Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Mileczna

kobieta, 43 lat, Holandia

170 cm, 98.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 kwietnia 2013 , Komentarze (12)

Doprawdy sama siebie nie poznaję :) Dlaczego? A no dlatego bo dziś stwierdziłam ,że naprawde robie dziwne rzeczy :) Dziwna rzecz nr jeden : zaczełam ostawiać domowy fitnes i o zgrozo - podoba mi się. Cięzko mi wszak wytłumaczyc dlaczego wczesniej uważałam ,że to nieco głupie - tu przepraszam wszystkich za to że tak myslałam:)) Myśle ,że było to skutkiem mojego lenistwa. W ten sposób mój sprytny rozum usprawiedliwił swoje lenistwo - nie ćwicze bo to głupie a nie dlatego ,że mi sie nie chce (kretyństwo na maxa). To samo się stało z bieganiem ... miałam milion teorii na ten temat ,a konkretnie dlaczego bieganie jest głupie :)) Generalnie uważam ,że słusznie się do tego nie zmuszałam ...wybrałam nordick walking - zawsze to ruch bądź co bądź. No tak czy tak od tego tygodnia ruszam z rozbiegiwaniem. Bardzo dziekuje Gruszkinowi za plan treningowy w tym temacie :)) Gdyby ktos miał ochotę to powielam:

http://www.odchudzamsie.pl/odchudzanie/jak-zaczac-bieganie-stuprocentowa-recepta-na-sukcess

No faktem jest ,że waga terrorystka stoi juz chyba od miesiąca. No nic - taki los. Mam nadzieję ,że mi miesnie rosną :)) Tak czy tak czuje się bardzo dobrze. Dieta jest sooper. Bardzo to dziwne ale im dłużej jem zdrowo tym bardziej nie smakują mi tłuste kaloryczne potrawy. Mój mąż uwielbia pieczone pasztety - porostu musi byc na stanie. Nie jest to zapewne najbardziej kaloryczna potrawa świata - ale jednak wieprzowe miesko i sporo tłuszczyku jest. Ja zdecydowanie tez bardzo lubiałam-jak się okazuje. Wczoraj z wielkim zdzwieniem stwierdziłam ,że juz mi nie smakuje - za tłuste i jakoś za bardzo świnkowe :)) Bardzo mnie to ucieszyło. nie wyobrażam sobie obiadu bez warzyw. Mięsko owszem - ale chude. Ach jeszcze tyutułem tego cholernego dwudniowego szkolenia. Wytrzymałam 2 dni mając pod nosem talerz z ciastkami. Faktycznie nie specjalnie przepadam za słodyczami ,ale 8 godzin w sytuacji burczacego brzucha i tak wydaje mi sie sukcesem. Zaopatrzyłam się w pomidorki koktajlowe - nieco się wszyscy na mnie gapili jak na kosmitę ...ale co mi tam.

Bez wymówek od dzis znowu trening i dietka. Powodzenia zycze wszystkim!!!


 

14 kwietnia 2013 , Komentarze (9)

Po ważeniu znowu załamka - przybyło mi 0,5 kg. Nie martwcie się absolutnie nie zamierzam rezygnować ...ale wkurza mnie to na maxa. W obwodach jakoś też zastój. No nic. Może to te dwa dni szkolenia - ech. Zbieram tyłek i idę na spacer z psem. Mam nadzieję ,że u was lepiej

10 kwietnia 2013 , Komentarze (12)

Witajcie Kochane!

Kolejny dzień ze skalpelem zaliczony. Nordick walking także wychodzony

Ciągle za wcześnie na spektakularne efekty ... może to dobrze bo odbicie w lustrze nadal piekielnie mnie motywuje - do skalpela szczególnie. Przysiegam ,że będe miec własne zdjęcie o takiej treści:

 Pozostało juz tylko 82 dni do bikini - a ja jestem w 94 dniu diety (jak już tak liczbami jadę). i jak mi z tym? Cudownie! Jeszcze nigdy do tej pory tyle nie wytrzymałam. Dieta idzie jak marzenie, ćwiczenia ... no cóż napewno nie ida jak marzenie. Tzn. NW zaliczam nie przerwanie od stycznia - pomimo pogody wiadomo jakiej. Natomiast z tym skalpelem to przynam szczerze poczatek jest straszny. No naprawdę przy niektórych pozycjach nie mam uczucia ,że mi się mięsnie kształtują - tylko ,że mi rosną ... i to boli jak wyrastanie zębów :(. I nie o to chodzi ,że boli czy że mi nie idzie. Tylko jak ja mogłam do cholery do tego doprowadzić. Zawsze wysportowana ...no może nie jakaś mistrzyni sportsmenka ale helloł!!! Nie wiem gdzie sobie to wszystko pozapisuję żeby przypadkiem tej mojej aktywności fizycznej kiedyś nie zarzucić! Póki co i tak sie muszę skupic na dojściu do formy...do etapu utrzymania formy mam jeszcze co najmniej te 82 dni - tym razem zdążę ! 

O dziwo nie mam zakwasów po skalpelu ... ale większość z was pisze ,że to "program dla poczatkujących" więc chyba nie ma sie czym chwalić :)

Tak czy tak pierś do przodu .... pośladki spięte..itd itp

 

9 kwietnia 2013 , Komentarze (10)

No naprawdę napawa taki dzień dumą i nadzieją jednocześnie :)) Dodatkowo wczorajsze słońce załadowało mi akumulatory - i spokojnie sobie strzeliłam 5136 kroków NW. Oraz udało mi się zrobić cały skalpel Ewki od poczatku do końca ... fakt kilka razy brakowalo mi nieco oddechu ,ale dotrwałam. No trzeba przyznać ,że satysfakcja jest naprawdę nie mała. Ponieważ mam chudy miesiąc (finansowo) to postanawiam przetestować Ewkę ,a szczególnie jej zapewnienia ,że po misiącu ćwiczeń 3 x w tygodniu będe juz widziała efekty - ok wchodze w to! Co jest niesamowite jak się człowiek tak troszkę ściora natychmiast odchodzi ochota na jakiekolwiek jedzeniowe grzeszki. Mimo iż moje gołąbki było chudziutkie jak skończyłam ten mój szumny dumny trening zarzekałam sie ,że dzisiaj to jem na kolację wyłącznie gotowana marchewkę :))) Dziś już mam nieco inne produkty na myśli, ale chyba faktycznie zostanę przy gotowanych warzywkach. Do takiego wyglądu mojego brzucha mam jeszcze długą drogę - ale już wiem ,że to możliwe:) Co prawda jak wczoraj patrzyłam na Ewkę i jest wymodelowana deske na brzuchu ... a potem na moją szynkę przewiązana sznurkami to mi sie tylko cisnęło " hesos marija co to jest!!!" Ale niebawem będzie tak:

Rano zaliczyłam "prawie" sukces - prawie wstałam o tej 5:10 ...prawie :( Jak niektóre z was kojarzą nie mam daru do porannego wstawania. Magnetyczna siła łóżka jest dla mnie bardzo trudna do przezwyciężenia. Ale ponieważ nie mam też daru budzenia sie od budzika, mój biologiczny zegar budzi mnie niemal godzinę przed racjonalną godziną pobudki. I mogłabym sobie wtedy wstać. Zrobić jakieś ćwiczenia. Pewnie zjeść śniadanko i nawet wziąść prysznic ...ale zawsze wygrywa poduszka. I tak w zasadzie na półprzytomnie doleniuchowywuje sobie do godziny 6:00 , potem mam niewielkie wyrzuty sumienia. No nic - kolejne wyzwanie po prostu. Udało mi się od poczatku roku nie przerwać nordick walking - zaliczone. Udało mi się rozpocząć treningi z Ewką - zaliczone. Więc dlaczego miałoby mi sie nie udać pokonać tej cholernej poduszki?! Pokonam ja i już ... jutro kolejne starcie :))) (ja jestem tą zieloną)

Ach i ważny komunikat : mój mąż bochater w 30 sekund odnalazł mój zaginiony centymetr (ja szukałam go po całym mieskaniu od soboty) ... przewróciłam wszystkie moje torby, kosmetyczki, plecaki do góry nogami ... a on spojżał na "odpowiednią" półkę i pach- jest! Tak ,że w najbliższa sobote już będzie komplet.

Dobra - to do roboty!!!!!!

 

8 kwietnia 2013 , Komentarze (16)

Wczoraj jednak byłam troszkę znismaczona tegotygodniowym wynikiem. Ale nic to. Po lesie połaziłam krótko bo wiosenna pogoda zaatakowała mnie nadal zalegającym w lesie sniegiem - też się tym bardzo nie martwię. Choć faktycznie wróciłam wcześniej do domu niż planowałam. No nie wygląda to nadal zachęcająco.

Z dieta w łikend nie było źle. Ja nawet jem mniej generalnie w łikend niż w tygodniu. Ale zazwyczaj w sobote zdaża sie jakieś piwko - więc to na to konto. Co dziwne nie chce mi sie jeść po tym piwie. Tak czy tak po tym zajebiaszczym wyniki w sobotę miałam ogromna ochote na jakis grzeszek w niedziele i nieźle dowaliłam: wcięłam gofra z bita śmietaną. Ale postanowiłam nie mieć absolutnie wyrzutów sumienia. Dzisiaj spróbuję wydłużyc nieco marsz - spróbuję bo ciągle wszędzie to białe gówno zalega. Do parku sie nie da wejść ... bulwary nie odśnieżone. Ale wiem ,że to juz długo nie potrwa. Dzis świeci piękne słonko. Juz nie mogę się doczekać powrotu do domu. Zwłaszcza dla tego ,że mam pyszny objadek. Chudzitki krupniczek na piersi kurczaka i w 100 % dietetyczne gołąbki. I podobnie jak spaghetti gołąbki light duzo bardzej mi smakuja - nie tylko mnie :)) Jak je odchudziłam? Prościutko: wieprzowinę zastopiłam piersia z kurczaka, biały ryz brązowym cały farsz zawierał jedynie jedną łyzke oliwy do zeszklenia cebulki. Sos: pomidorowy przecier z przyprawami (cudo!). A tak to wyglądało (do Tazikowych zdjęć jeszcze mi daleko :)) ale nie jest źle)

 

6 kwietnia 2013 , Komentarze (10)

Szybko i krótko ... bo ruszam z odkurzaczem itd. Waga się mi dziś w twarz roześmiała i pokazała -0,1 kg. No wiem ,że spadek to spadek ,ale heloł. Wchodziłam na nią chyba ze 4 razy i za nic nie chciała 7 z przodu pokazać - to naprawdę gupia jest i tyle. Ech ... spinam dupeczkę bo w przyszłą sobotę ta cholerna 7 musi się pokazać. I w dodatku gdzieś mi centymetr zapodział i nie mogę się obwodami pocieszyć :(

5 kwietnia 2013 , Komentarze (16)

Przełamałam się całkowicie. Wczoraj już zrobiłam tradycyjne 4600 kroków. I zdecydowanie stwierdzam ,że jak się troszkę zasapię..zapocę to od razu mi lepiej. Już mnie domowe problemy wogóle nie przytłaczają. Juz wogóle mam moc! Tak że już dzisiaj zapowiedziałam mężowi ,że mimo iż piątek to ja swoje musze przejść :)) A oto mój pies zbałwaniony:

Wczorajsze popołudnie spędzałam sama w mieszkanku ,więc postanowiłam spotkać sie w końcu z słynną Ewką i jej skalpelem. No przyznac muszę szczerze ,że całego nie przeszłam. Głównie z powodu przypalającego sie nagle objadu :) Ale fakt ,że nie skończyłam. Tak czy tak byłam zaskoczona ,że nawet mi się to podobało. Piekielnie mam słabe ramiona jak sie okazuje, reszta wmiare daje radę. Póki co mam mocne postanowienie spotykać sie z Ewką codziennie do przyszłego czwartku - potem zobaczymy. Muszę przyznać ,że czytając o tym domowym fitnesie jakos mi to nie leżało. i wogóle żyłam w przekonaniu ,że tylko mój nordick walking ma sens. Zasadniczo nadal tak uważam ,ale ... ale to dlatego ,że zaczynałam moje "nowe zycie" raczej jako mały hipopotam. Hipopotamy powinny zaczynać od poziomu treningów odpowiedniego dla nich ... do jednorożca długa droga :)) Patrzac jednak ostatnio na siebie w lustrze stwierdzilam ,że faktycznie jest mnie juz mniej. Co prawda narazie wyglądam jak ten sam hipopotam tylko na diecie ,ale to juz by chyba był moment na jakieś kształtowanie mięśni ... podniesione pośladki, spręzyste łydki i uda itd. itp. No nie mogę nie przyznać ,że ćwicząc wczoraj z Ewką cały czas myślałam o tym jak jeszcze długa droga przedemną ale...nic sie samo nie stanie:) Więc juz odwrotu nie ma. Trzeba ruszyc dupę! 

4 kwietnia 2013 , Komentarze (10)

No niestety juz i mnie dopadła flustracja śniegowa. Z definicji nie narzekam nigdy na pogodę - nie i już. Nawet bym powiedziała ,że jestem patologiczna optymistką ... ale to juz jest k**** przesada !! Generalnie to dlatego ,że niemogłam się wczoraj przez las z tym psem przedrzeć. Jakoś mnie to tak wściekło. Do cholery śniegu po kolana, pies całkowicie zbałwaniały. Przyszłam ze spaceru wściekła zamiast odpręzona. Potem otwarłam list z gazowni ,że im zalegam z opłatą - znowu sie wściekłam ,że przecież płacilam i do cholery czego chcą. Przeszukałam historie przelewów - i faktycznie pieprzony przelew mi nie przeszedł, i jestem teraz z tym w plecy. AAAAA ... naprawdę potrzebne jest mi już słońce!!!

No dobra wyżaliłam się. Muszę się natychmiast ogarnąć. Postanowiłam podjąc wyzwanie z Chodakowską. Z racji tego ,że z kasą krucho wybiłam sobie z głowy siłownie i basen - na razie. Zatem zaczynam dziś. Niech się ten śnieg ugryzie - nie muszę iść do lasu. I oczywiście juz się boje sobotniego ważenia. Ale nic absolutnie mnie z obranej drogi nie zawróci. Do bikini pozostało już naprawdę 90 dni więc konic żartów!

Niech moc będzie z nami!!!!