Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Kora1986

kobieta, 38 lat, Katowice

163 cm, 63.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 maja 2016 , Komentarze (17)

Jadłyście kiedyś? Ja już tak. Byliśmy wczoraj na poszukiwaniu sandałków dla Miśki w galerii i przechodząc koło Lodomanii nie mogliśmy się oprzeć :) Mają genialne lody mięta z czekoladą i czekolada deserowa lub gorzka, ale wczoraj chcieliśmy spróbować czegoś innego. Ja skusiłam się na wspomniane bazyliowe - generalnie powiem Wam, że smakują bazylią, ale chyba dla mnie nie jest to smak, który pasuje do lodów. W ramach kulinarnej ciekawości można spróbować, ale ja drugi raz ich nie kupię. Za to “Lekki kokos” rewelacja :)

A propos wczorajszych zakupów to przekonałam się jak trudno kupić buty mojej córce :( Ma wysokie podbicie i większość sandałków ma po prostu za krótkie te paski i albo będą zapięte “kąskiem”, więc na bank będą się rozpinać, albo nie będzie jej dopływała krew do stopy…. Po dwóch godzinach mojego sfrustrowania udało się znaleźć jedną parę (uff), która jest ok, ale jej minusem jest to, że są syntetyczne, a nie ze skórki. Mam nadzieję, że nie będą jej odparzać czy obcierać, bo naprawdę jak pomyślę o perspektywie kolejnych poszukiwań to jestem chora! Przy najbliższych okazjach i tak będziemy się jeszcze rozglądać, ale na siłę już nie będę jeździć. Już nie wspomnę o tym, że sztuczne buty kosztowały 69 zł, gdzie skórzane w CCC 79zł (ale cóż z tego jak nic nie pasowało?). Czy Wy macie więcej szczęścia w tym temacie?

Mimo wczorajszego lodowego szaleństwa dzisiaj na wadze 100g spadek - może jakoś odczarowałam magiczne 58,9, które nijak nie chciało mnie opuścić. Jutro ciężka próba - obiad u mamy, potem rodzinny festyn, ale jak w niedzielę dałam radę to w czwartek nie dam? Postaram się być grzeczna :-) Dzisiaj jeszcze mamy nadzieję, że uda nam się pójść na rower. Póki co pogoda wymarzona na aktywność.

24 maja 2016 , Komentarze (6)

Wczoraj nic nie pisałam, bo miałam jakiś kryzys. :(

Sobota - 58,9 kg

Niedziela - 59,2 kg

Poniedziałek - 59,5 kg

W sobotę wydawało mi się, że nie było jakiś tam odstępstw, które mogłyby spowodować wzrost. Nawet byliśmy na rowerach - niby tylko 15 km, ale to nasze drugie wyjście na rower w tym sezonie, a wieczorem nawet jeszcze pomęczyłam pośladki. W niedzielę było parę “niedozwolonych rzeczy”, ale bez szału i nie było WC. Wiem, wiem - to było oczywiste, że będzie wzrost ale jakoś mnie to podłamało i wczoraj miałam doła. Na dodatek w pracy dzień też się zaczął kiepsko. Powiedziałam Mężowi, że mam chandrę i straciłam totalną motywację do odchudzania. Mimo wszystko nie wiem jakim cudem, ale zmusiłam się, żeby zrobić wczoraj trening interwałowy. Dzisiaj wchodzę na wagę, a  tam znowu 58,9 :) W takim razie dzisiaj już się uśmiecham i jestem zadowolona :) Działam dalej.

Wizyta Gości przebiegła w miłej atmosferze. Michalina nawet była dzielna jak na taką ilość ludzi w domu - udało jej się nawet pospać po południu. Z grzeszków wpadły:  mały kawałek sernika, mały kawałek szarlotki (wszystkie jadłam na pół z Michaliną) i kieliszek różowego wina. Nie czułam się przejedzona, więc nieźle się trzymałam. Jak widać dzisiaj opłaciło się - choć wczoraj jeszcze wpadły 2 “nadprogramowe” cukierki i trochę owoców nie ujętych w planie, którymi chciałam zagłuszyć chandrę (i tak nie pomogło).

20 maja 2016 , Komentarze (9)

Zauważyłam pierwszą prawidłowość dotyczącą wagi. Zawsze jak dzień wcześniej ćwiczę interwały, to następnego dnia mam wzrost o jakieś 200-300g, pomimo trzymania diety. Wczoraj 58,9, wieczorem umyłam kilka okien, a koło 21.30 zrobiłam trening. Dzisiaj rano wstaje - waga 59,1. Na szybko poszperałam w necie i znalazłam informację, że nawet nie ćwicząc, ale kiedy ciężki dzień i pod jego koniec czujemy jakby walec nas przejechał, to następnego dnia pojawi się wzrost. U mnie może to być też kwestia tego, że w niewystarczającym zakresie uzupełniłam płyny - po ćwiczeniach masaż, kąpiel i spać. To codzienne ważenie zaczyna mnie coraz bardziej interesować w kontekście poznawania swojego ciała i jego reakcji. :)


Zapomniałam Wam ostatnio napisać, że ostatnio spotkała mnie miła niespodzianka. Koleżanka z pracy (dużo szczuplejsza i drobniejsza ode mnie) mówi, że ma 2 pary spodni do sprzedania. Mówię jej, że ja w życiu nie wejdę w jej spodnie, ale ona na to, że to z czasów ciąży i na nią są za duże. Zaryzykowałam -ok, przynieś. Spodnie bardzo fajne - patrzę na metki, a tam rozmiar 36. Raz kozie śmierć - zaryzykuję. Mierzę, a tu...szok! O ile w udach nawet dopasowane o tyle w pasie za luźne co najmniej o 1 rozmiar. Z jednej strony trzeba by się smucić, że mam taki średnio proporcjonalny brzuch w porównaniu do dolnych części ciała, ale helloł?! Kto by się nie cieszył gdyby spodnie 36 w jakimkolwiek miejscu były za duże? Ja się ucieszyłam bardzo, mimo iż nie powiększył się zasób mojej szafy :)


Przede mną dość intensywny weekend. Jesienią zaprosił nas do siebie brat mojego przyszłego szwagra (za miesiąc będzie mężem siostry od mojego Męża - mam nadzieję, że zrozumiałyście mniej więcej o kogo chodzi :)). Trochę się nam to odwlekło, ale przyszedł czas na rewizytę i zaprosiliśmy ich do siebie na niedzielę. W związku z tym muszę upiec ciasto, przygotować niedzielny obiad itp. Mimo tego, ze trochę zajęć będzie to obiecałam sobie, że choćby nie wiem co to pójdziemy jutro naszą trójeczką na rower, a ja postaram się przebrnąć ten weekend bez dużego uszczerbku na wadze. Przygotowaliśmy dla nich taki drobny prezent ze śląska - art. spożywcze charakterystyczne dla śląska lub ze śląskim opisem. Pomogła mi siostra, której Mąż to ślązak i okazał się kopalnią pomysłów :)


Pewnie przez weekend nie dam rady nic napisać, ale będę myśleć o Was i o tym, że w poniedziałek przyjdzie mi się rozliczyć ze wszystkich grzeszków :) Życzę wszystkim udanego weekendu.

19 maja 2016 , Komentarze (13)

Naczytałam się w waszych pamiętnikach, ze ważycie się codziennie (macie najróżniejsze motywacje) i pomyślałam, że ja też spróbuję choć zawsze byłam zagorzałą przeciwniczką tego rozwiązania. Wiecie co? Chyba jednak coś w tym jest. 

Wczoraj waga 59.2 - myślę “jest wzrost, dzisiaj trzeba bardziej pilnować swojej michy”, wchodzę na wagę dzisiaj a tam 58,9. Wiem, że aż tyle nie mogłam schudnąć w jeden dzień, ale daje mi to świadomość, że naprawdę potrafię mieć nad sobą kontrolę i dodatkową motywację do podejmowania kolejnych wysiłków. Np. w ciągu dnia mówię sobie, że jak będę za mało piła to jutro będzie wzrost, bo woda się zatrzyma w organiźmie. Niby zawsze to wiedziałam, ale jak ważyłam się raz w tygodniu to ten efekt był taaaaki odległy. Drugi przykład z tym nieszczęsnym żółtym serem - otwieram lodówkę i myślę - o nie nie wezmę tego plasterka, bo jutro będzie wzrost :) Z drugiej strony myślę, że chciałabym zaobserwować jakiego rzędu wzrost notuję przed okresem, po piątkowym drineczku itp. 

Na razie przez jakiś czas pozostanę przy tej metodzie i zobaczymy czy jej efekt będzie długofalowy czy to tylko chwilowe wahania :) Albo - moja chwilowa fascynacja, bo tak też może się zdarzyć :)

18 maja 2016 , Komentarze (5)

Wczoraj wieczorem nie byłam jakaś bardzo głodna, ale kolacja musi być. Otworzyłam lodówkę, a tam uśmiechnęły się do mnie malinowe pomidory. Od razu wyjęłam cebulę i uwaga - totalnie niedietetyczną śmietanę 12 %. Jak to wszystko połączyłam to poczułam w ustach smak lata. W sumie wyszło 2 pomidory, pół cebuli i 3 łyżki śmietany. myślę, że kalorycznie było tego mało, ale objadłam się strasznie. Potem zaczęła mnie (chyba od cebuli) męczyć zgaga, ale było warto :-)


Na wadze dzisiaj +200g. Dla mnie to sygnał, żeby dzisiaj bardziej się pilnować i tyle. Próbuję ostatnio codziennego ważenia w celu samokontroli - zobaczymy czy pomoże. Już i tak jestem z siebie dumna, bo ostatnio mniej podjadam - już nie pamiętam kiedy skubnęłam plaster żółtego sera. To u mnie duża zmiana. Teraz jak mam ochotę coś skubnąć to zazwyczaj biorę zielonego ogórka.


Niech już będzie jutro….. ma być w końcu ciepło!

17 maja 2016 , Komentarze (6)

Udało się wytrwać! Jestem z siebie dumna - gdzieś wewnętrznie czułam, że jak skuszę się na ten jeden kawałek to będzie początek wielkiego obżarstwa, bo moje połechtane kubki smakowe pragnęłyby więcej i więcej…… Na wasz odzew też od razu mogłam liczyć - co ja bym bez was zrobiła??!! Bużka :-*


Tym sposobem na wadze równiutkie 59 kg (weekend też nie był rozpustny) , pomimo przedwczesnego @. Jak zawsze moje cykle trwają 28-31 dni, teraz było 24. Nie wiem co jest grane. W związku z bólem brzucha wczoraj odpuściłam ćwiczenia - już nie pamiętam kiedy ostatnio miałam dzień bez ćwiczeń, więc czuję się rozgrzeszona :-)


Od kilku dni jestem zmęczona i niewyspana. Mój Mąż codziennie musi siedzieć po godzinach nad swoją robotą (w weekend też), więc wszystko jest na mojej głowie. Niby mu wypłacą te nadgodziny, ale wolałby nie dostać tych pieniędzy i nie musieć siedzieć nad tym w domu do późna. Nie spędza czasu ze mną, nie spędza czasu z Michaliną. A ja rozrywam się, żeby pobyć trochę z Michaliną i jeszcze ogarnąć pranie, obiad, nocnikowanie itp.Wiem, ze to przejściowe i w kolejnym tygodniu wszystko powinno wrócić do normy, ale z całego serca współczuję kobietom, które taką sytuację mają stale. Jeszcze jak nie było Michaliny to pewnie bym to wszystko jakoś ogarnęła, ale przy niej jest to 100 razy trudniejsze. Moja relacja z Mężem też średnia - on zmęczony, nerwowy, nawet nie ma czasu na przelotne poprzytulanie. Ehhhh….. taka jestem “słomiana wdowa”, której Mąż jest na miejscu.


Michalina przez weekend przeszła jakiś przełom. Zaczęła sikać na nocnik bez żadnego problemu. Nie sygnalizuje, że chce (no może raz jej się zdarzyło), ale jak pytam czy chce siku to albo mówi “Nie”, albo biegnie do łazienki. W niedzielę i wczoraj nie zasikała ani jednych majtek. Pieluchę ubieramy tylko na noc (już od kilku miesięcy po każdej nocy pielucha jest sucha, ale lepiej być przezornym)  lub jak gdzieś wychodzimy. Dzisiaj w żłobku na próbę ma iść do średniej grupy - zobaczymy jak sobie poradzi, choć chyba nie należy do osób lubiących zmiany :-) Wczoraj skończyła 17 miesięcy…. w zeszłym roku jeździła jeszcze w głębokim wózku….. :-)

16 maja 2016 , Komentarze (7)

Kolega z pracy ma dzisiaj urodziny.. przyniósł ciasto, ale mnie kusi.... ale nie dam się!! Ślinka cieknie mi na biurko...

13 maja 2016 , Komentarze (13)

Mam nowe odkrycie - tym razem “spożywcze” :). Będąc wczoraj na zakupach w Lidlu wpadły mi w oko zupy z Marwitu w plastikowych kubeczkach. Generalnie wstawiamy do mikrofalówki i gotowe. Oczywiście ja - maniaczka składów zaraz musiałam sprawdzić, ale skład pico bello :)! Na pierwszy ogień poszedł krem z buraczków z tymiankiem - dodałam pestki dyni i lunch w pracy jak się patrzy. Fanie, że jest oryginalnie zamknięta, więc nic się nie wyleje tak jak z mojego kubka sistema, który przecieka od nowości i broń Boże odrobinę go przechylić. Na pewno spróbuję innych smaków - koszt 3,99 zł. W biedronce też są zupy z dobrym składem, ale niestety kosztują już 5,99 zł. Zupy z Marwitu będę chyba zamiennie stosować z zupami z Hortexu w kartonach (one wychodzą najkorzystniej, bo z kartonu są dwie porcje). Zachęcam do próbowania. Ja często dodaję do tych zup kaszę - no czy jest coś zdrowszego niż krem z warzy i do tego kasza?


Ostatnio chyba młodnieję - nie wiem czy to zasługa diety czy czegokolwiek innego, ale zaczęły mi się pojawiać wypryski na twarzy w dość dużej ilości. Nigdy nie miałam takich problemów…. wiadomo - przed @ zawsze coś się trafiło, ale teraz to już przesada. Jak myślicie gdzie może leżeć przyczyna?Dodam, że codziennie piję pokrzywę, ale już od tak długiego czasu, że na pewno nie ma to związku. Już zaprzestałam stosowania podkładu, żeby cera odpoczęła, ale poprawy nie widać…. Wszystkie rady mile widziane!

12 maja 2016 , Komentarze (12)

…… i weszłam na wagę dzisiaj - pewnie to te Wasze wpisy, że ważycie się codziennie :p i co? I do przed-majówkowej wagi brakuje mi 100g. Raczej nie schudłam ponad 1kg, więc poprzedni pomiar w pewnej mierze był chyba wynikiem jakichś zawirowań. Niemniej coś tam schudłam, więc jestem zadowolona i boję się tylko, żeby to nie uśpiło mojej czujności. Ale wesele za niewiele ponad miesiąc, sukienka dopasowana, więc absolutnie nie mogę przytyć! O urlopie już nie wspomnę - muszę być laska :) A może w kolejnym tygodniu zobaczę 8?? Mmmmmm rozmarzyłam się…...


A propos wesela to przyszedł już mój stanik “samonośny”. Po przewertowaniu trochę internetu wybrałam biustonosz marki Julimex. 

Stwierdziłam, że tak naprawdę chodzi mi o to, żeby sutki się nie odznaczały, a trzymać całość i tak będzie sukienka, bo jest dopasowana. Póki co jestem nim mile zaskoczona. Z zewnątrz jest materiał, a wnętrze pokryte jest klejem medycznym. Zakładanie wymaga odrobinki wprawy (zwłaszcza jak najpierw się zakłada a potem czyta instrukcję :-D), ale jeszcze mam trochę czasu na naukę. Generalnie ubrałam go i zaczęłam skakać - o dziwo trzymał się! Nie wiem jak będzie jak np. się spocę, ale mam ten komfort, że sukienka nie pozwoli mu odpaść :-) Po ekstremalnym teście na weselu zweryfikuję swoją opinię, ale na razie jestem pełna optymizmu względem tego produktu.

11 maja 2016 , Komentarze (16)

stresowym jedzenioholikiem. Wczoraj do was nie napisałam, bo po poniedziałkowym wieczorze niestety nie było się czym chwalić…. Michalina trochę dała nam w kość i wieczorem byłam już tak wkurzona i sfrustrowana, że przestałam kontrolować co jem. Co chwilę chodziłam to do szafki, to do lodówki w poszukiwaniu czegoś na ząb. I wiecie co jest najgorsze, że się z tym ukrywałam! Już kilka razy mówiłam mojemu Mężowi, że gubi mnie takie podjadanie - tu plasterek ser, ty wafel ryżowy, tu kilka chrupek itp. Poprosiłam, żeby mnie pilnował, ale był zajęty skręcaniem stolika dla Małej, więc hulaj dusza…. Potem popadłam w totalne przygnębienie i nawet nic nie poćwiczyłam…. Zasnęłam na kanapie przed 22, aż Mąż wygonił mnie do sypialni. Wstyd jak nie wiem! Weekend na grillu przeszedł baz uszczerbku na figurze, a tu taki jeden wieczór….


Wczoraj już było ok. zrobiłam wszystko co sobie zamierzyłam i trzymałam się w ryzach. Ważenie dopiero w piątek - nie liczę na odzyskanie wagi sprzed majówki, ale chciałabym żeby była mniejsza niż tydzień temu.


Chciałam Wam polecić moje ostatnie odkrycie kosmetyczne. Krem do rąk Ziaja Med z 10% mocznikiem. Na skórę rok z problemami typu atopia, egzemy - rewelacja! Mogłam odstawić maści sterydowe. Mój Mąż też go używa gdy ma przesuszoną skórę - np. po jakichś porządkach czy od wiatru. Krem nie jest tani, bo 12 zł za tubkę, ale myślę, że warto. Przerobiłam już mnóstwo tego typu kremów!