Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Kora1986

kobieta, 38 lat, Katowice

163 cm, 63.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 kwietnia 2013 , Komentarze (5)

na Vitalii zawsze znajdę pocieszenie. Za mną kolejny weekend bez trzymania reżimu dietetycznego - chciałam ująć to w ładnych słowach. Wchodzę do Waszych pamiętników, a tu te same problemy i dylematy. Dziewczyny co w sobie mają te cholerne weekendy, że za bardzo się luzujemy?? Jak nad tym myślę, to mam pewien pomysł. Na tygodniu wszystko mam w miarę poukładane - wstaję o tej samej porze, o tej samej porze jem posiłki, mam wyznaczone godziny trenningów itp. A w weekendy raz śpię dłużej, raz krócej, po tygodniu pracy człowiek chętnie zasiada z lampką wina lub kieliszkiem likieru na sofie, a to dopiero początek, bo alkohol wzmaga apetyt i zaczyna się szukanie przyjemności - a to wafle ryżowe, a to paluszki, chipsy (jak są w domu, ale staram się tego unikać), cukierki. Dobrze, że się robi ciepło - będę więcej czasu spędzać na dworze i nie będę podjadać! W kolejny weekend jadę na wesele, więc też nie będzie dietetycznie (zresztą jedziemy do teściowej, więc już w ogóle!!), ale przynajmniej będę duuuuużo tańczyć!




W zeszłym tygodniu chodziło za mną ciasto. Chciałam pójść na kompromis i upiekłam tzw. mleczną kanapkę. Może i jest mało kaloryczna.... ale raczej nie zaspokaja głodu na ciasto, bo jest prawie niesłodka. No nic - Mąż nią pogardził, więc ja będę sobie podjadać to moje “zdrowe ciasto”. Tak na przyszłość chyba już wolę upiec zwykłe i jeść je ze smakiem niż się męczyć! Ale jakiś plus jest - pierwszy raz przekroiłam samodzielnie biszkopt - dotychczas zawsze pomagała mi mama.




Na podsumowanie niedietetycznego weekendu - jadłam wczoraj chipsy.... były pyszne, a już miałam taki czas, ze mało które mi smakowały. Lays prosto z pieca o smaku pieczonej papryki. Pyszne. Wybrałam je, bo miały o 100 kcal mniej na 100 g w porównaniu do tych smażonych w oleju. Były pyszne - mają minus - są dosyć drogie. Prawie 6 zł za 140 g. Ale to i dobrze - nie będą tak często kusić, a i mniejsza paczka to mniej pożartych chipsów!!



12 kwietnia 2013 , Komentarze (10)

Jestem bardzo mile zaskoczona - okazało się, że waga pokazała dzisiaj 0,7 kg mniej. Chyba jednak coś w tym jest, że im mniej o tym myślimy tym nam lepiej idzie.



Ogłaszam także wszem i wobec, że sezon biegowy został wczoraj zainaugurowany. Na początek spokojnie - muszę brać pod uwagę kondycję Męża, ale dzisiaj nic go nie boli, więc powoli będziemy wydłużać. Wczoraj trenowaliśmy w seriach 2 min biegu, 1 min marszu. W miarę poprawy kondycji będziemy modyfikować. Najbardziej ucieszyło mnie wczoraj to, że tętno spalania przekraczałam dopiero w ostatnich 10 sekundach dwuminutówek. Super!



ps. szukam jeszcze jakiejś fajnej aplikacji na smartfona, żeby liczyła odległość i średnie tempo - z jakich korzystacie??

11 kwietnia 2013 , Komentarze (6)

kolejny tydzień pracy powoli dobiega końca, piątek zazwyczaj mija mi błyskawicznie - może to świadomość, ze tak blisko weekendu. Miałam dość zapracowane dni w pracy, więc nie miałam kiedy dodać, ale czytałam Wasze wpisy także jestem na bieżąco.

Dzisiaj popołudniu kolejny zabieg i nieśmiało rodzi się we mnie myśl, żeby iść pobiegać. Właściwie to Mąż ją zasiał. Bieganie to akurat aktywność, którą on chętnie zapoczątkuje. Między nami ok - wydaje mi się, że jestem szczęśliwsza od kiedy trochę odpuściłam.

Jutro pierwsze ważenie i pomiary po moim rozluźnieniu. Zobaczymy jakie będą wyniki. Nie powiem - było parę momentów dodatkowego ciasta czy piwa wieczorem. Nic na to nie poradzę - stało się, ale nie zamierzam się spinać. Zobaczymy jutro.

Życzę Wam duuuuużo słońca!!

8 kwietnia 2013 , Komentarze (16)

Piątkowy wieczór zapowiadał się całkiem niewinnie. Mój Mąż korzystając z dnia wolnego wysprzątał całe mieszkanie, więc wieczorem mogliśmy podskoczyć do sklepu, a potem oglądaliśmy TV i relaksowaliśmy się. Nic nie zapowiadało tego co potem usłyszę....


Film skończył się dość późno i szczerze mówiąc byłam już padnięta, a na dodatek ta zmiana czasu nie pozwalała mi dojść do siebie. Koło północy marzyłam już tylko o tym, żeby położyć się do łóżka i zamknąć oczy. Wtedy mój Mąż zapytał czy on mnie jeszcze w ogóle pociąga? Zdębiałam.... od razu przestało mi się chcieć spać..... to pytanie było początkiem dalszej nocnej rozmowy. Że mało spędzamy razem czasu, bo w poprzednim tygodniu prawie codziennie ćwiczyłam po godzinie i dłużej, a potem jak wezmę przysznic jestem już nie do życia i od razu idę spać. To fakt... mój Mąż parę razy inicjował zbliżenie, ale ja nie miałam ochoty, więc odpuszczał. Doszedł do wniosku, ze może ta dieta, ćwiczenia, ze może narzuciłam sobie za duży rygor. Co z tego, że zrezygnowałam z fitnessu w klubie skoro w domu też jestem niedostępna.... On naprawde rozumie, ze to wszystko jest dla mnie bardzo ważne i dłuuugo mnie wspierał, ale chyba już stracił cierpliwość do tego mojego bzdurnego dążenia do ideału. Tak BZDURNEGO!


Prawie się rozpłakałam.... Nie dlatego, ze obawiam się, że mnie zostawi.... dlatego, że ma rację.... Od jakiegoś czasu moje wszystkie myśli, starania, siły koncentruję wokół diety, ćwiczeń, spadających cm czy kilogramów. Nic innego nie zaprząta tak mojej głowy.


Potrzebowałam czasu do namysłu, ale chyba się opamiętałam. Ustaliliśmy, że na tygodniu ćwiczę we wtorki i czwartki, a w weekendy w niedziele - pod warunkiem, że nie będziemy w tym dniu np. razem biegać czy pójdziemy na rower (co mamy w planach jak tylko przyjdzie wiosna). Sobotę ustaliliśmy dniem relaksu i wiecie co? Pomógł mi ten dzień - wieczorem nabrałam ochoty na figle. W niedzielę też- mimo, że ćwiczyłam!


Przyznaję się bez bicia - przesadziłam... zwłaszcza, ze tak naprawdę kolejne stracone kilogramy nie czynią mnie szczęśliwszą. Magiczna granica 54 kg to tak jak z przekroczeniem 18-lat - młodemu człowiekowi wydaje się, że jak już będzie dorosły to zmieni się nie wiadomo ile w jego życiu, a tak naprawdę poza możliwością wyrobienia sobie dowodu życie toczy się dalej i nic się nie zmienia. Tak samo jest z tymi kilogramami - wydawało mi się, że jak będę szczupła to będę bardziej pewna siebie, będę bardziej świadoma swojego ciała, a tak naprawdę nic się nie zmieniło... poza tym, że panikuje przy okazji każdej dodatkowej kalorii, która pochłonę. Psychicznie nadal jestem tą dziewczyną ważącą 78 kg.


Przyznaję się bez bicia - mam problem nie z waga i centymetrami, ale problem z głową. Na pewno brak @ i ciągłe zmęczenie jest skutkiem tego, że przesadziłam z dietą, ćwiczeniami. Obiecałam Mężowi i sobie, że będę nad tym pracować. Spadnie kg to spadnie, nie to trudno - nie będę się spinać. Chcę wszystko naprawić. Chcę cieszyć się życiem, a nie katować. I niech to zdanie będzie podsumowaniem moich weekendowych przemyśleń.

8 kwietnia 2013 , Komentarze (7)

Jestem już po pierwszym zabiegu liposukcji ultradźwiękowej. Oczywiście jak w większości gruponów jakiś haczyk musiał się pojawić. Zapłaciłam za 6 zabiegów na jedną partię ciała (do wyboru były pośladki, uda, łydki, brzuch lub ramiona). Mnie oczywiście interesowały uda. Okazało się, że jedna partia to jedno udo, więc z 6 zabiegów zrobiły się 3.... szkoda, że nie było takiej informacji na kuponie! Niemniej Pani powiedziała, że mogę się zdecydować na jakąś część, więc postanowiłam, że popracuję nad wewnętrzną stroną ud. Tym sposobem będę mieć te 6 zabiegów z kuponu. Nie rezygnuje oczywiście z treningów i masaży bańką chińską. W sobotę zrobiłam zdjęcie, by mieć porównanie po wykonaniu wszystkich zabiegów. Pani powiedziała, że po 4-5 już na pewno będzie efekt, a  6 to będzie takie przypominający. Wczoraj nie widziałam żadnej różnicy. Koleżanka po kosmetologii powiedziała, ze ostateczny efekt może być dopiero po miesiącu. Dzisiaj przy porannej toalecie zwróciłam uwagę na to, że w górnej części ud robi mi się większy prześwit między nogami. Pomyślałam - nie może być! Szybko centymetr poszedł w ruch i mam centymetr mniej niż w piątek..... czy to możliwe? Nie sądzę, żeby to był błąd pomiaru, bo mierzę się zawsze w tych samych warunkach. Na razie nie chce się napalać. Zobaczymy jak będzie dalej - kolejny zabieg w czwartek. Jeśli okaże się, że ta metoda działa w moim przypadku to będę polować na inne grupony na kolejne partie ciała - np. pośladki.


O zabiegu tyle - w piątek miałam poważną rozmowę z Mężem..... to oznacza długi wpis i mnóstwo moich przemyśleń.... bądźcie cierpliwe - wkrótce się pojawi...



5 kwietnia 2013 , Komentarze (9)

Witam Was serdecznie w międzynarodowym dniu bez makijażu!! Teraz wszystkie Panie szorują do łazienek zmywać makijaże




Nastrój dzisiaj mam dużo lepszy! Psychicznie jestem nastawiona na walkę! Oczywiście waga nie była zbyt łaskawa. 2 tygodnie temu ważyłam 55,9, a dzisiaj 57.8 . Nie mały wzrost, ale to tylko utwierdziło mnie w konieczności dalszej walki! Nie zamierzam tego zaprzepaścić, a już dziś chociaż nie mam dnia ćwiczeń zrobię swoje squaty i wskoczę wieczorkiem na stepper! Trzeba odpokutować grzechy. Najgorsze jest to, że wczoraj oczywiście już miałam myśli, ze muszę drastycznie obciąć jedzenie, żeby nadrobić  te dni bez diety, ale na szczęście szybko się opamiętałam i wracam po prostu do żywienia sprzed świąt i urodzin. Nie będę znowu ryzykować niedoborami czy brakiem @.




Mam pytanie: przyzwyczaiłyście się już do zmiany czasu?? Ja mam duże problemy - rano nie mogę się dobudzić . Drzemkę włączam parę razy zanim wstanę. podobno organizm potrzebuję tygodnia na przystosowanie się do takiej zmiany rytmu dobowego. Coś czuję, ze u mnie potrwa to dłużej.



Nie mogę doczekać się cieplejszych dni. Chciałabym zacząć biegać, odkurzyć rower i po pracy śmigać na dwóch kółkach zamiast siedzieć w czterech ścianach... ehhh... Podobno w połowie przyszłego tygodnia ma pojawić się temperatura powyżej 10 stopni.




Jutro jadę na pierwszy zabieg liposukcji. Jestem podekscytowana i dodatkowo mnie to mobilizuje, bo przecież jak się będę obżerać to na bank nie zobaczę efektów!




POZDRAWIAM!

Dodaj komentarz

4 kwietnia 2013 , Komentarze (9)

Koniec - nie czekam do jutra! Zmiana następuje od teraz!! Dziękuję za wsparcie - jesteście nieocenione!!


4 kwietnia 2013 , Komentarze (12)

piwo, mieszanka studencka, popcorn, cukierki.... jednym słowem wczoraj wieczorem popłynęłam i jest mi wstyd Nie znoszę świąt, urodzin i innych tego typu okazji, gdzie dużo się je, a potem człowiek traci instynkt i nie potrafi wrócić na normalne tory.... WSTYD!!

ps. a najgorsze jest to, że od kilku dni mam problem z WC - wczorajsza akcja na pewno nie pomogła...

3 kwietnia 2013 , Komentarze (6)

Nie mam dzisiaj zbyt dużo czasu - dwa szaleńcze dni w pracy. Oczywiście nie brakło też nerwów, ale nieważne. Koleżanka ma dzisiaj urodziny, więc znowu było ciasto.... cóż.... szkoda gadać.



Kupiłam kupon na zabieg liposukcji RF. W sobotę pierwszy zabieg. Zobaczymy co to za cudo. Kupiłam po konsultacji z koleżanką po kosmetologii, więc liczę na to, że się nie zawiodę!




2 kwietnia 2013 , Komentarze (6)

Jedno mogę powiedzieć na pewno - nie było przykładnie. Może zacznę od początku, czyli od piątku. Planem był post uwzględniający śniadanie, a potem soki warzywne. Start był niezły - śniadanie, potem soki, a po przyjściu z pracy katar tak mi się już dawał we znaki, ze nie wytrzymałam i zjadłam naleśnika ze szpinakiem. Na koniec dnia zjadłam jeszcze pomarańczę, bo stwierdziłam, ze muszę uzupełniać witaminę C. Wspomagałam tez odporność herbatą z miodem, cytryną i sokiem malinowym. Podsumowując pościłam tylko przez część dnia, ale przez tą cześć wypiłam 1,5 l soku z warzyw i chyba faktycznie oczyszcza, bo byłam kilka razy w WC i tym sposobem w sobotę wstałam o 1 kg lżejsza.



Sobota nawet nie najgorzej. Katar zelżał i trwały u mnie dalsze przygotowania do świat. Nawet zdążyłam poćwiczyć! Same święta nie przebiegły dietetycznie - miałam parcie na słodkie jak przed okresem. Po prostu masakra. Z jedzeniem innych rzeczy nawet spoko, ale ciasta i cukierki dopełniały dzieła! No i wino... w niedzielę nie ćwiczyłam nic a nic, a w poniedziałek już mi się udało - zaczęłam squat challenge i oprócz tego poskakałam na stepie. W sumie 50 minut. Dzisiaj mój normalny dzień trenningowy.




W niedzielę dostałam tez ostatni prezent urodzinowy od siostry z rodziną. Prezent z mojej listy - zestaw książek Lew Starowicza “O kobiecie”, “O mężczyźnie”, “O miłosci”. Czytam pierwszą i powiem Wam, że pomogła mi trochę zrozumieć moje niektóre zachowania i przekonać się, że w niektórych kwestiach zachowują się jak każda inna kobieta, a nie jak dziwoląg. Książki sa w formie wywiadu - fajnie, szybko się czyta. W pierwszej jestem już za połową!



Dzisiaj oczywiście miało być już ładnie pięknie. Zaczęłam od specjalnego koktajlu, o którym przeczytałam w Super Linii. Pomaga w oczyszczaniu, przyspiesza przemianę materii: 350 ml wody, 2 łyżki miodu, 2-3 łyżki świeżo wyciśniętego soku z cytryny, szczypta pieprzu cayenn. Będę go w tym tygodniu pić dwa razy dziennie (rano i wieczorem).



Po tym zjadłam spoko śniadanko, potem drugie, a potem zaczęła mnie nękać koleżanka, że dzisiaj mija rok jej pracy i przyniosła ciasto i muszę koniecznie przyjść, bo dla mnie odłożyła. Na nic dały się tłumaczenia, że mam dosyć ciast po świętach. Tym sposobem wpadł kawałek ciasta toffi. Szkoda gadać. Musze to dzisiaj spalić ćwiczeniami.




Wpadł mi tez w oczy dzisiaj kupon na jednym z portali grupowych zakupów. Na zabiegi focus RF. Mocno rozważam jego zakup - zabiegi, squat challenge to w komplecie musi poprawić moje uda! Najpewniej do wieczora podejmę decyzję. Mąż już mi dał zielone światło. A Wy co myślicie o tych zabiegach?




A propos Mąż - ma urlop do końca tygodnia.. ależ mu zazdroszczę! Już nie wspomnę o tym, ze to jego zaległy urlop, a ja oprócz tego i tak mam 6 dni mniej od niego:-( w ogóle to dzisiejszy rozruch w pracy - koszmar! Nie mogę się ogarnąć....