Czyli to jak się czuję vs to co słyszę. Kiedy biegnę wiem, że nie wyglądam najlepiej. Jestem mocno zaróżowiona na buzi, nie stąpam jak sarenka a jak przysadzisty prosiaczek ;) A tu proszę - siedzący na stadionie gimnazjaliści, którym ten obiekt sportowy służy jako miejsce sączenia złocistego trunku, "skomplementowali" mój zad. Często też panowie mnie pozdrawiają z uśmiechem kiedy ich mijam na ulicy, zdarza się, że ktoś na mnie trąbi i mi macha ;)
Choć... poza tym jednym werbalnym zachwytem nastolatków może chodzić równie dobrze o to, że wyglądam jakbym miała umrzeć w przeciągu kilkunastu sekund i to ma dodać mi otuchy!
Bieganie idzie mi coraz lepiej. Na 6-7km potrzebuję już tylko jednej przerwy na marsz (2min). Czasem ciężko mi się zmobilizować ale zwlekam swój zadek z kanapy, naciągam leginsy, robię rozgrzewkę ciągle tocząc w głowie walkę - tej pomarańczki zmobilizowanej i tej rozleniwionej - zmuszam się :) A po 2 min czuję się wspaniale, że mi się udało zmusić, bieganie sprawia mi przyjemność a po powrocie mam banana na buzi i przypływ energii, której po całym dniu czasem brakuje ;)
W tym tygodniu przebiegłam lekko ponad 30km ;] Normalnie jestem z siebie dumna!