Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Nadwaga towarzyszy mi od podstawówki, a od okolic 15 r.ż. pozostaję z nią w stanie walki przeplatanej rezygnacją. Moja waga zazwyczaj waha się w przedziale 70-75kg (w najgorszym momencie 86kg). Kiedyś moim największym marzeniem było zobaczyć siebie 20kg lżejszą, obecnie nie wierzę, że to cokolwiek zmieniłoby na lepsze.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 13944
Komentarzy: 117
Założony: 15 maja 2013
Ostatni wpis: 16 października 2024

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
bona-sforza

kobieta, 33 lat, Warszawa

165 cm, 70.40 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 września 2021 , Skomentuj

OBWODY:[13.07][07.09]Zmiana całkowita/ostatnie 2 tyg.
Szyja:3333

b.z./b.z.

Ramię:3431- 3/-1
Klatka:9996- 3/+3
Talia:8075- 5/-1
Brzuch:9995- 4/-2
Biodra:110105- 5/-1
Udo:6662- 4/-1
Łydka:4040b.z./b.z.



A, szkoda gadać. Kilogramy powoli schodzą, ale jakoś ani mnie to ziębi, ani grzeje. Mimo wszystko pilnuję się. Wczoraj miałam trudną sytuację, bo raz, że jedna ważna pani obchodziła w pracy imieniny, więc każdemu przyniosła pączka, a dwa, że potem stażystka siedząca ze mną w pokoju chciała się podzielić ciastem przywiezionym z rodzinnych stron, co obwieściła przyniesionym mi na talerzyku kawałkiem. Pączek szczęśliwie zapakowany był w kartonik, więc po pracy obdarowałam nim mojego chłopaka, ale ciasto niestety musiałam zjeść żeby nie wyjść na totalnego gbura. Dobrze, że był to zwykły jabłecznik a nie jakaś karpatka, bo pewnie wyczerpałaby mi limit kcal na obiad i kolację. Oczywiście powinnam stwierdzić, że to był przemiły gest ze strony stażystki, ale szczerze nie cierpię dzielenia się jedzeniem, czy to jako dawca, czy biorca, zawsze jest to dla mnie kłopotliwe i pełne dyskomfortu.

Co ja sobie myślałam idąc w takie kulturalne towarzystwo to ja nie wiem. Już czuję, że mi nie przedłużą umowy, zaliczam wpadkę za wpadką. Nie zamierzam płakać, a wręcz mam wrażenie, że odetchnę z ulgą. Pierwsze koty za płoty.

Jeszcze apropos mierzenia postępów w odchudzaniu to chyba przy moim tempie lepiej będzie spisywać obwody raz w miesiącu. Takie jednocentymetrowe ubytki niekoniecznie mnie motywują.

1 września 2021 , Skomentuj

Mało czasu. Muszę się dostosować do nowego trybu życia, bo coś czuję, że 10-godzinne przerwy w jedzeniu nie przysłużą się misji odchudzanie. Mój mądry zegarek ostatnio mi mocno świruje z naliczaniem kalorii. Cały dzień siedząc w biurze, spaliłam rzekomo 1050 kcal. Przeszłam w ciągu dnia co prawda 8km, ale to przecież nie był żaden sprint. Stresowałam się za to mocno, bo dzisiaj wolne miała moja przełożona i praktycznie byłam sama na placu boju. Że ciśnienie mi skakało to nie wątpię, ale mimo wszystko to chyba tak nie działa żebym w ten sposób miała spalić tyle kalorii.

24 sierpnia 2021 , Komentarze (4)

OBWODY:[13.07][24.08]Zmiana całkowita/ostatnie 2 tyg.
Szyja:3333

b.z./b.z.

Ramię:3432- 2/b.z.
Klatka:9993- 6/-3
Talia:8076- 4/-1
Brzuch:9997- 2/-1
Biodra:110106- 4/-1
Udo:6663- 3/-1
Łydka:4040b.z./b.z.


No i cóż, minął kolejny tydzień, na wadze ubyło 0,3kg. Zmiany w centymetrach, w stosunku do wyników sprzed 2 tygodni, też ledwo zauważalne. Być może późno zjedzone 0,5kg kurczaka w potrawce popite kubkiem drożdży nie było rozsądne, ale przecież centymetry nie kłamią. Na pewno nie ma tu jakiegoś spektakularnego spadku. 

Cholera, kiedyś odchudzanie rzeczywiście było prostsze, a na pewno szybsze, ale też i podejmując się tego procesu, wsiąkałam na 100%. To było wręcz jak praca na na pełen etat. Spędzałam długie godziny w kuchni poszukując jak najmniej kalorycznych kombinacji, dzień w dzień ordynowałam sobie kilkunastokilometrowe spacery i chudłam po 5-6kg na miesiąc. Tyle, że przy tym tempie nigdy nie udawało mi się uniknąć jakichś jednodniowych wpadek. Niezdrowe żarcie dużo intensywniej krążyło mi po głowie, by ostatecznie mnie dopaść. 

Może to właśnie te spokojniejsze tempo będzie dla mnie odpowiedniejsze. Ostatni okres był przecież przepełniony ogromnym stresem i niepokojem, mimo to nie uległam, ani jednego dnia. Nie uległam, bo jest inaczej niż zazwyczaj. Czuję się spokojniejsza i bardziej dojrzała i unikam już sytuacji skrajnych. Zwłaszcza sytuacji skrajnego zmęczenia i głodu.

Mam jednak wrażenie, że to jeszcze nie jest czas na gratulowanie sobie i wyciąganie wniosków. Przede mną bodaj jeszcze trudniejszy emocjonalnie okres. Najbliższe 3 miesiące będą prawdziwym sprawdzianem mojej silnej woli i głębokości zmian jakie rzekomo we mnie zaszły.

23 sierpnia 2021 , Komentarze (15)

Byłam dzisiaj na drugim etapie rekrutacji w firmie zajmującej się outsourcingiem profesjonalnych usług dla biznesu. Po pierwszej rozmowie byłam pełna nadziei, zwłaszcza, że już po godzinie oddzwoniła do mnie rekruterka z zaproszeniem na drugi etap. Po drugiej, w której rozmawiałam z dyrektorem działu, czuję się natomiast jak najgorszy śmieć. Koleś dokładnie wiedział o co pytać żeby obnażyć brak spójności w mojej narracji. Nie mogę mieć do niego pretensji, w końcu jest specjalistą w swojej dziedzinie i osobiście odpowiada za zatrudnionych u siebie ludzi, ale samą siebie powinnam solidnie wytargać za włosy za to, że nie przygotowałam się dostatecznie, po prostu zlekceważyłam temat. Jak zwykle. Tylko, że to wszystko wydaje mi się takie śmieszne, że żeby dostać pracę nieco lepszą niż zasuwanie w markecie, muszę wyuczyć się na pamięć ściśle określonych formułek trafiających w klucz i dostosować je do mojego przebiegu życia. Mówienie prawdy jest śliskie, starając się o robotę lepiej nauczyć się wiarygodnie kłamać. 


Dlaczego chce pani podjąć pracę w naszej firmie?

Jesteście pierwszą firmą, która się do mnie odezwała, prawdopodobnie jedyną w przeciągu najbliższego tygodnia, a ja potrzebuję jak najszybciej podjąć zatrudnienie! (prawda)

Podoba mi się, że jest to duża firma o ugruntowanej pozycji na rynku. Fakt, że xxx jest jednym z głównych obszarów Państwa działalności umożliwi mi nie tylko zdobycie niezwykle zróżnicowanego doświadczenia, ale też nabycie wysokich standardów pracy. (wyuczona formułka)


Gdzie widzi Pani siebie za 2 lata?

Proszę Pana, nie mam pojęcia! Jak mnie zatrudnicie to może będzie to początek mojej wspaniałej kariery i za dwa lata będę na stanowisku Młodszego Specjalisty. Jak mnie nie zatrudnicie to jeszcze ze 3 tygodnie będę próbowała wedrzeć się do świata białych kołnierzyków, po czym wrócę do latania z mopem w dyskoncie i za 2 lata będę Młodszym Inwalidą. (prawda)

Okres najbliższych dwóch lat chciałabym poświęcić na zdobywanie wiedzy i doświadczenia, które umożliwiłyby mi objęcie samodzielnego stanowiska w Państwa firmie. Na ten czas planuję ukończenie studiów podyplomowych z xxx oraz szlifowanie języka angielskiego, tak by osiągnął on profesjonalny poziom. (wyuczona formułka)

Jakie z obowiązków w Pani poprzedniej pracy sprawiały Pani największą przyjemność?

Pan sobie robi ze mnie żarty? Przyjemność ze zbierania kartonów i wskazywania klientom alejki z jajkami, albo wydawania reszty z banknotu pięćsetzłotowego za zakupy na kwotę 15 złotych? (prawda)

Zawsze sporą przyjemność sprawiał mi kontakt z klientami. Udzielanie odpowiedzi na ich pytania, wskazywanie poszukiwanych produktów czy też tłumaczenie mechanizmów promocji, było dla mnie źródłem satysfakcji i poczucia bycia kompetentną. Dodatkowo mobilizowało mnie to do śledzenia oferty sklepu na bieżąco, a to z kolei ugruntowywało moją pozycję jako solidnego pracownika w oczach przełożonych. (wyuczona formułka)

Żeby nie było wątpliwości, jestem piekielnie zmotywowana żeby dostać robotę za biurkiem.

O kuuuuuuur*a właśnie oddzwonili do mnie. Od piątku zaczynam robotę ! !  ! ! !

17 sierpnia 2021 , Komentarze (1)


-1,2kg

Powoli do przodu, ale gdzieś w tle fruwają mi ciasta i pizze. Oby to się nie rozkręciło.

16 sierpnia 2021 , Skomentuj

Przedziwny humorek mam. Taki jakby śmiechowy przeplatany zażenowaniem. Ogólnie pobudzona jestem. Rozmowa się odbyła, moja niekompetencja tryskała strumieniami niczym miejska fontanna, ale powiem wam, że ze wszystkich rekrutacji jakie w życiu przeżyłam, ta była najzabawniejsza i życzyłabym sobie takich więcej. Miałam wrażenie, że tam odwalam jakiś życiowy stand up. Zazwyczaj, a już na pewno w takich sytuacjach, staram się być osobą rzeczową i powściągliwą. Taki mi się przynajmniej wydaje, że taka powaga dodaje nieco punktów w postrzeganiu mnie jako profesjonalistkę. Tymczasem co ja tam odwalałam to głowa mała! Mimika level maks, gestykulacja poza kontrolą, żartobliwe i autoironiczne stwierdzenia puszczane jak z karabina. No po prostu jakbym się zupełnie ze smyczy urwała. Nie poznawałam siebie i zachodziłam w głowę co tu się wyprawia. Żadnego drżenia, żadnego załamującego się głosu, czasem cisza owszem, ale niekoniecznie niezręczna. 


Zastanawiam się czy to możliwe, że takie cuda mogła zdziałać sympatyczna atmosfera stworzona przez rekruterkę i PREZESA. No właśnie, prezesa. O tym, że sam szef będzie mnie rekrutował dowiedziałam się na 5 minut przed spotkaniem. Nie powiem, trochę się przestraszyłam, ale nastrój miałam raczej w tonie "zobaczymy co tu się wydarzy", więc siedziałam tę chwilę w pustej sali konferencyjnej i ćwiczyłam oddechy. Możliwe, że pomogła mi też przebieżka w te i z powrotem do Biedronki bezpośrednio przed rozmową powodowana zapomnieniem maseczki. Problem ten w mojej głowie urósł do rangi tak wielkiej katastrofy, że zlokalizowanie najbliższego sklepu i udanie się tam pomimo naglącego czasu, uznałam za absolutną konieczność. Koniec końców na rozmowę dotarłam nawet kilka minut przed czasem, ale moja przemoczona potem bluzka na pewno sygnalizowała, że coś jest "nie halo". Sama maseczka jak się okazało była zbędna.

Nie chcę wymieniać wszystkich moich potknięć. Powiem tylko, że to nie była ta firma, o której myślałam. Zostało to zweryfikowane już pierwszym pytaniem, kiedy to miałam powiedzieć czy jestem zaznajomiona z charakterem działalności firmy. Wedle mojej życiowej dewizy "na przypale albo wcale", zaczęłam opowiadać o tej podejrzewanej firmie, ale rosnące rozbawienie na minach rekruterki i prezesa już w drugim zdaniu uświadomiły mnie, że nie trafiłam. Punkt dla nich, że nie wywalili mnie za drzwi. To chyba zresztą mocno mnie rozluźniło, bo czy mogłam zacząć gorzej? 

Spotkanie trwało jakieś 40 minut. Zdziwiłam się, że tak długo mnie maglowali. Może po prostu dobrze się bawili. Ja też nie narzekałam. Mają się odezwać w ciągu najbliższych dwóch dni. Żeby było śmieszniej to wracając do domu w dalszym ciągu nie miałam pojęcia o nazwie tej firmy. Dopiero po kolejnej godzinie przeszukiwania historii przeglądarki znalazłam ich anons. Ogólnie to taka nie za duża firemka, ale zajmują się handlem zagranicznym. W ogłoszeniu nie było to aż tak wyeksponowane, dopiero na rozmowie się dowiedziałam, że komunikatywny angielski byłby tam potrzebny do rozmów z kontrahentami. Ten mój angielski to może był komunikatywny, ale 10 lat temu, teraz go praktycznie nie używam i to jest odczuwalne. Prezes z resztą jakby dawał mi znać, że są bardzo zainteresowani mną, ale pod warunkiem, że podciągnę język. Nie wiem dlaczego w tamtym momencie wydawało mi się to nieosiągalne, w każdym razie nie zadeklarowałam się jednoznacznie.

Zobaczymy co z tego wyniknie, ja sama nie jestem na 100% przekonana, że chciałabym tam pracować. Przerażają mnie te rozmowy z kontrahentami. Niby miałabym je odbywać wyłącznie w razie zastępowania samodzielnych kupców, ale to i tak mi się w głowie nie mieści.

14 sierpnia 2021 , Komentarze (2)

A coś sobie napiszę. Co prawda ważonko we wtorek, ale wtedy pewnie nic mi się nie będzie chciało pisać, tudzież nie będę miała czasu. Chociaż to zabawne, gdy na brak czasu narzeka osoba bezrobotna. No, nie da się ukryć, że jestem człowiekiem z wyjątkowo słabą organizacją czasu. Albo inaczej, człowiekiem ze złymi nawykami. Dobry Boże, ile ja czasu w życiu strawiłam na kompletnie bezwartościowe czynności! Najgorsze co może dla mnie być to właśnie utknąć na tym bezrobociu, bo bez odgórnie narzuconego planu pracy gotowa jestem spędzić resztę życia na odświeżaniu pudelka. 


Na szczęście pojawiła się nadzieja. W poniedziałek mam umówioną rozmowę o pracę. Oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym czegoś już nie skasztaniła. Otóż, pomimo ustalenia miejsca, godziny i osoby, z którą ową rozmowę będę odbywać, nie mam bladego pojęcia do jakiej firmy rekrutuję. Cała rozmowa telefoniczna trwała może ze dwie minuty, w tym pierwsze 30 sekund, w których rekruterka jednym tchem przywitała się, przedstawiła, wymieniła nazwę firmy, stanowisko i zapytała czy nadal jestem zainteresowana, w oszołomieniu nieco mi umknęło, a jak się ocknęłam to już było "dziekuje, dowidzenia". Naiwnie myślałam, że skoro znam personalia rekruterki i miejsce rozmowy (domyślnie siedzibę firmy), to znalezienie w internecie nazwy będzie formalnością. Jakże się myliłam! To w końcu stolyca, a w stolicy rekrutacje nierzadko przeprowadzane są przez firmy zewnętrzne, zupełnie niepowiązane z danym przedsiębiorstwem. Podobnie miejsce przeprowadzania rozmowy wcale nie musi być tym, w którym znajduje się siedziba firmy do której rekrutuję. Po pobieżnym researchu w googlach moje najgorsze obawy potwierdziły się. Pani rekruterka działa wyłącznie na zasadzie zlecenia, a samo miejsce rozmowy to biurowiec podnajmowany przez co najmniej kilkanaście podmiotów. I weź tu człowieku teraz dojdź jak już zaspamowałeś swoim CV pół Warszawy (no dobra, 1/4).


Tak to właśnie trzeba się było wybrać na wizję lokalną, modląc się jednocześnie żeby przed biurowcem stała jakaś tablica informacyjna z listą firm mieszczących się weń. To się akurat udało, chociaż wydaje mi się, że połowicznie, bo przy głównym wejściu na znalezionej tablicy tych pozycji było ledwie kilka, plus kolejne kilka przy wejściu bocznym. Nie wiem czy nie było jeszcze jakiegoś wejścia i tablic, bo na rzeczoną wycieczkę wyciągnęłam swojego chłopa, a ten rychło mi zaczął marudzić, że po drugiej stronie budynku jest tylko parking i nie ma co się tam pchać. Zrobiłam więc czym prędzej fotki i ruszyliśmy z powrotem.


Z uchwyconych nazw jedna wydawała się podejrzanie znajoma, chociaż jeśli mam być szczera wszystkie początkowo brzmiały mi podobnie. Przeszukałam historię wyszukiwań i rzeczywiście znalazłam pasujące ogłoszenie, ale... Po pierwsze, ogłoszenie było sprzed miesiąca. Po drugie, w treści widniała prośba o załączenie w swojej aplikacji listu motywacyjnego, a ja zazwyczaj odpuszczam aplikowanie widząc takie zastrzeżenie. No wstyd, bo to przecież nie jest aż taki wysiłek, a świadczy dobitnie o moim jak widać średnim zaagażowaniu. Ale to taka dygresja. Po trzecie, anons zamieszczony był na gumtree, a na anonse tam umieszczone w 99% odpowiadam pisząc z własnego maila. Sprawdziłam w "wysłanych" i nic takiego nie znalazłam. Na reszcie po czwarte, rekruterka wspominała o stanowisku "pracownik biurowy" a w ogłoszeniu jak byk stało "asystentka działu kadr". Jak widać sporo rzeczy się jednak tu nie zgadza. 


Teraz jeszcze próbowałam znaleźć to ogłoszenie i co się okazało? Ba-dum tsss! Ogłoszenie zniknęło/zostało zdjęte. Być może po miesiącu automatycznie spadają, ale coś czuję, że ta moja rozmowa się pojutrze nie odbędzie. Głupia ja, chciałam się nie wiadomo jak przygotować i zamiast piątku umówiłam się na poniedziałek :/ Baj, baj, pracko. 

10 sierpnia 2021 , Komentarze (2)

OBWODY:[13.07][10.08]Zmiana [cm]
Szyja:3333

b.z.

Ramię:3432- 2
Klatka:9996- 3
Talia:8077- 3
Brzuch:9998- 1
Biodra:110107- 3
Udo:6664- 2
Łydka:4040b.z.


Szału nie ma.

3 sierpnia 2021 , Komentarze (1)

Najprościej będzie to opisać słowem  r o z c z a r o w a n i e . Dzisiejsze wskazanie wagi: 75,8. Oznacza to, że w efekcie odmawiania sobie słodyczy, pilnowania kaloryczności, podejmowania aktywności, mój organizm postanowił przytyć 0,2kg. Dzięki! Jesteś fantastyczny! Oczywiście wiem, że waga to nie jedyny wyznacznik utraty tkanki tłuszczowej. Może z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu mogłam nazbierać wody, ale szczerze, nie widzę po sobie żebym napuchła, więc to chyba wcale nie woda. W każdym razie morale mi siadły, nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogę dzisiaj zobaczyć coś innego niż solidny spadek, ale spokojnie, nie mam zamiaru odreagowywać. Dam sobie szansę. W przyszłym tygodniu będę mierzyć obwody, może wtenczas nadejdzie czas tryumfu.

Chyba ogólnie to nie jest mój dzień, bo już samą pobudkę miałam sponsorowaną przez ból głowy, który ciągnął się bodaj od dnia poprzedniego, tyle że z mniejszym natężeniem. Szczęśliwie już przeszło, ale trochę mnie zastanawia co mogło być przyczyną, bóle głowy miewam bardzo rzadko. Wczoraj zdecydowanie za mało piłam i jednocześnie sporo się nachodziłam, więc może to wynik tej kombinacji. No i tak to jest, nie do życia dzisiaj jestem. Jutro będzie lepiej.

30 lipca 2021 , Komentarze (4)

Tak to już ze mną jest, zawsze kombinuję i zawsze docieram wszędzie okrężną drogą. Tabletki bardzo spektakularnie działają, spektakularnie mnie zamulają. To dopiero trzeci dzień jak je biorę, ulotka i użytkownicy twierdzą, że działanie musi się rozkręcić, więc niech będzie, poczekam. Sama wiem, że na wszystko trwalsze niż "doraźne" potrzeba czasu, ale gdy pomyślę ile to już w życiu czekam na te swoje lepsze dni to całkiem tracę cierpliwość i nadzieję, że to w ogóle możliwe. Dzisiaj na przykład dostałam ataku paniki, gdy niespodziewanie zabrzmiał dzwonek telefonu. Był to telefon w sprawie rekrutacji, wiem, bo mam drugi numer, który podaję wyłącznie w CV. Stałam jak słup soli, właściwie trzęsący się słup soli i patrzyłam w migający ekran myśląc jedynie by ten przerażający sygnał w końcu się urwał. Mój niedoszły rozmówca widać usłyszał ową litanię i dźwięk dzwonka ucichł, gdzieś w warszawskim biurowcu moje CV leciało właśnie do niszczarki. No i otóż, no i przecież, te tabletki...tak się natrudziłam, tak się wykosztowałam, a tu co, nadal muszę jeszcze jakiś wysiłek włożyć, znowu się przełamywać, doświadczać własnej niedoskonałości i czuć jak doświadczają jej inni, jak na nią reagują z dezaprobatą? No przecież miałam nie czuć nic! Złe tabletki wybrałam. Było pisać podanie o te mocniejsze i doraźniejsze! Albo w ogóle dać se siana. Byłabym tydzień do przodu z odświeżaniem moich wątpliwych umiejętności. 

Wziąć się w garść muszę! Nie jestem sześciolatką! Potrafię odbierać telefony! Potrafię umawiać się na rozmowy rekrutacyjne! To nic strasznego! Ludzie bardziej lękliwi i nieopanowani bywają na rozmowach! Najwyżej pani z HR będzie miała śmieszną historyjkę do opowiedzenia koleżankom, ale to nic strasznego. To tylko życie. No tak, tylko życie. Ale mi bardziej chodzi o to, że nie mam kontroli nad tą częścią siebie. Nie wiem co robić żeby się nie trząść i żeby trzeźwo odpowiadać na pytania. Nie wiem czy to kiedykolwiek się skończy, czy chodzenie w mojej kondycji na rozmowy ma jakikolwiek sens. A może to wszystko sobie wmawiam i wyolbrzymiam? Chyba tak. Co za ironia, już miałam pisać, że jutro odbiorę telefon, ale uświadomiłam sobie, że przecież zaczął się weekend. Ale ze mnie odważniacha, sobota i niedziela to moje ulubione dni na odbieranie telefonów. W poniedziałek odbiorę, postanowiłam!

Dobrze, że chociaż z dietowaniem jakoś idzie. Słodyczy nie jem, cukru nie używam. Deficyt jest i to zwykle w okolicach 500kcal. Warzywa są. Chociaż po linii najmniejszego oporu - zazwyczaj na surowo i jako wypełnienie tortilli. Dzisiaj chciałam trochę kcal uciąć na tym placku, bo ~180kcal za kawałek suchego płata to jakaś paranoja. Wsypałam sałatę do miski, dodałam pomidorki, oliwki, kukurydzę i kurczaka, całość polałam jogurtem greckim. Z tym ostatnim trochę zaszalałam niestety i koniec końców moja sałatka miała większą kaloryczność niż gdybym spakowała to w tortille. No, ale zawsze to jakieś urozmaicenie. 

Mogłabym popracować nad aktywnością, ale nie chcę się napinać, bo to często gęsto źle się kończy. Co by nie mówić wczoraj zresztą miałam całkiem aktywny dzień. Razem z chłopakiem wczesnym rankiem wybraliśmy się na pieszą wycieczkę na Kopiec Powstania Warszawskiego. Według mojego mądrego zegarka spaliłam w ten sposób dodatkowe 1500 kcal. O dziwo nie miałam z tej okazji myśli typu: "byłam dzielna, a dzielne dziewczynki zasługują na nagrodę". 

Wracając zaszłam co prawda do Biedronki, ale jak na dzielną dziewczynkę przystało w koszyku wylądowały tylko zdrowe produkty:

  • jabłka (dzienny limit 1 sztuka), 
  • zupy (niby gotowce, ale są niskokaloryczne, smakują nieźle i mają dobry skład), 
  • jogurty (Fruvita Pure - bez cukru dodanego, ale też maks. 1szt. dziennie),
  • drożdże (pijam regularnie, bo mają dużo witamin z grupy B) 

W rzeczywistości było to mocno ryzykowne zagranie, bo głód już mocno dawał mi się we znaki. Zwykle w takich okolicznościach zaczynało się zapełnianie koszyka słodyczami na ślepo, ale tym razem dałam radę.

      Moja obecna sylwetka - waga w okolicach 75,6 kg. Dokładniej nie wiem, następne ważenie wypada dopiero we wtorek.