmawiałam sobie smakołyków, dla mnie niewskazanych...
Nie próbuję się w żaden sposób  usprawiedliwiać, bo wiem, że robiłam źle. Tyle tylko, że muszę ponownie wskoczyć na odpowiednie tory!!!
Powiem Wam też, że ciężko było mi wytrzymać bez Waszego wsparcia!!!
Teraz tak na 100% doceni
łam jak ważne jest wsparcie innych w podobnej sytuacji!!!
Buziaczki
Całe szczęście waga przez te kilka dni wariactwa nie zwariowała i cały czas wskazuje 131,5 kg, czyli dotychczasowy efekt pozostał bez zmian.
Zaczynam od nowa!!!
Muszę się nakręci
ć!!!

Przez to wszystko nie pochwaliłam się, że już minął miesiąc bez papierosków!!!
Przynajmniej z tego mogę być dumna!!!


Całuski i od jutra obiecuję bardzo grzeczne i optymistyczne wpisy!!!

30 listopada 2012 , Komentarze (7)

A dlaczego???

Już Wam tłumaczę, jak wyglądał dziś mój dzień:

Wstałam o 4:00 (chore prawda) zjadłam malutką kanapkę z żółtym serem i korniszonkiem, czyli spoko.
Pojechałam do pracy i tu sajgon!!! Urwanie głowy, tyłka i jeszcze czego tylko można!!!
 Na drugie śniadanie zjadłam porcję sałatki z kus kusu, czyli też OK.  Na obiad rybę z surówką i szpinakiem, czyli też OK.
Przez to całe poranne zamieszanie, zamiast robić remenent, tak jak by należało dziś, to ja i koleżanka byłyśmy w czarnej d...!!!
Zaczęłyśmy pracować i robić swoje wtedy, gdy tak naprawdę nie powinno nas już być w pracy. Z tego wszystkiego zjadłam kilka czekoladowych cukierków!!! Fuck!!!
Do domu wróciłam jakoś około 20:00 czyli dużo za dużo nadgodzin trzepnęłam, a robota tylko lekko drgnęła!!!
Po powrocie do domu (męża nie ma bo wyjechał) załamałam się!!! Kosz pełen śmieci, brudne naczynia na każdym kawałku blatu w kuchni nie mówiąc o zlewozmywaku, brudne ciuchy wysypują się z kosza na pranie, a ja całkowicie bez ochoty i siły!!! Tylko usiąść i wyć do księżyca!!!
Jakoś powolutku zabrałam się za porządki i śmieci już w kontenerze, naczynia umyte i wytarte w szafkach, pranie już rozwieszone, podłoga odkurzona. Nawet się już wykąpałam i pomalowałam pazurki!!! Niestety w międzyczasie zjadłam 4 kanapki z serem i z szynką  i pomidorem i duży kawał makowca!!!
Całe szczęście ominęła mnie impreza imieninowa dziadka mojego męża!!
Wkopał mnie mężuś bo wyjechał i powiedział, że ja przyjdę!!! Byłam wściekła, bo nie cierpię sama do nich chodzić!!! Nie moja bajka - bo nie lubię takiej udawanej kultury i "hrabiostwa"!!! Z resztą na tych imieninach byliby sami "kombatanci", a ja po całym dniu nerwówki w pracy chybabym nie dała rady siedzieć i słuchać: "za moich czasów...
" i "jak ja byłem młody...", albo innych podobnych! Dobrze, że nie poszłam!!!

Tak więc, ja uznaje, że tego dnia nie było!!!
 Złe było wszystko: i  dieta i praca i dom!!!
Wszystko poszło nie tak i nie chcę o tym pamiętać!!! Jutro będzie lepiej!!!
Taką mam przynajmniej nadzieję...

29 listopada 2012 , Komentarze (1)

Musze się pożalić!!!
Odkąd przekroczyłam 30 dzień diety to nie mogę przestać się objadać!!! Od tego czasu codziennie popełniam grzeszki, które powinny być wyjątkiem, a nie regułą!!!

Dzi
ś zjadłam:
10:00 musli z mlekiem - 450 kcal
14:30 pierś z kurczaka w panierce (niestety) i do tego surówka z białej kapusty - 500 kcal
19:30 kilka pyz i miseczka surówki z kus-kus - 500??? 600??? 700??? czy niewiem ile...

Początek jeszcze ujdzie, ale wieczór zawaliłam całkowicie!!!
Do tego dopiero wróciłam z pracy i idę szybko spać bo wstaję jutro o 5 i jeszcze muszę naszykować mężusiowi prowiant na jutro bo wyjeżdża, siebie wyszykować do spania i na jutro ciuszki skompletować dla siebie. Na ćwiczenie na Orbim niestety dziś nie starczy czasu i siły, bo już teraz po samej pracy mam wszystkiego dość, a nogi mam jak kołki drewniane!!! Wczoraj za to poćwiczyłam i było fajnie - 10 minut jak na pierwszy raz to całkiem spoko. Myślałam, że zakwasy się pojawią, ale nic!!! Bardzo dobrze, bo w pracy cały dzien byłam na nogach i dużo chodziłam więc byłoby ciężko z zakwasami.
Słodkich snów dla wszystkich!!!


28 listopada 2012 , Komentarze (1)

No dobra koleżanki!!!
Muszę przyznać się do dzisiejszego obżarstwa...
We wcześniejszym wpisie napisałam, że nie powiem, co jadłam na obiad bo się wstydzę, ale macie rację - nie powinnam. Szczerość to szczerość i sama siebie nie okłamię!!!
Zrobiłam to i nie cofnę ch może bym i chciała.
A więc najpierw zjadłam porcję frytek bez ketchupu i soli, bo takie lubię, a potem po pół godzinie od frytek porcję pierogów z kaszą gryczaną i pieczarkami. Najpierw zjadłam jednego, bo nigdy takich nie jadłam, i tak mi niestety zasmakowały, że zjadłam całą porcję!!! Nawet nie wiem ile mogły mieć kalorii, a może wolę nie wiedzieć!!!
Na kolacje zjadłam jabłko i 5 suszonych moreli.

Drogie koleżanki, przyznaję, że teraz mi lepiej jak już to z siebie wyrzuciłam. Było mi naprawdę wstyd, bo jak patrzę na wasze pamiętniki, i na to jak rygorystycznie trzymacie się ćwiczeń i diety, to było mi głupi, że tak dałam ciała!!! Obiecuję, że już nie będę nic ukrywać

Z innej beczki: mężuś skręcił Orbiego i zrobiłam jazdę testową Najpierw pokręciłam sobie tak kilka razy, bo byłam zaraz po przyjściu z pracy. Później jak już trochę odpoczęłam, to stwierdziłam, że zrobię pierwszą poważniejszą jazdę i sprawdzę tym razem sama siebie Przejechałam się takim średnim tempem 10 minut bez przerwy na średnich obrotach i w tym czasie spaliłam wg licznika 50 kcal. Jakbym się bardziej wysiliła, to dalabym radę dłużej, ale nie chcę się tak od razu katować bo sie jeszcze zniechęcę, a z resztą muszę jutro jakoś wstać...
 I tak jestem ciekawa czy nie będzie lekkich zakwasów - przecież ja już tak dawno niczego nie ćwiczyłam???
 Jutro napiszę jak moje nóżki to wytrzymały

Dobranoc dziewczynki - będę już grzeczna!!!







28 listopada 2012 , Komentarze (9)

Witam!!!
Dziś minął mój pierwszy miesiąc na diecie!!!
Rano się ważyłam i waga pokazała
131,3, czyli 2,7 kg mniej!!!
Dobre i to, zważywszy, że jeszcze w ogóle nic nie ćwiczyłam, przez ten miesiąc. Mój Orbi dalej leży w rozsypce. Mężuś wczoraj wrócił o 2 w nocy z pracy, bo coś się spierdzieliło i musiał tyle zostać więc nie było szans, na to, że go złoży. Obiecał, że jak dziś wrócę z pracy (tak około 21) to postara się, żebym mogła sobie go wypróbować. Więc może tak będzie.


Jedzeniowo nie jestem z siebie dumna, choć początki były niezłe:

10:00 musli z mlekiem - 400 kcal
14:30 obiad - nie wiem ile? Chyba z 1000 kcal!!!
(nie powiem co jadłam bo się wstydzę)


Kurcze - w domu naprawdę potrafię się opanować, a na pewno lepiej mi to idzie niż w pracy!!! Jak się nie opanuję, to moja "dieta" i całe odchudzanie nie będzie miało sensu, a tego nie chcę i nie mogę przerwać i tak łatwo się poddać!!! Mam przecież swój upragniony cel...
Przecież to dla mojej przyszłej dzidzi to wszystko...

27 listopada 2012 , Komentarze (7)

Heja!!!

Obawiam, się, że moje obietnice przynoszą odwrotny skutek!!! Jak nic nikomu nie obiecuję, to jakoś to leci i pokusy nie kuszą, a jak tylko powiem, że coś obiecuję, to wszystko idzie jak po grudzie i dieta nie wychodzi!!!

Moje jedzonko dzisiejsze:

5:00 jogurt  - 230 kcal

10:00 kanapki  - 600 kcal

11: 00 suszone morele – 100 kcal

14:30 wątróbka drobiowa z ziemniakami i ogórkiem kwaszonym – 500 kcal

18:00 jogurt – 230 kcal

19:00 jabłko - 150 kcal

Wszystko razem wyniosło:  1810 kcal

Kurcze, no znów dałam ciała po całości!!!

Ja nie mogę nad sobą zapanować w pracy. W domu jeszcze jakoś mi idzie, ale w pracy to katastrofa. Wszędzie jedzenie (pracuję w restauracji) i wszędzie pokusy. Ulegam co dziesiątej więc tragedii nie ma, ale zawsze mogłoby być lepiej. Powstrzymać się niestety nie umiem, a bardzo bym chciała!!!

 

Ha ha ha!!! Dzis Pan kurier przywiózł mojego orbitreka!!! Mus czekać, aż mój mężuś wróci z pracy  (a to akurat dziś będzie bardzo późno) żeby mi go złożyć w całość! Jak ja bym próbowała to zrobić to przy pierwszej próbie „jazdy” połamałabym sobie nogi i to najmarniej!!!

Mój ORBI!!! Ha ha -  jak się na tym ćwiczy!?


Dziś tylko popróbuję sobie na nim śmigać – tylko tak rekreacyjnie, a właściwie żeby sprawdzić czy wszystko w nim gra i mogę się śmiało bujać. Jak na złość jutro i w czwartek mam na popołudnie w pracy i jak wrócę to będzie późno i  jak zawsze po drugich zmianach będę konać!!! Chyba sobie zatem nie potrenuję!!! W piątek po pracy idziemy na imieniny dziadka mojego mężusia (kolejna okazja do wyżerki) i trenowanko odpada, a w sobotę jedziemy do moich rodziców na weekend ( jeszcze jedna okazja do mega obżerania) więc sobie też nie pośmigam. Chyba jednak przedwczesnie się cieszyłam!!! Ale już jestem na dobrej drodze, żeby dołączyć do grupy ćwiczącej!!! 

 Najgorsze jest to, że w weekend będzie dużo za dużo pokus. Nie dość, że nic nie spalę bo nie będę ćwiczyć, to jeszcze się napcham jakiś kalorycznych pyszności!!!

Weekendy pod tym względem są do bani!!!

26 listopada 2012 , Komentarze (2)

Nadmieniam, że zaczynam pisać ten wpis po raz trzeci!!!

 

No więc zaczynamy kolejny tydzień!!! Obiecałam sobie większą samokontrolę w tym tygodniu. Nie mogę pozwalać sobie na tyle ile ostatnio grzeszyłam. Postaram się bardzo pilnować!!!

 

Zaczęło się dziś tak:

5:00 jogurt – 165 kcal

9:00 jajecznica z pomidorem (bez chleba!!!) – 300 kcal

13:00 sałatka z kus-kusu z warzywami – 300 kcal

14:30 malutka miseczka rissotto z pieczarkami – 300 kcal

17:30 jabłko – 150 kcal

20:00 chleb razowy ze słonecznikiem, serek wiejski ze szczypiorkiem, pomidor – 400 kcal

 

Razem dziś wyszło:  1615  kcal.

 

No tak – niby tragedii nie ma, ale jednak za dużo. Słodyczy żadnych nie było i to jest na plus  , ale powinnam się zdecydować: albo sałatka, albo rissotto. Ja nie wybrałam tylko zjadłam i to i to, a to niestety błąd !!!

Najgorsze jest to, że jak sobie pomyślę ile i co jadłam przed dietą to po prostu mózg wysiada od ilości tych kalorii!!! Nawet sobie nie wyobrażam ile to mogło być 3000? 5000?, czy jeszcze więcej i to dzień w dzień???

Teraz jak widzę, że po całym dniu wychodzi mi 1600 to jestem niezadowolona, a co było wcześniej??? Tylko o tym się nie myśli jak się wpadnie w „trans jedzeniowy”! Teraz jak zjem kawałek ciasta to już jestem załamana, a kiedyś potrafiłam wciągnąć jak to się mówi „nosem” litr lodów, co jak sprawdzałam miało ok. 1000 kcal, a gdzie obiad ful opcja?, kawka, a do kawki ciasteczka?, na śniadanie drożdżówka a najlepiej to od razu dwie??? Teraz dopiero sobie analizuję, skąd te moje kilogramy. Niestety z powietrza się nie wzięły???

Także nie załamuję się jak widzę te dzisiejsze 1600 kcal, wiadomo, że mogłam się bardziej postarać, ale mogłam też bardziej zawalić. Wiem, że różnica, między tym co jadłam, a tym co jem teraz jest ogromna i samo to sprawia mi radość. Jem zdrowiej i nie pochłaniam tyle cukrów w różnych postaciach, a to niestety mój największy problem. Zaraz na drugim miejscu są produkty mączne: jakieś pierogi, kopytka, leniwe… To moja słabość nr 2.

No nic – nie zanudzam!!!

Trzymam za Was kciuki i za siebie też przy okazji!!!

Uda nam się!!!

 

 

25 listopada 2012 , Komentarze (3)

Zdecydowanie lepiej wychodzi mi rzucanie
papierosów  , niż dietowanie!!!

Od mojego początku rzucania palenia nie poległam ani razu, a z dietą leżę i kwiczę co weekend!!! I jak zwykle obiecuję poprawę od poniedziałku i w sobotę już leżę od nowa!!! Co za jakieś błędne kolo!!! W tą sobotę pochwaliłam się Wam spadkiem o 2,5kg, a teraz sama nie jestem pewna, czy jeszcze jest się czym chwalić!!!

Moje dzisiejsze jedzonko:
11:00 jogurt
16:00 rosół z ryżem
kasza gryczana z gulaszem i ogórkami kwaszonymi
ciasto
18:00 jabłko
19:00 ciąg dalszy ciasta
20:30 kanapka z razowca z serem żółtym

 Nawet nie piszę kalorii bo to bez sensu. Nie wiem ile mogło mieć ciasto przywiezione przez moją mamę. Samo w sobie jedenie, nie było jeszcze takie najgorsze, bo nie pisałam tego wcześniej, ale porcje były na prawdę małe. Wszystko umarło przez ciasto...
Wiedziałam, że polegnę - zawsze tak jest jak mam gości, albo sama jestem gościem. Muszę to opanować, bo to nie może tak wiecznie wyglądać. Jak tak będzie to po co mam w ogóle to ciągnąć???

Chciałabym być silniejsza i bardziej wytrwała...

Wczoraj wieczorem znalazłam w internecie fajny orbitrek. Temat zakupu został ponownie otwarty w naszym domku. Dziś wieczorem został zamknięty, gdyż mężuś zakupił dla mnie wypatrzony sprzęt. Powiem Wam, że łatwo nie było!!! Oj, myślałam, że już go nie przekonam. W pewnym momencie, to już samej mi się odechciało tego orbitreka i w ogóle czegokolwiek, ale nie dałam za wygraną.
J
uż niedługo, już niebawem będę mogła sobie śmigać we własnym domu, przed własnym telewizorem na własnym orbitreku!!!




24 listopada 2012 , Komentarze (12)

Co sądzicie na temat tabletek na odchudzanie???
Czy warto się czymś wspomagać???
Macie jakieś sprawdzone specyfiki???
Czy w ogóle używacie czegoś takiego???
Czy to coś daje, czy to ściema???
Czy to nie jest strata kasy???


Zaczęłam się zastanawiać, czy nie powinnam spróbować znaleźć czegoś dla siebie...
Tonący brzytwy się chwyta...