Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Nadwaga towarzyszy mi od podstawówki, a od okolic 15 r.ż. pozostaję z nią w stanie walki przeplatanej rezygnacją. Moja waga zazwyczaj waha się w przedziale 70-75kg (w najgorszym momencie 86kg). Kiedyś moim największym marzeniem było zobaczyć siebie 20kg lżejszą, obecnie nie wierzę, że to cokolwiek zmieniłoby na lepsze.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 13963
Komentarzy: 117
Założony: 15 maja 2013
Ostatni wpis: 16 października 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
bona-sforza

kobieta, 33 lat, Warszawa

165 cm, 70.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

31 grudnia 2023 , Komentarze (3)


Ostatni tydzień roku zamykam ubytkiem 0,7kg. Fajnie, że chociaż w tej jednej sferze coś mi wychodzi. Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda mi się podtrzymać tę dobrą passę. Póki co chyba nic nie wskazuje na to, żeby miało zbliżać się jakieś załamanie. To znaczy jestem w dołku w związku z chłopem, ale nie ma we mnie już przymusu zagłuszania smutku jedzeniem.

Dzisiaj będę świętować. Umyję się, umaluję, założę sukienkę. Posiedzę razem z internetowymi znajomymi, powygłupiamy się na kamerkach, posłuchamy muzyki, pogadamy. Cieszę się na ten wieczór. Dam sobie też dietetyczną dyspensę. Będzie wino, sery i bagietka.

W zbliżającym się roku chcę zwiększyć swoją gotowość do konfrontacji z rzeczywistością, nabrać większej odwagi do weryfikowania faktów i poduczyć się życia życiem takim jakie ono jest, bez biernego czekania aż cudownie zmieni się w pożądany dla mnie sposób. Dobrze byłoby też poćwiczyć swoje reakcje na sytuacje konfliktowe, ale to jest tak ogromne pole do pracy u mnie, że wolę się nie nastawiać i nie obligować, bo zbyt duża presja mogłaby jedynie podkopać moje i tak wątłe morale. 

27 grudnia 2023 , Komentarze (3)

Plany sobie, życie sobie. Przeziębienie rozłożyło mnie w pierwszy dzień świąt i wszystko wskazuje na to, że dodatkową aktywność muszę sobie odpuścić. Chcę odpuścić. Właściwie osiągnęłam w tym roku więcej niż planowałam. Może dlatego, że w istocie nie planowałam. Gadam jak potłuczona, bo powinnam w tym momencie już smacznie spać, ale ze snu, pomimo założonych zatyczek kilkanaście minut temu wyrwało mnie walnięcie drzwiami. Sąsiedzi. Być może to nie złośliwość, może to tylko niesprawne drzwi, których nie da się domknąć w inny sposób... Tak szczerze jeden pies, nienawidzę tych kretynów zasranych. Zrobili sobie z korytarza i suszarni przedłużenie mieszkania i kursują w te i nazad każdorazowo trzaskając drzwiami i obijając targanymi rzeczami ściany. Jestem w rozsypce, czuję, że jestem zupełnie sama z tym problemem i jest on za duży na moje możliwości. Do tej pory trzymałam się, bo myślałam, że lada moment się stąd wyprowadzę i zamieszkam z chłopem, ale wszystko wskazuje na to, że nasz związek właśnie przechodzi do historii. To też całkiem niemała sprawa, ale słuszna. Dziwny to był związek od samego początku, ale żal mam jedynie do siebie. Za długo się okłamywałam, że muszę tylko jeszcze trochę poczekać i wszystko się ułoży. Nie wiem co teraz będzie. Jestem zmęczona, pragnę ciszy i spokoju. I nawet tego nie mogę mieć.

24 grudnia 2023 , Komentarze (2)

Zważyłam się dzień wcześniej żeby w kolejnym tygodniu pomiar wypadał w sylwestra. Wynik bardzo elegancki, nastawiałam się, że tyle będzie dopiero za tydzień, a skoro jest wcześniej to tylko lepiej. Na pewno nie składam broni. Może by tak jeszcze udało się docisnąć kilogram w tym tygodniu? Nie wiem, mam pewne podejrzenia, że to po prostu wahnięcie wynikające z cyklu, nie chcę się rozczarować. W końcu jadłam tyle co zwykle, średnio 1350 kcal/dzień, zaliczyłam jedną jazdę na rowerze (30 minut w tempie 18,5km/h) i 2 dwugodzinne spacery, to nie jest przecież dużo. Podtrzymam ten rygor do sylwestra i zobaczymy.

Jedno jest dobre w mojej decyzji o samotnych świętach, nie będę miała szansy się obeżreć. Chociaż szczerze, jak myślę sobie teraz o tych wszystkich rarytasach, na myśl o których zazwyczaj leciała mi ślinka, to wcale nie czuję cienia tęsknoty. Coś mi się przestawiło we łbie i jednakowo jestem tym zachwycona jak też zaniepokojona.

Teraz skumałam, że mi BMI wróciło do normy, no nieźle, czuję satysfakcję. Nie znam celu tej podróży, ale niech trwa.

21 grudnia 2023 , Komentarze (4)

Słabo się czuję. Od kilku dni coś mi siedzi i drapie w gardle, ale póki co nie rozwija się w nic więcej.  Dodatkowo już drugi dzień z rzędu obudziłam się o 3. Niby lubię tak sobie posiedzieć z rana, napić się w ciszy i spokoju kawy, ale dzisiaj ewidentnie mi się to nie przysłużyło. Jak w ciągu dnia dojdą jeszcze atrakcje zaplanowane przez sąsiadów to może być bardzo źle. Powinnam chyba założyć zatyczki na zaś, póki nie jest za późno, ale już samo zakładanie podnosi mi ciśnienie, bo dlaczego i jakim prawem nie mogę zaznać spokoju we własnym mieszkaniu? Zdarzyło mi się już mieszkać w kilku miejscach, ogólnie życie w bloku to wielka loteria, ale takiej kombinacji niesprzyjających mi okoliczności nie miałam jeszcze nigdzie. Począwszy od akustyki budynku, przez konkretne usytuowanie mieszkania i na podejściu sąsiadów kończąc. Dobra, stop, bo czuję jak zaczynam się nakręcać.

Nie wiem jak to będzie z tym kilogramem na minusie do końca roku. Te kilka dni temu wydawało mi się to rzeczą wręcz oczywistą, ale teraz jak zaczęło mnie brać przeziębienie to już niczego nie jestem pewna. Udało mi się odbębnić jak na razie jedną jazdę na rowerze, a wczoraj wybrałam się na dwugodzinny spacer, co w sumie można by zaliczyć na poczet drugiej jazdy, ale zaczynam wątpić, że się wyrobię z kolejnymi. Raz, że powinnam zacząć ogarniać mieszkanie przed sylwestrem na przyjazd chłopa (chociaż nie wiem do końca czy się wtedy spotkamy), a dwa, że sąsiadka siedzi ostatnio całymi dniami na dupie i nie chcę żeby słyszała moje sapanie. Serio, to jest ten poziom przenikania dźwięków. Może zamienię resztę zaplanowanych jazd na spacery, ale w moim przypadku jak spacer to tylko przed świtem, bo potem istnieje ryzyko, że mogłabym spotkać sąsiadów, a jak spacer przed świtem to pobudka o 3 i dzień rozwalony. I tak to się żyje w tym moim wariatkowie. Byle przeziębienie przeszło bokiem to może jakoś to będzie.

18 grudnia 2023 , Komentarze (2)


No nie powiem, trochę się czuję niepocieszona, bo celowałam w wynik poniżej 68, ale spadek to spadek. Fajnie by było się dowiedzieć jaką mam teraz podstawową przemianę materii, bo mam wrażenie, że zdecydowanie niższą od tego co podają internetowe kalkulatory. Z drugiej strony jakiś efekt tych moich starań jednak jest i co dziwne, pomimo trzymania diety, nie czuję (jak to zazwyczaj bywało), że zmierzam w stronę jednego wielkiego napadu obżerania.

Wisi mi nad głową, że mogłabym cały ten proces przyspieszyć włączając choćby niewielką ilość aktywności fizycznej, ale jednocześnie się boję, że to mnie wepchnie w tryb wyścigu z samą sobą żeby z dnia na dzień spalać więcej i jeść mniej, a jak to się kończy już doskonale wiem.

Aaale jakby tak jeszcze kilogram wycisnąć do końca roku, jakież by to było piękne i satysfakcjonujące domknięcie! Dobra, zrobię tak: 2x w tygodniu po 30 minut rower stacjonarny. Do końca roku, czyli 4 razy, dam radę!

17 grudnia 2023 , Komentarze (1)

Mam blokadę żeby się zważyć. Blokada jest zlokalizowana w jelitach. Dietę trzymam, chociaż momentami mam wrażenie, że moja kuchenna waga mnie oszukuje, więc trochę się obawiam czy rzeczywiście bilans kalorii się zgadza. To znaczy na deficycie na pewno jestem, ale jeśli moja waga faktycznie szwankuje, to może być to bardziej 100-200 kcal, zamiast zamierzonych 500 kcal.


W piątek spontanicznie pojechałam do chłopa. Przeziębił się i przez telefon brzmiał na mocno rozłożonego, więc uznałam, że ugotuję mu obiad i trochę potowarzyszę. Przyjechałam, zrobiłam łososia w sosie porowym, (wyszło całkiem nieźle) i obejrzeliśmy sobie mocno reklamowane "1670". Nie podobało mi się, mam wrażenie, że celem twórców było ośmieszenie Polski sarmackiej. Oczywiście, mam świadomość, że to serial w żartobliwej konwencji, wiele elementów było wytkniętych słusznie, ale brakowało mi jakiejś równowagi. Po seansie jedyne co czułam to zawstydzenie, zmęczenie i niesmak.


Skończyliśmy oglądać chwilę przed 17, szybko się zebrałam i ruszyłam w kierunku dworca. Nie chciałam zostawać dłużej, bo lada moment mógł wrócić brat chłopa, z którym chłop mieszka, a ja tego dnia nie czułam się na siłach na takie widzenie. Właściwie to nigdy się nie czuję, więc chociaż bywałam w tym mieszkaniu już dziesiątki razy, to widziałam się z nim jedynie raz na zasadzie "cześć-cześć". Oficjalnie brat nie wie, że jestem babą chłopa, byłam przedstawiona jako koleżanka, ale to akurat było zgodne z moją wolą.


Fajnie się złożyło, że godzina odjazdu mojego pociągu była na tyle odległa, że mogłam sobie pozwolić na dłuższy spacer. Spaliłam w ten sposób trochę kalorii, które tego dnia wpadły nieco niekontrolowanie.


Pomimo tego, że wspólny czas minął bardzo przyjemnie i tak jak sobie wyobrażałam to następnego dnia osaczyły mnie ciężkie rozkminy na temat chłopa i naszego związku. Znamy się bardzo długo i do niedawna jednego byłam pewna i wręcz za największą zaletę chłopa uważałam to, że mogłam mu w pełni, bezrefleksyjnie zaufać. I niedawno, kiedy wyszło na jaw, że okłamał mnie na grubo, tak wielopoziomowo, w sposób, który wymagał sporego zaangażowania i złej woli, a przyznał się dopiero w momencie przyciśnięcia do muru, coś we mnie pękło. Zaczęłam uważniej się przyglądać różnym "niewinnym" sytuacjom i uderzyło mnie, że chłop całkiem sporo kłamie, wydaje mi się, że to ważne narzędzie jego funkcjonowania. Założę się, że to co wyłapałam w tej pobieżnej analizie to zresztą jedynie ułamek sytuacji, w których mnie oszukał. Jest to dla mnie bardzo trudne, bo nie wyobrażam sobie tworzenia związku, w którym nie mogę być pewna tego co mówi druga strona, w którym nie mam pełnego obrazu tego co dzieje się z drugą osobą. Nie chcę być w takim związku. Jednocześnie głęboko wątpię, że chłop byłby w stanie zrezygnować z kłamstwa. Uważam, że podejście do kłamstwa wynika z moralności, a moralność to coś kształtującego się na raczej wczesnym etapie życia. Popatrzę sobie jeszcze na niego z boku.


Jutro się zważę.

11 grudnia 2023 , Komentarze (3)

A co mnie cieszy? Jak co dzień cieszy mnie poranna kawka, a w tym konkretnym dniu cieszy mnie, że wczoraj zrobiłam sobie śledzie w jogurcie, które zjem na śniadanie. Jeszcze ich nie próbowałam, właściwie nie wiem czy są dobre, ale czuję satysfakcję, że zebrałam się w sobie i je przygotowałam. Ostatnie miesiące to w ogóle świetny czas jeśli chodzi o mój kulinarny rozwój. Przestałam całkiem korzystać z gotowców i nie dość, że jedzonko jest teraz bardziej smaczne i sycące to jeszcze zyskuje na tym moja kieszeń. No i psychicznie czuję się lepiej, bo daje mi to poczucie pewnej sprawności. Nie wspominając, że odkrywanie nowych smaków jest na swój sposób ciekawe i urozmaica mi to moje niezbyt ekscytujące życie.

9 grudnia 2023 , Komentarze (2)

Smutno mi i samotnie. Puściłam sobie na słuchawkach jakąś świąteczną playlistę myśląc, że mnie to ukołysze, ale efekt jest chyba odwrotny. Zaczęłam myśleć o świętach, które spędzę sama w mieszkaniu i o tym jaką przykrość sprawiłam rodzicom. Mimo wszystko tak będzie lepiej. Od kilku już lat przyjeżdżając do nich czuję się jak jakaś świąteczna dekoracja wyciągana 2 razy do roku, bo tak wypada. Wypada zaprosić córkę na święta, niech zna łaskę. Przez resztę roku niech nie istnieje skoro nie potrafiła sensownie pokierować swoim życiem. Męczą mnie też moje bratowe, które chcąc wyjść na sympatyczne próbują nawiązywać ze mną rozmowę. Żeby nie było, uważam, że to naprawdę w porządku dziewczyny, ale kiedy tkwię na dnie mojej egzystencji, z roku na rok głębszym, nie chcę żeby ktokolwiek mnie zauważał a już tym bardziej wciągał w choćby najsympatyczniejsze rozmowy. Teraz kiedy pojawiły się jeszcze dzieciaki brata to już w ogóle nie potrafię się odnaleźć. Nie wiem kto bardziej się boi, one mnie czy ja ich. Nie dziwię się, też bym się bała ciotki, która jedynie się ze mną wita i nic nie pożartuje, ani nie zagada. Ostatnio nawet bratanica przestała się ze mną witać tylko ucieka w popłochu jak się orientuje, że też przyjechałam do rodziców. Wszyscy są zakłopotani. To się samo nie naprostuje i ja tego też nie naprostuję. Rodzice, oboje już starsi i raczej schorowani, umrą pewnie wcześniej niż mi się wydaje. I tak to się skończy. Z braćmi nie mam właściwie żadnej relacji. Myślę, że mogłabym na nich liczyć gdybym potrzebowała pieniędzy albo awaryjnie dachu nad głową, ale widujemy się już tylko na świętach i właściwie nie rozmawiamy, jak umrą rodzice lepiej już nie będzie.

Chłop rzucił pomysłem żebym przyjechała do niego na święta, ale to dla mnie zupełna abstrakcja. Boję się jego mamy i jej reakcji na mnie. Wiem, że będąc na jej miejscu, po spotkaniu z taką agentką kazałabym synowi zerwać z nią wszelkie kontakty pod groźbą wydziedziczenia. To nie jest tak, że wykluczam poznanie jej, ale wolałabym na pierwszy raz coś w krótszej i mniej zobowiązującej formule.

Może w tym tygodniu zrobię sobie listę filmów do obejrzenia na ten przeklęty czas.

8 grudnia 2023 , Komentarze (2)


Dopiero 12 a ja już mam dość tego dzionka. Wczoraj do wpół do 23 sąsiedzi wiercili w ścianach. Nie potrafię zbytnio się samoregulować, więc wpadłam w szał. Jednocześnie mam kompletną blokadę na okazywanie swoich emocji obcym ludziom i wchodzenie z nimi w interakcje, więc cały ten szał musiałam zamknąć w obrębie zajmowanej przeze mnie powierzchni mieszkalnej. Oberwało się drzwiom, oberwało lodówce, w pewnym momencie zaczęłam skakać po kanapie, a kulminacją było, kiedy zaczęłam na głos (lecz nie tak znowu głośno) śpiewać "za ścianą mieszkają cwele, rozumu nie mają zbyt wiele" co przeszło w nucenie akurat przychodzących mi do głowy fragmentów losowych melodii. To szczęśliwie pozwoliło mi się uspokoić na tyle żeby założyć zatyczki do uszu i podjąć udaną próbę zaśnięcia. Kompletne wariactwo z mojej strony, jestem jak dzikie zwierzę, boję się tej części siebie. Z jednej strony czuję ogromną krzywdę, bo to nie pierwszy krzywy numer ze strony sąsiadów, a z drugiej jest mi wstyd za siebie, że nie potrafię się komunikować jak dorosły człowiek. Dzisiaj jeszcze z samego rana 2 razy trzasnęłam drzwiami i ostentacyjnie głośno mieszałam kawę. Żeby było śmieszniej to wczoraj byłam przekonana, że wszystko to sprawka sąsiadów zza ściany, ale dzisiaj kiedy na chwilę wyszłam z mieszkania okazało się, że ewidentnie jakieś prace remontowe są prowadzone u tych bezpośrednio pode mną. Dałabym sobie jednak rękę uciąć, że wczorajsze hałasy dochodziły z mojego piętra. Nakręcona jestem strasznie, ale kiedy ktoś wierci o 22 to choćbym chciała nie mam gdzie uciec. Galerie handlowe czy biblioteki pozamykane, a na spędzanie długich godzin na świeżym powietrzu jest chyba ciut za zimno. Boże, jak mi głupio za samą siebie. Zwłaszcza, że wygląda na to, że moje śpiewy adresowałam do niewłaściwej osoby.

Dzisiaj też czekało mnie emocjonalne wydarzenie, a mianowicie spotkanie z ojcem. Widujemy się raz na 2 miesiące celem uregulowania rachunków i niekiedy podejmujemy krótką rozmowę. Bolą mnie te kontakty, mam pretensje do niego i do matki, że w tej relacji nie ma autentycznej bliskości i wsparcia, ale jednocześnie nie potrafię ich dopuścić do siebie. Dodatkowo dzisiaj nie dość, że musiałam zakomunikować, że nie będzie mnie na świętach, to jeszcze powiedziałam, że nie chcę rozmawiać o mojej przeprowadzce do chłopa, a to był właściwie jedyny temat, na który jeszcze rozmawialiśmy. Nie chciałam rozmawiać, bo chłop mnie wpuścił w maliny, gdybym jakkolwiek próbowała wyjaśnić sytuację ojcu to chłop dostałby łatkę osoby niewiarygodnej i niepoważnej, a ja byłabym w oczach ojca naiwniaczką, pożałowania godną naiwniaczką. Nie chciałam zasmucać ojca, po prostu tak wyszło, po prostu tak jest. Całe widzenie trwało nie dłużej niż 5 minut, a teraz kolejne kilka dni będę jak struta.

No i waga. To dla odmiany mnie najmniej obeszło, jeśli wcale. Nie wiem co się stało, że przybyło mi 100 gramów, czasem widocznie tak musi być. Akurat w tym temacie nie mam sobie zbyt wiele do zarzucenia. Nawet mimo drobnego szaleństwa w weekend średnio w tym tygodniu wychodziło mi po 1400 kcal na dzień. Liczyłam, że coś mi jednak spadnie, ale trudno.

Na osłodę w środę przyszedł mi w końcu laptop, szczęśliwie cały i zdrowy. Wczoraj wszystko sobie skonfigurowałam i dzisiaj już śmigam. Oczywiście potwierdziły się moje obawy, duży internet jest tak samo nudny jak ten mały.

4 grudnia 2023 , Komentarze (2)

Dobra, muszę czymś zająć głowę, bo delikatnie zaczęły mnie nachodzić myśli o słodyczach, a zwłaszcza o pączkach. To chyba napięcie związane z obecnością rarytasów w lodówce. I to jakich - zamrożonego chleba razowego! Już myślałam, że zaczynam kumać czaczę, a teraz głupi chleb sprawia, że jestem na progu złamania się. Mam wrażenie, że zapeszyłam otwarcie chwaląc się chłopowi ile zrzuciłam. Na głos wypowiedziałam, że się odchudzam i usłyszało to moje ciało, które teraz wytoczy całą potężną machinerię psychiki, by mnie powstrzymać od uszczuplania jego rezerw. 

Przez weekend było właściwie grzecznie. W piątek coś tam na pewno musiałam spalić ekstra przy sprzątaniu a kolacja była nędzna, ledwo jedna kanapka z serem. Pociąg chłopa się opóźnił, więc jak już dotarł to stwierdził, że marzy tylko o spaniu i nic nawet nie chciał jeść. Zirytowana byłam, ale bardziej na PKP niż na chłopa, bo miałam inną wizję tego wieczoru. 

W sobotę rano pierwsza była grana kawka z mlekiem, potem na śniadanie 2 kanapki z jajkiem i ćwiartką papryki. Przed południem wybraliśmy się do lasu, temperatura była w porządku, ale zdecydowanie brakowało słońca. Ze 2 godziny nam tam zeszło, potem jeszcze w drodze powrotnej zahaczyliśmy o sklep. Nie odpuściłam tego winka, chociaż powinnam. To było zupełnie bezsensownie nabite 400 kcal. Na obiad były wspominane już krewety w pomidorach. Tym razem wyszły mi zdecydowanie lepiej. Sądzę, że wiele zmieniło to, że po pierwszej próbie doczytałam, że wypadałoby przed smażeniem usunąć krewetkom jelita. Tak, przyznaję się, przy pierwszym podejściu nieświadomie zeżarłam krewety z pełną zawartością ich maluteńkich jelitek. Ale żyję! No, po krewetkach było wspomniane już winko i jeszcze na zakończenie dnia połasiliśmy się na budyń czekoladowy, bez cukru, ale z owocami. 

Niedziela niestety nie obeszła się bez grzechu, przy okazji spaceru zaszliśmy do pączkarni. Co prawda wzięliśmy tylko po jednym pączku z adwokatem, ale to były całkiem spore pączuchy, może i nawet wielkości 2 zwykłych. Nie byłam szczególnie zła, to już chyba nasz taki rytuał i sposób na osłodę zbliżającego się rozstania. Mam nadzieję, że niebawem już takie rytuały nie będą potrzebne. Powiedziałabym za to, że wieczorem odniosłam zwycięstwo, bo nie weszłam w tryb czyszczenia lodówki, ale mam wrażenie, że to tylko odroczony wyrok, a ja jadę na dupościsku. Oby nie, liczę, że dzisiaj się w końcu wyśpię i wszystko będzie lepiej bez konieczności łagodzenia napięć.