Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (316)
Ulubione
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 298189 |
Komentarzy: | 8055 |
Założony: | 25 lutego 2013 |
Ostatni wpis: | 26 lipca 2017 |
kobieta, 43 lat, Holandia
170 cm, 98.00 kg więcej o mnie
Postępy w odchudzaniu
wielka wyprawa...wielkie wyzwanie
Wyzwanie oczywiście dietetyczno-treningowe. No cóż ... o spadku wagi nawet nie marzę, marzę o braku wzrostu. Nie martwię się tym bynajmniej jakoś bardzo - chociaż pewna jestem ,że dietowo jest to mega wyzwanie ale je podejmuję i koniec :))) W związku z wyjazdem musze się z wami rozstać na 2 tygodnie - także się nie martwcie jak mnie nie będzie, to nie znak że odpuszczam tylko że wygrzewam pupę. Jeśli przypadkiem trafie na Internet na pewno do was zajrzę. Wczoraj całe popołudnie się pakowałam - jedyny nieprzyjemny moment każdego urlopu. Dziś druga część tego niewielkiego koszmarku - w promocji upychanie walizów i torbów w bagażniku. Pies oczywiście pomaga aktywnie wszystko obwąchując i popiskując - skrzętnie pilnuje żeby jego także spakować. A jak widzi swoją torbę to z radości goni ogon. Takie atrakcje go niestety ominą...zostaje u rodziców :(
Przy okazji pakowania bardzo polepszył mi się humor - pomierzyłam wszystkie krótkie gatki w które w zeszłym roku nie wchodziłam :) Są dobre. To à propos wtorkowej rozpaczy ,że jeszcze się należycie nie wylaszczyłam...to chwilowa słabość była. Wczoraj właśnie sobie zdałam sprawę co by było gdybym się w ogóle za siebie nie wzięła. Po pierwsze nie wlazła bym w żadne krótkie gatki...poza jednymi bawełnianymi, poplamionymi i wyblakłymi. Po drugie masakra jak bym wyglądał! Teraz jak wciągnę brzuch to widać ,że to zrobiłam ... rok temu nie dawało to żadnych widocznych efektów J <?xml:namespace prefix = o ns = "urn:schemas-microsoft-com:office:office" />
A wczoraj minęło 2 miesiące odkąd jestem na vitalii!! Nie mam żadnych spektakularnych zdjęć jeszcze ,ale jak zmierzyłam ten mój wczorajszy pasek to w brzuchu straciłam 10 cm!!! W biodrach 9 cm. Dla mnie bomba po prostu… i jeszcze to bieganieJ
No nic znikam póki co. Trzymajcie się ciepło. Majówka zapowiada się bardzo gorąco więc mam nadzieję ,że wszystkie wygrzejemy pupy!
kolejny dzień ... kolejne 5,5 km :)
To naprawdę fenomenalne ,że jak sie człwiek nieco zmęczy, ponawdycha świerzego powietrza, ponasłucha się ptaków to jest taki szczęśliwy :))) To się powinno produkować i sprzedawać w słoikach. Póki co zwiększyłam dystans tylko troszeczkę - jeszcze chyba nie pora szaleć ,ale to już na pewno niebawem. Zamknęłam się wczoraj w 45 minutach ciągłego truchtu plus oczywiście osobno rozgrzewka i rozciaganie. Pies był absolutnie zachwycony - ja też. I jakie mamy dalsze plany? Takie same:) Pogoda wygląda na łaskawą więc dziś powtóreczka. Jutro jestem w trasie więc czy chcę czy nie będzie przerwa. W łikend już będę w górach - no tam biegać raczej nie będę bo sama wspinaczka jest raczej wystarczająca. Ale w poniedziałek już powinien się czas i teren na bieganie znaleść. A za tydzień będę biegać tak (no dobra ja jeszcze tak nie wyglądam...mąż też nie :))))
Ile razy wracam z tego biegania tak strasznie mam ochotę poraz kolejny Wam podziekować ,że cudem jakimś przekonałam się do tego biegania - do tego żeby spróbować. Od maja zaczynam siłownie i zapewne tak samo się tym będę zachwycać :) Ach i basen też mi dojdzie - czasu mi zacznie brakować. Kijki już musiałam ograniczyć do max dwóch razy w tygodniu. Ech...a jeszcze sie chciałam języka uczyć i ledwo mi starcza czasu na książki. No kocham to życie!
W codziennej rundzie po vitalii trafiłam jak zwykle do Viktorii...i tak mnie na wspominki wzięło ,w sensie jak to sie zaczęło. Kiedy zakładałam tu konto początkowo naprawdę nie wierzyłam w jakieś sooper sukcesy. Juz wiedziałam ,że z ta nadwagą to żartów nie ma i cos zrobić muszę ale zakładałam że trochę zrzucę, wejde w zamałe spodnie i tyle. Za małe w rozmiarze 44 :) I kiedy przypadkowo trafiłam na Viktodie to całkowicie doznałam szoku - to tak sie da??!!! Zaczęłam w amoku przeglądać vitalie, a później internet w poszukiwaniu dowodów na to że jest to wykonalne...i okazało się ,że to prawda. Ludzie chudną...duzo chudną...zdrowo chudną ...ale nie trwa to miesiąc :) No ale skoro mam poczekać jedynie kilka miesięcy na takie efekty - to po prostu wchodzę w to! I oto jestem...a te spodnie w które miałam tylko wejść są już na mnie za duże. Może jeszcze nie tak
....ale to tylko kwestia czasu!
Trudno mi też było uwierzyć w tezy ,że waga jest nie ważna i ,że w ogóle są tacy co sie nią nie przejmują tylko sobie chudną - JUŻ W TO WIERZĘ. Choć przyznam na poczatku to był jedyny miernik sukcesu. Głównie dla tego ,że jeszcze do zeszłego miesiąca były takie dni kiedy myślałam że to co robie nie ma sensu i już lepiej pójde na pizze. Więc w takie dni sobie powtarzałam ,że przeciez schudłam 6 potem 9 kg zatem nie mogę tego zmarnować! Teraz... już bez żartów czuję ,że chudnę - w głowie. Nie mam kompletnie ochoty sie objadać. Jem bardzo zdrowiutko, regularnie i absolutnie sie nie głodzę. I to bieganie - szok!
bardzo Wam wszystkim dziekuję :)))
No cóż .... poziom hormonów albo mi spadl albo mi wzrósł, w kazdym razie już dzsiaj tryskam optymizmem po staremu. Widać każda z nas od czasu do czasu musi taka zmora dopaść. Ja tu tylko na chwilkę niestety bo mi sie bardzo zabiegany dzień kroi. A tak na poprawę humorku przypadkiem mi sie dzisiaj stało: wskoczyłam w "robocze" spodnie ... chcę zapiąć pasek a tu szok. Jeszcze 3 miesiące temu pasek był na pierwszym oczku ledwo ledwo ,a dziś już na piatym. Kurcze. Trudno mi sobie wyobrazić taki brzuch:
wracam po łikendzie...jest bosko :)))
W łikend zgodnie z planem był nordick walking i sprzątanie :) Ale w piątek to już całkiem mi odbiło. Troszkę padało...i cały czas jestem przeziebiona nieco ,ale postanowiłam że nie będzie ten wirus mną rządził. Więc leginsy na dupeczkę i do lasu. I naprawdę samą siebie zadziwiłam. Bieg - ciągły!!! - 40 min :)))))) 5 min rozgrzewki i 5 min rozciągania. Może mało tych rozciagań i rozgrzewek ,ale jak się zapewne domyślacie biegam pomaluszku więc na razie raczej tyle wystarczy. No nie myślcie bynajmniej ,że od czwartku do piątku taką zyskałam kondycję. W czwartek całe popołudnie spędziłam na najróżniejszych forach i jednak doszłam do wniosku ,że źle biegam :) Miałam spory problem z utrzymaniem jednakowego tempa. Zaczynałam wolno, a potem szybciej i szybciej i oczywiście po 5 minutach zadyszka. A mądre fora piszą ,że lepiej biegać za wolno jak za szybko...choć bardzo watpie ,że biegam za wolno. Tak czy tak spociłam się setnie...i takoż samo byłam szczęśliwa. Po powrocie do domu gorący prysznic i mimo piątku byłam jak bóg młody. A to inspiracja na przyszły tydzień :)
Waga drgnęła i mam -0,3 kg mniej. Jednak stwierdzam ,że na tą terrorystkę nie warto zwracac uwagi. Czuję sie fantastycznie. Tylko urlop mi się w tym roku trafił w maju...więc znowu zdjęcia z wakacji będą z wilorybkiem. Za to postanowiłam się nie chować przed aparatem. Wyglądam jak wyglądam ,ale przynajmniej będę miała materiał na zestawienia "przed" i "po". Tak czy tak urlop oczywiście dietowo jest wielkim wyzwaniem. Ale biore butki do biegania i nie odpuszczam...jest też spora szansa na mały wypadzik w góry:) I codziennie basen...już się doczekać nie mogę.
a gwałt niech sie gwałtem odciska...rzekła d*** do
mrowiska?
I wezbrały we mnie nowe siły. Nafaszerowałam się modafenami i innymi tymiankami...ale zanim faszerowanie naciagnęłam leginsy i pojechałam w las. Miał być NW - że lightowo bo w końcu przeziębienie. Ale doszłam do wniosku ,że albo mnie ten jogging powali i przynajmniej będę mieć mocne argumenty dla lekarza albo mi pomoże i organizm sie weźmie do roboty. Na razie wygląda na to ,że wzią sie do roboty :) Przespałam spokojnie całą noc. Katar już dzsiaj mniejszy ... wczoraj mi ciekło z nosa jak z zepsutego kranu
Dziś mam niby podstrzyżyny ,ale jak tylko nie będzie padać przesadnie ide bigać jak nic. Niestety na bucinki do biegania musze jeszcze poczekać z tydzień bo jak się nie trudno domyśleć decathlonu nie ma w garwolinku...więc jak ruszę w Polskę na majówke to gdzieś napewno go trafię. A mam bon zakupowy do wykorzystania więc w sam raz mi się on przytrafił. Póki co mam takie upatrzone (i tu dziękuje Gruszkinowi i Tazikowi za dobre rady)
Po wczorajszej wizycie w lesie doszłam jednak do wniosku ,że nie jest ze mna tak źle. Zdecydowanie 3 misiące niemal codziennego nordick walkingu polepszyło moją kondycję. Przebiegłam...haha no starałam się przebiec tą samą trasę jaką przemierzam z kijami. Czas nie był powalająco lepszy - tylko 20 minut krócej niż NW ale myśle ,że mniej więcej 2/3 trasy truchtałam! Dla mnie to dużo. W minutach wygląda to słabiej bo wychodzi ,że biegłam 30 minut a spacerowałam 15. Możecie się spokojnie śmiać - ale ja jestem troszkę z siebie dumna. W ogóle nadal się dziwię ,że mam taka ochote na to bieganie ... a właściwie to sie dzwię w jaki sposób to Wy mnie do tego przekonałyście :))) Tazik - to głównie do Ciebie. Czyja by to nie była wina bardzo wam dziekuję - nie poznaje siebie ,ale bardzo mi się ta moja nowa ja podoba!
i się cholerka przeziębiłam :(
Już wczoraj mnie brało i normalnie zaliczyłam tylko 5136 kroków NW bo potem sie już słaniałam na nogach. Taka dzsiaj przyszłam wściekła do tego biura ,że aż mi się głupio zrobiło bo rano przy sniadaniu to raczej gryzłam. Bo sęk w tym ,że to przez ta pieprzona pracę bo patafiany postanowiły oszczedzać i od 2 tygiodni juz nie grzeją. I ja to rozumiem -jest wiosna. Ale nasze buira to blaszaki...przez połowę dnia mamy temperaturę 16 stopni. Przy pracy biurowej to sie po prostu szczęka z zimna. I tak mnie to rozzłościło...to ja tu warzywka jem, biegam, spaceruję ,ubieram sie rozsądnie i choruję dlatego że jakiś pajac pare stów postanowił zaoszczędzić. A za leki kto mi zwróci? Podpowiedź: nikt. Już nawet się zastanawiałam czy PIPu nie zawiadamiać. Ale po pierwsze - mimo wszystko lubie ta pracę :) A po drugie od dzisiaj temperatura jak na złość wzrosła tylko ,że już 4 osoby zdążyły się przeziębić. Oczywiście jak Cieęgłowa napie*****, jesteś osłabiona i kichasz i lekko kaszlesz to dla lekarza nie jest podstawą do zwolnienia - ogólnie sie nie dziwię ,ale wychodzi na to że trzeba się conajmniej anginy dorobić żeby faktycznie byc chorym i wziąść antybiotyk. Dobra już nie smęcę. nic sie od tego nie zmieni. Tylko mam dylemat czy iść biegac czy nie? Oj mam same najgorsze inwektywy na myśli. Jak znam korporacyjne poczucie jedności to za chwilę wyląduje na dywaniku za szerzenie defektyzmu. I pierwszy raz od 3 miesiecy mam ochotę to wkurzenie zajeść. Strzele sobie jakieś jabłko może :(
Generalnie dupa i tyle.
endorfinami zabijesz każdy stres!
Sama się sobie dziwnię ,że ja tak późno na to wpadłam!!! W końcu jestem inteligetna ,oczytana ,znająza języki i taka byłam bezsensowna! Zeszły rok miłam dość ciężki zawodowo. Sporo stresu i flustracji, dodatkowo ten ślub. Swoją drogą jakby mi ktoś powiedział ,że ja tak będę ten ślub przeżywać to też bym sie w głowę popukała. A naprawdę byłam w pełnej panice ,że nie zdążymy ze wszystkim. Mimo ,że impreza wcale nie była królewskim balem na pół tysiaca osób. Ale mniejsza z tym. W każdym razie to kiedy sobie wspomnę jak jeszcze 6-7 miesięcy temu wyglądały moje popołudnia to mnie wzdryga. Zasadniczo cały wolny czas spędzałam na jedzeniu...bo mnie to uspokajało i sprawiało przyjemność. Do tego jakieś piwko i masakra gotowa. A wystarczylo ruszyć tyłek i wyjść codziennie nawet na tą godzinę na spacer...a już całkiem genialne było by w tej sytuacji zacząć biegać. No ale z niewiadomych przyczyn na to nie wpadłam. Jeszcze tak całkowicie nie zaczęłam stosować sportu na stres ,ale naprawde jestem już naprawdę blisko wyleczenia! Miałam jeszcze mądżejsze pomysły. a mianowicie święte przekonanie że aby być fit trzeba mieć fortunę na fitness cluby oraz przewykwintne jedzenie - no naprawdę za to już mi nieco wstyd :( A tu naprawde wystarczy jeść trochę mnie i wcale nie muszą to być mule czy krewetki ... kurczaki może nie są najlepszą rzeczą na świecie ,ale napewno w rozsądnych dawkach są i smaczne i tanie. Zatem apeluję: dieta nie jest dla bogaczy - sport też nie! No niech ja tylko wyjdę z tej pracy ...jak wskoczę w leginsy ... i pobiegnę jak wiatr :)
A tak z innej beczki zupełnie opowiem wam o moim tradycyjnym niedzielnym jedzonku. Ponieważ w łiendy mam mozliwość przygotować sobie śniadanko na ciepło zawsze korzystam z tego w pełni. Jestem fanką zapiekanek - nie muszę dodawać jakie są kaloryczne, nieżadko tłuste i wogóle. Ale ponieważ trzymam się zasady ,że niczego sobie nie odmawiam tylko jem z głową, mam swoją wersję zapiekanki. No fakt ,że bez sera się nie obejdzie więc może nie jest 100% fit ,ale ja ser uwielbiam i myśle że 4 plasterki sera raz na 1-2 tygodnie nie zrujnują mojej diety. Odchudzenie zapiekanki jest oczywiscie banalnie proste. Bułeczki kupuję pełnoziarniste ciemne lub grachamki. Przekrojone na pół smaruję przecierem pomidorowym (doprawionym do smaku sola, pieprzem, oregano ,papryką zupełnie wedle uznania) a na to oczywiście po plasteku sera (lub po dwa:)) I pach do piekarnika rozgrzanego na ok. 180 st.C. Robi się to w moment, ser nie potrzebuje zazwyczaj więcej niż 10min. Zaleta dodatkową jest taka ,że bułki nie musza byc wcale świeże bo po wizycie w piekarniku są chrupiace i cieplutkie. Znalazłam tez wariacje taką ,że w wydrążoną bułkę wbija sie jajko (i może też być z serem lub innymi dodatkami - szynka, szczypior, pomidorek) i także sie to zapieka w piekarniku. Próbowalam i tez jest to fajne - takie urozmaicenie. A tak wyszły moje zapiekaneczki - na jednej połóweczce jest mozarella i trochę nie stopniała :)
Zachęcam do spróbowania :)
bieganie???? TAK - dlaczego nie!!!
Wierzcie mi ,że wczoraj najbardziej na świecie zadziwiłam sama siebie. No nie bedę się chwalić ileż to ten mój chelange bieganiowy trwał ważny jest tylko fakt ,że zaczęłam. No niestety jest trochę na poczatku głupio...po pierwsze to bardziej szuram niz biegam - no ale tak radza poradniki. Po drugie truno to co pokonuje nazwac jeszcze dystansem. Ale nic to!!! Zaczęłam Ja Paulina wielka przeciwniczka biegania wcisnęłam sie wczoraj w leginsy, białe skarpetki i bluzę i zwyczajnie wyszłam pobiegać. Jakoś nie udało mi się uruchomić krokomierza - może to i lepiej ,że nie wiem ile "kilometrów" przemierzyłam bo mogłabym sie zapowietrzyc ze śmiechu. Tak czy tak moim celem jest aby wczoraj wytyczona trase przebiec "ciagle" ...tzn bez przerw na uspokajający marsz.
Z tym zapewne jest jak ze wszystkim innym - najwaznieszje to zacząć ... i potem nie przerwać :) Chyba faktycznie potrzebna mi była odmiana i jakieś wyzwanie. NW też na poczatku tak troszkę był wyzwaniem. Jednak zaczynałam od 30 min ,teraz najlepiej jak to jest 2h. Z racji tego ,że naprawdę to lubie póki co postanowiłam nordick walkingowac w łikendy - właśńie na dłuższych trasach. Bo to przyjemniejsze ,a przedewszystkim ja mam wiecej dla siebie czasu w łikend. Nie lubie tez własnie w łikend robić fitnesu - bo szkoda mi czasu na siedzenie w domu.
Mówię wam czuje sie troche jak wariatka. Heloł - wyszłam z domu i pobiegałam kilkadziesiat minut ... "pobiegałam" haha - no zaczęłam jakis tam trening...a jestem tym tak podekscytowana jakbym sie dostała do jakieś reprezentacji albo cholera wie gdzie :) Będę reprezentowała samą siebie w igrzyskach...a walczę o najważniejszą nagrodę :złotą statułetkę chudej pupu pod bikini!!!
No naprawdę czuje sie jak wariatka ----CHCĘ BIEGAĆ!!!