Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (64)
Ulubione
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 335028 |
Komentarzy: | 8446 |
Założony: | 21 stycznia 2013 |
Ostatni wpis: | 22 lipca 2021 |
kobieta, 38 lat, Katowice
163 cm, 63.50 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
Poniedziałek i zaczyna świecić słońce...
W sobotę świętowaliśmy z mężem jego imieniny (pochodzi ze wschodu Polski i telefony z życzeniami się urywały! My generalnie obchodzimy urodziny) i 6 rocznicę naszego związku. Obiecałam kiedyś zrobić mojemu Mężowi deser i w ten weekend się upomniał. Zrobiłam szarlotkę sypaną na ciepło z lodami, tylko zamiast jabłek dałam truskawki. Mąż określił ten deser jako “orgazm w ustach”. Ja ze swojej strony też polecam tylko od razu zredukujcie ilość cukru o połowę. Niestety szarlotka była wstępem do mojego upadku. Oglądaliśmy film i poszły pistacje i mieszanka studencka. Dramat - i jak ja mam nie tyć?? Jestem chyba uzależniona od orzechów. Już nie ciągnie mnie do chipsów - ich miejsce zajęły orzechy... No nic. Zaczynamy nowy tydzień.
W niedzielę mimo niesprzyjającej aury wybraliśmy się ze znajomymi na wycieczkę. Mieliśmy jechać do ZOO w Ostravie, ale wystraszeni aurą pojechaliśmy do Browaru w Żywcu. Wycieczka bardzo fajna - fajnie pomyślane muzeum, degustacja. I podobnie jak w Tychach dostaliśmy pamiątkową szklankę. Polecam.
Od rana na razie trzymam jedzenie w ryzach - oby tak pozostało. Moje ulubione spodnie zrobiły się nieco opięte.....
Początkowo wpis zaczynał się od słów ?Intensywne półtorej miesiąca?.... o kurcze - to już dwa miesiące......Przepraszam..... W związku z tym wpis zacznie się od słów: Ostatnie dwa miesiące były bardzo intensywne. Zacznę od początku....
Urlop był przecudny!! Zobaczyliśmy tyle miejsc - tak naprawdę to nigdy nie sądziłam, że te miejsca zobaczę. W ciągu 13 dni zobaczyłam: Pragę, Wiedeń, Ljubljanę, Wenecję, Rzym, Watykan, Weronę, Zagrzeb i Budapeszt. Trochę wyselekcjonowanych zdjęć w linku poniżej. Wierzcie mi, że nikt kto tam nie był nie wytrzymał by oglądania wszystkich zdjęć, które zrobiliśmy!!
Nie obeszło się bez przygód... W Budapeszcie na stacji metra mój Mąż stracił przytomność. Ale się najadłam strachu!! To spowodowało, że nie zdążyliśmy już zahaczyć o Bratysławę, ale co się odwlecze to nie uciecze! Ja wróciłam z dziwną alergią, więc w ramach nocnej pomocy świątecznej otrzymałam dwa zastrzyki p/uczuleniowe i w końcu mogłam spać, bo nic mnie nie swędziało. Mąż zrobił komplet badań i wszystko jest ok. Kardiolog stwierdził, że to raczej chwilowe nie dotlenienie spowodowane niewyspaniem, zmęczeniem itp. Nie mamy się co martwić. Jedno jest pewne - przy kolejnej tego typu wyprawie na 5 dni zwiedzania - 1 totalnego lenistwa!
Po powrocie wszyscy znajomi chcieli się z nami spotkać, oglądać zdjęcia itp. W ostatnim tygodniu maja gościliśmy też moich Teściów i szwagierkę z chłopakiem. Nie powiem - miło było się spotkać z nimi wszystkimi, ale nie miałam zbyt wiele czasu. W kolejnym tygodniu my byliśmy u Teściów, bo zmarł dziadek mojego Męża. Było to o tyle trudne, że mój Mąż był bardzo z dziadkiem związany. Jak był dzieckiem to byli prawie nie rozłączni. Nawet w późniejszych latach - dzięki dziadkowi zdał prawo jazdy, wyjechał na studia, w głównej mierze dla niego obronił magistra. A wiecie co jest najlepsze?? Jedyną osobą, której do tej pory dziadek się śnił jestem JA! I śnił mi się naprawdę dobrze!
W kolejnym tygodniu miałam wyjazd integracyjny z firmy do Wisły. Były zawody, obiad, uroczysta kolacja, dyskoteka i nocleg w fajnym hotelu. Początkowo bardzo nie chciałam jechać, ale w życiu nie przypuszczałam, że może być tak fajnie!! Okazało się, że jestem całkiem niezła w strzelectwie. Zrobiłam furrorę!!
Poprzedni weekend upłynął pod znakiem początku sezonu weselnego i urodzin mojej najlepszej koleżanki. Nie powiem trochę poszalałam! Ale chyba było mi to potrzebne.
A dieta... niestety jestem na plusie i mimo pilnowania się od dwóch tygodni nie mam spadku.... martwi mnie o bardzo, ale to temat na inny wpis.
Na koniec jeszcze raz Was przepraszam, że mnie nie było tak długo.....
Nie myślcie, ze o Was zapomniałam, bo tak naprawdę myślę o Was i o Vitalii prawie cały czas. Brak mojej bytności na Vitalii spowodowany jest zmianą stanowiska pracy. W pracy nie bardzo mam jak do Was zajrzeć, a po pracy mam trochę innych obowiązków i przyjemności w domu - dzisiaj np. wyważanie kół, a oprócz tego chciałam iść pierwszy raz w sezonie na rower.
W weekend byłam na weselu w rodzinnych stronach Męża. Oj powiem Wam, że wybawiłam się jak nigdy!! Na szczęście miałam wygodne buty i nogi nic a nic mnie nie bolały. Okazało się też, że po 3 latach małżeństwa mój Mąż też potrafi mnie jeszcze zaskoczyć - dziwię się, że go nie boli gardło od śpiewania. Za to mnie od dzisiaj boli, ale nie wiem od czego. Mam nadzieję, że to nie będzie kolejny wirus, który mnie zaatakował...... Wracając do wesela to oczywiście nie było dietetycznie, ale nie przeżywam tego zbytnio. Będzie co ma być. Ciesze się, że sobie poużywałam! W piątek zobaczymy jaką nadwyżką będzie to kupione.
Coraz intensywniej przygotowujemy sie do urlopu - kompletujemy mapy, jakiś suchy prowiant, przeliczamy ile potrzebujemy waluty itp. Ja przygotowuję też nogi chodząc pieszo do pracy - podtrzymuje wyzwanie!
Już trochę żyję tym urlopem, ale wcześniej jeszcze urodziny siostry, w najbliższą sobotę, majówka 30.04 u znajomych, wizyta u szwagierki we Wrocławiu 03.05, komunia chrześniaka 05.05 (prezent już w użytku - kupiłam mu rower) i od 06.05 nareszcie urlop!!
Na razie tyle - ściskam Was mocno i cały czas o Was pamiętam!!!
Spacer jak najbardziej udany! Jestem przeszczęśliwa, że się zdecydowałam. Odległość 1,8 km, czas 18:33 min, średnie tempo 5,6 km. Wg runastic spaliłam 56 kcal - szału nie ma, ale i tak cieszę się, że podjęłam ten wysiłek. Zobaczymy jak będzie mi się szło popołudniu i dokąd dojdę zanim Mąż mnie zbierze.
Dzisiaj
kolejna część koleżanke i kolegów zobaczyło nawą fryzurę. Wszyscy
mówią, że lepiej w krótkich i ja też tak czuję. Najważniejsze to podobać
się samej sobie.
Wczoraj odpaliłam płytkę killer buns and tights Jillian Michaels. Ćwiczyłam 15 minut (niezły wycisk) i dzisiaj mam zakwasy na bunsach! Masakra! Dzisiaj 17 dzień squat’owego wyzwania, co daje 150 squatów. Więcej pewnie nic nie zrobię, bo jedziemy z moim chrześniakiem po zakup roweru z okazji komunii. Mam nadzieję, że uda się ten temat dzisiaj zakończyć, bo potem wesele, zaraz urlop i w związku z tym mam mnóstwo rzeczy na głowie. A propos urlopu - wypożyczyłam w bibliotece przewodniki - pokseruję sobie ciekawe strony, opisy, itp.Do urlopu pozostało tylko 19 dni!!
Zbliża się pora mojego @, pod warunkiem, że w tym miesiącu nie zrobi takiego samego psikusa jak miesiąc temu. Wydaje mi się, że jestem taka trochę nabrzmiała, ale może to być też spowodowane faktem, że mam od jakiegoś czasu problemy z WC. Wtedy też zawsze jestem jak balon. Zobaczymy.
Na początek dziękuję za miłe słowa pod poprzednim wpisem. Wczoraj jak Mąż z koleżanką namawiali mnie na krótkie włosy to miałam wątpliwości. Teraz już nie mam. Podobam się sobie w nowej fryzurze i cały czas przeglądam się w czym tylko się da. Nawet mój Mąż miał dzisiaj sen, że od niego odeszłam. A obawiałam się, że będę wyglądać całkowicie niekobieco. Lubię moja “Rudą” fryzjerkę.
Cieszy
mnie wiosna. Zaczęliśmy z Mężem biegać - na razie spokojnie, ok. 4 km
na zasadzie interwałów. Bieg przeplatany marszem. Wychodzimy z domu
oprzyrządowani nieźle - ja pulsometr, Mąż smartfon z aplikacją.
Korzystamy z Runastic - jakoś najbardziej przypadł nam do gustu. Na
razie się super sprawdza.
Mam też kolejny plan. Postanowiłam chodzić do pracy piechotą. Jutro pierwsza próba. Kawałek podjadę z Mężem, a potem będę mieć jeszcze 2 km do przejścia. Jak dam rade i wstępnie ocenię czas jaki potrzebuję to będę wydłużać mój marsz. Z map googla wynika, że mam około 4 km do pracy. Na razie sprawdzimy jak pójdzie mi z połową dystansu. W drodze powrotnej też może gdzieś się spotkam z Mężem to mnie w razie czego zgarnie jakbym padała z sił. Myślicie, że to dobry pomysł?
W sobotę bawię się na weselu w Zamościu. Jedziemy w piątek. Na zaproszeniu Państwo Mlodzi zażyczyli sobie kwiatek doniczkowy. Pomyślałam - wesele na 150 osób, od każdego kwiatek - gdzie oni to pomieszczą. I mama podsunęła mi pomysł - zdjęcie poniżej:
Najlepsze jest to, że okazało się, że część zaproszeń było z kwiatkiem w doniczce, a część z winem - wyszło na to, że zrobiliśmy dwa w jednym. W wiaderku są jeszcze cukierki.