Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 20195
Komentarzy: 49
Założony: 4 października 2013
Ostatni wpis: 5 lutego 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Ca.Blanca

kobieta, 33 lat, Warszawa

164 cm, 60.80 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: Będę idealną Panną Młodą

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

5 lutego 2014 , Komentarze (4)

Witajcie Kochani ;)
Wróciłam niedawno z gór wypoczęta i pełna energii! ;D
Bez pamiątek się nie obyło - stłuczone, fioletowe kolano i spuchnięty łokieć ;p szalałam na mojej neonowej desce na okolicznych stokach prawie całymi dniami! I później to uczcie błogiego zmęczenia i zakwasy <3 jejku.. już mi tego brakuje!
Nabrałam trochę dystansu do tego chaosu jaki mnie otaczał w ostatnim czasie i jestem w pełni wyluzowana, a zarazem gotowa do działania! Odświeżona, pobudzona, zdystansowana, zrelaksowana!
Oczywiście dieta leżała i kwiczała - starałam się jeść z głową, ale nie zawsze było to możliwe. Często jadałam na mieście i biegu. Ale miałam na wszystko tak wy***ane, że wcale się tym nie przejmowałam ;p Po za tym nie miałam kompletnie czasu żeby myśleć o czymkolwiek i zastanawiać się co zjeść a co nie. Żyłam chwilą i całkowicie ją chłonęłam skupiona tylko na niej. Cały czas w ruchu: z rana od razu na stok, potem szybki obiad, mini wycieczka żeby coś zobaczyć, stok, wieczorne posiadówy.. Serio, nie było czasu żeby myśleć o 'głupotach' ;p.
Taki reset to było najlepsze co mogłam sobie sprawić!
No okej, ale wróciłam do domku. Pora wrócić do obowiązków, do ćwiczeń i stabilnej dietki, zająć się sprawami, które jeszcze dwa tygodnie temu wydawały mi się nie do ogarnięcia, a teraz wydają się być w zasięgu ręki i proste jak nigdy!
Zatem do dzieła! ;D

26 stycznia 2014 , Skomentuj

Witajcie Kochani!
O dziwnej porze dodaję wpis, ale chciałam powiedzieć Wam "do zobaczenia" i  życzyć udanego tygodnia!

Mimo ostatnich wydarzeń rodzina powiedziała żebym nie odwoływała wyjazdu w góry i że dadzą sobie radę. Po za tym w sprawie Babci wszystko już załatwione - bez znajomości nie załatwiłabym nic.. Mam troszkę wyrzuty sumienia, że wyjeżdżam w takiej chwili, ale po pierwsze już i tak jest wszystko opłacone, po drugie teraz i tak nic nie zrobię. Teraz tylko czekamy.

Tak więc moi drodzy jadę podbijać stoki, lodowiska i baseny termalne. Wzięłam ciuchy do biegania, wzięłam hantle, zieloną kawę, moje herbatki, kremy antycellulitowe (które dostałam pod choinkę a może z raz użyłam..) itp. - zamierzam sprawić, że ten wyjazd będzie bardzo intensywny. Chcę z niego skorzystać w 200%-ach!

Nie będę miała tam internetu także na ponad tydzień macie mnie z głowy ;) Wracam 03.01 i wtedy obiecuję też nadrobić zaległości w Waszych pamiętnikach. No i pewnie pochwalę się jakimiś zdjęciami i streszczę Wam mój (mam nadzieje) bardzo intensywny tydzień ;)
Założyłam sobie nawet specjalny zeszyt, który pomoże mi kontrolować moje posiłki i aktywność. Relacje będą będą szczegółowe ;)

Trzymajcie się Kochani i do następnego! ;) ;*

23 stycznia 2014 , Komentarze (6)

Kochani..
Nawet nie wiem co i jak mam napisać..
Z dietą jest ok. Z ćwiczeniami trochę gorzej..
A ostatnie dni były koszmarne..
Za długo było spokojnie i stabilnie.. W sumie powinno mi się to wydać podejrzane..
Od roku ganiamy po lekarzach, szpitalach, przychodniach z moja babcią, Aż w końcu po roku  usłyszeliśmy diagnozę: nowotwór żołądka.
Płacz, strach, zagubienie.. co dalej?..

Pamiętacie jak opisywałam sytuacje z moim byłym?
Jakieś dwa wpisy temu?
Zadzwonił do mnie jakieś 5-10  minut po tym jak się dowiedziałam o nowotworze babci. Nie spojrzałam nawet kto dzwoni, odruchowo odebrałam telefon. A że głos mi drżał to P. od razu spytał co się dzieje. Na początku nie chciałam nic mówić, nie chciałam z nim rozmawiać i żałowałam, że odebrałam telefon.
On drążył temat, pytał czy może jakoś pomóc a ja w pewnym momencie nie wytrzymałam, zaczęłam płakać i powiedziałam, że może pomóc jeśli zna jakiegoś dobrego onkologa. Chwila milczenia i niepewne pytanie kto potrzebuje i co się dzieje.
Powiedziałam mu o diagnozie, o tym, że to ja muszę porozmawiać z babcią, o tym że to ja muszę wszystko załatwić i nie wiem od czego zacząć, że w szpitalu nie ma miejsca i są chore terminy, a tu trzeba działać szybko.
P: Ok! Zadzwonię do Ciebie za 5 min! Tylko koniecznie odbierz!
Trochę mnie to zirytowało, a późniejsza rozmowa wyglądała tak:
P: Dobra, słuchaj. Mój wujek pracuje w szpitalu na onkologii tam jest bardzo dobry profesor specjalista, jego przyjaciel. W najbliższych dniach zgłosisz się tu i tu podasz nazwisko swoje i powiesz że babcia jest pacjentką mojego wujka i tego profesora (nie będę tutaj rzucała nazwiskami), pokażesz skierowanie, a oni już znajdą miejsce. Jeśli będą jakieś problemy dzwonisz od razu do mnie. Jasne?
Ja: ...e?
P: Nie martw się, już wszystko załatwione, gadałem z wujkiem. Zrobią wszystkie dokładne badania i na pewno zajmą się jak należy..
Ja: Wiesz... nie wiem co mam powiedzieć..
P: Nic nie musisz mówić, tylko działaj szybko i obiecaj, że jak będą jakieś kłopoty to dasz znać, dobrze?
Ja: Aha.. Dlaczego to robisz? Przecież potraktowałam Cie okropnie i posłałam do diabła.
P: Przestań. I tak wiem, że nie możesz beze mnie żyć (śmiech).
Ja: Bezczelny jak zawsze.
P: Za to mnie wciąż kochasz.
Ja: KochaŁAM. Co chcesz w zamian?
P: Aż takie masz o mnie złe zdanie? Chcę Cie zobaczyć uśmiechniętą jak tulisz w ramionach swoją zdrową babcie. Nie robię tego żebyś czuła się wobec mnie dłużna. Wiesz, że dla Ciebie zrobię wszystko..
Ja: Dziękuję Ci.
P: Głowa do góry, piękna! Babcia wyzdrowieje. Nowotwór to jeszcze nie wyrok i w tym stadium powinien być do opanowania, a tam są naprawdę świetni specjaliści i zrobią co w ich mocy. Dopilnuje tego.
Ja: Dziękuję..
P: Proszę. Pozdrów narzeczonego..

Rozmawiałam z Babcią.. Nie powiedziałam jej do końca prawdy.. Nie byłam w stanie.Ale dużo udało mi się załatwić - skierowanie, miejsce w dobrym szpitalu już w przyszłym tygodniu, dwa badania dodatkowe... i to dzięki P. Życie potrafi zaskakiwać - Jeszcze kilka dni temu miałam nadzieję, że więcej Go nie spotkam i mówiłam takie rzeczy, że normalny człowiek nie powinien się do mnie nigdy więcej odezwać.. A on się znowu pojawia i daje mi nadzieje na ratunek babci.
Zobaczymy co dalej...

18 stycznia 2014 , Komentarze (7)

Hej ;)
Czas na krótkie podsumowanie minionego tygodnia. Z racji celu dla mnie tydzień kończy się w sobotę. I mimo drobnych niedociągnięć to uważam ten tydzień za udany.

Dietowo trzeba przyznać, że było różnie. Nie zawsze jadłam o stałych porach, ale starałam się jeść tylko produkty 'dozwolone' no i zdarzyło się omijać posiłki, bo nie było czasu, bo w biegu, bo jestem na mieście i szkoda kasy skoro mam w domu.. itd. itp..
Waga na dzisiaj: 60, 8 kg
Coś się zaczyna w końcu ruszać.. Ale zawsze mogło być lepiej.

A treningowo w tym tygodniu też bywało różnie, ale postawiłam na bieganie ;) biegałam 4 x po 5,2 km. Wiem że dla niektórych to śmieszny dystans, ale dla mnie to wyczyn, bo mimo że biało, zimno i pada to ja zbierałam tyłek spod ciepłej pierzyny i ogień! I mimo swojej żałosnej kondycji robiłam te 5 km. Było o tyle trudniej, że na moim zadupiu nie funkcjonuje coś takiego jak odśnieżanie, ale dawałam radę ;)
Dodatkowo było parę treningów ramion, pośladków, brzucha i hula hop, ale nie liczyłam ile dokładnie - obiecuję poprawę!

Myślę, że jest ok ;) Jestem z siebie zadowolona ;)
Narzeczony stwierdził, że trochę mnie ubyło i że skóra się poprawiła.
________________________________________________________________

Jadłospis z dnia wczorajszego:
Śniadanie: 2 gotowane jajka, 1/2 pomidora, 1/2 papryki, szczypiorek, bazylia
Obiad: 40 g brązowego ryży curry, mix duszonych warzyw na ostro
Kolacja: sałatka owocowa (jabłko, pomarańcza) z cynamonem i migdałami

+ 3 x zielona herbata
+3 x Thermo Max
+ w międzyczasie 8 orzechów laskowych
+ kawa z mlekiem odtłuszczonym bez cukru
________________________________________________________________

Postanowiłam nie wchodzić na wagę do dnia 08.02!

I tak wszem i wobec ogłaszam, że wędruje ona do szafy aż do dnia 8 lutego, czyli na dokładnie 3 tygodnie!
________________________________________________________________

A ostatnie 3 dni.. Cóż były co najmniej dziwne i dały mi popalić.. Dużo sprzecznych emocji, jakiś melancholijny nastrój.. Trochę żalu, szczypta złości.. i dużo wspomnień, a jeszcze więcej pytań..

Muszę się na chwile oderwać od tego wszystkiego. Spojrzeć trzeźwym okiem na tą chorą sytuację. Odpocząć.. Od szaleństwa przygotowań ślubnych, po prostu na chwilę zwolnić, wyluzować i skupić się tylko na sobie.

Dlatego za tydzień wyjeżdżam w góry. Na jakieś 7-8 dni. Jadę z pewną ciotką i wujkiem (fantastyczni ludzie!), ale mamy zakwaterowanie w różnych hotelach i każdy sobie rzepkę skrobie. Zamierzam dać sobie tam wycisk i wyżyć się za wsze czasy!
 
Jak wrócę to mojego cudownego byłego już nie będzie w kraju.
Więc szansa, że będzie próbował robić jakieś głupoty są co najmniej marne...
 I po za tym, po tym nieszczęsnym 2013 należy mi się taki wyjazd!
Taki tylko dla mnie.
________________________________________________________________

P. s. Zostało 29 tygodni!

16 stycznia 2014 , Komentarze (9)

Ktoś się pojawił. Tak znienacka. Wrócił. Ktoś kto kiedyś był wszystkim.
Po kim długo płakałam. Ktoś kto mówił, że kocha... Ktoś kto odszedł.

Wie, że za kilka miesięcy wychodzę za mąż. Mimo to próbował namącić.
Prosił, żebym zostawiła narzeczonego. Dla niego. Że wystarczy jedno moje słowo.
A rzuci wszystko: studia, pracę, dziewczynę.. I wróci do kraju. Wróci do mnie, dla mnie.
Że się zmieni. Mówił rzeczy, których wstyd mi było słuchać.
Które przyprawiały mnie o dreszcze.

Moja szczenięca wyidealizowana miłość. Ta pierwsza i niewinna...

Nic z niej nie zostało. Była piękna. A nie pełna zdrady.
Zniszczył ją.

Mimo to.. Nie mogę kłamać, że mnie to nie ruszyło.
Ale nauczyłam się panować nad sobą. Wiem jak brzmią puste słowa.
Umiem je odróżnić. I już tak nie boli.

Jestem wściekła! Sprawił, że na chwile się pogubiłam. Na chwile wzbudził wątpliwości.
I nie wiedziałam już nic. Bałam się. Ale to była chwila.

Potem wszystko było jasne. Co było to było. Teraz jest tylko wspomnieniem.
Nie ożywi uczuć które zabił. Kocham tego z którym biorę ślub
A ten co mąci może obiecywać i się starać. Już dawno jest za późno.
Ten czas minął. I chociaż słabość zostanie. To dobrze się stało.

Niezamierzenie. Ale utwierdził moją pewność. Wiem czego chcę. Wiem kogo kocham.
I wiem kto jest wart tego uczucia. I będę tylko z Nim.

Właśnie dopełniłam jednego z moich noworocznych postanowień: zakończyłam toksyczną znajomość. Taką która paliła od środka. Która tylko niszczyła..Czuję się trochę skołowana ta sytuacją. Ale nie mam żadnych wątpliwości.
Trochę boli.
Ale wiem, że to minie i że było warto.

A Narzeczony? Jest najwspanialszy na świecie! Wszystko zrozumiał.
Przytulił i powiedział, że będzie dobrze. Zawsze akceptował każdą moją słabość.
Nawet w postaci byłego faceta. Wie o wszystkim. Zawsze wiedział.
Nic nigdy przed Nim nie ukryłam. I zawsze byłam fair.
A On był cierpliwy, nie wtrącał się, niczego nie zabraniał.
Kocham Go najbardziej na świecie!

Pora na dopełnienie reszty postanowień.
To będzie dobry rok!

15 stycznia 2014 , Komentarze (4)

elo! ;)

Tak parę słów na szybko..


Waga waha się pomiędzy 60,5 kg a 62 kg.. Zaraz ją wy**** przez okno...;/

Jestem zła, bo staram się jak mogę, a efektów nie widać..

Po targach ślubnych doszłam do wniosku, że jesteśmy w czarnej dupie ze wszystkim i teraz jest jedna wielka nerwówa, bo załatwiamy wiele rzeczy już, teraz, natychmiast i naraz. W tym tygodniu załatwiliśmy powóz konny (jako koniara nie wyobrażam sobie innego transportu ;p), dopięliśmy sprawy z restauracją, załatwiliśmy florystę, a jutro zamawiam zaproszenia, zawiadomienia i wizytówki.

Diety się trzymam, chociaż nie zawsze jem o stałych porach, ale staram się! Ruch też jest o dziwo.. Więc mam nadzieje, że niebawem zobaczę jednak efekty na wadze.

Zima przyszła, śnieg leży i miałam dylemat czy iść biegać ;/ ale przecież będzie gorzej i nie ma co się wykręcać! Więc zaraz ubieram moje neoprenowe spodenki i jazda!

Jutro będę miała chwilę dla siebie i nadrobię zaległości w Waszych pamiętnikach ;)

Buziaki ;)

edit: właśnie wróciłam z biegania i duma rozpiera mi pośladki! ;D Wiatr śniegiem w oczy, a ja twardo zrobiłam swoje 5,2 km! Miszcz! ;D

11 stycznia 2014 , Komentarze (5)

Wielkie odliczanie trwa ;) zostało mi równiutko 30 tygodni panieństwa..

Dopiero jak przyszedł rok 2014 to zaczęło do mnie tak na prawdę docierać co mnie czeka.. I muszę przyznać szczerze, że zaczynam trochę panikować ..;/ i przerażają mnie te przygotowania, przeraża mnie sama ceremonia to, że tyle osób będzie się na mnie gapić, że wszyscy będą oceniać, komentować... Czy wszystko będzie tak jak bym chciała, czy goście będą zadowoleni, czy wszystko się uda.. Brrrr!

No ale czas ucieka szybciej niż bym chciała i trzeba zacisnąć zęby i jakoś przez to wszystko przejść. O rany! Jak ja bym chciała żeby już było po wszystkim ;p !

Co za tym idzie - zostało mi 30 tygodni aby zmienić swoje ciało na lepsze! Aby stać się jak najlepszą wersją siebie. I tak jak w ostatnim czasie wróciłam na właściwe tory tak na razie idzie mi zadziwiająco dobrze. Oby to się nie zmieniło ;)

Po za tym.. Jaki wczoraj mnie szok ogarnął gdy mój przyszły mąż oświadczył mi, że on od prawie trzech tygodni regularnie ćwiczy. o_O ... Mało tego widać już pierwsze efekty jego pracy. Jak to ujął "No przecież skoro Ty pracujesz nad sobą, żeby jak najlepiej wyglądać w sukni, to ja nie mogę wystąpić przy księżniczce jak jakiś sflaczały balon. Muszę się jakoś z klasą przy Tobie zaprezentować!" Możecie sobie tylko spróbować wyobrazić moją minę ;D. Dla sprostowania: jego forma nie wymaga jakiejś szczególnej poprawy.. Widziałam jak wygląda jego trening.. bite półtorej godziny ćwiczeń siłowych (z ciężarami, których ja bym ni chu chu nie podniosła) 5x w tygodniu... Normalnie czuję się jak cienias ze swoim bieganiem i różowym kółeczkiem hula hop.. Ale jestem z Niego dumna. Bardzo mile mnie zaskoczył ;)

Jestem zwarta i gotowa do dalszej pracy!

Muszę Wam się do czegoś przyznać.. Uległam gadżeciarstwu! ;D W listopadzie dostałam androida i z czasem jak zaczęłam się do niego przyzwyczajać to zaczęłam także ściągać różne aplikacje.. W tym i te dotyczące odchudzania i ruchu. I wciągnęłam się jak nie wiem! ;p plus jest taki, że jednak jest to jakaś dodatkowa motywacja.

Waga na dzisiaj: ... cholera wie -.-  szklana łajza głupieje i pokazuje na zmianę 60,8 kg i 61, 8 kg ...

Plan na dzisiejszy dzień:

05.00 - pobudka + kawa z mlekiem 0%+ vitalia ;)
05.20 - Mel B - brzuch, ramiona, pośladki
07.00 - śniadanie: jajecznica z dwóch jaj z 1/2 pomidora, bazylią, oregano
09.30 - przekąska: jabłko z cynamonem
10.00 - POLSKA GALA ŚLUBNA !
12.00 - obiad: warzywa duszone z ryżem z curry na ostro 
14.30 - przekąska: jogurt pitny odtłuszczony z garstką pestek słonecznika
17.00 - kolacja: sałatka warzywna z dwoma waflami ryżowymi
19.00 - wypad ze znajomymi
          + 3 x zielona herbata
          + start z suplementem Thermo Max


Szykuje się dzień pełen wrażeń i cały po za domem, więc z ćwiczeniami trochę cienko. Dlatego specjalnie wstałam o nieludzkiej porze żeby jednak trochę ruszyć swoimi krągłościami.



Buziaki! ;)

7 stycznia 2014 , Komentarze (4)

hmm.. Jak to jest.. Mam w domu dwie wagi, obie elektroniczne. Jedna z nich dzisiaj rano pokazywała na zmianę wagę 61,1 kg i 62,6 kg.. Druga natomiast (ta bardziej wydziwiona - obliczająca procentową zawartość kości, tłuszczu i mięśni) uparcie pokazywała 60,8 kg.
Przyznam, że nieco mnie to zirytowało i bardzo bym chciała wierzyć tej drugiej..
Zastanawiam się czy nie zamienić tych wynalazków na zwykła wagę mechaniczną? Czy nie są one dokładniejsze i bardziej pewne?? Co sądzicie? Z jakich Wy korzystacie??

Co do mojej diety to idzie bardzo dobrze ;) Sporo się ruszałam, jadłam zdrowo o stałych porach. I jestem z siebie bardzo zadowolona ;) Co prawda to tylko 4 dni.. ale wygrane 4 dni!
Jedyne z czego chyba zrezygnuje to przysiady..;/ serio nie daję rady. Zrobiłam te pierwsze 50 i na drugi dzień ledwo przebierałam nogami. Łatwiejsze i mniej bolesne jest dla mnie bieganie przez godzinę.. A to mnie po prostu wykańcza. Zamienię to na 10 minutowy trening pośladków z Mel B, bo nie ma co się katować ;/

Dzisiejsze ćwiczenia (jeśli w ogóle będą) to będą bardzo delikatne.. Mam 1 dzień @ i troszkę umieram.. Nie wiem ile dam radę zrobić, ale na pewno biegania nie będzie. Może stepper, hula hop i jakieś dywanówki. Ale diety będę się trzymała ;)



Pokusiłam się na pewien suplement z rodzaju "spalaczy tłuszczu".. słyszałam o nim całkiem dobre opinie i osobiście znam dwie panie, którym bardzo pomógł. Po raz pierwszy wesprę się takim czymś i mam nadzieje, że faktycznie jest wart tych pieniędzy ;p. Paczuszka już idzie, więc niebawem się przekonam co to "cudo" zdziała.

A na wagę na razie nie wchodzę. FOCH! Nie będę się wkurzać..

A jak tam Wam idzie? ;)

3 stycznia 2014 , Komentarze (5)

Dzisiaj rano wstałam pełna energii, zmotywowana w 100%
i całkowicie skupiona na celu!


Dzień zaliczam do bardzo udanych ;) powiedziałam sobie stanowcze "dosyć leniuchowania, odkładania, marudzenia.
DO ROBOTY! SAMO SIĘ K**** NIE ZROBI!"
Chyba najbardziej jestem zadowolona z tego, że w końcu zebrałam się w sobie i wyszłam pobiegać. Już prawie zapomniałam jaką mi to radość kiedyś sprawiało!
A rano myślałam, że nic z tego - ból gardła, katar, deszcz za oknem.. Nie no.. Nie ma sensu.
Ale..

i tego się trzymam! ;D

Czuję się fantastycznie i obiecuje, ze jutrzejszy dzień nie będzie gorszy!

Podjęłam walkę na nowo!
I TYM RAZEM NIE NAWALĘ!

Podsumowanie 1 dnia:

Śniadanie:
kawa z mlekiem odtłuszczonym
II śniadanie:
jogurt naturalny z jabłkiem i cynamonem, zielona herbata
Obiad:
1/3 gotowanej piersi z kurczaka z papryką ostrą i słodką, ryż brązowy z curry, szpinak, zielona herbata
Kolacja:
sałatka ze szpinaku, 1/2 pomidora, 1/2 papryki z oregano, zielona herbata

AKTYWNOŚĆ:
- bieg: 5 km
- hula-hop: 30 min.
- 15 minutowy trening ramion WH
- 15 minutowy trening brzucha Mel B
- nożyce: |15x _15x
- 50 przysiadów

A wstępny plan wygląda następująco:
(kolor czerwony-waga rzeczywista, kolor jasny niebieski-założenia)


Trzymajcie się! ;*

2 stycznia 2014 , Komentarze (5)

Można powiedzieć, że dopiero od jutra zaczynam dietę..
Tak wiem, zdradliwe "od jutra" ale..


Niby przez ostatnie dni się pilnowałam, ograniczałam i nawet coś ćwiczyłam, ale nie było konkretnego planu, żadnych założeń.. a ja tak nie lubię. Ja muszę mieć od początku do końca wyznaczone konkrety i na owych konkretach muszę opierać swoje działania. Inaczej mam wrażenie, że w okół mnie jest jeden wielki chaos i pierd*****, a to co robię nie ma żadnego sensu, ładu ani składu.. Ja muszę mieć wyznaczony cel, zasady, bardzo skonkretyzowany plan ćwiczeń i posiłków, szczegółowo wszystko przemyślane i rozpisane. Inaczej po prostu nie zacznę, a nawet jeśli to szybko się pogubię i stracę z oczu właściwy cel i motywacje co z kolei szybko doprowadzi do kolejnej porażki...

Tak tez było ostatnio. Kombinowałam z dietami jak koń pod górę, zmieniałam, wydziwiałam bez pojęcia, aż w końcu przy pojawieniu się dodatkowych kłopotów zjadających czas, pogubiłam się i olałam dietę..
Teraz powinno być dobrze ;) BO MAM KONKRET na którym mogę się oprzeć. Przed godziną zapełniłam lodówkę tym co potrzeba i jestem już gotowa.

Sytuacja się o tyle zmieniła, że z pewnych względów lekarz kazał mi przejść na dietę bezglutenową. Trochę już się z nią zapoznałam i powoli oswajam.. Czy ktoś z Was jest na takiej diecie i mógłby się podzielić jakimiś wskazówkami? Lub zna jakieś strony internetowe/książki które by mi polecił?? Będę ogromnie wdzięczna!