Ostatnio dodane zdjęcia

O mnie

Jestem Monika, uczennica [jeszcze] liceum. Odchudzam się odkąd tylko pamiętam. Ciągle wierzę, że się uda ;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 27770
Komentarzy: 1364
Założony: 10 kwietnia 2013
Ostatni wpis: 27 lutego 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Nastel

kobieta, 26 lat, Rzeszów

164 cm, 55.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 lutego 2018 , Komentarze (5)

HEJ! Nie pisałam tutaj wieki i mam obawy, że nie ma już nikogo, kto był aktywny za czasów mojej największej działalności na tym portalu. Nie szkodzi, ponieważ to co napiszę skierowane będzie do wszystkich osób, a w szczególności do ludzi młodych, którzy zaczynają przygody z dietami. Może moja historia stanie się ostrzeżeniem, żeby nie powielać pewnych błędów, a dla tych, którzy już mogą się z nią utożsamiać- wskazówką jak "wyjść na prostą". Wszystko rozpoczyna się w roku 2013 (czas, kiedy założyłam konto na Vitalii i postanowiłam być "fit") i trwa do dzisiaj.


Jak możecie wyczytać z poprzednich wpisów- dosyć długo zmagałam się z kompulsywnym objadaniem się i wszelkiego rodzaju schorzeniami, które można podpiąć pod zaburzenia odżywiania. Moje problemy zaczęły się już w drugiej klasie gimnazjum, kiedy to zamarzyłam sobie, że schudnę do jakiejś obłędnie niskiej wagi. W tym wieku łatwo jest pozbyć się paru kilogramów będąc na dietach typu 1000kcal, głodówkach, czy też stosując się do rad pseudotrenerów fitness. Cóż, udało się. "Sukces" nie trwał zbyt długo, gdyż jak dobrze wiecie po szybkiej utracie wagi pojawia się to znienawidzone tutaj "yo-yo". Kto mądry, ten wie :) 15-latka miała się dopiero przekonać, czym to w zasadzie jest. Tak właśnie rozpoczęła się moja żmudna walka z ciągle rosnącą wagą, ogromnym apetytem i przede wszystkim brakiem akceptacji siebie. To ostatnie stanowiło w tym wszystkim największy problem.


Nie podchodziłam do tego biernie ze stanowiska osoby przegranej. Miałam różne pomysły jak z tym walczyć, wiele podejść i ogromną liczbę porażek na koncie.  Najgorsze jest w zasadzie to, że nie odważyłam się pójść na terapię,bo przecież... "to nie dla mnie", "ja sama", "ja potrafię najlepiej".  Wielka szkoda, bo dzisiaj wiem, że może zamiast męczyć się cztery lata uporałabym się z tym znacznie prędzej. Gwoli jasności, w liceum już nie obżerałam się siedmioma tysiącami kalorii dziennie, tak jak to robiłam w gimnazjum, nie katowałam się wieloma seriami brzuszków, przechodziłam tę chorobę znacznie łagodniej jednak ona nadal była obecna, nadal uaktywniała się za każdym razem, gdy w innych sferach życia pojawiały się niepowodzenia- była jak zmora, która nieoczekiwanie powraca w najmniej odpowiednim momencie.


Czy udało mi się opamiętać? Nie wiem właściwie. Po tych wszystkich próbach znałam dobrze przepis na pozbycie się problemów, jednak nadal nie potrafiłam go wcielić w życie.Chyba zwyczajnie brakowało mi odwagi, bo wiązało się to z zaufaniem samej sobie, a właściwie swojemu organizmowi, który przecież najlepiej wie, czego potrzebuje. Udało mi się jednak coś zupełnie innego- wykorzystałam okazję, którą dał mi los. Czas przed maturą był dla mnie bardzo napięty, sporo stresu związanego z samym egzaminem, ale i nie tylko z tego powodu. To wszystko sprawiło, że mój apetyt znacznie osłabł. Nigdy wcześniej przez całe cztery lata nie miałam czegoś takiego. SERIO. Ogromny szok i jednocześnie radość, bo ja naprawdę chudłam! W tym miejscu warto dodać, że mój metabolizm po wszystkich przejściach był tak bardzo zszargany, że nie pomagały żadne diety i wysiłki. Waga nigdy nie chciała zejść poniżej magicznej granicy 60 kilogramów.


Pewnie powiecie... "No fajnie, ale gdybyś ponownie przytyła, to na pewno problemy z poczuciem własnej wartości wróciłyby"- też na to wpadłam, jednak tym razem postanowiłam być sprytniejsza niż choroba. Stwierdziłam, że nie dam się znowu zapędzić w kozi róg i gdy tylko wrócił apetyt jadłam to na co miałam ochotę, w takich ilościach jakie mi odpowiadały i przede wszystkim bez żadnych wyrzutów sumienia. Czy przytyłam? Tak, ale nie do wagi początkowej... To nie miało dla mnie znaczenia, pozwoliłam organizmowi ustalić sobie swój własny rytm pracy, słuchałam go i spełniałam jego zachcianki, starałam się wyzbyć każdej niepożądanej myśli związanej z obłędem chudnięcia. To ostatnie co zrobiłam okazało się być prawdziwym przepisem na sukces. Mój organizm sam zredukował wagę do 57-58kg, bez żadnych diet, czy też wymagających treningów. Udowodniłam sama sobie i własnej rodzinie, że DA SIĘ przełamać bariery umysłu. Nie jest to łatwe, ale naprawdę jest na to szansa.


Dzisiaj jestem studentką  psychologii, kierunku o którym marzyłam od trzynastego roku życia. Dzisiaj mam pewność, że byłam niewolnicą choroby, która zwyczajnie jest bagatelizowana. Uzależnienie od jedzenia jest uzależnieniem behawioralnym, jest uzależnieniem niezdrowym, szkodliwym i wyniszczającym. Wcale nie trzeba być bulimikiem, czy anorektyczką, żeby powiedzieć: "Tak, mam eating disorder". Tu wcale nie chodzi o to, żeby sobie coś wkręcać, zachowywać się hipochondrycznie, tylko zwyczajnie zaakceptować fakt, że potrzebujemy pomocy. Naprawdę są ludzie, którzy się na tym znają i potrafią doradzić, wskazać jakąś alternatywę.  Owszem, ja uporałam się z tym sama, ale czy naprawdę warto marnować tyle lat życia, żeby tylko móc pochwalić się, że coś zrobiło się bez ingerencji osób trzecich? 


Życzę Wam wszystkim rozwagi. Nie dajcie się ponieść modzie, nie zwracajcie uwagi na kolorowe pisemka i ładne panie na okładkach. To wszystko to ściema i fikcja, one takie nie są, nikt nie jest idealny i my mamy czasem prawo być nieidealni. Zaakceptujcie ten fakt, a będzie się Wam znacznie lepiej żyło. POWODZENIA W ODNAJDYWANIU SIEBIE I NIEREZYGNOWANIU Z ŻYCIA NA RZECZ FIKCJI. 


Ps. Chęć bycia lepszym to najlepsze, czego możemy pragnąć, ale ta myśl nie może stać się obsesją:)

13 czerwca 2016 , Komentarze (2)

Hejo!

Wczoraj zaliczylam małą wpadkę i nazwałam ją... cheat day :P  Nie jest jednak tak źle. W ramach rekompensaty postanowiłam pobić swój rekord w tempie na 7km... Udało się! :) Same zobaczcie :] 

Do tej pory najepsze tempo jakie miałam na takim odcinku to ok. 5.48... PROGRES JEST DUŻY jak na mnie :D !

Miłego dnia:)

7 czerwca 2016 , Komentarze (2)

Hej!

U mnie nic się nie zmienia. Prowadzę się całkiem nieźle, mam nawet minimalne spadki na wadze. Takie tempo zrzucania kilogramów, jakie jest mogłoby już utrzymywać się do końca wyzwania, wtedy to wylądowałabym na liczbie 54. Piękne, nieprawdaż? Ano właśnie tak i do tego trzeba dążyć.

Póki co jednak nie chodzę na siłownię, ani nie biegam. Muszę poczekać, aż w końcu ten fatalny ból w okolicach pleców i kręgosłupa odpuści. Denerwuje mnie trochę ta kontuzja, bo niszczy moje plany, ale raczej nic na to nie zrobię, więc pozostaje czekać. Myślę, że za 2-3 dni wszystko powinno wrócić do normy i wtedy zaczniemy walkę ze zdwojoną siłą <3 

Mam nadzieję, że u Was też wszystko idzie dobrym torem :) (Y) Później poczytam Wasze pamiętniki, teraz uciekam do obowiązków. 3majcie się, papa! ;) :*

4 czerwca 2016 , Komentarze (2)

Czołem!

Dzisiaj idę na osiemnastkę kolegi. Pić nie będę, to już sobie postanowiłam, mam nadzieję, że nie skuszę też na żarcie, bo wątpię, aby było cokolwiek zdrowego ;) Tak więc trzymajcie kciuki :P

1 czerwca 2016 , Komentarze (4)

Hej!

Wybaczcie, że tak rzadko zaglądam i piszę, ale same wiecie- koniec roku, wyścig szczurów i ostatnie szlifowanie ocen... Nienawidzę tego :D Włściwie tym razem uznałam, że podejdę do tego z dużą rezerwą, bo po cóż tracić nerwy i zdrowie... Co ma być to będzie :P Y.O.L.O Tak więc nie uczę się kto wie jak wiele, nie staram się, ale to nie znaczy, że obowiązków ubywa- są i ciągle tkwią mi gdzieś w tylnej części głowy jednocześnie spędzając sen z powiek. Jeśli kiedykolwiek osiągnę stan totalnego katharsis, kiedy to nie będę przejmowała się niczym to z chęcią podzielę się z Wami wiedzą jak to zrobiłam ^^ Póki co niestety trzeba znosić ten balast psychiczny..Na szczęście zbliżają się wakacje, czas relaksu i wszystko poukłada się samo. Wierzę w to.

Po tym jakże dłuuugim i nic nie wnoszącym wstępie przejdę do rzeczy. DIETA! ]:>  Pewnie sądzicie, że skoro nie było mnie tak długo na Vitalii to pewnie się poddalam. Nic bardziej mylnego, wciąż walczę! To już 11 dzień mojej drogi ku wymarzonej figurze. Diety, która nie jest perfekcyjna, diety w której znalazło się parę grzeszków i nieodpartych pokus, ale także diety, w trakcie trwania której pokonuję sama siebie. Walczę o własne szczęście i staram się nie zrażać przeciwnościami losu. Moja zawziętość szczególnie jawi się w uprawianiu sportu. Staram się chodzić na siłownię 4-5 razy w tygodniu + w dni wolne od siłowni biegać. Dodatkowopróbuję  wypracować sobie nawyk joggingu porannego. POLECAM! Poranna aktywność dodaje energii.

Generalnie lubię biegać. Sprawia mi to przyjemność. Ostatnimi czasy wrzuciłam sama sobie na SNAPA wyzwanie, które zresztą zrealizowałam. Same zobaczcie czego dokonałam. Tak, jestem z siebie baardzo dumna :D

Moja radość po dobiegnięciu do domu  była ogromna. Jeszcze większe zaś było zdziwienie moich znajomych. Uwierzcie mi, dla takich ekstremalnych wyzwań warto trenować. 

Moim marzeniem jest wzięcie udziału w Rzeźniku- ekstremalnym biegu bieszczadzkim liczącym od 90 do 140km (w zależności od kategorii). Zdaję sobie sprawę, że jest to niebywałe ciężkie do zrealizowania, ale ktoś kiedyś powiedział, że warto sięgać po rzeczy z najwyższej półki- ten maraton zdecydowanie jest taką perełką leżącą na najwyższym regale. 

Poza tym nie wiem czemu, ale bardzo wooolno chudnę, praktycznie mam wrażenie nawet, że osiągam efekt odwrotny, Czym to jest spowodowane? Może za dużo sportu, albo może te grzechy zaważają na całokształcie? Nie wiem... Pomimo pojedynczych porażek nie zamierzam się poddać i trzymajcie mnie za słowo! 

Tymczasem kończę... i pozdrawiam serdecznie! :**** <3 <3

Nastel

22 maja 2016 , Komentarze (1)

Hej, hej ! 


 Nieco zmodyfikowalam wyzwanie i zamiast na 100 dni rozpisałam je na 90.:D Zdecydowałam, ze tak będzie lepiej, ponieważ chcę zakończyć challenge przed wyjazdem do Wilna-już teraz cieszę się na samą myśl o tym :D Swoją drogą gdyby niezespół z którym tam jedziemy to w zasadzie moje życie byłoby o wiele nudniejsze. Dzięki śpiewaniu w naszym chórze mam za sobą tournee do Francji, Bośni i Hercegowiny, Lwowa. Ponadto zwiedziliśmy Słowację, Chorwację, Włochy i moje ulubione Węgry. Nagromadziłam masę wspaniałych wspomnień przez te 3 lata współpracy z świetnymi muzykami :P O moich artystycznych przygodach mogłabym pisać godzinami :D ale nie będę Was zanudzać :)


Wczoraj miałam okazję grać na ślubie, po którym zostaliśmy zaproszeni z załogą na poczęstunek weselny. Przyznam się, że zjadłam parę niezdrowych rzeczy, ale nie przejmuję się tym :D Od dzisiaj zaczynamy już na czysto- tabula rasa. Po wydostaniu się z wesela wraz z przyjaciółką przebrałyśmy się u mnie i pojechałyśmy na ognisko organizowane przez znajomych. Owszem, było sporo alkoholu, sporo okazji do złamania postanowienia, ale wytrwałam dzielnie i odmówiłam każdej kropli (alkohol). :P Moje mini osiągnięcie (puchar),bo jak już wcześniej pisałam - kiepsko u mnie z odmawianiem...


Dzisiejszy dzień rozpoczęłyśmy z K. (przyjaciółka, która nocowała u mnie) od smacznego śniadania. Później wybrałyśmy się do kościoła, a po wszystkim odwiozłam K. do domu. Teraz w zasadzie nic nie robię. Próbuję zmusić się do jakiejkolwiek czynności (obowiązków jest sporo!). Wieczorem pójdę pobiegać. 


Jutro już normalnie planujemy z K. pójść na siłownię i wypocić całe zło z naszych ciał. Prawdę powiedziawszy nie sądziłam, że tak bardzo spodoba mi się workout na siłce. Cieszę się, że się zapisałam i chętnie kupię za tydzień karnet na następny miesiąc. (y) Jeśli macie jakiekolwiek wątpliwości w związku z zapisywaniem się do tego typu miejsc to pozbądźcie się ich jak naszybciej i po prostu spróbujcie! :) Serio warto :):)

Na dzisiaj tyle "bazgraniny" :) Dopiję jeszcze tylko kawę i zabieram się za obowiązki . 3majcie się zdrowo! :*

+motywacja na dziś:

Nastel

20 maja 2016 , Komentarze (1)

Pozytywnie nastawiona <3

Per Primo

Po długiej przerwie postanowiłam, że wracam już chyba na stałe. Zastanawiacie się pewnie cóż takiego się stało? W zasadzie nic :) Po prostu uznałam, że w grupie łatwiej będzie mi się skupić na moim celu i przede wszystkim jego realizacji

Mam tak wiele pomysłów, tak dużo koncepcji, które można wykorzystać i oczywiście co za tym idzie ambitne plany. Nie chcę, aby i tym razem wszystko to zakończyło się fiaskiem, dlatego postanowiłam podzielić się z Wami całą tą falą kreatywnych idei.

No, ale... może najpierw kilka słów o tym co u mnie :D 

W ciągu dalszym uczę się, po wakacjach zbliża się nieubłagalnie klasa maturalna (zabawne, bo dołączyłam do społeczności Vitalii mając 14 lat, ten czas naprawdę szybko leci :P ), poza tym jeśli chodzi o realizację moich marzeń dotyczących szczupłej sylwetki to stoję w miejscu :D (cholerny martwy punkt) No, ale... dosyć narzekania! Zapisałam się na siłkę... w sumie to już moje drugie podejście, pierwsze było w lutym iii jak zwykle skończyło się na słomianym zapale. TERAZ już tak nie będzie bo mam gotową koncepcję (w sumie to zrodziła się przed chwilą ^^) jak pozbyć się całego tego nadbagażu w postaci kilogramów. (Sic!) 

...Przejdźmy do meritum

CEL: 10kg mniej w przeciągu 100dni

Jakie będą korzyści z tego osiągnięcia?

  • spoko sylwetka na studniówkę
  • dobre samopoczucie
  • zdrowy tryb życia 
  • lepsze nastawienie
  • ZNACZNIE łatwiejsza samoakceptacja ^^
  • zakończenie tego procesu na dobre
  • wyrobienie sobie pożytecznych nawyków
  • większa atrakcyjność (nie oszukujmy się^^)
  • pozbycie się piersi w rozmiarze DD (NIE, to wcale nie jest wygodne)
  • mieszczenie się w S <3 
  • mniej problemów w sklepach przy zakupie odzieży

Jakie przeszkody pojawią się po drodze?

  • napady ED ( tak, czasem jeszcze bywają)
  • wypady ze znajomymi, w trakcie których będzie się lał alkohol i pojawią się smaczne przekąski
  • chwile zwątpienia, desperacji, choroby
  • kuszące potrawy mojej mamy <3 <3 (tylko nie to)
  • zniechęcanie ze strony znajomych
  • zniechęcanie ze strony rodziny

Jakie podejmę wtedy działanie?

  • przeanalizuję powody, dla których warto się wyrzec wszystkich tych "pokus"
  • w chwilach zwątpienia mogę zająć się czymś innym, by odciągnąć swoją uwagę od jedzenia np. słuchanie muzyki, wchodzenie na Vitalię i czytanie pamiętników 
  • zjem coś zdrowego
  • poćwiczę

A co na imprezach? 

  • już na samym początku złożę deklarację, że nie piję (takie deklaracje w moim przypadku są niewiele warte, bo często się załamuję TO MUSI SIĘ ZMIENIĆ)
  • zamiast wcinać niezdrowe żarcie będę dużo piła -SOKÓW!. (to czasem nie działa... więc)
  • zwyczajnie pozwolę sobie na JEDNĄ niezdrową rzecz

ZROBIENIE GRY 

Wydrukuję sobie zdjęcie ładnej i szczupłej sylwetki, potnę je na 100 kawałków i każdego dnia będę po jednym przyklejać na kartce papieru... W ten sposób będę naocznie widziała jak moje postanowienie realizuje się na bieżąco :P 

W teorii przyznacie pięknie to wygląda... po prostu pięknie ^^ Pozostało tylko przenieść to w szary obszar rzeczywistości i wykonać! Przyznacie, że 100 dni to wcale nie dużo na 10kg i cel jest autentycznie do zrealizowania. W każdym razie nawet jeśli nie uda mi się zgubić tych 10kg, tylko np. 7 to co w tym złego? Zawsze to coś !  

Tak więc zaczynamy tę... zabawę :D

Na tym zakończę te dzisiejsze plany (już i tak pewnie Was zanudziłam :P ) Mam nadzieję, że wszystko wypali tak jak tego chcę... Musi ! <3 Trzymajcie się zdrowo i aktywnie, pozdrawiam! :)

Nastel

25 grudnia 2015 , Komentarze (2)

Cześć...

Wracając dzisiaj myślami do przeszłości gdzieś w zakamarkach pamięci natknęłam się na Vitalię... Ciekawość zwyciężyła lenistwo, więc wyciągnęłam laptopa i zalogowałam się na starym koncie... (W kwietniu będę juz "vitaliowym" trzylatkiem ^^) Pierwsze co tylko zrobiłam, to przeglądnęłam stare wpisy. Cóż mogę powiedzieć.. Trzy lata temu byłam zakompleksioną nastolatką, która zamiast znaleźć jakiś sposób na dowartościowanie się postanowiła, że "rozwiąże" swoje problemy dietami. Jakkolwiek wydawało mi się wtedy to normalne i odpowienie, tak teraz widzę, że była to jedna z gorszych decyzji, która zarzutowała na całokształt mojego późniejszego życia. Nieodpowiednie odżywianie się, obsesyjne myślenie o wadze doprowadziło mnie do ED (eating disorder)- zaburzeń odżywiania. Nie będę tego opisywać, ponieważ już wystarczająco dużo miejsca poświęciłam na łamach mojego pamiętnika temu zagadnieniu. W tej chorobie (bo tak to można nazwać) trwałam prawie dwa lata... Opamiętanie przyszło dopiero wraz z pójściem do liceum, choć nie do końca można powiedziec, że wszystko było ok. Możliwe, że moja sytuacja nie zmieniłaby się w ogóle gdyby nie masa zajęć, organizacji, w które się zaangażowałam. Wszystko to pochłonęło mnie do reszty, nadało mojemu życiu inny sens i poczułam, że mój wygląd to sprawa drugo-, albo i nawet trzeciorzędna. Nie twierdzę, iż zupełnie przestałam się tym przejmować, ale po prostu zepchnęłam to na dalszy plan. Myślę, że to właśnie mnie uratowało.

Teraz mam prawie 18lat, jestem (jak twierdzą moi starsi znajomi) dojrzała i rozsądna. To prawda. Patrzę na swoje życie obiektywnie, widzę błędy i staram się już ich nie popełniać. Jestem szczęśliwa, bo odzyskałam też kontrolę nad własną wagą. Czasami zdarza się, że powrócą "kompulsy", ale nie poddaję się tak łatwo, walczę z tym i co najlepsze wygrywam. Nie zawsze jest to proste, ale moją nadzieją jest fakt, że nawet jeśli poniosę klęskę to wstanę i kolejnego dnia zawalczę o zwycięstwo. Wiele z Was jednak pewnie zapyta: po co właściwie piszę tę notkę? Hm... sama nie wiem. Byćmoże jest to chęć ostrzeżenia Was przed wszystkimi zagrożeniami, jakie mogą Was spotkać podczas odchudzania. Może akurat któraś z Was ma teraz te 14/15 lat (podobnie jak ja, gdy zaczynałam) i chce jakoś zmienić swoje życie, zmienić swój wygląd. Szczególnie do takich osób apeluję: Nie bawcie się w to same, bo jeśli zabierzecie się za to od złej strony, to cała sytuacja może Was przerosnąć i zmiażdżyć, tak jak i mnie. Przez długie, niekończące się miesiące czułam się zagubiona i beznadziejna, pogrążona w samotności z problemami, które były dostrzegane przez moich bliskich, ale z którymi nikt nie chciał mi pomóc się zmierzyć. Nie było to miłe doświaczenie... Wręcz przeciwnie... Chciałabym, abyście Wy nie musiały powtarzać moich błędów.. :) 

To tyle. Poczytam Was jeszcze trochę ;) muszę wiedzieć co się zmieniło :)))

Wesołych świąt ( spóźnione :P )

PS. Może odezwę się jeszcze na dniach... :P Wbrew wszystkiemu ciągle staram sie stać "najlepszą wersją siebie". To zdanie jest niemalże wkodowane w moją psychikę.

24 stycznia 2015 , Komentarze (1)

KIEDY


JA


ZMĄDRZEJĘ 
!!!!!!!!!!

14 stycznia 2015 , Skomentuj

Nie poszłam do szkoły, zostałam w domu i w związku z tym bardzo się nudzę. Właściwie to nie wiem za co się zabrać. 

Wczoraj ponownie pofolgowałam sobie z jedzeniem, co odpokutowałam na katorżniczym treningu:

Tabata (Gosi) 5 razy... (łącznie 15 serii i 120 ćwiczeń w 1h20min...) Trzeba być szalonym prawda? Taka właśnie jestem.

W sumie... to miałam dzisiaj iść do tej szkoły, ale gdy tylko otworzyłam oczy i usłyszałam ten wiatr za oknem- jakoś mi się odechciało... Nie żebym sobie olewała.. Po prostu poczułam taką dziwną słabość psychiczną... Oczywiście! Mogłam wstać, ale mój mózg skutecznie zablokował tę myśl... Nie robię tak za często... Właściwie to bardzo rzadko, no ale zdarza się.. Możliwe, że ma to coś wspólnego z moim ogólnym szybkim tempem życia- po prostu czasem trzeba przystopować, odsapnąć...

Wracając do tych wszystkich ceregieli z odchudzaniem: powinnam dzisiaj zrobić regenerację- może ewentualnie brzuch poćwiczę- ABSy jakieś... 

Mniejsza z tym... Spadam coś robić, cokolwiek.. Pa