Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Lubię dobry film, przyrodę, muzykę, książki...

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 6927
Komentarzy: 126
Założony: 27 czerwca 2013
Ostatni wpis: 4 października 2013

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
bema53

kobieta, 71 lat,

169 cm, 114.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

9 sierpnia 2013 , Komentarze (6)

No, nareszcie... W tym tygodniu nadrobiłam poprzedni brak spadku, dzisiaj 1,9 kg mniej!!! Żebyście widziały mój uśmiech!
Oczywiście, że wzięłam pod uwagę Wasze rady o doborze menu i jednocześnie wsłuchując się w moje zachcianki pokarmowe dostosowałam jadłospis vitalijkowy do siebie. I jest efekt! Dla mnie bomba! Nie wymagam, żeby było tak co tydzień, ale co jakiś czas mogłoby. :) Wielkim sprzymierzeńcem w traceniu kilogramów jest temperatura, która odbiera wszelkie chęci, nie tylko do jedzenia, a poza tym nauczyłam się pić wodę mineralną, minimum 1,5 l.
Najbardziej cieszę się z tego, że w ogóle podjęłam decyzję  o odchudzaniu! To najważniejszy krok, bo następne, przy Waszej pomocy i mojej obecnej determinacji będą  łatwiejsze (chociaż nie zawsze), a efekty będą stymulować dalsze dietkowanie.

Cały czas mam nadzieję, że obniżę swój wiek biologiczny, bo fizycznie, mimo wielkiej nadwagi, wyglądam na 10 lat mniej - zmarszczek nie posiadam, bo tłuszczyk "wyprasował" wszelkie zmarszczki, a sylwetka mimo obszerności zachowała proporcje. Mam niezły materiał wyjściowy, więc do dzieła!


A to mój vitalijkowy, bardzo fajny obiadek:





5 sierpnia 2013 , Komentarze (5)

Gorączki sprawiają, że łatwiej jest utrzymać dietę. W lesie jest duszno, bezwietrznie, dopiero nad wodą można swobodnie oddychać, chociaż wylegiwanie się na słońcu w temperaturze 35 - 40 albo więcej stopni nie jest moim ulubionym zajęciem. Pozostaje więc jakakolwiek woda i cień, a do urlopu jeszcze cały tydzień...
Zastosowałam się do Waszych rad i w tym tygodniu dopasowuję dietę do siebie. Oczywiście rusztowaniem jest dieta ułożona przez dietetyczkę, staram się trzymać też reżimu kalorycznego, ale w tygodniowym menu już wymieniłam sporo dań. Na przykład śledzie, których nie cierpię! O, już widzę to poruszenie, jakie wywołałam stwierdzeniem, że śledzie są be. Całe życie słyszałam, że są super, przyjęłam to do wiadomości, ale nigdy nie spróbowałam śledzi i  nie spróbuję, odrzuca mnie sam zapach, nawet świeżego śledzia nad morzem. W ogóle nie przepadam za rybami, przede wszystkim morskimi. Wiem, wiem, że to źle, ale zapach tranu działa na mnie tragicznie. No, może dorsz i halibut...Uwielbiam za to słodkowodne sandacze i okonki! Mniam, takie z grilla lub z patyka z ogniska z odrobiną masełka koperkowego! A do urlopu nad jeziorkiem jeszcze tydzień...
Ciekawa jestem, czy w tym tygodniu waga pokaże, że wsłuchiwanie się we własny organizm jest mądrzejszy od ślepego stosowania diety vitalijkowej. Nie umniejszam wiedzy żywieniowców, ale zobaczymy :)))

Moje śniadano vitalijkowe, pyszne -  warzywa na parze i pieczywo z masłem.



2 sierpnia 2013 , Komentarze (4)

No tak, przepychanki z dietetykami (bo na moje e-maile odpowiadają mi już 3 osoby) dotyczące mojej diety dały efekt: plus 0,6 kg w ciągu tygodnia. To idealnie zobrazowana przyczyna mojego tycia: stres, który wcale nie wpływa na mnie stymulująco. Stres i powolne zniechęcenie... Odstępstw od diety prawie nie było, prawie, bo w ciągu tygodnia dodatkowo zjadłam około 1 kg owoców, które nagle zupełnie zniknęły z mojego menu. Wygląda na to, że nie potrafię porozumieć się z dietetykiem, zanegowałam stosunek owoców do warzyw czyli 6 kg do 2 kg i mam efekty, w ogóle nie miałam w tym tygodniu owoców. Ręce opadają...
Rezultat tego tygodnia to nie tylko moje plus 0,6 kg, ale przede wszystkim zniechęcenie i bezradność, bo nie wiem jak dotrzeć do dietetyka. I już się czai utrata zaufania do wykształconych żywieniowców. Może idę za daleko, ale jestem zła, delikatnie mówiąc - zła!


Na pocieszenie: obiad - makaron z pomidorami, groszkiem, ziołami i jogurtowym sosem z tuńczykiem.


28 lipca 2013 , Komentarze (8)

Żar leje się z nieba, nawet nad wodą temperatura daje się wszystkim we znaki. To idealny okres, aby trzymać dietę - nie ma się łaknienia, sama myśl o przygotowaniu obiadu na gorąco odrzuca.
Pamiętam, że w moim dzieciństwie w upalne dni moja Babcia, a potem Mama podawały chłodnik warzywny z młodymi ziemniakami z koperkiem. Wyśmienity chłodnik, pełen warzyw, niskokaloryczny, lekki i bardzo zdrowy.  Wprowadziłam tę potrawę do mojego domu, zmodyfikowałam ją trochę - zawsze dodaję pomidory, a czasami  koperek, zieloną pietruszkę albo inne świeże zioła.
Przepis wrzuciłam do moich przepisów, a poniżej fotka chłodnika:



26 lipca 2013 , Komentarze (5)

Już 26 dni jestem na diecie Vitalii Siła błonnika. Dogrywam jeszcze dietę z panią dietetyk, ale już jest coraz bliżej satysfakcjonującego mnie końca ustalania menu. Część potraw wykluczyłam z diety, część musiałam zaakceptować, ale jakiś konsensus jest niezbędny...

Efekty? Minus 3,5 kg! Nie osiągnęłam zakładanego spadku wagi 4 kg, ale i tak jestem zadowolona! Bardzo zadowolona!

Najważniejsze to wejść w kierat codziennego życia z nowym nastawieniem do sposobu odżywiana. Piszę "kierat", bo dotychczas poświęcałam posiłkom bardzo mało uwagi, jadłam często to, co akurat wpadło mi w ręce lub co było dostępne, gdy byłam poza domem. Teraz nauczyłam się zabierać do pracy drugie śniadanie i lunch. Nie wpadam już do domu głodna jak pies i nie zjadam tego, co wpadnie mi w ręce w czasie, gdy przygotowuję właściwy posiłek czyli obiad. Teraz wpadam do domu i... nie jestem głodna. Z resztkami lunchu w brzusiu mam czas na spokojne przygotowanie obiadu. Z pomocą dietetyczki jest to dość łatwe, nie muszę wymyślać, przeliczać, szukać fizjologicznych trików, które pomagają schudnąć. Zaglądam do komputera i już! Pewnie, że czasami zmieniam menu, modyfikuję, coś dodaję, coś odejmuję, ale staram się robić to w ramach dozwolonych produktów.

Sporo się nauczyłam przez ten prawie miesiąc! Najważniejszego: MOŻNA SCHUDNĄĆ! Bo do tej pory myślałam, że w moim wieku, przy hormonach, które pikują w dół i przy mojej wadze można już tylko głupio tyć...

Cieszę się, że jestem na Vitalii. Tyle tu optymizmu i wsparcia, że trudno się temu oprzeć. Trudno też nie starać się bardzo, aby chudnąć, bo jak mogłoby być inaczej? Zmienia mi się sposób myślenia, poznaję wirtualnie fantastycznych ludzi i mam ochotę razem z nimi iść trudną i co tu dużo mówić, ciężką i długą drogą pozbywania się tłuszczu...

Te 26 dni zmieniły moje nastawienie do... siebie :)))



21 lipca 2013 , Komentarze (5)

Moje wyliczanki, czyli stosunek ilości owoców do warzyw w tygodniowym menu (przypominam: prawie 2 : 1) inna pani dietetyk skomentowala "Na tyle na ile będzie to możliwe, postaramy się nieco ograniczyć ilość owoców w menu."
Powinnam  czuć się zadowolona z odpowiedzi? Może, ale nie jestem! Brak konkretów czyli wyjaśnienia czym spowodowana jest taka ilość owoców w diecie. Automat czyli gotowe menu zapisane w komputerze można przecież dostosować do indywidualnych potrzeb "odchudzacza"...Termin odpowiedzi 72 godzin został dotrzymany, czyli piłeczka została odbita. Czekam nadal na odpowiedź "mojej" pani dietetyk...
Szczerze mówiąc jestem zawiedziona, bo w następnym tygodniu mam np. w menu "zupę jesienną" z mrożonki!!! Litości! W pełni sezonu owocowo-warzywnego z mrożonki...
Jedno z moich śniadań - leciutkie, pyszne, sezonowe... Można? Można!



19 lipca 2013 , Komentarze (4)

No tak, schudłam 0,5 kg w tym tygodniu, ale...
Vitalijkowa dieta naprawdę jest smaczna, prosta w przygotowaniu. Ale w pełni sezonu warzywno-owocowego czuję cały czas niedosyt warzyw, za to owoców i soków owocowych w nadmiarze. Poświęciłam trochę czasu i przeliczyłam na kilogramy moje tygodniowe ilości warzyw w stosunku do owoców. I co? Tak to wygląda:
Owoce - około 4,6 kg
Soki owocowe - 1,6 l
Razem owocowe - 6,2
Warzywa - 3,6 kg (w tym pieczarki 0,6 kg)
Soki warzywne - 0!
Razem warzywne - 3,6 kg
Stosunek owoców do warzyw raczej niekorzystny przy odchudzaniu. Napisałam do dietetyczki z nadzieją, że zmieni mi menu na korzyść warzyw. Podskórnie czuję, że tak wielka ilość owoców niekoniecznie stymuluje pozbywanie się zbędnych kilogramów. W założeniu diety mam chudnięcie z szybkością 1 kg/tydzień, powinnam już schudnąć 3 kg. Niestety :(
Tęsknię za świeżymi warzywami, których teraz jest najwięcej. Może moje wyliczanki natchną panią dietetyk i ułoży mi menu stosownie do moich oczekiwań, sezonu i wieku...

13 lipca 2013 , Komentarze (5)

Każda z nas, nadprogramowo otłuszczonych, ma swój własny, indywidualny metabolizm. Mamy też własne upodobania smakowe, różną akceptację poszczególnych produktów. Naważniejsze dla nas jest poznanie własnego organizmu. Wsłuchanie się w jego potrzeby i połączenie tego z naszymi preferencjami smakowymi na pewno pomoże nam schudnąć.
Osoby korzystające z vitalijkowej diety są o tyle szczęśliwsze, że nie muszą myśleć nad dziennym menu, mogą co najwyżej wymienić jakieś danie, którego nie lubią. Wszystko jest podane na tacy: i kaloryczność dziennego menu, i wartości odżywcze i produkty.
Wydaje mi się, że najtrudniej jest samodzielnie określić zapotrzebowanie kaloryczne własnego organizmu. Jest wiele metod, jedną z najbardziej cenionych jest wzór na dzienne zapotrzebowanie kaloryczne Mifflin'a-St Jeor'a (dla kobiet):
10 x waga w kg + 6,25 x wzrost w cm - 5 x wiek - 161
I od tego warto zacząć odchudzanie.
Jest jeszcze kilka innych metod określania zapotrzebowania kalorycznego na zapotrzebowanie bytowe, ale wzór Mifflin'a-St Jeor'a bierze pod uwagę płeć, wiek, wagę i wzrost.
Żeby nie było nieporozumień: ja korzystam z fachowej wiedzy dietetyków Vitalii :)))

12 lipca 2013 , Komentarze (3)

W tym tygodniu zrzuciłam z siebie 1,2 kg!!! Qrcze! Nawet o tym nie marzyłam!  Ciesze się baaaardzo! Muszę przyznać, że moja vitalijkowa dietka to rewolucja, ale jakże miła :)
Wiem, że sporo w tym zasługa:
a/ upałów;
b/ tego, że dodaję więcej warzyw niż mam w diecie, ale z umiarem;
c/ spacerów z moim psem.
Może powoli, powoli, pod kontrolą dietetyczki i Was pozbędę się tego życiowego balastu czyli okropnego sadła. Nie liczę na to, że będę ważyła jak w młodości 60-65 kg, bo i po co, ale gdyby założony plan się ziścił nawet w 80% to byłabym zadowolona.

Coś z mojego menu: sałatka owocowa z jogurtem, zamieniłam jabłko na kwi, bo nie miałam pod ręką. Pycha!



11 lipca 2013 , Komentarze (4)

12 dzień diety... Spokojnie wytrzymuję. No dobra, wiem, wiem, wczoraj pochłonęłam 0,5 kg czereśni, ale zgodnie z zaleceniami mądrzejszych, odpuściłam następne 0,5 kg! Zwycięstwo!!! A czereśnie są pyyyyyyyyszne! :)
Po 12 dniach brzuszek coś jakby mniej wystaje, lepiej się czuję i marzę: och, gdyby tak i bez brzuszka, i bez dolnych rejonów w rozmiarze morsa być!  Dopóki masz marzenia, dopóty żyjesz człowieku, bo jak już nie marzysz to nie żyjesz, po prostu wegetujesz. Co prawda to bardzo przyziemne marzenie, ale czy ja wiem... Nie wszyscy je spełniają, mnie do tej pory też się nie udało mimo różnych diet... Ale teraz, kto wie?

Wczorajsze śniadanko: tego trochę, tego troszeczkę, tego jeszcze mniej, a spokojnie wystarcza do następnego posiłku. Jednak wiedza dietetyczek bardzo się przydaje :)