Może i nie zawaliłam aż tak jak wczoraj, ale i tak - ZAWALIŁAM. Trudno mi się jakoś pozbierać. Ale już będę grzeczna. Mam nadzieję . Nie no. dam radę.
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (19)
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 14027 |
Komentarzy: | 294 |
Założony: | 4 stycznia 2013 |
Ostatni wpis: | 18 stycznia 2016 |
Masa ciała
Może i nie zawaliłam aż tak jak wczoraj, ale i tak - ZAWALIŁAM. Trudno mi się jakoś pozbierać. Ale już będę grzeczna. Mam nadzieję . Nie no. dam radę.
no pięknie. ledwo poczułam trochę więcej wolności i zerwałam się ze smyczy. Moja wola była zbyt słaba, żeby mnie na niej utrzymać :P
Nie, ale tak zupełnie poważnie, I dnia II fazy nawet nie nazywam I dniem, jeśli zobaczę jutro mniej niż 0,5 kg - będę baardzo szczęśliwa. Nawet się nie "chwalę" moim dzisiejszym menu. Spotkałam się z przyjaciółką i pozwoliłam sobie na o wiele za dużo "no bo przecież wytrzymałam całą I fazę" jasne. Ale trzymam się tego co pisałam już tyle razy - to jak z nauką chodzenia - przewracasz się i wstajesz. Czasem przewracasz się, bo nie dajesz rady, czasem - bo po prostu nie chce ci się iść, bo masz 'ochotę sobie posiedzieć'. Trudno. Każdy z nas ma jakieś nawyki, przyzwyczajenia - których trudno jest się pozbyć - inaczej na tej stronie nie byłoby nikogo. Niektórzy mają na tyle silnej woli, że kiedy mówią "nie" to znaczy nie. Ja nie należę do takich osób. Ale wiecie co? Powiedziałam tak - będę walczyć. I może będę upadać - jak dzisiaj, ale obiecuję samej sobie i Wam przy okazji, że będę się podnosić za każdym razem. Choćbym miała codziennie zaczynać od nowa, choćby miało to nic nie dać. Ale nie odpuszczę sobie. Nie powiem sobie już nigdy, że mam to gdzieś, że nie dam rady. Dam. Może czasem wygodniej jest sobie posiedzieć, ale to ani trochę nie zbliża nas do celu. Od jutra zaczynam II fazę, choć tak naprawdę zaczęła się dzisiaj. Nie ważne. Trochę mi tego żal, bo przecież tak się starałam, żeby pozbyć się każdych 100 gramów a teraz na pewno jakaś część z nich do mnie wróci, ale nikt nie nauczył się chodzić nie przewracając się. Tak mnie chwaliłyście a ja tak dałam d*** ;/. No cóż. Jutro też jest dzień.
OSTATNI DZIEŃ I FAZY SOUTH BEACH!
dzisiaj już nic nie będę jeść, wypiję tylko zaraz wapno, więc można powiedzieć, że I faza ZAKOŃCZONA! :D w końcu :D jutro będę mogła już jeść owooooooooce :D
W sumie przed chwilą się ważyłam i jest 67.2 no ale przecież jest koniec dnia - myślę, że rano powinno być max 66.7 :) może nie schudłam nie wiadomo jak dużo ale to dla mnie i tak duży sukces. No i oczywiście nie poddaję się i chudnę dalej :D przynajmniej mam taką nadzieję. Dzisiejszy dzień zaczęłam od 20 minut ćwiczeń z mel B, potem zrobiłam jeszcze 60 brzuszków - może nie dużo, ale ważne że wgl coś ;)
jeśli chodzi o menu too..
śniadanie: 2 omlety
przekąska: serek biały z ziołami ( kilka łyżeczek) + 2 kostki czekolady 90% ;/
w szkole: 2 x danio waniliowe light
obiad: pierś z kurczaka smażona w papirusie + groszek zielony (MNIAM ;))
później jeszcze pasek czekolady (90%) - ja już bez niej żyć chyba nie mogę :P
A teraz lecę się uczyć szczegółów pana tadeusza bo jutro o 7 sprawdzian ;/ MIŁEGO WIECZORU ;D
Nie wierzę jak szybko to zleciało. Jutro ostatni dzień I fazy. Cóż.. Schudłam tylko około 3 kg więc mogłabym dużo więcej z tym, że nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam w toalecie więc to trochę oszukana waga co do oszukiwania to dzisiaj zjadłam jogurt grecki 0% tłuszczu ale z wiśniami... trochę cukru tam było.. no ale nie miałam co sobie kupić w sklepie :< poza tym na śniadanie zjadłam 2 i pół jajka, na obiad gotowaną pierś z kurczaka i tak sobie podjadałam gorzką czekoladę więc pewnie zjadłam jej coś ponad pasek... ale to 90% więc chyba mi nie zaszkodzi. w sumie to ja w ten sposób przez całą dietę funkcjonuję i jest ok :) jestem ciekawa ile schudłabym bez tych wszystkich grzeszków :P nadal nie mogę zacząć się ruszać i będę musiała tak jeszcze jakoś tydzień bo mam tyle nauki, że nie wiem w co pierwsze włożyć ręce (więc siedzę tu i piszę :P) waga dzisiaj wariuje i pokazuje mi liczby od 66.6 do 67.3.... i jak tu jej wierzyć? :P za każdym razem inny wynik :P ogólnie to zaczyna mi brakować motywacji, bo ta waga tak stoi, cm też się nie zmieniają za bardzo... ale dam radę bo przecież chcę dać radę :) czasem w to wątpię, ale kto by nie chciał mieć idealnego ciała na lato? i kto na moim miejscu chciałby się teraz poddać? nikt. więc ja też nie chcę. czasem mam urojenia :P mam ochotę na wszystko ale kupię sobie gdzieś maliny albo chociaż truskawki w środę i będzie ok :) i zjem w końcu jakiś makaron (brązowy oczywiście) z sosem to też mi się polepszy ;)) a wam jak idzie? uciekam, bo zeszyty czekają... powodzenia!
12 dzień South Beach - MUSZĘ ZACZĄĆ SIĘ RUSZAĆ!
myślałam, że więcej przytyję po tej komunii ale dzisiaj rano waga pokazała 67,3 więc spoko. gdyby nie ta komunia pewnie dałabym radę zejść poniżej 67 ale trudno - może jutro :) jejku, jeszcze tylko niecałe 3 dni takiego ekspresowego chudnięcia :( boję się, że przez to stracę motywację a przecież muszę zacząć ćwiczyć żeby na II fazie nie stanąć w miejscu bo o ile na I sobie odpuszczam, to na II już nie mogę... hmm.. a gdybym tak...
w poniedziałki jeździła na rolkach około 2h
wtorek szłabym pieszo do szkoły (mam ok. 40 minut drogi)
środa rolki
czwartek rolki/bieganie/rower
piątek rower/rolki/basen
sobota rower/rolki/basen
niedziela jakiś długi spacer albo rower
I mogłabym sobie odpuścić tylko 2 dni w tygodniu...
myślicie, że to + II faza south beach pozwoli mi schudnąć 6 kg do 30 czerwca?
sama nie wiem, czy być na siebie zła, czy być z siebie dumna.byłam na komunii mojej kuzynki i zjadłam sałatkę, zupę paprykową (chyba była na śmietanie ;///) 2 kawałki kurczaka ze szpinakiem w cieście francuskim, tyle, że nie zjadłam ciasta francuskiego więc mięsa to tam prawie nie było, kawałek jakiegoś mięsa, nie wiem co to było, gotowaną kapustę modrą, trochę sałatki (sałata, ogórek, pomidor) noo i później niestety zjadłam mały kawałek szarlotki no i widelec ciasta. i piłam sok owocowy, co prawda lałam sobie po 2 łyki ale pewnie ponad szklanka się uzbierała, jak nie dwie.
ale były pyzy, tort (którego spróbowałam ale tylko jedną łyżeczkę i oddałam kuzynowi), kaczka - więc i tak byłam grzeczna... aha no i wypiłam 2 kawy z mlekiem + gorzką herbatkę.. A później poszłam na noc muzeów i trochę się nachodziłam..
Myślicie, że mogę sobie wybaczyć?
11 dzień I fazy zaczynam od jajecznicy z 3 jajek ze szczypiorkiem i 1/3 ogórka zielonego. I właśnie piję sobie herbatkę. Tyle, że o 15:30 idę na komunię (wtedy dopiero jest w kościele) i teraz nie wiem jak to sobie rozłożyć i co jeść... ;/ będzie ciężko, ale mam nadzieję, że dam radę. Zwłaszcza, że waga znowu się ruszyła i dziś rano pokazała 67.2 to znaczy, że żeby wygrać zakład zostało mi tylko 6.2 kg do końca czerwca. Myślicie, że dam radę? Poza tym za jakieś 3 kg w końcu wg. bmi nie będę miała nadwagi! nie spodziewałam się, że pójdzie mi tak łatwo, choć może na początku wcale tak nie było. Tak naprawdę jedyne czego potrzeba, żeby osiągnąć cel, to się nie poddawać - upadasz to wstajesz i wtedy wszystko jest łatwiejsze :) Miłego dnia!
chyba nigdy tyle nie wytrzymałam na diecie. zazwyczaj, kiedy się potknęłam to już nie wstawałam. leżałam tylko, bo tak było mi wygodnie.
teraz stoję i tak jest o wiele lepiej, ale zaczyna do mnie docierać że mogłabym się ruszyć. chudnę - to fakt, ale ja w ogóle nie ćwiczę! teraz już w sumie mam dużo czasu a ja zamiast chociaż pójść na głupie rolki czy rower, to siedzę przed laptopem i jem. w ogóle zjadłam dzisiaj chyba coś koło 4 kostek czyli 2 paski (ale to są takie inne paski, węższe i cieńsze ale dłuższe) gorzkiej czekolady. w sumie nie powinnam jej jeść na I fazie ale sobie pozwoliłam bo ona ma 90% kakao, więc w sumie jak naprawdę nie mam ochoty, to mi nie smakuje... chyba tą czekoladą jestem w stanie się 'wyleczyć' z tego nałogu, jakim były dla mnie słodycze. jadłam jeszcze orzechy bo miałam ochotę na coś takiego. cóż.. i tak nie zjadłam dużo. mam problem ze śniadaniami jak wychodzę na 7 do szkoły :/ jem na prawdę bardzo mało rano - dzisiaj np. zjadłam rano kilka łyżek sałatki, trochę twarożku i około szklanki mleka... poza tym w szkole też nie zawsze wiem co jeść - dzisiaj wypiłam sok pomidorowy i nic poza tym... tak więc początek dnia - masakra. chciałabym jeść więcej ale nie mam czasu ani pomysłów. a o 6 rano nie jestem w stanie w siebie zbyt dużo wcisnąć... jeżeli juz piszę o moim menu to na obiad dzisiaj znowu makrela w pomidorach + szpinak, przed chwilą zjadłam te orzechy z czekoladą i w sumie nie wiem czy jeść coś jeszcze bo waga jakoś stoi w miejscu... albo może pójdę na ten rower. nie chce mi się. zaraz zasnę... ale i tak nie idzie mi najgorzej ;) a co u was? macie jakieś pomysły na przekąski do szkoły?
jak pięknie toczyć się z górki i to nie jak kula śniegu, która robi się coraz większa z każdą minutą. raczej wręcz przeciwnie - topić się.
topi się ta skorupa, którą otoczyłam nie tylko swoje ciało (a raczej, która była i nadal jest moim ciałem) ale też ta, którą otoczyłam się gdzieś w środku uciekając przed swoim odbiciem w lustrze. nadal nie podoba mi się to co widzę, ale podoba mi się to, że się to zmienia. że jeśli dalej wszystko będzie szło tak dobrze to już niedługo będę mogła pokochać swoje ciało.
jest mi tak łatwo. dlaczego wcześniej tego nie zrobiłam? nie wiem. ale lepiej późno niż wcale. Teraz moja przyjaciółka, gdy widzi jak chudnę i sama od jutra przechodzi na south beach. kocham tą dietę. tęsknię trochę za tymi wszystkimi okropnymi rzeczami, które przyprowadziły mnie tu, gdzie jestem, ale to toksyczna miłość ;) bardziej niż tęsknię za jedzeniem - nie mogę się doczekać tego, jak będę wyglądać za jakiś czas. A jeszcze bardziej nie mogę się doczekać tego co to może zmienić w moim życiu. Będę inną osobą, pewniejszą siebie - to na pewno. Może poznam jakiegoś "przystojnego bruneta"? hahaha, zobaczymy. jak narazie wiem, że już czuję się lepiej, bardziej się wysypiam i jest mi jakoś lżej. Może wcześniej moje ciało zamiast spać trawiło to wszystko co jadłam? :P
Ale wracając do bardziej przyziemnych spraw (hahaha ;)) to może moje dzisiejsze menu:
śniadanie (6:30) - pasta z makreli
w szkole gotowanie, więc podjadałam jakieś warzywa (ogórka, paprykę itp.) gdzieś w okolicach 9 rano
13 - sałatka ( czerwona fasola, groszek, papryka, ogórek konserwowy i ser)
16 - makrela w pomidorach + 2 plastry sera z keczupem
19 - szklanka mleka :P
jestem w już w połowie I fazy ale tak naprawdę wiem, że ten drugi tydzień minie mi duuużo szybciej. Przyzwyczaiłam się już do tej diety, czasem ją trochę naciągam - np. dzisiaj usmażyłam rybę na maśle (na baardzo małym kawałku) no i miałam ten 1 dniowy kryzys, ale teraz w sumie mogłabym jej przestrzegać w 100% tyle, że tak jest mi łatwiej a wiem, że i tak jem na tyle zdrowo i mało, że jeśli nadal będę tak jeść to będę chudnąć. Jak myślicie? Dużo by to zmieniło? ogólnie raczej przestrzegam diety i mam problem w drugą stronę niż zwykle - teraz jem za mało. No ale cóż. Nie robię tego specjalnie, po prostu czasem nie wiem co zjeść bo w sklepach trudno jest coś kupić. Waga dziś pokazała 68.2 kg. Mam obsesję na punkcie ważenia bo podoba mi się to co na niej widzę ^_^
MOJE DZISIEJSZE MENU:
śniadanie: chudy twarożek + 4 plasterki szynki (te małe ;))
przekąska: niestety brak, nie dałam rady nic kupić w szkole.
obiad: duża ryba smażona (dorsz) + szpinak z czosnkiem.
i wypiłam jeszcze witaminki :D za 3 godziny wypiję może jogurt naturalny albo zjem kilka orzechów bo się objadłam. I to będzie dzisiaj wszystko.
A wam jak idzie? ;)