Mojego Męża zaprosili na drugi etap rozmów Trzymajcie kciuki we wtorek. On cały czas się waha, ale ja wiem, że potrzebuje zmiany. Ehh te żony - wszystko wiedzą
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (64)
Ulubione
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 336084 |
Komentarzy: | 8446 |
Założony: | 21 stycznia 2013 |
Ostatni wpis: | 22 lipca 2021 |
kobieta, 38 lat, Katowice
163 cm, 63.50 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Mojego Męża zaprosili na drugi etap rozmów Trzymajcie kciuki we wtorek. On cały czas się waha, ale ja wiem, że potrzebuje zmiany. Ehh te żony - wszystko wiedzą
Naprawdę! Warto czasem wstawić na Vitalię swoje zdjęcie, żeby usłyszeć tyle miłych słów z Waszej strony. Mam 100% świadomość, że nie jest idealnie, ale jakoś mnie tak podbudowałyście I powiem Wam, że się to bardzo przydało, bo dzięki temu od dwóch dni zawzięłam się i ostro trzymam się zaplanowanych posiłków i waga na dzisiaj 57,9, więc tylko o 100g więcej niż przed weselem. Mam jeszcze 1,5 tygodnia przed urlopem, więc może co nieco uda się jeszcze poprawić.
Przyszły moje kosmetyki z Bingospa i ostro pilnuję masowania-smarowania. W sumie będę mogła za jakiś czas porównać ze zdjęciem w bikinii Nie ukrywam, że pewnie na urlopie zostanie same smarowanie bez masażu, bo przecież na urlopie można robić tyle ciekawszych rzeczy
Skoro rozliczyłam się z poczynań dietowych to pochwalę się teraz sukcesem mojego dziecka. Od niedzieli sygnalizuje, że chce siku Stało się to nagle w ciągu jednego dnia Miała dzień przerwy w poniedziałek, bo miała katarek i widać było, że źle się czuje, marudziła…. ale już wszystko wróciło do normy Jestem z niej dumna - ma dopiero 1,5 roku, a już to zakumała
Nie wiem czy pamiętacie, ale jakiś czas temu mój Mąż miał ciężką sytuację w pracy - przynosił pracę do domu, zawalili go za dużą ilością obowiązków (w sumie w jego dziale on ma najwięcej, a kierownikiem bynajmniej nie jest) itp. Nie da się ukryć, że przełożyło się to na nasze życie - był nerwowy, szybko tracił cierpliwość do mnie, do dziecka. Nasze życie intymne w ogóle nie istniało. Kilka dni temu dostał na meila linka do oferty pracy na analogicznym stanowisku w innej firmie. Wysłał CV i zaprosili go na rozmowę. Wczoraj był i na koniec powiedzieli mu, że bardzo dobrze wypadł i będą na poważnie brać jego kandydaturę (mimo iż zaznaczył, że będzie mieć 3 m-ce wypowiedzenia). Do końca tego tygodnia są jeszcze rozmowy, a potem ma być drugi etap. Zobaczymy czy go zaproszą. On na razie jest na świeżo, więc nic nie chce mówić ani się nastawiać. Generalnie ofertę ocenia dobrze, panuje tam zupełnie inna organizacja pracy, ale z drugiej strony trochę się boi, że będzie musiał się dużo nauczyć, że sobie nie poradzi itp…. no cóż na razie czekamy na rozwój wypadków - gdyby się udało będzie miał ciężko orzech do zgryzienia…. w sumie nie zazdroszczę.
........ udało się kupić bikini na urlop. Szczerze mówić to zakupy przed weselem tak mnie "wypompowały", że stwierdziłam, że oleję temat kostiumu i pojadę w starym. W sobotę zabraliśmy Michalinę na kryty basen - początkowo nie chciała w ogóle wejść na hale (cała się trzęsła i powtarzała "nie,nie,nie"), ale po jakichś 20 minutach zaczęła zanurzać jedną nóżkę, drugą, a potem to już po samą szyję się zanurzała Wracając z basenu wstąpiliśmy po drodze do decathlona i przechodząc koło kostiumów Mąż mówi: "zmierz jakiś - co Ci szkodzi". Zmierzyłam dwa i jeden bardzo mi się spodobał Po pierwsze mogłam wziąć inny rozmiar majtek i stanika (zazwyczaj mam co najmniej rozmiar różnicy, a po drugie majtki mają trochę wyższy stan, a więc są dla mnie stworzone! W niskich nie wyglądam zbyt korzystnie - te są takie dwa w jednym górny pasek można sobie wywinąć. Generalnie jak się zobaczyłam, to od pasa w górę bardzo się sobie podobam, a od pasa w dół już mniej, ale cóż - w 2 tygodnie niewiele już zdziałam skoro przez tyle miesięcy się nie udało. Zresztą same oceńcie. I tak uważam, że mój dół lepiej wyszedł na tym zdjęciu niż na żywo - chyba, że ja faktycznie mam spaczone patrzenie na siebie... Kolor pasków to raczej neonowy pomarańcz - kwestia balansu bieli w telefonie.
Nie myślcie też, że się poddaję - o nie! Ostatnio postawiłam na masaże. Dzisiaj przyjdą algi do masażu z bingospa i serum kolagenowe. W ogóle stwierdziliśmy z Mężem, że rajstopy to taki "photoshop" na żywo. W rajstopach moje nogi wyglądają super - w takim stanie w 100% bym je zaakceptowała. Ale tak jak pisałam - nie poddaję się!
Trochę zajął nam powrót do rzeczywistości, ale już jestem. Ogarnęłam dom i zaległości w pracy. Poniżej kilka “weselnych” faktów Na zdjęcia to chyba muszę poczekać od fotografa, bo mój Mąż zrobił mi dosłownie jedno i stwierdził, że to przecież nie ja byłam najważniejsza tego dnia.... ehhhh
Zgodnie z planem przyjechaliśmy do teściów w środę wieczorem (po 19). Szczerze mówiąc to u Pani Młodej dało się wyczuć spore napięcie, które utrzymywało się jeszcze w czwartek. Generalnie u nich w domu to był Meksyk! W czwartek przyjechał brat Pana Młodego z rodziną, a jego dzieci wierz mi nie są aniołkami i gdybym mogła to bym je chyba udusiła! Mają 8 i 4 lata, ale mentalnie zachowują się jak 1,5 roczna Michalina. Jak w piątek pojechali do Zamościa na zwiedzanie to wszyscy odetchnęliśmy z ulgą! Byliśmy też na sali rozstawiać winietki, rozkładać Miśce łóżeczko w pokoju nad salą itp. generalnie nie można się było nudzić, a wydawałoby się, że jak robisz wesele w knajpie to na luzie, bo wszystko zrobią za Ciebie. Suknia Młodej wyszła tak średnio (jeśli chodzi o jakość uszycia) - ja bym się załamała i płakała od momentu jej odbioru, ale Młoda mówiła, że jest zadowolona w 90% więc nic nie mówiłam.
No i nadszedł dzień wesela. Ja miałam fryzjera na 9.00 (zrobiłą mnie trochę na Merlin Monroe - brakowało mi tylko pieprzyka Ja miałam trochę inne wyobrażenie, ale nie wyszło najgorzej, choć moja siostra początkowo mnie nie poznała. Miśkę położyliśmy o 11 spać, żeby nie marudziła zbytnio w kościele. Ślub był o 15, a Gwiazda wstała parę minut przed 14 i to tylko dlatego, że otwarliśmy jej drzwi. Generalnie Młodzi byli już ubrani. My zaczęliśmy się ubierać (gorąco, ciało spocone), Piotrek pociągnął zamek w sukience i trach! Zamek się rozszedł..... żeby było śmieszniej to wszystkie sukienki na zmianę (na ew. awarię spowodowaną przez Miśkę) miałam w pokoju nad salą. No to oczywiście panika. Piotrek poszedł po mamę - ok, będziemy zszywać. Nitka i igła poszły w ruch. Nagle moja teściowa mówi: "A co to??" I cóż się okazało? Że moja teściowa zakłuła się igłą i poplamiła mi krwią sukienkę... Piotrek szybko wziął waciki, zimną wodę i na szczęście zeszło. Zaraz miało być błogosławieństwo, więc wygoniliśmy mamę i poprosiłam żonę od Sławka brata i ona dokończyła dzieła. Potem ubieram pończochy i jedna od razu się potargała przy ubieraniu..... na szczęście miałam zapas. Jakby tego całego pecha było mało to wypadł mi najbardziej uciążliwy dzień okresu, ale przy całej reszcie to już pikuś. Tłumaczyliśmy sobie, że to wszystko na szczęście Pary Młodej
Do kościoła poszliśmy na piechotę, bo to blisko (na salę jechali potem swoim autem). Młodzi wypadli super. Jak składali przysięgę to słychać było, że oboje się wzruszyli. Całą ceremonia bez zakłóceń. Potem życzenia i podróż na salę. Mieli DJ (ja wolę zespół, ale dawał radę), pierwszy taniec poszedł bez zastrzeżeń i wtedy zszedł z nich stres Pogodę mieli piękną (dobrze, że nie zaplanowali ślubu w kolejny weekend, bo byśmy się ugotowali!) choć dzień wcześniej był taki wiatr, że zastanawialiśmy się czy nie odwołać fryzjera, bo i tak nie ma prawa się nic utrzymać, ale w samą sobotę wszystko ustało. Wokół sali było super obejście - plac zabaw dla dzieci, fontanna, huśtawki ogrodowe, taki domek do zabawy. Naprawdę ekstra - Miśka szalała bez przerwy. Generalnie wesele ją trochę oszołomiło - głośna muzyka, światła.... Moi rodzice byli tam na wagę złota, bo też czasem zajęli się Michaliną i my mogliśmy potańczyć. Położyliśmy ją spać o 22 - padła jak muszka, a my mogliśmy się dalej bawić Pan Młody był pod wrażeniem naszej energii i wywijania na parkiecie, ale w sumie to była nasza pierwsza od 3 lat okazja do zabawy Młodzi rodzice nie mają zbyt wielu możliwości. Położyliśmy się spać o 3.55, a o 4.07 Michalina postanowiła wstać....... uśpiliśmy ją jeszcze godzinę i potem koniec..... Byliśmy niedospani, nerwowi... po prostu masakra.... i jeszcze w glowie myśl, że obudziła pewnie wszystkich gości. W tym przypadku moi rodzice ponownie okazali się nieocenieni - o 7 zabrali Miśkę na spacer i plac zabaw i tym sposobem urwaliśmy jeszcze 1,5h snu. Nie powiem, że byliśmy wyspani, ale dało się jakoś funkcjonować. Poprawiny (jak zawsze uważam, ze to wymysł bez sensu) to była taka posiadówa i jak zaczęły się obiadem o 12 tak o 17 już byliśmy w domu, bo goście się zebrali, a my pozbieraliśmy wódkę, jedzenie i do domu. Oczywiście chcieliśmy iść wcześniej spać, ale i tak wyszło koło 23.
W poniedziałek jeszcze było trochę gości na kawie, a potem na obiedzie. My wracaliśmy we wtorek po wczesnym obiedzie. Miśka prawie całą drogę spałą. Miała tylko mały pół godzinny przebłysk, a potem obudziła się na bramkach niedaleko Katowic
Po powrocie też spotkała nas przygoda. Poszliśmy na pół godziny na spacer do lasu co skończyło się u Michaliny kleszczem..... wyjęłam go (chyba nie zdążył się dobrze wbić) - był w całości z głową, ruszał się. Na razie widać miejsce po wkłuciu, ale nie ma żadnego zaczerwienienia. Byliśmy u pediatry i kazała obserwować. Antybiotyku nie kazała brać. Zrobiliśmy też kontrolny mocz-wyniki ok, więc w czwartek szczepienie. Oj będą żale.
Oczywiście waga na plusie, bo jedzenie było pyszne (jadłam obłędne ciasto miętowe)! Nie wiem czy uda się coś zbić do urlopu, który zaczyna się 15.07, ale co tam. Jak to mówi moja siostra: “Z hipopotama nie zrobisz gazeli ”
okres spóźnia mi się już 3 dni, jem jak opętana, a po sobotniej wadze 57,8 nie ma już śladu.... Mam doła i do soboty sukienka weselna może się okazać ciasna..... dzisiaj pakowanie, a jutro po pracy w podróż.
Co za tydzień…… ale zacznę od początku.
W zeszły piątek późnym wieczorkiem mój Mąż pojechał na kawalerski, a ja zgodnie z planem zostałam z Michaliną. Nie przewidziałam tylko jednego… że mogę się od niej zarazić jelitówką Byłam z nią sama, a tu biegunka, skacząca temperatura ciała i najgorsze - ciągłe mdłości. Może jakbym wymiotowała to bym poczuła ulgę, ale niestety nic takiego nie miało miejsca. Dobrze, że trwało to tylko w sobotę i niedzielę rano. Potem już przeszło - jakiś taki szybki wirusik, a może to kwestia dużej ilości kefiru i stosowania probiotyku? Mężowi się nie przyznałam, bo nie chciałam mu psuć zabawy (zresztą i tak nie miałby jak wrócić) choć on wyczuł że coś jest nie tak. Trochę się pokłóciliśmy po jego powrocie, bo wrócił późno, ja byłam zmęczona po całym dniu opieki nad Miśką i mdłości, a on przez cały dzień wysyłam informacyjne sms: “Jest fajnie”, “Byliśmy tu i tu” itp. I właściwie dopiero jak zadzwonił o 18.30 zapytał co tam u nas…….. Czasem takie kłótnie dobrze robią w związku - oczyszczają relacje Wydaje mi się, że nie jestem zołzą, ale tego dnia nałożyło się tyle rzeczy, że Mężowi się dostało. Myślę, że w 70% niesłusznie. Generalnie stwierdzam, że zazdroszczę tego mężczyznom. Oni potrafią gdzieś wyjechać i się odciąć od wszystkiego, a my zawsze myślimy jak w domu, jak oni sobie radzą itp.
W pracy miałam w tym tygodniu urwanie 4 liter. Wydawało mi się, że im więcej robię, tym więcej zaległości mi narasta. Dzisiaj już się trochę odgrzebałam i dlatego mogę coś napisać i zajrzeć co tam u Was.
Dzisiaj od wieczora walczymy z Michaliną same - tata jedzie na wieczór kawalerski do przyszłego szwagra Plany mają fajne - dzisiaj dojadą późno, więc pewnie skończy się na drinkowaniu, ale ponieważ jadą do Zatoru chcą iść jutro do Energylandii, ale czy po nocnym drinkowaniu któryś odważy się iść na karuzele? Szczerze wątpię :-) Mój Mąż ma jeszcze takiego pecha, że moi rodzice kupili dzieciom mojej siostry bilety na sobotę do Energylandii, żeby ich zabrać z okazji dnia dziecka No taki pech - teściowie pod bokiem
Panieński niestety jeden jest w następną niedzielę (ja w poniedziałek do pracy, więc kiszka), a drugi (w rodzinnym w domu) chyba we wtorek, a my planujemy przyjechać do teściów dopiero w środę wieczorkiem, więc ja nie poszaleję. Ale w sumie przeżyję - nie jestem aż taką imprezowiczką. Dużo bardziej wolę spędzać czas z moją rodzinką Taka jestem głupia - ot co!
Mam nadzieję, że Miśka będzie grzeczna i nie da mi popalić
Od poniedziałku miałam trochę zamieszania, więc nie pisałam i nie miałam czasu poczytać co u Was. Dzisiaj wszystko nadrobię!
Te co czytają mnie od czasu do czasu pewnie pamiętają, że u mojej córki wykryłyśmy bardzo brzydką bakterię w moczu. W poniedziałek znowu zrobiłam jej kontrolne badanie i wskaźniki z moczu ogólnego były na granicy, a w laboratorium powiedzieli mi, że na posiewie coś się hoduje. No to ja niewiele myśląc - zaczynam szukać prywatnego nefrologa, bo nie mam ochoty znowu czekać miesiąc na wizytę jak potem niewiadomo co się z tego może rozwinąć, a pediatra mówi, ze już wyczerpał możliwości. Tym sposobem udało nam się dostać we wtorek na prywatną wizytę do ordynatora nefrologii dziecięcej. Pani doktor zobaczyła wyniki i mówi, że ten poprzedni wynik to wg niej błędne pobranie moczu. Mimo wszystko zaleciła “zewnętrzne” przeleczenie maścią i powiedziała, że ta którą poprzednio nam przepisano (przez nefrologa) była za słaba i za słabo się wchłaniała. No więc przystąpiliśmy do zaleconego leczenie. Pani doktor - świetna - super podejście do dzieci, od razu dała nam swój nr telefonu, żeby zadzwonić jak będziemy mieć wynik posiewu. Okazało się, że posiew wyszedł jałowy i wkurzyłam się, ze laboratorium mi tak namieszało. Od razu zadzwoniłam do Pani doktor i powiedziała, że w takim razie podać tylko 5 dawek leku doustnego, a maść odstawić. W sumie niepotrzebnie byliśmy na tej wizycie, ale przynajmniej teraz mamy namiar na fajnego lekarza i jak kolejny raz będę mieć nieciekawy wynik to od razu będę dzwonić. Generalnie bardzo nas uspokoiła - śmiała się, że na pewno już naczytaliśmy się w internecie, że leczenie to tylko szpitalne, ale ona na pewno nas nie położy.W środę kolejna niespodzianka. Wstaję rano, idę do Michaliny, a ona śpi w łóżeczku ze swoją kolacją…. Nawet nie krzyknęła, nie płakała, nie słyszałam, żeby się krztusiła, kaszlała….. pierwsze co przyszło mi do głowy to to, że w końcu wsadziła te swoje paluchy do dzioba na tyle skutecznie, że zwróciła. Potem rano jeszcze jej się trochę odbijało i nie bardzo miała apetyt na śniadanie. Jedziemy już do żłobka, a ta zaczyna tak jakby się krztusić i chlust raz, a zanim zdążyłam zjechać z drogi drugi raz…. Całe szczęście, że mój Mąż wychodzi do pracy później, bo od razu zadzwoniłam, żeby po nas zszedł bo sama tego nie ogarnę. Zaraz zadzwoniłam do żłobka i Pani mi powiedziała, że po długim weekendzie rodzicie zgłaszali, że dzieci miały w domu biegunki. Potem Michalina dostała jeszcze temp 38,2. Pediatra poza informacjami uzyskanymi ode mnie nie widzi nic niepokojącego, więc kazała obserwować, lekka dieta, probiotyk i tyle. Po porannej akcji w samochodzie był spokój z wymiotami, gorączka zbiła się koło 14 i od tej pory spokój. Niemniej do poniedziałku zostanie w domu, bo rozmawiałam ze żłobkiem dzisiaj, że 3 dzieci miała wczoraj biegunkę. Lepiej niech dojdzie do siebie w domku, bo akurat mam ją z kim zostawić.
Dzisiaj w pracy nadrabiam zaległości z wczoraj. Jest też fajna informacja - dzisiaj na wadze 58,4 :-)
Przez weekend były drobne zawirowania (grill u siostry, lody), ale dzisiaj wchodzę na wagę, a tam waga z dnia matki utrzymana 58,6 Jest to dla nie fajne osiągnięcie, mam nadzieję, ze wystarczająco motywujące do dalszej walki Z drugiej jednak strony moja Mama dołączyła do zdania mojej Teściowej, że zrobiłam się przeraźliwie chuda. Mi się wydaje, że wszyscy cały czas patrzą na mnie przez pryzmat tych 80 kg. W porównaniu do tamtego czasu - fakt wyglądam bardzo szczupło, ale w porównaniu do innych dziewczyn mojego wzrostu raczej niczym się nie wyróżniam. W sumie jak jestem w ubraniu to się sobie podobam - zawsze można trochę ukryć. Gdyby nie moje galaretowate uda to pewnie już nie miałabym zastrzeżeń - nawet grubość mogłaby być, gdyby tylko były bardziej zwarte/ubite. Pracuję nad tym cały czas - efekty są, ale nie takie jakich sama bym oczekiwała.
Fotka z dzisiaj (sukienka rozmiar 36, więc czego chcieć więcej?Jeszcze nie tak dawno była opięta w biodrach) - jakoś nie potrafię robić selfie…..
Może to kwestia telefonu, ale zamówiłam już nowy i czekam aż przyjdzie. Niestety mój od dłuuuugiego już czasu odmawia współpracy. Jego ciągłe zawieszanie się, restartowanie itp. spowodowało, że musiałam kupić coś nowego. Po co mi telefon, z którego ani ja nie mogę zbytnio korzystać (o aplikacjach to już szkoda gadać), a często i do mnie nie można się dodzwonić, bo się zrestartował, a ja tego od dwóch godzin nie zauważyłam. Potem mam stresa czy przypadkiem nie dzwonili ze żłobka.
Dzisiaj było już troszkę grzesznie. Jedna z moich ulubionych koleżanek z pracy ma urodziny i przyniosła z tej okazji ciasto. Jak ktoś przynosi ciacho i stawia w kuchni to nigdy go nie biorę, ale dzisiaj koleżanka przyniosła dla mnie porcję specjalnie z drugiego budynku, więc już się nie wykręciłam. Ale co tam - zjadłam, popiłam kawką, a teraz do końca dnia będzie grzecznie
Z okazji Dnia Mamy waga pokazała wczoraj 58,6 - to najmniej od niepamiętnych czasów! Moja radość trwała jednak krótko - wczoraj obiad u mamy, wpadło jakieś ciasto i dzisiaj 59. Myślę, że częściowo gdzieś to zalega jeszcze w jelitach, więc na razie nie zmieniam paska. Skontroluję sytuację jutro :-)
ps. (edit) część to pewnie woda - sikam dzisiaj jak pod koniec ciąży