No dobra, kolejny tydzień odhaczony, ładny spadek, jestem zadowolona. Laptop z tego co widzę na trackingu, od dwóch dni siedzi w Niemczech. Nie do końca mi się to podoba, ale niech mu będzie. Przypadkiem wynikło, że dzisiaj przyjedzie do mnie chłop. Trochę się cieszę, a trochę nie wiem. Na pewno obawiam się czy nie będzie powtórki z ostatniej wizyty, czyli niedzielnego niekontrolowanego opróżniania lodówki. Może nie, bo w sumie nie mam aktualnie nic atrakcyjnego w niej. Trzeba tylko przypilnować chłopa żeby nie ciągnął mnie na pączki. Trochę mnie korci napić się razem wina, ale z drugiej strony szkoda mi moich neuronów, które i tak są na wyginięciu. Nie wiem. Największe wyzwanie w tym wszystkim to posprzątać. Jestem syfiarą, nie będę ściemniać. Nie sprzątałam od czasu jego ostatniej wizyty, więc trochę latania dzisiaj będę miała. No i gotowanie jeszcze mnie czeka, wiele wskazuje na to, że będę musiała zrobić krewetki. Drugi raz w życiu. Wczoraj robiłam pierwszy raz i wyszły takie "meh" z pogranicza "bleh". No, ale nie mam wyjścia, nie zdążę jeszcze dzisiaj polecieć do sklepu po coś innego. Jak będzie kręcił nosem to najwyżej zje kanapki z serem.