Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Kora1986

kobieta, 38 lat, Katowice

163 cm, 63.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

9 sierpnia 2016 , Komentarze (19)

30 minutowy pogromca tłuszczu zaliczony]:> Było ciężko, ale się udało. Ok - przyznam się, że ostatnie 5 minut nie były wykonywane zbyt dokładnie, ale dobrnęłam do końca treningu i nie padłam - wg mojego pulsometru spaliłam 189kcal i 24g tłuszczu :)

Dzisiaj mam w planie trening na nogi i pośladki z innego fit-bloga:

Ćwiczenia na pupę i nogi

Ponieważ w kwestii diety i treningów niewiele się u mnie dzieje (działam dalej czekając na efekty) napiszę Wam o moim niedawnym "włosowym" odkryciu, którym jest pewna szczotka.....

Do tej pory zawsze używałam grzebienia - zarówno po myciu włosów jak i na co dzień. Zresztą moje włosy zazwyczaj są krótkie, więc nie było z nimi większych problemów. W okresie przedweselnym i przedwakacyjnym postanowiłam troszkę zapuścić włosy, żeby ew można je było spiąć. Szybko przypomniałam sobie dlaczego nie mam długich włosów - bo się szybką plączą i kompletnie nie da się ich rozczesać. Kiepska odżywka do włosów na wakacjach tylko mnie utwierdziła w tym przekonaniu, dopóki moja siostra nie kazała mi rozczesać włosów szczotką podobną do tej ze zdjęcia powyżej (nieoryginalnej). I tu pojawił się efekt WOW! :D Włosy szybko, bezboleśnie rozczesane. Od razu wiedziałam, że chcę ją mieć. Tym sposobem od wczoraj szczotka gości w mojej łazience i zachęca mnie do dalszego zapuszczania włosów. Nie wiem co w niej jest takiego niezwykłego, ale działa! Radzi sobie bez problemu z kręconymi włosami, długimi do pośladków mojej siostrzenicy. Jak ktoś ma problem z rozczesywaniem włosów to naprawdę polecam. Do tego wyjazdu byłam pewna, że ta szczotka to po prostu kolejny "marketingowy" bubel niewarty swojej ceny - generalnie jestem sceptycznie nastawiona do wszystkich wspaniałych i rewolucyjnych nowosci. Razem z przesyłką zapłaciłam za nią 28 zł, więc za komfort jaki mi daje - jest to do przyjęcia :) Warto było przekonać się do niej "po czasie" bo ceny przynajmniej niższe :)

8 sierpnia 2016 , Komentarze (3)

W sobotę życie nauczyło mnie nowej prawdy - nigdy nie odkładaj treningu bez wyraźnego powodu. W piątek miałam poćwiczyć wieczorem, ale zanim ogarnęliśmy się w domu była 20, a mnie rozbolała głowa (pewnie z odwodnienia, bo o ile w pracy piję przykładnie to w domu już jest problem…). Stwierdziłam, że przecież piątek to mój cheat-evening, więc trudno. Poćwiczę w sobotę.


W sobotę udało mi kupić wspomniane we wcześniejszym poście buty i zmobilizowana tym faktem z niecierpliwością czekałam na to aż Michalina uśnie, żeby poćwiczyć. Tymczasem moje dziecko ucięło sobie długą drzemkę w ciągu dnia  zasnęło dopiero przed 21 mimo naszych usilnych starań. W związku z tym zaczęłam ćwiczyć grubo po 21, a ponieważ postawiłam na cardio ze skakanką to do 22 musiałam zakończyć, żeby dać sąsiadom odpocząć w sobotę wieczorkiem. Trening wyszedł krótki przez co miałam niedosyt, ale grunt, że w ogóle był. ta sytuacja uświadomiła mi, że lepiej nic nie odkładać, bo następnego dnia może wydarzyć się milion innych rzeczy, które uniemożliwią mi trening. Poszłam spać koło północy (gdzie zazwyczaj padam koło 22, bo codziennie rano pobudka o 5.15) - sama nie wiem jak tak długo wytrzymałam (chyba po prostu siłą rozpędu), a moje dziecko postanowiło przed 6 zrobić nam pobudkę…. ehhhhh…


Na razie ćwiczyłam w nowych butach dwa razy, ale zauważam różnicę - przede wszystkim jeśli chodzi o stabilizację pięty. Dzisiaj mam w planach cardio z różnymi podskokami, wykrokami, więc dzisiaj będzie prawdziwy test :)


W sobotę w trakcie ćwiczeń pojawi się też @ więc teraz rozumiem weekendowe zawirowania z wagą :) Powoli wszystko wraca do poprzedniego stanu :)

5 sierpnia 2016 , Komentarze (2)

Pisałam Wam ostatnio, że często czytam wpisy na blogu codziennie fit. Za każdym razem na samej górze pojawiają się losowo starsze wpisy - jest to dla mnie o tyle wygodne, że stopniowo zapoznaję się z zawartością bloga i nie muszę codziennie wertować iluś tam stron.

Dzisiaj pojawił się tam wpis na temat butów do ćwiczeń. Hmmm… tutaj wstyd się przyznać, ale ja zazwyczaj ćwiczę boso :( Próbowałam ćwiczyć w moich butach do biegania, ale podeszwa jest dość sztywna i dodatkowo bardzo hałaśliwa (moze po prostu ta guma już stwardniała pod wpływem czasu). Okazuje się, ze każdy rodzaj aktywności wymaga specyficznego obuwia - to co jest dobre do biegania nie sprawdzi się na fitnessie. Wbrew pozorom ćwiczenia w domu też wymagają odpowiedniego zabezpieczenia stawu skokowego, śródstopia czy stabilizowania pięty. Żeby nie opierać się na jednej opinii przejrzałam kilka artykułów w internecie i faktycznie robię duży błąd ćwicząc boso. Co w związku z tym? Muszę zrobić “nalot” na decathlona :) Męża już uprzedziłam - dał mi zielone światło na zakupy. Nie wiem jak jest w Waszym przypadku, ale dla mnie zakup jakichś akcesoriów czy ubrań do ćwiczeń działa mobilizująco, bo przecież chcę zaraz i jak najczęściej korzystać :) Mam nadzieję, ze w miarę szybko wcielę swój plan w życie.

Miałam dzisiaj zrobić drugie podejście do cardio, którego ostatnio nie dałam rady zrobić, ale tak mnie nadal bolą mięśnie ud, że chyba nie dam rady. Chyba postawię dzisiaj na skakankę - uda nie są wtedy tak zaangażowane.

Dzisiaj waga o 0,6kg większa niż wczoraj - może to przez wodę w obolałych mięśniach ud i wczoraj ćwiczonych mięśni brzucha. Na razie nie panikuję - działam dalej.

UDANEGO WEEKENDU!!



ps. dzisiaj pod pracę przyjechał food truck z hamburgerami - obiecałam już dawno mojemu Mężowi, ze kupię, żeby on też skosztował, więc dzisiaj obiad bardzo niezdrowy…… ehhhh no musi być ta skakanka jak nic!

4 sierpnia 2016 , Komentarze (3)

Pokazała mi je Marta z bloga Codziennie fit. Zgodnie z wczorajszą zapowiedzią odpaliłam wczoraj trening cardio trwający w sumie jakieś 28 minut. Przy 15 minucie chciałam odpuścić, ale jakoś się zmobilizowałam. Przy 24 minucie padłam z językiem przy podłodze! Dzisiaj mam nawet lekkie zakwasy! Ej co jest - nie ćwiczyłam tylko 2,5 tygodnia, a wczoraj poczułam się jak nowicjuszka! Nie dam się - w piątek drugie podejście!! W końcu muszę przejść całość! Dzisiaj sam brzuszek - nogi muszą odpocząć. Przed urlopem ćwiczyłam jej propozycje na brzuch, pośladki i były dla mnie lajtowe, ale wczoraj przeżyłam szok i mini zawał :)

Waga powoli spada - został mi już tylko kg nadbagażu - wychodzi na to, że spora część to była woda i jedzenie zalegające gdzieś w jelitach. Wczoraj trzymałam się nawet grzecznie :)

Chcieliśmy w sobotę wybrać się na jeden dzień do Zakopanego, ale zapowiadają deszcz, więc muszę chyba wymyślić coś innego…. albo będziemy siedzieć w domu. W przyszłym tygodniu jedziemy do Warszawy na wesele syna mojej kuzynki. U mnie trwa akcja “próbna fryzura”. Prawie codziennie kombinuję co tu zrobić z włosami, żeby wyglądać inaczej niż na co dzień. Chyba skończy się na lokach, bo nic innego tak dobrze mi nie wychodzi, a do fryzjera mogę nie zdążyć. Z domu musimy wyjechać rano, a jak zajedziemy na miejsce to może już nie być czasu na fryzjera, a poza tym trochę się boję iść do “obcego” fryzjera. Wiadomo co wymyśli? Żeby się potem nie okazało, że jest jeszcze gorzej niż w zwykłej, codziennej fryzurze.

W Warszawie chcemy zostać do poniedziałku, żeby przy okazji coś pozwiedzać. Może jest to dziwne, ale mój Mąż nigdy nie był w Warszawie - w sensie nie zwiedzał. Był tylko służbowo - przejazdem. Ponieważ są wakacje, nadarza się okazja.. to czemu nie skorzystać?? :)

Ok - kończę wpis, wracam do pracy, a w międzyczasie pozaglądam co tam u Was :)

3 sierpnia 2016 , Komentarze (2)

Powoli odgruzowuję się w pracy, odgruzowuję mieszkanie ze zbędnie walających się dmuchańców itp, powoli kończę pranie. Niestety pora wrócić do szarej codzienności bez śniadania na tarasie z widokiem na morze i góry :(

Wróciliśmy w niedzielę rano i przyznam szczerze, że droga nie była łatwa (ostatnie 5 godzin to była nieustanna walka z opadającymi powiekami). Szokiem była też różnica temperatur z 34 do 17. Wakacje podsumowuję jako bardzo udane - miałam mnóstwo obaw, ale zupełnie niepotrzebnie. Pierwszy raz jak kończył się urlop nie miałam takiego poczucia, że chcę już do domu, że pora wracać. Pogoda piękna, widoki też, mała mieścinka, więc mało turystów (Polaków usłyszałam pierwszy raz dopiero dzień przed odjazdem) :) Wspomniane już śniadania i kolacje na tarasie… Super! Jadąc w tamtą stronę mieliśmy trochę pecha - wjeżdżamy do Chorwacji, a tam 13 stopni. Okazało się, że wiał wiatr “bura” - coś w stylu naszego halnego. Na morzu biały szkwał, wiatr w porywach do 200 km/h (nasza właścicielka mówiła, że to najsilniejszy wiatr od 12 lat. Przez to ograniczenia przejazdu przez tunele (20 km jechaliśmy 4h, a do celu zostało nam raptem 40km), ograniczenia na autostradzie do 40h/d, a i tak ciężko utrzymać samochód w ryzach bo tak szarpie. Jak stanęliśmy na bramkach to tak targało samochodem, jakby ktoś stanął obok, chwycił za relingi i potrząsał. Na szczęście od niedzieli poprawa pogody, ale do poniedziałku trzeba było zaczekać, żeby znowu woda się zagrzała.

Mój wzrost wagi może nie jest jakiś powalający, ale jednak trzeba będzie się z nim rozprawić :) Na razie piję pokrzywę na pozbycie się wody (codzienne lody, alkohol, słone przekąski - “samo zdrowie”), wróciłam do treningów, choć na razie nie tak intensywnych jak przed wyjazdem. Jednak 2 tygodnie przerwy to wg mnie sporo. Powoli coś tam spada, więc mam nadzieję, że trend się utrzyma. Wczoraj nogi, a dzisiaj planuję trenning cardio z bloga “codziennie fit”. W ogóle ostatnio często wchodzę na tego bloga - jego autorka bardzo mnie przekonuje do siebie i do swoich wpisów :)



Chciałabym Was zarzucić zdjęciami, ale nawet jeszcze ich nie przejrzałam. Postaram się szybko zrobić jakiś foto-wpis :)


Ściskam!!!!


ps. moje dziecko niestety nie zakumało, że na wakacjach śpimy dłużej, więc codzienna pobudka o 6 okazała się naszym wakacyjnym standardem...

2 sierpnia 2016 , Komentarze (1)

Nadrabiam zaległości w pracy, ale jestem i funkcjonuję. Brak ćwiczeń, alkohol i późne jedzenie zaowocowały dodatkowymi 2 kg, ale już nad nimi pracuję. Odezwę się wkrótce!!

ŚCISKAM WAS MOCNO!!

ps. mój Mąż będzie zmieniał pracę. W najgorszym wypadku od początku grudnia.

22 lipca 2016 , Komentarze (9)

Przesyłam dużo słońca i ciepła!! Całusy!!!!!!

ps. kto by kiedyś pomyślał, że będę kiedyś leżeć na plaży i oglądać góry :)

14 lipca 2016 , Komentarze (6)

Myślałam, ze ostatni dzień w pracy będzie mi się dłużył niemiłosiernie, ale przyznam szczerze, że chcąc pozamykać i poprzekazywać swoje sprawy nie mam za bardzo czasu na nudę. W domu dzisiaj też chcę jeszcze trochę posprzątać, żeby nie zostawić takiego bałaganu.

Wczoraj częściowo już popakowaliśmy rzeczy do walizek. Zrobiłam ostatnie prania..... na jutro zostaną nam drobne zakupy spożywcze, dopakowanie ostatnich rzeczy i upchnięcie tego wszystkiego w samochodzie i boxie :) Michalina idzie jeszcze jutro do żłobka, żebyśmy mogli to wszystko ogarnąć i mamy nadzieję, że uda nam się chwilę zdrzemnąć, bo jednak cała noc drogi przed nami. Na szczęście w żłobku nie musimy być na konkretną godzinę, więc budzikom śmierć :) Tak myślę, że nasz "żywy" budzik i tak wstanie wcześnie, ale to będziemy mieli więcej czasu na ogarnięcie wszystkiego. 

Na czas mojej nieobecności życzę Wam co najmniej tyle słońca ile ja będę mieć w Chorwacji oraz zrzuconych kilogramów! Nie ma mnie 2 tygodnie, więc dla każdej po 1 kg na tydzień :) Nie ma co szaleć :) 

Wszystkie naraz i każdą  z osobna mooooocno ściskam!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

13 lipca 2016 , Komentarze (6)

Mój Mąż od razu dostał ofertę pracy :) Kasa porównywalna jak w tej chwili, ale kompletnie inna organizacja, inny kierownik, zupełnie inne projekty co pozwoliłoby na dalszy jakiś rozwój, a nie tkwienie w jednej wąskiej branży. W tej firmie tak naprawdę będzie jedynym specjalistą z tej dziedziny, więc to też fajna sytuacja - sam będzie sobie sterem i okrętem. Trochę wczoraj o tym porozmawialiśmy wspólnie, trochę on to przemyślał i stwierdził, że chciałby zmiany.

W związku z tym parę rzeczy się komplikuje i na razie nie jest to pewne. Problem jest tego typu, że od piątku jesteśmy już na urlopie, mój Mąż ma jutro wyjazd służbowy, więc tak naprawdę dzisiaj zostaje jeden dzień, a tu nie ma osób decyzyjnych w firmie i na dodatek musimy liczyć 3 miesięczny okres wypowiedzenia. Na razie umówił się tak, że 01.08 (ma wtedy jeszcze 2 dni wolnego) zadzwoni do tej firmy i jak oferta będzie nadal aktualna to wtedy działa u siebie, a jak nie to trudno - widocznie nie miała to być jego nowa praca. Nic innego na chwilę obecną nie wymyślimy, a też nie chce rzucić dzisiaj wypowiedzeniem i iść na urlop, bo to byłoby nie fair, a pod żadnym pozorem nie chce się rozstawać w konflikcie. No tak niefortunnie się z tym naszym urlopem złożyło….. Ale co ma być to będzie - wakacje w Chorwacji chcemy jeszcze mieć w miarę na luzie. To też nie jest przecież tak, że jesteśmy w sytuacji podbramkowej i Mąż nie ma w ogóle pracy.

12 lipca 2016 , Komentarze (2)

Dzisiaj Mąż idzie na ten drugi etap rozmów. W pracy od rana go wkurza kierowniczka, więc chyba jednak nie miałby takich trudności z podjęciem decyzji o zmianie pracy :) Zresztą to wszystko co dzieje się u niego w firmie to już grubsza sprawa i ma tego serdecznie dosyć. Widzę, że emocjonuje się tą potencjalną zmianą. Wiem, że początkowo będzie to oznaczało, że w domu będzie musiał się doszkalać, ale liczę się z tym i wiem, że to ważne dla jego rozwoju. Problem jest tylko w tym, ze od piątku jesteśmy na urlopie i nie wiemy jak w razie czego to rozegrać u obecnego pracodawcy - jak złożyć wypowiedzenie, pogadać z kierowniczką….. no nic-jak coś wyjdzie to się będziemy zastanawiać.


Nigdy nie sądziłam, że ucieszę się z nadejścia @, ale cieszę się, bo to oznacza, że na urlopie będzie już spokój :) 4 dni przed czasem - jakby organizm czuł reiesefiber :) Waga trochę w górę, ale szczerze mówiąc to pewnie finał euro miał w tym swój większy udział niż @.  Generalnie od poniedziałku dietę nawet udaje się trzymać, ale na ćwiczenia czasem po prostu już mi brakuje doby. Jakieś ostatnie zakupy, pakowanie, planowanie trasy itp…. o pogodę myślę, że nie musimy się martwić - codziennie sprawdzam pogodę w Zadarze i jest pięknie :) Śmiałam się, że czeka mnie teraz kilka najdłuższych dni w pracy, ale muszę pozamykać swoje sprawy, więc nie narzekam na brak zajęć.


Wczoraj prasując Mężowi koszulę na dzisiejszą rozmowę oglądałam program Brzezińscy trenują. Padło tam bardzo ciekawe stwierdzenie. Powiedzieli, że przy wadze w normie nie będą patrzeć na wskazania wagi tylko na obwody - co o tym myślicie? Słuszna koncepcja? Jedno jest pewne - wejście na wagę zajmuje mniej czasu niż przemierzenie obwodów.

Wczoraj byłam pierwszy raz u alergologa. Od kilku ładnych lat borykam się z jakąś alergią kontaktową objawiającą się na dłoniach i po latach objawowego leczenia dermatolog wysłał mnie do alergologa. Żeby dokonać właściwej diagnozy muszę zrobić testy płatkowe, a je wykonuje się na jesieni, więc jeszcze muszę czekać. Przy okazji zrobiła mi kilka testów (tych co się nakłuwa przedramię) i okazało się, że mam silne uczulenie na brzozę (mniejsze na inne wczesne drzewa) i pytała mnie Pani czy wczesną wiosną nie mam kataru…. zawsze mi się wydawało, że mam katar z powodu przeziębienia… teraz chyba muszę się bardziej obserwować w tym zakresie, choć wydaje mi się, że wiosną budziłam się codziennie z zatkanym nosem. Miałam też reakcję na psa i wiecie co? Zawsze jak jestem u znajomych co mają psa to ciężko mi się oddycha, ale byłam zawsze pewna, że to kwestia tego, że mają za gorąco…. Pewnie wzbudziłam teraz uśmiech na Waszych twarzach :-)Póki co mam jeden lek doustny i aerozol do nosa. Ciekawe co jeszcze wyjdzie - 9.08. mam testy na alergeny pokarmowe. To wszystko może zmienić też trochę obraz alergii u Michaliny.