Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Kora1986

kobieta, 38 lat, Katowice

163 cm, 63.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

24 sierpnia 2016 , Komentarze (4)

Wczoraj zgodnie z planem przypadł mój dzień bez treningu. I wiecie co? Dziwnie!! Dziwnie tak porządnie nie zmęczyć się wieczorem, nie założyć swoich treningowych butów, stroju, nie czuć tego lekkiego drżenia mięśni.... Czy to już uzależnienie? Nie powiem - poświęciłam ten czas dla "urody", ale czuję że to nie to samo....
Dzisiaj mam w planie uda, ale już myślę czy nie dołożyć jakiegoś szybkiego treningu turbo.....

23 sierpnia 2016 , Komentarze (4)

Takie były piękne plany na sobotę - wycieczka, dzień na łonie natury i tere-fere :) W piątek koło 14 zadzwonili znajomi, że chcą nas odwiedzić. No cóż - sugerowaliśmy im, że temat ich odwiedzin jest otwarty, więc absolutnie nie możemy mieć pretensji. W związku z  tym w piątek po pracy zakupy, podczas których mój mały urwis zgubił gdzieś jednego sandałka… zgubił… właściwie to ona po prostu go zdjęła i gdzieś wyrzuciła. Przeszliśmy alejkami sklepowymi, ale nie udało nam się go znaleźć. Byłam punkcie obsługi klienta z prośbą, żeby ogłosili ten fakt i może ktoś zauważy, ale Pani powiedziała, że nie ogłaszają takich rzeczy… tak więc mamy tylko jeden bucik. całe szczęście, że lato powoli się kończy, a za rok i tak by były zbyt małe. Po powrocie jeszcze szybkie ciasto, sałatka. A na uwieńczenie dnia drink koło 23. Wybaczcie, ale już nie poćwiczyłam nic a nic. Zresztą w sobotę też, ale od czego są takie “zabieganie” dni? Po prostu czasem trzeba odpuścić. Za to w niedzielę w ramach pokuty za kiepski jadłospis w sobotę zrobiłam dłuższy trening niż planowałam. Zresztą czułam się w niedzielę spuchnięta, co nie było zbyt komfortowe - mam za swoje. Zobaczymy w piątek czy na wadze coś się zmieniło.


Jakby mało było nam zawirowań z gośćmi i zmianą planów to w piątek zrobiłam Michalinie badanie moczu i wyszły jej bardzo złe wyniki. Jak je zobaczyłam to aż usiadłam. Załamana już miałam dzwonić do nefrologa, ale stwierdziłam, że to niemożliwe, żeby w tak krótkim czasie coś takiego się podziało. Ochłonęłam i mówię do Męża - jutro zaniesiemy do innego laboratorium. I co? I wyniki dobre! Co się nastresowałam to moje! Posiew też wyszedł tak sobie (kilka szczepów w małej ilości), więc dzisiaj pobraliśmy i też zawiozłam kontrolnie do innego laboratorium. Obawiam się, że coś jest nie-halo z tymi diagnostami tam - jakimś dziwnym trafem zawsze jak oddaję mocz od córki to są jakieś podejrzane wyniki. Zobaczę jeszcze jak ten posiew wyjdzie, ale może się okazać, że zrezygnuję  z badań na nfz i będę robić prywatnie w innym miejscu… Ale spoko-składkę przecież będę musiała dalej płacić…..


Dietowo staram się trzymać od niedzieli, treningi robię zgodnie z planem. Ostatnio tylko mam straszne parcie na owoce - jabłka, śliwki, winogrona. Często wpadają między posiłkami - w sumie grunt, ze to nie słodycze. Zresztą w swoim dietowaniu doszłam już do takiego momentu, że chcę mieć czasem coś od życia bez planu, a jak nie odnotuje spadku… trudno. Widać tak ma być!

22 sierpnia 2016 , Komentarze (13)

A ja na przekór pogodzie będę wspominać tegoroczne wakacje....

19 sierpnia 2016 , Komentarze (4)

Waga trochę spadła od wtorku, ale zobaczymy jak to będzie za tydzień - czy trend się utrzyma :) Zwłaszcza, że zwiększyłam trochę kaloryczność posiłków. Planu ćwiczeń też na razie się trzymam. Dokładny plan mi pomaga, w tej kwestii chyba lepiej jak nie idę na żywioł :)

Wczoraj zaskoczył mnie mój Mąż - zapytał czy nie przygotowałabym dla niego jakiegoś treningu, bo chciałby trochę brzuszka zrzucić. Ostatnio wszyscy mu mówią, że w tej kwestii się “poprawił”. W sumie nie znam się na tym, ale poczytam i postaram się coś wymyślić. Od razu go uprzedziłam, że większa część sukcesu to odpowiednia dieta i też na to przystał. Powiem Wam, że nawet nie chodzi mi o to, żeby stracił ten brzuch - ważniejsze jest dla mnie, żeby miał lepszą kondycję i miał siłę biegać za Michaliną. Jak przy okazji zgubi brzuszek to będzie tylko na plus dla niego :)

Jutro chcemy znowu sobie zrobić wycieczkę - tym razem kierunek Ojców. Może to ostatni z cieplejszych weekendów? Szkoda siedzieć w domu… Myśleliśmy o Zakopanem, ale wszędzie trąbią, że nawał turystów i nie ma gdzie szpilki włożyć, więc odpuścimy na razie. Zarezerwowałam już w wypożyczalni takie nosidełko ze stelażem, żeby nie brać wózka, ale pewnie część drogi Michalina i tak pokona na nogach z plecaczkiem “na smyczy” (w Warszawie jakoś dziwnie się na nas patrzyli). Zresztą nawet nie wiem czy ona zechce wsiąść do tego nosidła, ale jak się zmęczy to pewnie będzie jej wszystko jedno :)


Życzę wszystkim udanego weekendu, pełnego wypoczynku psychicznego i zmęczenia fizycznego :)


ps. zapomniałam Wam powiedzieć, że na weselu zrobiłam furrorę - cała rodzina mówiła o tym, że jest mnie o połowę mniej :) Jednak trochę się nie widzieliśmy, a wyglądam teraz lepiej niż przed ciążą :)

17 sierpnia 2016 , Komentarze (3)

Ciekawe ile z Was pomyślało, że źle się dzieje w moim małżeństwie? Otóż ogłaszam wszem i wobec, że w moim małżeństwie jest wszystko w jak najlepszym porządku. Póki co to mamy niedosyt bycia ze sobą, więc o żadnej separacji czy rozdzieleniu nie może być mowy :)

Wracając do tytułu - zarządzam separację z wagą. Będę się ważyć maksymalnie raz w tygodniu w każdy piątek. Nie ma już codziennym ważeń i mini-zawałów. Muszę się na tyle dobrze prowadzić przez cały tydzień, żeby każdy piątek był dla mnie “wagową” niespodzianką. Oczywiście mam tu na myśli spadki, a nie wzrosty :D Dzisiaj już się “udało” nie wejść na wagę :)

Kolejna sprawa to przemyślałam swoje jedzenie i treningi. Jem za mało i stąd te moje napady obżarstwa. Póki co jak troszkę zwiększyłam podaż kcal to na razie nie miałam parcia na jedzenie. Zobaczymy jak długo się utrzyma. W ogóle to muszę znowu przewertować swoje dwie ulubione dietetyczne pozycje z mojej biblioteczki “Jedz pysznie, chudnij cudnie” oraz “Jedzenie to leczenie”. Niby wszystko wiem, ale pamięć bywa ulotna, więc dobrze sobie pewne informacje odświeżać. Jeśli Wy macie takie książki - dajcie znak - chętnie poszerzę swoją biblioteczkę o jakieś wartościowe pozycje. Wracam też do zapisywania wszystkiego co jem - nawet zjedzonego pokryjomu chrupka, a także info o treningu (rodzaj, wskazania pulsometru). Kupiłam sobie nawet z tej okazji “wesoły” notes 

Największa zmiana zachodzi w moich treningach. Postanowiłam je bardziej planować niż iść na spontan z uwzględnieniem dwóch dni na regenerację lub zrobienie “czegoś” w domu, bo od miesięcy pewne rzeczy leżą odłogiem i to mnie frustruje. Perfekcyjna Pani domu się gubi…… Plan przedstawia się następująco:

PN - brzuch+cardio

WT - wolne

ŚR - siłowe (uda)

CZ - brzuch+cardio

PT - wolne

SB - HIIT

ND - siłowe (uda)

Gdybym wiedziała z góry, że np. w sobotę wyjeżdżam i nie dam rady zrobić treningu to wtedy wykonam go w piątek. Mam nadzieję, że nie zrezygnuję z planu zanim zobaczę pierwsze efekty. Ja jestem z tych, które stosują coś tydzień - nie ma efektów, więc zaczynam szukać innych, “lepszych” rozwiązań :)

ps. mój Mąż podpisał wczoraj umowę w tej nowej firmie. Od 1.12 zmiana :)

16 sierpnia 2016 , Komentarze (8)

Niestety wszystko co dobre kiedyś się kończy :(

Wczoraj wieczorem wróciliśmy z wesela. Pewnie można by znaleźć dużo niedociągnięć jeśli chodzi o wesele - przygotowanie, menu, obsługę itp, ale powiem Wam szczerze, że jak ma się tak mało okazji do wyjścia jak my (rodzice małego dziecka) to na wszystko jestem w stanie przymknąć oko. Należę do osób, które mało potrzebują, żeby dobrze się bawić. Wytańczyć się wytańczyłam, choć moja córka zaborczo zabraniała mi tańców ze swoim tatą..... największy ubaw mieli moi rodzice, bo oni przechodzili przez to jak ja byłam dzieckiem  :) W ogóle widzę ogromną zmianę w jej zachowaniu na tym weselu, a na weselu na którym byliśmy w czerwcu. U 1,5 rocznego dziecka 2 miesiące to naprawdę szmat czasu! Mimo wszystko sporo tańczyłam, nie za dużo zjadłam, więc jest git. 

Waga na plus, ale przyznam się bez bicia, że to z powodu zbyt małej ilości płynów przez ostatnie 3 dni :( Na weselu wytańczyłam, a potem jak przez dwa dni zwiedzaliśmy stolicę to jakoś o tym nie pamiętałam..... stąd trzeci ranek z rzędu mam spuchnięte palce. Dzisiaj już pilnuję płynów i od rana sączę pokrzywę. Myślę, że wszystko wróci do normy. 

Zwiedzanie też bardzo udane, choć przyznam szczerze, że jeszcze w życiu nie widziała takiej ilości turystów w Warszawie! Z drugiej strony co się dziwić - wakacje, na dodatek długi weekend zawierający w sobie święto wojska polskiego. Parada świetna sprawa, ale szkoda, że w kluczowym momencie lunął deszcz! Byłam naprawdę przemoczona. Grunt, żeby z tego nie wyniknęło jakieś przeziębienie. :) Wracało się dość szybko - chyba wybraliśmy idealną godzinę, skoro nie trafiliśmy na korki.

ps. Bar mleczny "Mleczarnia" przy PKiN - najlepsze naleśniki jakie w życiu jadłam.................(dziewczyna)

12 sierpnia 2016 , Komentarze (6)

Dzisiaj waga wróciła do stanu sprzed napadu żarłoczności. Pewnie ciężko będzie to utrzymać przez weekend, bo jadę na wesele i wracam dopiero w poniedziałek. Pocieszam się, że będę tańczyć, potem zwiedzać, więc coś tam może spalę. Nie wiem też czy zdążę dzisiaj z ćwiczeniami, bo musimy posprzątać mieszkanie, spakować się.... zobaczymy - nie zakładam od razu, że nie.

Ostatnio trochę myślę o swojej diecie i chyba muszę ją zweryfikować. Wydaje mi się, że te napady głodu wynikają z tego, że po prostu jem zbyt mało. Od wczoraj zwiększyłam trochę posiłki i zobaczymy jaki będzie tego efekt. Chciałabym też odejść od codziennego ważenia i robić to raz na 1-2 tygodnie, ale czy starczy mi samozaparcia??!! Mam weekend na odpoczynek od myślenia o diecie, a potem ew. zmiany. Postaram się wrzucić mój weselny look :)

Udanego weekendu - mam nadzieję, że pogoda będzie dla wszystkich łaskawa. Trzymajcie się!!

11 sierpnia 2016 , Komentarze (10)

Oczywiście te cukierki to było tylko preludium - wstęp do późniejszego obżarstwa. Od kiedy wróciłam do domu to właściwie jadłam cały czas - a to plasterek sera, a to "wesołe literki" z lajkonika, a to czekolada studencka przywieziona z urlopu, a to ciastko maślane, a to co chwilę chrupałam suche płatki kukurydziane...... bez komentarza! Jedyny plus jest taki, że poćwiczyłam - wg pulsometru spaliłam 250 kcal..... Zrezygnowałam z kolacji, bo i tak byłam pełna....

Koniec! Nie mogę sobie pozwalać na takie cukiereczki-przekąseczki, bo to uruchamia we mnie lawinę!!!!!! O dziwo na wadze tylko +100g, więc jest dla mnie łaskawa, ale z wc już był dzisiaj problem.... tak to bywa jak się "wpycha" w siebie byle co! 

KORA - otrząśnij się!!!!!!!

AMEN

10 sierpnia 2016 , Komentarze (7)

....Tak! Pod warunkiem, że zje się jednego....... Poległam - zjadłam ich chyba ze 20 sztuk... taka podróż do dzieciństwa do pudrowych pastylek, te na dodatek są lekko musujące.... I co jest najgorsze? Cały czas mnie do nich ciągnie.... są w zasięgu mojej ręki.....

10 sierpnia 2016 , Komentarze (6)

Zaplanowany trening okazał się dość trudny. zamiast 3 obwodów zrobiłam tylko jeden, a i tak uda drżały, a na skórze lał się pot. Żeby nie skończyć tylko na tym jednym obwodzie zrobiłam dodatkowo kilka ćwiczeń na pośladki - odwodzenia nogi, ćwiczenia w klęku podpartym. Myślę, że trening można uznać za zaliczony, choć jego forma została w trakcie zweryfikowana. Dzisiaj planuję kolejny trening z Martą z bloga codziennie fit - mocny trening spalający tłuszcz! Ciało - bój się! Dostaniesz dzisiaj wycisk :) Powiem Wam, że jednak lepiej ćwiczy się w butach niż boso. Jestem bardzo zadowolona z zakupu - ćwiczy się stabilniej, mam większą kontrolę nad ustawieniem stopy, stopa się nie ślizga :) To były dobrze wydane pieniądze :) Butów nie będę Wam polecać, bo będzie jak z tą szczotką wczoraj - została mi zarzucona kryptoreklama :)


A propos tytułu to wczoraj na kolację zaserwowałam dla siebie i Męża fit-jajka faszerowane :) Ostatnio bez przerwy grzebię w internecie w poszukiwaniu fit-blogów i właśnie z jednego z nich pochodzi ten przepis. Mi bardzo smakowały - mojemu Mężowi również. Jak komuś też pocieknie ślinka na widok zdjęcia to przepis znajdziecie TU . Kolejne na tapecie będą z suszonymi pomidorami :)


Wczoraj byłam ponownie u alergologa na drugiej części testów. Na szczęście jeśli chodzi o podstawowe pokarmy to nic mi nie wyszło, tak więc zostajemy przy pyłkach brzozy, leszczyny, olchy i pleśniach alternaria. Wygląda na to, że muszę się zaprzyjaźnić z lekami p/alergicznymi. A ja głupia zawsze myślałam, że ten przytkany nos to albo z upału, albo dlatego że ja generalnie mam bardzo wąskie przewody nosowe na co zwracał już uwagę niejeden lekarz. Od kiedy zażywam leki czuję naprawdę dużą poprawę - oddycham dużo swobodniej. To wszystko rzuca też nowe światło na alergię mojej córki - od kiedy jest pod opieką alergologa skończył się permanentny katar, za który winiłam uczęszczanie do żłobka. Dobrze, że trafił nam się pediatra, który właściwie zareagował.

Udanego dietowania i treningów!