Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 13960
Komentarzy: 229
Założony: 7 kwietnia 2014
Ostatni wpis: 17 czerwca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
mechaniczna-pomarancza

kobieta, 34 lat, szczecin

168 cm, 58.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

24 maja 2014 , Komentarze (6)

Na wstępie powiem Wam, że fajnego mam tego mężczyznę mego. Ostatnio Wam się trochę pożaliłam, że przez kilka dni mojej nieobecności totalnie zasyfił nasze mieszkanko a posprzątał dopiero po moim wyraźnym "poleceniu". Rzadko zdarzają nam się takie sytuacje, rzadko w ogóle lekko się nawzajem irytujemy :)
No ale chłopisko moje miało takie wyrzuty sumienia, że dziś odgruzował piwnicę. W piwnicy jest mnóstwo gratów właściciela mieszkania. Jest spora ale w ogóle nie mogliśmy z niej korzystać. A jako, że przywożę sobie mój ukochany rower (do tej pory korzystałam z pożyczonego) to się idealnie składa bo zapłakałabym się gdyby rdzewiał pod płotem. 

Poza tym jaram się bo zostały już tylko 2 tygodnie z małym hakiem do wyjazdu. Ostatnimi czasy zawsze jeździliśmy "blisko", do naszych sąsiadów albo zwiedzaliśmy nasz piękny kraj :) A tu dwa wyjazdy (jeden 5 dniowy, drugi 10) do Hiszpanii i Portugalii :) 
I jeszcze w dodatku będziemy się byczyć w drogich hotelach :D
Wiem, że dla wielu osób to norma ale ja nie lubię szastać kasą i zawsze wychodziliśmy z założenia, że starzy jeszcze nie jesteśmy i na gwiazdki przyjdzie czas. 

W następnym tygodniu ruszam na zakupy - trzeba kupić kostium kąpielowy, spodenki, trampeczki i inne cuda na kiju

Dieta... idzie dobrze. No tylko ostatnio sporo piwa w siebie wlewam. No ale za bardzo kocham moich wariatów żeby im odmówić :D 
No ale ćwiczę i wróciłam do biegów! :)

A tu bonus. Mój kot radzący sobie z upałami ;)

23 maja 2014 , Komentarze (9)

      Jestem rowerzystką. Kiedyś trenowałam (w terenie), dziś jeżdżę tylko rekreacyjnie. Jestem przeciwniczką samochodów w miastach :) Uważam, że natężenie ruchu jest zbyt wielkie a w tych samochodach siedzi najczęściej tylko jedna osoba. Zatruwając nam życie - nie tylko w kwestii powietrza ale też hałasu i stania za nimi w korkach w tramwaju :) 
      Wiem, że w polskich miastach komunikacja zbiorowa pozostawia wiele do życzenia... Dlatego zawsze proponuję rower. Jest to szybki, ekologiczny i zdrowy sposób przemieszczania się po mieście. Ok - zimą może nie :) ale zimy w polskich miastach jakoś nie są ani długie ani srogie. 

      Jednak żeby nie było tak kolorowo zawsze denerwują mnie rowerzyści na chodnikach. 

      Zawsze w dyskusjach ze znajomymi zajmuję to samo, stanowcze stanowisko. I uwaga - przyniosło to efekty ;) Część moich znajomych zaczęło się ze mną zgadzać. A dziś jeździłam z koleżanką po mieście żeby zobaczyła, że w zasadzie nie ma się czego bać ;) 

      Rowerzysta na chodniku może przebywać tylko kiedy spełnione są te warunki: 

      1. jedzie z dzieckiem do lat dziesięciu lub
      2. podczas złej pogody (śnieg, silny wiatr, ulewa, gołoledź, gęsta mgła) lub
      3. są spełnione jednocześnie trzy warunki:
        • chodnik ma co najmniej dwa metry szerokości,
        • ruch na jezdni jest dozwolony z prędkością ponad 50 km/h (w terenie zabudowanym),
        • brakuje oddzielonej drogi dla rowerów oraz pasa ruchu dla nich przeznaczonego.

22 maja 2014 , Komentarze (3)

Dziś pierwszy raz od bardzo dawna wkurzyłam się na mojego mężczyznę. Nie chciałam się kłócić (bo o wiele lepiej rozmawiać) więc - nie mówiąc nic o moich wątach - wyszłam na chwilę.
I to prawda - słońce działa relaksująco. Położyłam się chwilę na ławeczce, wystawiłam moje blade ciało na działanie promieni słonecznych (które skutecznie odbijam a moja skóra pozostaje blada jako i była). Godzinę później wróciłam do domu i spokojnie wyjaśniłam co mi się w jego zachowaniu ostatnich dni nie podoba :) 
Sprawa była błaha. Wyjechałam na kilka dni a po powrocie mieszkanie po prostu utonęło w syfie. WSZYSTKIE naczynia brudne, rower w pokoju ubłocony, kosz na pranie rozwalony. Tylko dookoła kota jako-tako ogarnięte (w sensie miejsce do jedzenia i kuweta). 
Ja wiem, że on ma dużo ostatnio na głowie ale bez przesady. Jak jestem obok to się pilnuje, sprząta, zmywa od razu. A to co zastałam to naprawdę armagedon! Plus wróciłam dwa dni temu, zaparłam się, że nie posprzątam i syf jak był tak jest. No ale po wyjaśnieniu chyba coś dotarło bo właśnie zasuwa jak mały robocik. 

A poniżej dowód na to, że walczę z kompleksami! Pierwszy raz w tym roku wyszłam z domu w sukience! Nie będę w tym roku gotować się w jeansach ;) A co!

Ale pogoda jest boska, tyle Wam powiem. Słonecznie, ciepło ale chłodny wiatr sprawia, że nie jest gorąco :) 
Kończę bo już mi serce zmiękło, pomogę posprzątać ;)

20 maja 2014 , Komentarze (4)

Wybaczcie, że zniknęłam na jakąś chwilę. Udało mi się wyjechać na weekend, niestety jeszcze nie udało mi się wrócić (pociągi, ach pociągi!). 

Dietę trzymam, ćwiczę z jillian :) Bardzo dużo też chodzę. Niestety nie wzięłam butów do biegania... a szkoda bo pogoda piękna a po przeziębieniu ani śladu! No ale do jutra wytrzymam ;)

Jako, że ostatnio trochę się podłamałam brakiem widocznych efektów odgrzebałam zdjęcia zaraz po zorientowaniu się, że moja waga nieubłaganie rośnie. Zdjęcie to jest z wagą prawie 70kg, jakieś 61cm w udzie i 41cm w łydce.

Dziś dla porównania zrobiłam inne. W innych spodenkach, inny kąt ale widzę, że dwa lata temu naprawdę dałam radę (schudłam z 70 do 60, wrócił kilogram). Dzisiejszych jest kilka bo nie udało mi się dobrze ustawić komputera żeby tak zrobić zdjęcie jak 2 lata temu. Dziś jest 55-56 cm w udzie i 36,5cm w łydce. 

Doczytam co u Was kiedy dotrę już do swojego mieszkania. A teraz lecę cieszyć się słońcem na leżaku :)

16 maja 2014 , Komentarze (3)

Nie wiem jak ale wczorajszy wpis przez przypadek skasowałam. Nieważne. Jeszcze raz dziękuję za to jak mili byliście w moim wpisie o braku efektów. Dziękuję

Niestety część z Was zarzuciła mi, że panikuję czy wręcz zachowuję się gówniarsko. Wynika to chyba z braku zrozumienia. Ja bardzo lubię moje ciało. Nie uważam, że jest tłuste, grube, niekształtne czy coś. 
Fakt - nie przepadam za budową ud ale nic z tym nie zrobię, nie zamierzam dążyć do szpary między nogami :) Jedynie do lekkiego ich wysmuklenia (motywacją są moje zdjęcia z przeszłości przede wszystkim). Kocham za to moje łydki, moje ramiona, lubię mój brzuch. 

Jem i ćwiczę właśnie dla mojego ciała. Jest sprawne, jest młode, jest ładne. Niech będzie sprawniejsze i może smuklejsze choć niestety młodsze już nie będzie ;)

Jestem osobą, która kiedyś trenowała, uwielbia smukłe, wysportowane sylwetki i dlatego jeszcze nie jestem w pełni usatysfakcjonowana. Rozumiem jednak, że dla jakiejś tam części z Was mój wygląd byłby całkowicie wystarczający i to dobrze ;) Ludzie są różni, mają różne cele i ideały :) I chyba dopóki te cele nie zagrażają zdrowiu (bo apeluję by upominać dziewczyny dążące do 45kg przy 170cm wzrostu!) powinniśmy się wspierać by każdy osiągnął swój cel.

Wkurzyłam się nie na wygląd mojego ciała a na brak wyraźnych efektów moich starań. I wydaje mi się to całkowicie normalne. Dążę do czegoś, wkładam w to energię i chciałabym widzieć efekt. 


Tak samo denerwuję się kiedy piszę program, siedzę nad tym kilka dni, wkładam w to serce a potem coś nie działa. Nie rzucam wtedy tym w kąt ale jestem wkurzona. I pracuję dalej i dalej by zobaczyć ten efekt, o który mi chodzi. 

14 maja 2014 , Komentarze (88)

Cholera, cholera, cholera! 
Dziś postanowiłam się zważyć. Spadło mi 3,5kg. Może to dla Was niewiele ale ja byłabym z tego spadku bardzo zadowolona... Spadły mi też 4cm z talii, 5cm z brzucha (3cm pod pępkiem), w biodrach różnica żadna bo 1cm. W udach po 2cm. 
Niby fajnie, nie?

Tylko do diabła co z tego skoro wizualnie nie ma różnicy? Zero, null, nic się nie zmieniło. $%^$#%^!

Do dupy z tym wszystkim. 
Diety nie zmieniam. Nie zmieniam ćwiczeń - bo świetnie się czuję z nowym stylem życia. Ale chyba czas się pogodzić z tym wyglądem ;] 
Wiem, wiem. Tragicznie nie jest. Tylko ja chciałam żeby było lepiej. Żeby nogi były smuklejsze, żeby brzuch był płaski (a przynajmniej żeby blisko mu do tej płaskości było) i żeby cholerne boczki pojechały (same!) na wycieczkę na Bahama. I żeby tak im się tam spodobało żeby nigdy nie wróciły. 
Czy to tak wiele? 
No widać za wiele. 
Swoją drogą to zabawne. Mam 55cm w udzie. Przy moim wzroście to naprawdę nie jest aż tak dużo. Ale mam taką a nie inną budowę i te cholerne udziska zawsze będą tak wyglądać. 

Wracam do pracy. Tyle mi zostało.

12 maja 2014 , Komentarze (3)

Dziś obudziłam się z okropnym bólem gardła. Z tego względu dziś i jutro również odpuszczam biegi. Lepiej dmuchać na zimne niż później 3 tygodnie leżeć w łóżku z temperaturą i na antybiotykach (jestem anginowcem). 

A z rzeczy radosnych i optymistycznych udało mi się zarezerwować bilety do Portugalii na lipiec :) Strasznie się cieszę na te kilka dni! I znów - motywacja x 100 :)

Skoro więc biegi dziś odpadają postanowiłam do shreda dorzucić trochę innych ćwiczeń - skakanka, agrafka, 8 min na brzuch :) Jest moc! A dietetycznie jak ładnie! Nic, nic nie jest w stanie zawrócić mi w głowie kiedy wizualizuję siebie na plaży, w pięknym stroju kąpielowym na moim szczupłym ciele! 

Menu: 

  1. 2 kanapki z żytniego z sałatą, pomidorem, rzodkiewką i papryką, 1 kanapka z żytniego z hummusem. Kawa z mlekiem.
  2. maślanka z rzodkiewką i koperkiem. Ciecierzyca pieczona w miodzie.
  3. 2 naleśniki z mąki pełnoziarnistej żytniej, smażone bez tłuszczu, z pomidorem i serkiem wiejskim. Świeży sok z pomarańczy.
  4. sałatka (jak na załączonym obrazku) z sałaty, papryki, rzodkiewki, papryki i ciecierzycy. 
  5. (planuję) omlet z pomidorem, papryką i serem kozim

11 maja 2014 , Komentarze (7)

[Zaczęło się od gadania o noszeniu na rękach, przy czym noszeniu mojego mężczyzny a nie mnie]
Ja: zwariowałeś? Za ciężki jesteś!
P: kiedyś będę ciężko chory, schudnę do 60kg i będziesz mnie mogła nosić. 
Ja: Ale wiesz, że 60kg to wcale nie tak mało? Ja tyle ważę!
P: [z oburzeniem]Ty wcale nie jesteś ciężka!
Ja: ? :?
P: Przecież to chciałaś usłyszeć! 

W nagrodę dziś mógł mnie ponosić na rękach!

Byłam dziś na pewnym festiwalu. Atmosfera mocno festynowo-odpustowa, zresztą wszystko było straszną komerchą. Najgorsze było to, że jak to w takich miejscach - jedzenia było mnóstwo i po chwili żołądek zaczął się dopominać obiadu. Nawet zaczęliśmy kręcić się po tych stanowiskach ale - całe szczęście - wszystko było mięsne: kiełbachy, kaszany, żeberka, smalec... Jedno marne stoisko z oscypkami. Ale jako, że wiem co przechodzą te oscypki najczęściej - nie skusiłam się. 
Już nie mówiąc o tym, że większość spotkań ze znajomymi kończy się w jakiś budkach z kebabami, makach czy innych orlenach, które najzwyczajniej w świecie nie uwzględniają wege ;) Zatem wszyscy się objadają a ja bez żalu nie :) A co najważniejsze - nikt mnie nie namawia na jedzenie!
Mogę to sobie chyba dopisać do listy zalet bycia wege gdyby znowu, ktoś próbował mnie przekonać jakim debilem jestem nie jedząc mięsa ;)

Menu:

  1. Owsianka z bananem, wiórkami kokosowymi, orzechami włoskimi i truskawkami. Żytnia pajdka z hummusem. Kawa z mlekiem.
  2. Kanapka z żytniego z sałatą, pomidorem, papryką i rzodkiewką. Szklanka maślanki z koperkiem i rzodkiewką. 
  3. Ryż z warzywami.
  4. Ciecierzyca prażona z miodem, szklanka świeżego soku z pomarańczy.
  5. Sałatka z sałaty, papryki, pomidorów, ogórków, orzechów z serem kozim (to dopiero przede mną).

Aktywność: rozgrzewka na dzień dobry, 30 day shred. 

Dziś bez biegania bo strasznie bolą mnie stawy skokowe. Trochę za dużo chyba chodziłam w balerinkach a jednak to zero amortyzacji. Zbyt często wracam na piechotkę (ponad 10km) jak na takie kłapciaki

10 maja 2014 , Komentarze (3)

Jak się powiedziało a to trzeba powiedzieć i be :) Dzisiejszy dzień zaczęłam od kilkuminutowej rozgrzewki: skłony, pajacyki, brzuszki, krążenia ramion, bioder, kolan, kostek, kilka burpees. 

Fotomenu nie będę jednak robiła gdyż nie jestem mistrzem układania jedzenia na talerzu. No niestety, tutaj talentu mi poskąpiono. 

Menu! kolejno odlicz:

  1. Trzy kromki chleba orkiszowego (kromki są bardzo małe, taka 1/3 kromki normalnego białego chleba) z cienkimi plasterkami żółtego sera, z sałatą, pomidorem i rzodkiewką. Kawa z mlekiem (bez cukru). 
  2. Szklanka maślanki z tartymi rzodkiewkami, koperkiem i pieprzem. 
  3. Kotlet ziemniaczany* z dużą ilością surówki.
  4. Duże jabłko tarte z łyżeczką miodu, 
  5. Sałatka z pomidora, ogórka, papryki i orzechów ziemnych z oliwą z przyprawami :)

*oczywiście kotlet ziemniaczany nie jest przesadnie zdrowy, w dodatku smażony... Ale jak moje chłopisko z dwiema lewymi rękami w kuchni coś przygotuje to nie kręcę nosem :) 

Aktywność to ta kilkuminutowa rozgrzewka, pierwszy dzień 30 day shred, i 40 min biegania ;) Także nie opierdzielam się. 

I już nie potrzebuję przerwy na marsz w tym moim truchtaniu! Jabadabadu! Po prostu kocham, kocham, kocham biegać!

Zauważyłam jednak jedną smutną zależność. Dziewczyny z nadwagą (które szczerze podziwiam za bieganie) kiedy mijają innych - mniej lub bardziej doświadczonych biegaczy uparcie wpatrują się w chodnik przed sobą. Co gorsza pamiętam, że robiłam to samo... 
A naprawdę trzeba biec z podniesionym czołem i być dumnym z każdego kroku! Wielu biegaczy jest pozytywnie nastawionych do innych - niezależnie od ubioru, wagi, prędkości, stopnia zaburaczenia twarzy ;) Dajcie się czasem pozdrowić ręką i uśmiechem! :)

9 maja 2014 , Komentarze (5)

I u siebie i u Was. Jakoś ciągle nie mam motywacji do tego, żeby usiąść i napisać kilka słów. Na forum bywam codziennie - i tak dużo czasu spędzam przed ekranem, więc gdzieś tam vitalia się przewija. Do pamiętnika nie mam tyle serca bo wymaga większej regularności. 
Przepraszam za opieszałość u Was ;) Jutro nadrobię. 

Od jutra też zacznę pisać codzienne sprawozdania. Będę starała się nawet robić fotomenu! A co! 
No i regularne sprawozdania z aktywności fizycznej też się przydadzą. 

Od jutra równo 30 dni do wyjazdu. Od jutra ruszam z 30 day shred dodanym do mojej codziennej aktywności. Choć i tak moje ciało już się wysmukliło, mam mniej centymetrów w obwodach. Wagi nie znam dalej ;) Zważę się przed wyjazdem :)

Muszę się zmusić do zwierzeń w pamiętniku tak by mieć większą kontrolę. Zostało naprawdę mało czasu, nie liczę na cud i ciało z motywacji w miesiąc ale... no jeszcze z centymetr w udku! Proszę! :D

Nie wiem czy Wam mówiłam ale mam zepsutą jedną słuchawkę. Dzięki temu często słyszę co ludzie o mnie mówią. Np ostatnio dwóch pseudokibiców rozmawiało sobie o mnie jak gdyby nigdy nic. Usłyszałam, że jestem ładna z każdej strony
Ostatnio też ciągle spotykam mojego sąsiada, starszego pana i byłego wykładowce mojej uczelni, który za każdym razem rzuca mi komplementy animalistyczne. A to, że biegam jak łania a to, że mam wdzięk kota. 

Swoją drogą niezły mam target - gimnazjaliści, pseudokibice i starsi panowie :D
Gdyby nie moje chłopisko i nasz wspólny kolega, który za każdym razem jak na piwie gadamy sobie z koleżanką o ćwiczeniach patrzy na mnie i mówi ale Ty masz wszystko na miejscu pewnie bym się załamała :D

Tak wiem, trochę sobie ostatnio słodzę. Ale! Trzeba budować sobie swoją samoocenę. Każda z nas ma wady ale każda z nas ma również zalety. I warto o tym pamiętać. Możemy się podobać! Choć niestety niektóre z nas koneserów mają wybitnych :D