Przez te ostatnie 3 dni podstawa moich ćwiczeń jest rowerek stacjonarny, jeżdżę, po ok, 1,5-2h + ćwiczę na ręce z hantelkami do tego oczywiście brzuszki, no i od wczoraj robiłam sobie wyzwanie dzień 24 Chodakowskiej, szybkie 5min na nogi :>
Od zawsze mam wrażenie, że rower to niewiele.. Ostatni raz ważyłam się w poniedziałek lub we wtorek.. miałam 64,5 i postanowiłam sobie za wszelką cenę zejść do poniedziałku poniżej 64. Mam nadzieje na najwyżej 63,9.. to 0.7kg w tydzień, nie jest to kolosalnie dużo, ale zastanawiam się czy nie robię za mało żeby to osiągnąć..
Jeśli chodzi o jedzenie... po niedzielnej wpadce już jest jak najbardziej OK.
Liczę kalorie, ale nie jakoś obsesyjnie, bez żadnego ważenia, na oko.. i tak 'na oko' to jem ok. 1500kcal.. WYDAJE SIĘ BYĆ OK, no nie?
Chcę wyjść już z tej cyfry.. baardzo, to nie pierwszy raz kiedy tak mam.. Tak ze nie mogę się jakiejś pozbyć..pamiętam że najtrudniej było mi pozbyć sie 68 i coś.. ciągle do tego wracałam. waga skakała mi w granicach 0.5kg i nie chciała iść dalej. Dlatego tak bardzo czekam, na 63,9 potem 63,5 i potem 62 i coś.. jejciu do piątki z przodu już tak blisko! <3
taka leciutka motywacja :))
Udało mi się odratować jeden kawałeczek na jutro :P przy okazji następnego postu wrzucę jej zdjęcie. Była pyszna i co najważniejsze lekka, bo na dużą formę (średnica 26cm) użyłam tylko jedno jajko, 150g masła, 250 mąki, 2łyżki cukru, 70g cukru pudru i duuuuuuuuuuuużo jabłek :>