Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Cześć! Jestem perską księżniczką. Do odchudzania skłonił mnie fakt, że zarwał się pode mną mój latający dywan. Nie no, tak na serio to kłopoty zdrowotne :) Aha no i pewnie wygląd kluski. Ale głównie zdrowie :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 14834
Komentarzy: 121
Założony: 25 kwietnia 2014
Ostatni wpis: 6 marca 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Shahrazad

kobieta, 39 lat, Oslo

157 cm, 68.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 maja 2017 , Komentarze (9)

Oficjalne ważenie nr 1: 65,1 kg (-1,3)

Jestem bardzo zadowolona, że pomimo problemów udało mi się trochę zrzucić wagi. Po pierwsze, tydzień temu mój mąż miał urodziny, więc była lekka impreza i dojadanie na drugi dzień, potem miałam dwa dni zjazdu na uczelni i dostałam okres i w zasadzie jedynym ćwiczeniem, jakie wykonałam między 16.05 a 24.05 był jeden stretching, lol. 

Dlatego wczoraj, chociaż było już bardzo późno, zmusiłam się do zrobienia ogólnorozwojówki cardio (z misji bikini na Vitalii). Niby proste ćwiczenie, które robiłam już wiele razy i jak jestem w formie to stanowi tylko nieco forsowną przyjemność, teraz myślałam że umrę na zawał i wyskoczy mi serce. Trochę się boję dzisiaj robić dalej swój interwałowy plan cardio na siłowni, w teorii to powinno być 60 sekund maksymalnie szybkiego biegu / 60 sekund truchtu x 7 ale to są zawsze ciężkie treningi i po przerwie mogę tego nie wytrzymać zarówno pod względem kondycji jak i pod względem nóg.

Chciałabym się też pochwalić, od dwóch dni jestem na detoksie od kawy i od wczoraj jeszcze od cukru. Wczoraj mnie cały dzień nosiło za kawą, nawet podczas spaceru doznałam epizodu anhedonii! Dwa dni temu po prostu zjadłam dwa batoniki, jak zaczęło mi brakować kofeiny, więc stwierdziłam, że cukier również OUT. Z wyjątkiem owoców, jakiegoś tam miodu itp. Dzisiaj mnie pobolewa głowa, podejrzewam że od tego. Może po śniadaniu i jakimś tam stretchingu mi przejdzie.

Pomiary:

biust: 98 cm (-3 cm, lol)

talia: 78,5 cm (-1 cm)

brzuszek: 89 cm (-0,5 cm)

biodra: 105 cm (+1 cm???)

udo: 64 cm (bez zmian)

łydka: 39,5 cm (-0,5 cm)

17 maja 2017 , Komentarze (1)

Day 3: 65,4 kg (-1,0 kg)

Jestem zadowolona z diety jak na razie, chociaż zauważyłam jedną ciekawą rzecz. Z reguły na trzeci czy czwarty dzień diety mam okropne bóle głowy, że tylko jakiś zamawiany obiad może mnie uratować (też nie jakaś wielka pizza czy burger, ale porządna pierś z kurczaka w sosie grzybowym z talarkami i sałatą grecką już tak). 

I być może zauważyłam, z czego to się bierze. Z tego licznika kalorii wyszło mi, że zjadłam poniżej minimum węglowodanów. Porównuję sobie to z dietą Vitalii i w teorii powinnam była zjeść więcej, ale w praktyce nie zjadłam (może mam inny chleb, a poza tym na obiad nie chciało mi się gotować ryżu bo i tak mężowi robiłam inny obiad, więc sobie zjadłam duszonego kurczaka z większą ilością warzyw na patelnię, zresztą wyszło pyszne i bardzo się tym najadłam, ale jak się okazało - składnikowo to nie było to samo).

Poza tym mam tężyczkę na tle nerwowym, w tym "kryzysowym" dniu zawsze mam jakiś atak paniki, oczy latają, migrena bleee. Kiedyś dzień w dzień chodziłam jak porządnie pijana, teraz na szczęście jest lepiej i nawet przestałam się faszerować suplementami tak gdzieś od pół roku. Kiedy mam ataki, biorę magnez (w większych dawkach niż normalni ludzie), krople uspokajające i czasem jeszcze jednego gleborzuta o dziwnej nazwie której nigdy nie pamiętam (też kompleks witamin). Staram się nie brać tabletek na ból głowy (jak uda mi się wytrzymać bez), żeby sobie nie zwiększać tolerancji na nie. Niestety, rok temu, kiedy myślałam że po prostu położę się i umrę, musiałam się zwolnić z pracy. Na pewno moja następna praca będzie się odbywała z domu. Są dni, kiedy się czuję naprawdę dobrze.

O, wczoraj ledwie normalnie zasnęłam a dzisiaj od rana problemy, sztywny kark, oczy latają :///

Moja pani neurolog powiedziała, że stres przeszedł na poziom biologiczny i nawet kiedy ja wiem, że sytuacja nie jest stresowa, mój organizm reaguje inaczej. Obecnie, z reguły to jest przed zajęciami na studiach kiedy trzeba przygotować jakiś projekt (co nawet zrozumiałe) ale także przy wszystkich wizytach gości, wyjazdach w gości, kiedy absolutnie punktualnie trzeba coś zrobić, posprzątać na błysk, ugotować. To są rzeczy, które przez wiele lat kompletnie sobie zlewałam i nic mnie one nie obchodziły, rzeczy które tak naprawdę nie decydują o niczym, po prostu ich nie robiłam. Ale mój mąż jest inny pod tym względem, więc siłą rzeczy teraz muszę je robić. Dzisiaj mój mąż ma urodziny, więc muszę ogarnąć armageddon w kuchni i pojechać do sklepu po zakupy (może się przespaceruję w jedną stronę bo ładna pogoda i zaliczę spacerek przy okazji). Na szczęście dzisiaj on gotuje (rzeczy których nigdy w życiu nie robił hahahaha będzie wrzask).

Będziemy mieć pyszną tradycyjną serbską kolację i po jednej polskiej (?) napoleonce :p 

Aha, ponieważ ostatnio wrzucałam takie brzydkie zdjęcie tłuszczu, to teraz piękne zdjęcie moich paznokci (żelowe) i bzu co się rozkwitł pod blokiem

16 maja 2017 , Komentarze (4)

Day 2: 65,8 kg

(mój wzrost to 157 cm, więc granica nadwagi to 61,5 kg)

Z dużą ulgą powitałam dziś spadek wagi - i, co najważniejsze - czuję to na sobie. Wiem, że nie wolno się ważyć codziennie, ale jakoś mam większą kontrolę nad sobą, kiedy to robię. 

Chociaż ściągnęłam sobie tę apkę Fitatu. Już na dzień dobry daje mi inne wyniki niż to, co jest w diecie Vitalii. W teorii powinnam zjeść 400 kalorii na śniadanie. 2 kromki pieczywa pełnoziarnistego, 10 łyżek serka wiejskiego i 8 oliwek (to jest 400 kcal? Huh???). W praktyce zjadłam trzy kromeczki weki, tak na oko 25 g (?) sera favita fetopodobnego, z 0,4 jogurtu naturalnego do zmieszania z serem na pastę i pół papryczki chili bo oliwek nie miałam. I wyszło mi wg licznika 276 kcal.

To przeliczanie jest trochę śmieszne, nie wiem czy będzie mi się w to chciało bawić, zwłaszcza obliczając jakąś jedną dziesiątą przecieru pomidorowego i tacki z włoszczyzną na talerzu kapuśniaka.

W każdym razie, wczoraj wieczorem wykonałam fotografię hehe. Nie ma co się wstydzić, w końcu pracuję nad pozbyciem się tego. Oglądałam ostatnio Obcego w kinie, podejrzewam że jeden przeszedł z ekranu do mojego brzucha :ooo

(trzeba kliknąć w link bo się nie ładuje jak próbuję dodać foto)

https://vitalia.pl/index.php/mid/78/fid/893/kalori...

Zrobiłam też pomiary:

biceps: 29 cm

biust: 101 cm

talia: 79,5 cm

brzuszek: 89,5 cm

biodra: 104 cm

udo: 64 cm

łydka: 40 cm

15 maja 2017 , Komentarze (2)

Day 1 66,5 kg

Mam tu konto właściwie od 3 lat i miałam jakieś stare wpisy, ale poleciały sobie dziś na jakąś planetę, gdzie mogą ich co najwyżej strzec Strażnicy Galaktyki.

W zasadzie trudno mi powiedzieć "zaczynam od nowa". Jestem prawie pewna, że coś jest u mnie nie halo z hormonami, tarczycą albo jeszcze innym ustrojstwem, bo myślę, że zdrowi ludzie nie mają aż tak kuriozalnych problemów z właściwie już nawet nie chudnięciem, co obroną wagi, mimo ćwiczeń czy mimo wielu dni trzymania rozsądnej diety (potem powiedzmy jest jeden obiad gdzieś na mieście i walka z dwóch tygodni stracona). 

Ostatnie kilkanaście miesięcy to praktycznie przy jakichś większych sytuacjach typu wyjazd, przeprowadzka, sesja (studiuję zaocznie) - przybywa kilogram, którego już się nie da na stałe pozbyć. Kiedyś jakąś magiczną granicą było 63 kilo, potem 64, 65, a teraz ważę 66,4. Właściwie - gdybym nie ćwiczyła i gdybym naprawdę żarła jak powalona, to pewnie bym już ważyła z 80 kilo. No masakra.

Od prawie miesiąca robię program Misja Bikini, jestem po 21 treningach (jak widać ćwiczę naprawdę regularnie), do tego staram się codziennie zaliczyć jakiś spacer, z reguły to jest 30 minut (czasem przy bardzo brzydkiej pogodzie wychodzę tylko do sklepu, ale czasem chodzę też znacznie więcej).

Na pewno widzę wizualnie jakieś efekty, kondycyjnie również (mogę sobie kucać i wstawać ile wlezie podczas zamiatania podłogi hahahahaha) ale waga jest identyczna z początkiem programu (i niestety, centymetry w zasadzie też)

Przy czym próbowałam w tym okresie jeść tyle, ile chciał mój organizm i wtedy, kiedy potrzebował. Nie chciałam się poczuć słabo, zwłaszcza że często pracuję intelektualnie i bez paliwa dla mózgu nie da się nic zrobić. Przy czym w moim przypadku to nigdy nie oznacza tak naprawdę obżerania się. Co najwyżej trochę słodkiego czy jakiś obiad z dowozem do domu kiedy nie ogarnę gotowania (sushi, indyjskie). Po drodze zrzuciłam jakieś 1-1,5 kilo, teraz w ten weekend miałam w jeden dzień imprezę a w drugi umieralnię i znowu wróciłam do punktu wyjścia). 

Zamierzam przez miesiąc stosować się w miarę możliwości do diety, którą mam tutaj wykupioną (to jest 1600 kalorii), ewentualne odchylenia wynikają z tego że mam męża i ten obiad jednak musi być gdzieś pośrodku, on nie je dietetycznych obiadów, wręcz reaguje agresywnie na jakieś cukinie z piekarnika lol. Albo że coś zostanie w lodówce i posiłek można skomponować do podobnego z jadłospisu. Jeżeli nie zauważę progresu, to jednak trzeba się będzie przespacerować na badania i do endokrynologa.