Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Cześć! Jestem perską księżniczką. Do odchudzania skłonił mnie fakt, że zarwał się pode mną mój latający dywan. Nie no, tak na serio to kłopoty zdrowotne :) Aha no i pewnie wygląd kluski. Ale głównie zdrowie :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 14825
Komentarzy: 121
Założony: 25 kwietnia 2014
Ostatni wpis: 6 marca 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Shahrazad

kobieta, 39 lat, Oslo

157 cm, 68.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

20 lipca 2017 , Skomentuj

waga: 64,7 

+ 0,1 kg od ostatniego ważenia

- 1,3 kg od początku

Jestem przed okresem, to pierwsza sprawa, a druga, to że w zeszłym tygodniu z niewiadomych przyczyn schudłam od razu za 2 tygodnie (chyba za dużo jak na 1 tydzień). Chociaż jadłam wszystko jak trzeba, być może właśnie w związku z tym nadmiernym schudnięciem, w zeszły czwartek i piątek miałam kryzys i zjadłam de volaille z serem w panierce, a potem przyjechał tata i jedliśmy w wietnamskiej knajpie (lol, w ogóle nie wierzę, że mój tata je takie rzeczy, ja też pierwszy raz w życiu zjadłam sajgonki). No ale od tamtej końcówki tygodnia (po której przytyłam do 65,6 oczywiście) już nie mam ochoty na jakieś rzeczy powyżej wyznaczonej kaloryczności albo o kaloryczności trudnej do oszacowania. A oto pomiary. Zapomniałam się zmierzyć tydzień temu, więc porównuję tylko z tymi wymiarami z początku.

biust: 100 cm (0 cm)

talia: 78,5 cm (-1 cm)

brzuszek: 89 cm (-3 cm)

biodra: 105,5 cm (-1,5 cm... i tak nie wiem, jak mi się czasem mierzą te biodra lol)

udo: 64,5 cm (-0,5 cm)

łydka: 39,5 cm (0 cm)

Z reguły dopiero w trzecim tygodniu odchudzania widzę gołym okiem jakieś rezultaty na swoim ciele. Przede wszystkim dlatego, że jak robię plan treningowy, to na początku są proste ćwiczenia i one tak nie spalają / nie modelują. No ale dzisiaj już miałam bardzo konkretne 40 minut treningu, właśnie wzięłam prysznic bo lały się ze mnie hektolitry wody (uff). W planie jestem po 12 treningach, jutro dzień przerwy, 40 jeszcze przede mną. Powinnam pamiętać o dodawaniu wpisów codziennie, wtedy się jednak bardziej tym żyje... Tak więc zaczynam od jutra trzeci tydzień, pewnie za jakieś 3-5 dni zacznie się okres a potem powinnam zobaczyć efekt pracy.

13 lipca 2017 , Skomentuj

waga: 64,6 kg (-1,4 kg)

Hmm, nie dodawałam w ostatnich dniach wpisów, bo ciągle się słabo czuję, nie mam pojęcia czy to kwestia pogody (jest burzowo), hormonów (miałam dość ciężką owulację), schodzącego ze mnie stresu po sesji, ćwiczeń (wcale nie takich trudnych, ale czuję, że nie mam mięśni lol). Jem porządnie, absolutnie się nie głodzę, tylko pilnuję kalorii i mniej więcej makr. Spróbuję sobie zażyć trochę magnezu bo jestem z tych niedoborowych. Na pewno wraz z utratą wagi będę czuć się lepiej, bo moje stopy mają problem z długotrwałym noszeniem osoby z nadwagą (martwy) wszystko poniżej 64 i powinno być już lepiej (pomysl)

Codziennie jestem minimum pół godziny na spacerze i jeśli chodzi o ćwiczenia, dalej robię plan Misja Bikini (5/52) - dzisiaj ponownie bieżnia i interwał :)

Zapomniałam się mierzyć, zrobiłam to dopiero po śniadaniu i opiciu się wodą hahah, więc może wkleję jutro.

10 lipca 2017 , Skomentuj

Jednak wolę pisać przez dzień niż wieczorem po treningach. Leci dzień nr 4. Dzisiaj rano na wadze - masakra, 64,8 kg (balon)(gwiazdy) czyli schudłam 0,9 kg. Wreszcie teraz zrzuciłam wodę i jakieś różne pokarmy zadomowione w jelitach i niewątpliwie czuję się lżej. Niestety czuję się też dość słabo po wczorajszym treningu, mam wrażenie, że w moich mięśniach jeszcze było dużo napięcia / stresu po sesji i dopiero teraz to rozluźniłam i jestem nie do życia. Czuję też, że moje ciało nawet nie boli, tylko po prostu jest jak wykonane z waty, bardzo słabiutkie. A mam tyle pięknego syfu do posprzątania hahah zaledwie po kolacji, po śniadaniu i po czymkolwiek co mój mąż sobie robił przez noc (musi czasem pracować w nocy).

Nie będę codziennie wpisywać swojej wagi, tylko raz na tydzień (mierzę się też tylko raz na tydzień), natomiast przez te pierwsze 7 dni jednak będę zostawiać ślad postępów. Natomiast ważę się codziennie, bo lubię się kontrolować w ten sposób. Kiedy się nie ważę "żeby się nie denerwować" to pozwalam sobie na więcej, bo czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. Oczywiście, należy mieć do tego zdrowe podejście: wiedzieć, że waga wzrasta przed okresem, przy owulacji, może wzrosnąć po ciężkim treningu, jakimś chwilowym zaparciu czy wzdęciu itp. Myślę, że przez to też mam większą świadomość tego co się dzieje z moim ciałem i dlaczego.

Aha no i moja metoda na cellulit jest tylko jedna i jakże znienawidzona, ale jakże skuteczna (przynajmniej dla mnie) - zimny prysznic na problematyczne partie! Albo na zmianę ciepły i zimny! To poprawia krążenie, a u mnie z tymi mikrokrążeniami jak również z układem nerwowym jest jednak kłopot. I serio, nawet jak byłam szczupła albo jak sporo ćwiczyłam, miałam galaretę. Wieczorem z dużą niechęcią zmusiłam się do użycia lodowatej wody i dzisiaj, choć nogi są wciąż grube oczywiście, skóra wygląda 10 razy lepiej. Ha!

9 lipca 2017 , Komentarze (5)

Wreszcie na wadze miło było ujrzeć 65,7 kg, czyli pierwsze 300 g z głowy. Dzisiaj zjadłam 1570 kalorii, czyli praktycznie trafiłam! Śniadanie było spore i wybitnie tłuszczowe, bo musiałam wreszcie popróbować tych wszystkich serów i greckich oliwek co mam z Biedronki, potem na II śniadanie banan z jogurtem i 1,5 łyżeczki kakao, pyszny i słodki deser. Na obiad miałam przepis z Vitalii, coś na kształt risotto z pomidorami i fasolą konserwową, ale byłam średnio zadowolona, zapchałam się tym okropnie chociaż jakoś bardzo kaloryczne nie było. Jutro spróbuję to zrobić na zimno w formie sałatki, bo mam drugą połowę ryżu. Na kolację i posiłek potreningowy jogurcik z płatkami owsianymi. Jako podwieczorek chyba można potraktować tę oto mrożoną herbatę podczas spaceru. Przyznam, że lepiej wygląda niż smakuje. Z jednej torebki chyba robili 50 herbat :) Arbuz też o smaku wybitnie zamrażarkowym.

Lezę na siłownię:

Pusta siłka, cała studenciarnia już wyjechała. Nawet zrobiłam sobie zdjęcie swojej galarety na nogach i dużego brzuszka przy dużym lustrze, ale wrzucę dopiero jak będę się mogła pochwalić zmianą hahaha. Zrobiłam pierwszy interwał (na razie tylko 10 minut, poczułam to ale wytrzymałam spokojnie) a potem trochę brzuszków, deski, unoszenia nóg i modelowania pośladków (omg nawet nie robiłam jakichś strasznie ciężkich rzeczy a i tak czuję te nogi...) a w końcu rozmasowałam się rolerem w kompletnie pustym pokoju, ha!

8 lipca 2017 , Komentarze (3)

Dzisiaj rozpoczęłam dzień od bólu głowy (no niestety...) ale po tabletkach w miarę szybko mi przeszło i nie wróciło, cały dzień miałam całkiem udany. Zaczęłam oczywiście od sprawdzenia na wadze, czy zeszła woda, ale nie zeszła (deszcz) dalej ważyłam 66 kg. To pewnie też z tego, że jednak 2 dni temu odsypiałam, spałam ze 13 godzin i ważyłam się o 11, a dzisiaj jednak tylko 7 i ważyłam się o 8.30 (slonce)

Potem zaliczyłam sporo łażenia, bo z ciekawości latałam po Biedrach po Wrocławiu (no comments hahaha) porównując co jest w którym sklepie. Chodziło przede wszystkim o to, co zostało jeszcze ze specjalnej oferty z kuchni bałkańskiej. Jak już gdzieś pisałam, mój mąż jest Serbem, strasznie ubolewa że tutaj nie można kupić takich produktów jak tam, więc teraz jest bardzo zadowolony i faktycznie jada na obiad te bałkańskie specjały. Ja jestem w domu od 2 dni i też je jadam, oczywiście w odpowiednio zmniejszonej porcji. Działamy w kuchni teraz razem, ja obieram i doglądam ziemniaki, mąż smaży mięso i sałatę i ubija puree, a potem ja myję naczynia / obsługuję zmywarkę (patelnie, brudne gary raczej ręcznie bo zmywarka nie domyje i tylko się wkurzam potem (pot)) Fajnie, że mąż się wreszcie ruszył i pomaga mi przy obiadach (albo gotujemy na zmianę), mąż uwielbia żreć, ja nienawidzę gotować, a tak to jest zawsze ulga dla mnie i dzięki temu znacznie częściej mamy domowe jedzonko, w dodatku przepyszne. No i on jest lepszym kucharzem ode mnie, taka prawda.

Dzisiaj celowałam w 1600 kalorii, ale wylądowałam z kolei na 1500. Czyli z dwóch dni w sumie po 1600 :) Nie byłam już głodna na kolację, zjadłam 4 posiłki i idę w kimę. Zrobiłam też trening z klubu fitness Vitalii (2/52), na razie jeszcze proste, ale jutro po dłuższej przerwie odwiedzam siłownię, bo kolejny trening to interwał cardio. 

8 lipca 2017 , Komentarze (2)

No więc tak, prawie skończyłam swój licencjat. Bronię się we wrześniu i jeszcze mam do napisania 2 rozdziały i podsumowanie, ale to już spacerek w porównaniu z lekturami kilkusetstronicowych książek i pisaniem tych części teoretycznych. Mogę powiedzieć, że 90% pracy za mną (muzyka)

W tym czasie raczej jadłam to co mi wpadło w ręce (serio, były takie dni kiedy nie miałam czasu wyjść do sklepu bo musiałam zdążyć z jakimś fragmentem) i nie ćwiczyłam, no chyba że liczymy spacer tu i ówdzie. Ale podobał mi się ten czas - nie miałam takiej sesji z prawdziwego zdarzenia od czasu moich pierwszych studiów iks lat temu. Ta satysfakcja ze zrobienia czegoś naprawdę wartościowego intelektualnie jest nie do przecenienia, to jest jeszcze lepsze od zrobienia trudnego treningu (cwaniak) Mózg to jest taki mięsień, co lubi tłuste i słodkie żarcia przy swojej ciężkiej pracy (serio, artykuły w których jest napisane że wystarczy kilka orzeszków... rotfl... polecam poważną pracę kreatywną wszystkim, co tak piszą). Jednocześnie wcale się wtedy dużo nie spala, więc stanowi to wyzwanie, na które jeszcze nie znalazłam dla siebie odpowiedzi. Ale na szczęście teraz mam o wiele większy luz, więc mogę się zająć niemal wyłącznie dietą i ćwiczeniami. No i na razie widzę, że moja przyszła potencjalna praca wymaga mniej myślenia a do tego powinna być lepiej płatna (projektowanie graficzne). Czyż to nie cudowne? (impreza)

Miesiąc mi wystarczył na zrobienie jojo. W sumie mogło być gorzej, na przykład mogłam osiągnąć nową maksymalną wagę (zimno) Dzisiaj już zaliczyłam pierwszy dzień dyscypliny (zjadłam 1700 kalorii i 10 g za dużo tłuszczy, hmm celuję w 1600, ale też chciałam uniknąć jakichś wielkich bóli głowy). Schodzę też z kofeiny do jednego kubka kawy dziennie, bo piłam przez ten miesiąc dużo kawy i mate. Tak więc dzisiaj czułam się nieco słabiej, jak odstawiona od czegoś (no tak, odstawiona od dużej ilości kofeiny, widocznie też cukru nie było tyle co by moje ciało chciało - zjadłam tylko trochę dżemu niskosłodzonego, jabłko i czereśnie) ale mimo wszystko było OK, faktycznie na razie głowa mnie nie bolała.

Mam też plan zrobić wreszcie w całości ten trening "Misja Bikini" tutaj dostępny w pakiecie na Vitalii. No to pierwszy już za mną, jeszcze 51 (tecza)(gwiazdy) do tego chodziłam poza domem jakieś 50 minut no i już od razu czuję się lżej w porównaniu z porankiem! A o poranku musiałam się zmierzyć z dzisiejszą rzeczywistością (upsss)

Dzień 0 = waga: 66 kg

biust: 100 cm

talia: 79,5 cm

brzuszek: 92 cm (o jprdlll (donut))

biodra: 107 cm ((strach) nie wiem, czy dobrze zmierzyłam?)

udo: 65 cm

łydka: 39,5 cm (no tutaj chociaż nic nie przybyło przez miesiąc)

Pomyślałam, że może lepiej dodawać chociaż króciutki wpis codziennie lub prawie codziennie, żeby się lepiej motywować, bo chyba przez kilka miesięcy tu jeszcze zostanę :).

8 czerwca 2017 , Komentarze (2)

waga: 63,9 (taka sama jak przed tygodniem; -2,5 od początku)

Mimo wszystko, udało mi się zrzucić to kilo od wtorkowego wpisu. Dobrze, że go dodałam i się jakoś otrząsnęłam. We wtorek i środę jadłam wszystko jak trzeba (1517 + 1597 kcal). To dla mnie znak, że może mój metabolizm się jakoś ustabilizował, bo do tej pory jeden dzień jedzenia poza domem i zrzucałam go tydzień albo dwa (szloch) (stąd przybieranie na wadze). W przeciwieństwie do wielu dziewczyn tutaj, nie sądzę żebym miała na coś nietolerancję, mogę jeść wszystko byle się mieścić w kaloriach na dany dzień i odpowiednich ilościach białka / tłuszczy / węgli. Te 3 tygodnie mi to pokazały.(owszem, mam problemy z witaminą D, ale jak widać da się z tym walczyć, zwłaszcza jak słoneczko dostarcza naturalną witaminę D która dobrze się wchłania, w przeciwieństwie do tabletek). (pomysl)

Od poniedziałku też codziennie ćwiczyłam, a także byłam codziennie na spacerze, nawet w brzydką pogodę. Podzielę się zdjęciami :) To Park Szczytnicki we Wrocławiu, mieszkam tuż obok :)

Jeśli chodzi o pomiary, są praktycznie identyczne jak tydzień temu. Przybył mi 1 cm w biuście (nie narzekam), ubył jeden w brzuszku i przybył jeden w biodrach. Nie wiem, jak ruszyć te biodra, ale jeśli chodzi o brzuch to faktycznie czuję, że mam go mniej. BARDZO PRZYJEMNE UCZUCIE (impreza)

6 czerwca 2017 , Komentarze (4)

waga: 64,8 kg (no comment...)

Poprzedni czwartek był dla mnie naprawdę idealnym dniem i w piątek rano osiągnęłam swoją rekordową wagę 63,6 kg. Niestety od piątku zaczęłam się przygotowywać na zjazd na uczelni i jadłam zamawiany obiad, filet ze szpinakiem z serem i talarkami (i kawę mrożoną z bitą śmietaną na spacerze :x). Sobota była dniem pół na pół (przeważnie dobrym, bo nawet ugotowałam obiad, ale zjadłam też trochę loda), no i wreszcie niedziela - cały dzień poza domem, nie dość że z nerwów prawie nie spałam i potem w poniedziałek za to spałam z 13 godzin, to jeszcze jadłam takie smakołyki jak: batonik z Biedronki, bagietka Caprese w Starbucksie, panini z kurczakiem w kinie Nowe Horyzonty (niestety odkąd zmienili menu drugi raz już jem coś niesmacznego...), a na kolację zupę miso i bodajże 14 kawałków sushi. Też już zamawialiśmy bo nawet nie miałam siły zrobić kanapki. W poniedziałek stanął mi przed oczami licencjat i ostatnie projekty na zaliczenie, prawie cały dzień wybierałam i zamawiałam brakujące książki (będzie ich jeszcze z 10 hahaha, już prawie nie mam pieniędzy na ten miesiąc), w efekcie kiedy poszłam z mężem wieczorem na spacer, wylądowaliśmy w pobliskiej kubańskiej restauracji, która jest bardzo fajna. Zjadłam gazpacho i takie pyszne placuszki z zielonego banana :D I dwa kruche ciasteczka.

To nie było bardzo duże danie, tylko tak wygląda na zdjęciu :)

Miałam też 3 dni przerwy w ćwiczeniach, ćwiczyłam dopiero wczoraj. Niestety u mnie to jest standard że jak się idealnie nie pilnuję z jedzeniem (a zwłaszcza jak jem coś "z miasta"), to dzień w dzień waga idzie +0,5 kg tak jak teraz. Nie mam pojęcia, na jakiej zasadzie to działa. Z mojego planu wynika, że skończę pisać pracę 30.06, a do tego czasu czeka mnie naprawdę zapiernicz dzień w dzień. Boję się o siłę do gotowania, codziennego spaceru i ćwiczeń :( Przynajmniej już się teraz tak nie stresuję, bo promotor wie że się bronię we wrześniu, a z innych rzeczy powinnam zdobyć zaliczenia (tak sądzę :p) OK to jeszcze pokażę jak się bawiłam filtrem :)

OK teraz gotuję sobie jajko, zjem z weką, a potem zjem brzoskwinię, potem idę na zakupy, chyba zrobię na obiad kurczaka i puree i sałatkę z pomidorem, cebulą i vinegret, a potem zaczynam książkowy maraton BRRRR xDD

1 czerwca 2017 , Komentarze (3)

Ważenie nr 2: 63,9 kg

w tygodniu: - 1,2 kg

łącznie: - 2,5 kg

(nie wiem, dlaczego 20 maja mi się zaznaczył jako 66,4, może dlatego że nie wprowadziłam pomiaru w ogóle)

Myślę, że kluczem do tego że faktycznie dość stale chudnę jest jednak ten licznik kalorii, gdzie mogę widzieć ile orientacyjnie zjadłam białka / tłuszczów / węglowodanów. Nie korzystam z tego codziennie, ale często korzystam. No i chyba mam te wszystkie bóle głowy i słabości i konieczność zjedzenia czegoś "bo umrę" za sobą. Z aktywnością fizyczną też wszystko jest OK. Aktualnie mam zakwasy po ćwiczeniach z ciężarkami :)

Nie wszystko jednak było idealne. W niedzielę mąż mnie zaprosił do Masali i szczerze mówiąc, tak się obżarłam tym obiadem (wegetariański Jalfrezi Curry Paneer + lody) że przespałam pół dnia i zjadłam tylko jakąś symboliczną kolację. Codziennie staram się jeść ok. 1600 kalorii, jednak w niedzielę, a także poniedziałek i wtorek (też jadłam na mieście) przypuszczam, że zjadłam znacznie mniej. Co oczywiście pomaga w chudnięciu, ale też pomaga w jojo i w ogóle dostarcza się organizmowi mniej składników odżywczych. Muszę się bardziej pilnować.

(lody pistacjowe z wodą różaną i kardamonem :))

Pomiary:

biust: 96 cm (-5 cm lol)

talia: 77 cm (-2,5 cm :ooo)

brzuszek: 87,5 cm (-1,5 cm)

biodra: 104,5 cm (+0,5 cm, ale -0,5 od zeszłego tygodnia)

udo: 63,5 cm (-0,5 cm)

łydka: 39,5 (-0,5 cm)

26 maja 2017 , Komentarze (6)

Haha udało mi się zrobić na bieżni interwał, którego się bałam. Jak widać moje mięśnie biegowe lepiej wytrzymały tygodniową przerwę niż mięśnie do skakania :).

Nawet w jakiś niesamowity sposób rozciągnęłam potem lewą łopatkę aż zeszło z niej całe napięcie (prawa się nie dała). Rzadko czuję taką ulgę, to był naprawdę moment wow. Niestety moje plecy są dość zmasakrowane zawsze i podejrzewam że to przez nie mam czasem migreny (i to właśnie jak wznawiam ćwiczenia).

Dzisiaj byłam u fryzjera bo musiałam zafarbować włosy i teraz mam takie śliczne, wyprostowane, bo moje codzienne to kręcono-napuszona masakra :))

Tak więc dzisiaj zrobiłam tylko rozgrzewkę na nogi żeby je trochę poruszać po ostatnich dwóch ciężkich dniach a potem zdrowy kręgosłup na odcinek szyjny i piersiowy (jezuuu moje łopatki!!!). Nie byłam zadowolona z tych ćwiczeń, nie rozciągnęły mi łopatek tak porządnie, ale trochę się porozciągałam i nie spociłam, dzięki czemu nie muszę myć głowy <3 (taki był przebiegły plan).

Chciałam pokazać jaki fajny taras zrobili na siłowni u mnie na osiedlu.