Pamiętnik odchudzania użytkownika:
bashita

kobieta, 38 lat,

165 cm, 64.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

26 sierpnia 2014 , Skomentuj

Poszalałam, oj poszalałam i mi się za to dostało oj dostało...

Szaleństwo nr1 – świerze bułki z masłem i miodem – kara: ból brzucha

Szaleństwo nr2 – papierosy – kara: śmierdzę teraz jak sto diabłów!

Nie paliłam już od maja – góra 1 papieros na tydzień, ale w ten weekend poszła chyba 1 paczka. Ale się nie poddam, nie ku...a i już! Nie po to z tym walczyłam, żeby do tego wrócić! Na szczęście wróciłam już do pracy, dzięki temu trzymam się zasad ktore sama sobie ustaliłam. Niestety, czeka mnie kolejne zagrożenie...jutrzejszy wyjazd służbowy...całą noc o tym myślałam, stresuję się bo nie lubię takich spotkań...dodatkowo chyba będę musiała zrobić prezentację...Fuuuuuuck! Zawsze w takiej sytuacji marzę, żeby ktoś mnie włączył na autopilota i obudził jak będzie po wszystkim.

Na siłownię nie wiem kiedy się wybiorę, możliwe, że dopiero w piątek...nie mogę się doczekać aż wszystko wróci na swoje tory...niech ten wariacki tydzień już się skończy...Kutwa jak ja śmierdzę!

22 sierpnia 2014 , Komentarze (5)

Na wadze mały spadek ale po ostatnim miesiącu zastoju każdy najdrobniejszy spadek cieszy, zwłaszcza, że ostatnio ważyłam tyle rok temu przed zimą. Rano w kuchni czekała mnie niespodzianka, mój chłopak przyniósł z pracy całe skrzynki warzyw: cukinia, sałata, pieczarki, pomidory, cebula – jakaś więc korzyść z tej jego roboty jest, no gdyby jeszcze tylko nie była to praca na nocki. Najgorzej było na początku, gdy jeszcze nie mieliśmy samochodu a on zaczynał pracę o 6 wieczorem – wtedy dosłownie mijaliśmy się w progu. 20 minut dziennie – tyle czasu mieliśmy dla siebie w tygodniu. Teraz przynajmniej zdążymy zjeść razem późny obiad i jeszcze posiedzieć przed tv – do 20-tej bo wtedy najczęściej wychodzi.

Przed nami długi weekend, jako że w poniedziałek jest bank holiday. W sobotę wpadają znajomi i prawdopodobnie zostaną na noc. Nie powiem że oczekuję tej wizyty z entuzjazmem, bo w weekendy chcę zazwyczaj spędzić czas tylko we dwojkę. Nie to, żebym nie lubiła tych znajomych, są bardzo mili i zastępują nam tu rodzinę ale mają dwójkę rozbrykanych dzieciaków a ja mam coraz mniej cierpliwości do dzieci. Nie zrozumcie mnie źle, kiedyś kochałam dzieci, chciałam mieć własne ale teraz chyba stałam się zbyt wygodna i mniej cierpliwa, nie znoszę gdy nie mogę spokojnie porozmawiać z kimś bo jej/jego dziecko nam przerywa – chyba mam to po mamie bo pamiętam jak obrywaliśmy od niej za złe zachowanie i to jest chyba taki sygnał, że macierzyństwo jest nie dla mnie.

Druga sprawa to, że takie odwiedziny nigdy nie są bez alkoholu, nie mam nic przeciwko, weekend jest po to by odpocząć, zrelaksować się, to czego nie znoszę to, że ktoś próbuje na mnie wymusić picie czegoś co mi zwyczajnie nie smakuje. Mam znajomą, którą bardzo lubię ale której nie zapraszam bo ona nie wyobraża sobie spotkanie bez tzw ‘’uchlania się’’ – nie chodzi więc nawet o zwykłą rozmowę przy piwie czy winie, to jeszcze lubię od czasu do czasu ale nie mam ochoty spotykać się z kimkolwiek dla samego ‘’ubzdryngolenia się’’.

Trochę ponarzekałam, zwykle tego nie robię, nienawidzę narzekać ale chyba zbliża mi się @ Wybaczcie mi to ale czasami po prostu trzeba wyrzucić całą żółć z siebie żeby znów normalnie funkcjonować.

Kończę już zanim weźmiecie mnie za zgreda. Po weekendzie na pewno będę w lepszym humorze.

Acha! Moje postrzelone koleżanki z pracy wpadły na pomysł zbiorowego piercingu podczas przerwy obiadowej w przyszły czwartek, wyobrażacie to sobie??? tak więc możliwe że coś sobie przebiję, chociaż jeszcze się nie zdecydowałam do końca – jeśli już to zrobię dodatkowy kolczyk w uchu. Od czasu do czasu możno zrobić coś szalonego, co nie?

21 sierpnia 2014 , Komentarze (2)

Dziś, po raz drugi, zaliczyłam z rana siłownie. Jednak chyba wolę ćwiczyć z rana, to jak mega zastrzyk energii i koktajl z endorfin. Muszę tylko trochę pokombinować a to dlatego że nie jeżdżę samochodem a targać całego majdanu na siłownię a potem do pracy to nie ma sensu – wczoraj miałam taki plan żeby na siłowni wziąć prysznic i stamtąd od razu do pracy autobusem podjechać no ale jak spakowałam ciuchy na zmianę, kosmetyki, ręcznik, buty, laptop, jedzenie to zrobiła się z tego torba jak na tygodniowy wypad. Skoczńczyło się więc na tym, że po siłowni wróciłam do domu, umyłam się, przebrałam i dopiero wtedy mój M zawiózł mnie do pracy...ma on ze mną utrapienie...pracuje na nocki a w dzień jeszcze musi mnie zawozić do i z pracy. Na całe szczęście koleżanka poinformowała mnie dziś, że w biurze mamy prysznic i że mogę sobie dzień wcześniej ciuchy na przebranie razem z kosmetykami zostawiać w pracy a na drugi dzień po siłowni w dresach lecieć od razu do roboty, tam brać prysznic i się przebierać. Trochę kombinowania i planowania to kosztuje ale przynajmniej mój M będzie miał ekstra godzinę snu a ja szybciej będę w pracy a co za tym idzie – szybciej skończę (mam ruchome godziny – zaczynam kiedy chce, byle nie później niż 10:30). Zobaczymy w przyszłym tygodniu jak to zadziała...

Wczoraj po raz pierwszy spróbowałam jarmużu, tyle dobrego o nim słyszałam, że nie bylo wyjścia, trzeba było pokosztować cóż za jeden. W smaku jak kapusta pekińska, sałatka mi smakowała więc chyba będę częściej go wcinać.

20 sierpnia 2014 , Komentarze (5)

Taki mały paradoks ale sprawdziłam to na sobie i muszę przyznać, że to pierwsza metoda, która na mnie działa i która sprawia mi tyle przyjemności. Całe życie byłam na diecie, chudłam, tyłam i tak w kólko, ale to dlatego, że całe życie wmawiano mi że odchudzanie to męczarnia, głodówka i nic poza tym. Ciągle staje mi przed oczami widok mojej mamy, która nie potrafiąc mnie zachęcić do pracowania nad sobą z kpiną w głosie i zadowolona z siebie chwali się że jeszcze dziś nic nie jadła i że ja mogłabym wreszcie coś ze sobą zrobić. Wczoraj w naszej rozmowie znów to usłyszałam ale tym razem nie czułam wyrzutów sumienia ani przykrości z tego powodu, tym razem to ja miałam okazję skarcić ją.

Wy, moje drogie Vitalijki już to doskonale wiecie, że aby schudnąć trzeba jeść. Dodam do tego, że smak i efekty wizualne nie tylko uatrakcyjniają posiłek ale pozwalają zmienić nasze nawyki. Jemy szybko, byle co, nie zastanawiając sie nad tym co wpychamy sobie do gardła, byle tylko się zapchać, zdrowe jedzenie wydaje się nudne, nieatrakcyjne i służy tylko jako środek do osiągnięcia upragnionej wagi a powinno być celem samym w sobie. Do niedawna kojarzyło mi się jedynie z bezzsmakowymi warzywami gotowanymi na parze...bleee...ale...NIC BARDZIEJ MYLNEGO. Nie mam zamiaru wpychać w siebie czegoś co powoduje u mnie odruch wymiotny, ale postaram się znaleźć coś, co nie tylko jest zdrowe, ale i mi smakuje i z chęcią do tego wracam...i tu zaczyna się rewolucja...

Kolejnym krokiem jest sposób podania posiłku...o tak, to ma OGROMNE znaczenie. Dawno dawno temu zauważyłam jedząc pierogi, że te drobniejsze smakują mi bardziej niż te ogromne i przy kolejnym lepieniu starałam się je robić mniejsze...niby składniki te same, różnica tylko tkwi w rozmiarze...dlaczego więc chętniej sięgałam po te mniejsze??? Bo jakoś tak ładniej wyglądały, a więc wygląd jedzenia ma znaczenie! Dlatego też postanowiłam się trochę porozpieszczać...w dobrym sensie. Przygotowując swoje posiłki staram się by były kolorowe i atrakcyjne wizualnie...głupie 3 maliny na puree z brokuła i od razu obiad wygląda na królewski. Zamiast w szklance, wodę przed posiłkiem piję w kieliszku jak do wina – zadziwiające ile przyjemności może dać picie wody jeżeli podana jest tak jak w restauracji – w kieliszku. Mam swój specialnie przeznaczony na ten cel kieliszek zakupiony za marnego 1 funta – służy mi on też czasami jako pucharek do musów owocowych jako że jest zrobiony z nieco grubszego szkła. Tym sposobem nie czuję, żebym była na diecie a mimo to chudnę, może nie w tempie strusia pędziwiatra ale nie o szybkość mi chodzi ale o jakość i o zmianę nawyków na całe życie. Slowo ‘’dieta’’ wyeliminowałam calkowicie ze swojego życia, do czego i was zaczęcam. Nie interesują mnie szybkie nietrwałe efekty, moje chudnięcie może trwać rok, dwa, nie ważne ile, ważne by iść w dobrym kierunku i nigdy już nie wrócić do starych nawyków.

19 sierpnia 2014 , Komentarze (5)

Wszystko mnie boli…cudowne uczucie. Wstałam dziś o 5:30 rano, zjadłam śniadanie i czekalam aż mój luby wróci z pracy i podwiezie na siłownię. Ciężko było się zwlec z łóżka ale po półgodzinnej szamotaninie z kołdrą i poduszką wreszcie udało mi się, tą bitwę uważam za wygraną. O 6:30 byłam już na siłowni, 40 minut ćwiczeń i poczułam się jak nowo narodzona, chyba muszę tak częściej. Droga powrotna byla taka przyjemna, miasto jeszcze jakby martwe ale już pełne słońca, kolejny kopniak pozytywnej energii, trzeba chwytać ile się da, zwłaszcza, że słonecznych dni tu tak niewiele. Następny tak wczesny wypad planuję we czwartek...kolejna bitwa przede mną...ustawię budzik na 5:00 by znowu poszamotać się zanim wstanę, mam nadzieję, że i tym razem się uda. W pracy dziś nuda, cały dzień mamy awarię systemu więc niewiele mam do roboty, ale nietety muszę tu siedzieć aż do 19-tej. Zaraz idę coś zjeść, a dziś na obiad kasza pęczak i kurczak w pomidorach z kukurydzą i papryką. Dostałam wczoraj od koleżanki trochę cukinii z przydomowego ogródka, może by z tego coś dobrego wykombinować na jutro? Pomyślę...

18 sierpnia 2014 , Komentarze (3)

Miesiąc czekania na spadek wagi się opłacił. Co tydzień czekało mnie rozczarowanie gdy stawałam na wagę ale tym razem zanotowalam upragniony spadek. Mam nadzieję, że nieprędko czeka mnie kolejny zastój, bo to strasznie demotywuje, no ale nie ma już powrotu, moje życie zmieniło się tak diametralnie, że nie wyobrażam sobie już wrócić do dawnych nawyków. Wróciłam natomiast na siłownie. Wczoraj odniosłam swój malutki sukces – postanowiłam zacząć trenować jogging. Na każde dwie minuty szybkiego marszu poświęciłam 1 minutę na bieg. Po kilku takich seriach postanowiłam sprawdzić czy uda mi się przebiec 2 minuty bez ustanku. UDAŁO SIĘ!  Co więcej, nie miałam zadyszki, nie bolały mnie kostki jak zwykle, to pewnie zasługa godzin spędzonych na mini trampolinie. Czuję się nieziemsko! Będąc w dzieckiem dzieci śmiały się ze mnie gdy widzialy jak biegam, nazywały ‘’kaczuchą’’, przez co cale życie unikałam biegu. Wczoraj jednak poczułam się wolna, nikt na mnie nie patrzył, nikt nie wyśmiewał a ja osiągnęłam coś co tak całkiem niedawno wydawało mi się niemożliwe do osiągnięcia, chyba nic nigdy nie sprawiło mi tyle radości co wczorajszy bieg. Już nie mogę się doczekać następnego. Następna wizyta na siłowni czeka mnie jutro o 6 rano. Koleżanka chciała poćwiczyć przed pracą więc zabieram się z nią. Ciągle namawia mnie na zajęcia grupowe ale jeszcze nie czuję się zbyt pewnie, poza tym, lubię sama ćwiczyć, w swoim tempie, swój ulubiony zestaw: najpierw rozgrzewka na orbitreku, potem ćwiczenia siłowe, potem 5 minut wiosłowania, 20 minutowy marszobieg na bieżni i znowu wiosłowanie...a to dopiero początek, jeszcze tyle przede mną :)<?xml:namespace prefix = o ns = "urn:schemas-microsoft-com:office:office" />

7 sierpnia 2014 , Komentarze (3)

Właśnie sprawdziłam historię mojego ważenia, którą prowadzę w zeszycie...wyszło na to że od 11go lipca moja waga ani drgnęła...ćwiczę więcej – zaczynałam od półgodzinnych treningów trzy razy w tygodniu a teraz ćwiczę pięć razy w tygodniu po godzinie...piję dużo wody, co najmniej 2.5 litra dziennie (oprócz weekendów bo nie mam czasu co godzinę biegać do WC)...jem dużo warzyw i owoców, unikam słodyczy (w ciągu ostatniego miesiąca tylko raz pozwoliłam sobie na lody), pieczywo jem tylko w weekendy – bułkę ziarnistą na śniadanie której zawsze towarzyszy dużo warzyw. Wiem co to zastój i byłam na to gotowa, cierpliwie czekam aż waga ruszy, w zeszłym tygodniu przez 3 dni dodawałam trochę więcej kalorii do moich posiłków, żeby ruszyć ten metabolizm ale chyba nic to nie pomogło...ale wyjścia nie mam...do starych nawyków ani myślę wrócić, więc pozostaje mi tylko czekać i może pokombinować jeszcze troszkę. Czy któraś z was przez to przechodziła? Jakieś rady? Jak długo u was to trwało? Dziękuję z góry za podpowiedzi J

6 sierpnia 2014 , Komentarze (5)

W pracy sie na mnie gapia jak jem obiad...pewnie niewielu zna moje imie, ale ostatnio jeden gosciu powiedzial mi ze kojarzy mnie ze jestam ta dziewczyna co ma takie ciekawe obiadki ;) Nic dziwnego, Anglicy to glownie dania z puszki i inne gotowce jedza.

POdsumowujac dzisiejszy dzien: obiad i przekaska do pracy juz gotowa i czeka w lodowce:

Na dnie ukryta jest ryba wedzona -taka przekaska 'smietnik' :) co bylo w lodowce to dorzucilam.

Na obiad mlode ziemniaczki z kurczekiem i salata...nie zrobilam zdjecia ale szperajac w internecie rozne ciekawostki wynalazlam, do tego troche wlasnej inwencji i obiadek wyglada zachecajaco:

29 lipca 2014 , Komentarze (2)

Najpierw powoli jak żółw ociężale...

Odchudzanie rozpoczęłam rok temu, zaczęło się od siłowni, potem przerwa świąteczna na obżarstwo, potem basen...i...dalej nic...żadnych efektów...postanowiłam jednak, że tym razem się nie poddam i małymi kroczkami wprowadzałam zmiany...

Najpierw jedzenie:

ma być zdrowe i smaczne. Cukier wyeliminowałam calkowicie (grzeszę tylko raz dziennie dodając dwa słodziki do kawy – wiem, że to niezdrowo, ale odrobina przyjemności nie zaszkodzi). Jem dużo warzyw i owoców (owoce pozwoliły mi zapomnieć o słodyczach i za to je kocham!). Nie głodzę się, nie stosuję diet, jem mniejsze posiłki a częściej – używam mniejszego talerza do obiadu, przez co posiłki wydają się ogromne). Piję 2 litry wody dziennie – trochę męczące to bieganie co godzinę do WC ale, ponieważ mam pracę siedzącą, mam dobry pretekst do rozprostowania nóg. Nieustannie szukam inspiracji, nowych posiłków, bawię się w kuchni przygotowując dania – im więcej kolorów tym lepiej! Dzięki tym eksperymentom odkryłam między innymi, że kalafior może być smaczny, do niedawna go nieznosiłam ale po spróbowaniu kalafiorowego puree oszalałam na jego punkcie.<?xml:namespace prefix = o ns = "urn:schemas-microsoft-com:office:office" />

Ćwiczenia

Myślalam, że tym będzie najgorzej, jako, że od dziecka byłam mało ruchliwa a lekcje Wfu to była katorga...i znowu...zaskoczenie! Miesiąc temu odkryłam mini trampolinę...to dopiero frajda...i jakiego kopa daje! Postanowiłam ćwiczyć 3 razy w tygodniu po pół godziny ale szybko okazało się, że to mi nie wystarcza. Stopniowo dodaję różne elementy do mojego codziennego treningu: 20 pompek, brzuszki, przysiady, pajacyki, steper, rozciąganie, podrygiwanie do ulubionej muzyki...i ani się obejrzałam a te pół godziny zaczyna przeistaczać się w godzinę 5 razy w tygodniu. Razem z moim Robalem planujemy kupić rowery i aktywnie spędzać weekendy, w ten weekend wybieramy się do pobliskiego parku pograć w badmintona...jest tyle aktywności, których chcialabym jeszcze spróbować a których całe życie unikałam...to tak jakbym dostała nowe życie...

Motywacja

Często przeglądam strony poświęcone zdrowemu stylowi życia, szukam przepisów, pomysłów na trening, aktywne spędzanie czasu. Motywują mnie historie osób, ktorym się udało schudnąć, historie dziewczyn, które nadal walczą i nie poddają się, nawet jeśli czasami usłyszą przykre komentarze ze strony najbliższych. Sama wiem jak to boli i jak bardzo potrafi odebrać chęci do działania, większość życia spędziłam z osobą, która mnie niszczyła od środka, skutki tego odczuwam do dziś.

Na szczęście teraz jestem daleko i wśród osób, które mnie akceptują i które pomogą mi wstać gdy upadnę, mówią  ‘’Nie martw się, dziś się nie udało ale jutro to naprawisz, nie poddawaj się!’’ zamiast ‘’No i co? Znowu nawaliłaś, jak zwykle’’. Idealnie byłoby uodpornić się na przykre komentarze, jednak, w moim przypadku, jeszcze daleka droga do tego i wiele pracy przede mną, ale nie poddaję się...

...i Wy też...nie poddawajcie się. Gorszy dzień nie oznacza porażki. Tylko ten, kto nic nie robi, nigdy nie upada!

...I kręci się, kręci się koło za kołem,
I biegu przyspiesza, i gna coraz prędzej,
I dudni, i stuka, łomoce i pędzi...

28 lipca 2014 , Komentarze (3)

Moje spojrzenie na zdrowy styl życia zmieniło się odkąd odkryłam owsiankę bez mleka :) Uświadomiłam sobie, że zdrowo, nie znaczy niesmacznie i nudno. Nienawidzę mleka, sam zapach przyprawia mnie o mdłości a sama sałata na śniadanie nie wydaje mi się dobrym pomysłem, śniadanie powinno dostarczać energii. Pieczywo niestety, chociaż smaczne, puszy i jest tuczące, za to owsianka, samo zdrowie, energia i pychotka :) Moje wersja to jabłko + truskawki+ 2 łyżki płatków żytnich + pestki z dyni i słonecznika + odrobina bakalii = MNIAMMMM.