na Vitalii zawsze znajdę pocieszenie. Za mną kolejny weekend bez trzymania reżimu dietetycznego - chciałam ująć to w ładnych słowach. Wchodzę do Waszych pamiętników, a tu te same problemy i dylematy. Dziewczyny co w sobie mają te cholerne weekendy, że za bardzo się luzujemy?? Jak nad tym myślę, to mam pewien pomysł. Na tygodniu wszystko mam w miarę poukładane - wstaję o tej samej porze, o tej samej porze jem posiłki, mam wyznaczone godziny trenningów itp. A w weekendy raz śpię dłużej, raz krócej, po tygodniu pracy człowiek chętnie zasiada z lampką wina lub kieliszkiem likieru na sofie, a to dopiero początek, bo alkohol wzmaga apetyt i zaczyna się szukanie przyjemności - a to wafle ryżowe, a to paluszki, chipsy (jak są w domu, ale staram się tego unikać), cukierki. Dobrze, że się robi ciepło - będę więcej czasu spędzać na dworze i nie będę podjadać! W kolejny weekend jadę na wesele, więc też nie będzie dietetycznie (zresztą jedziemy do teściowej, więc już w ogóle!!), ale przynajmniej będę duuuuużo tańczyć!
W zeszłym tygodniu chodziło za mną ciasto. Chciałam pójść na kompromis i upiekłam tzw. mleczną kanapkę. Może i jest mało kaloryczna.... ale raczej nie zaspokaja głodu na ciasto, bo jest prawie niesłodka. No nic - Mąż nią pogardził, więc ja będę sobie podjadać to moje “zdrowe ciasto”. Tak na przyszłość chyba już wolę upiec zwykłe i jeść je ze smakiem niż się męczyć! Ale jakiś plus jest - pierwszy raz przekroiłam samodzielnie biszkopt - dotychczas zawsze pomagała mi mama.
Na podsumowanie niedietetycznego weekendu - jadłam wczoraj chipsy.... były pyszne, a już miałam taki czas, ze mało które mi smakowały. Lays prosto z pieca o smaku pieczonej papryki. Pyszne. Wybrałam je, bo miały o 100 kcal mniej na 100 g w porównaniu do tych smażonych w oleju. Były pyszne - mają minus - są dosyć drogie. Prawie 6 zł za 140 g. Ale to i dobrze - nie będą tak często kusić, a i mniejsza paczka to mniej pożartych chipsów!!