Ostatnio dodane zdjęcia

Grupy

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Nie mogłam wyjść z metra na przystanek tramwajowy... Na tych schodach umarłam ze trzy razy zanim dotarłam na górę. I wtedy powiedziałam sobie " kuśwa, serioooooooo... przecież to nie wyprawa na Marsa, serio da się zrzucić te 30 kg gówna, które nosisz na sobie" Przyszłam do domu i zrobiłam 10 brzuszków i tak się zaczęło. Interesuję się psychologią, kocham koty i uwielbiam robić na szydełku. Uwielbiam zwiedzać, miodową whiskey i polskiego rocka. Kocham przestrzeń, medytację i jogę kundalini. I książki... czytam, czytam, czytam....

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 26589
Komentarzy: 801
Założony: 30 maja 2014
Ostatni wpis: 13 października 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Lonmar

kobieta, 50 lat, Warszawa

168 cm, 86.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 czerwca 2020 , Komentarze (24)

Dzisiaj ja potrzebuję Was. Mam pierwsze od kilku miesięcy załamanie. Nie poćwiczone, nie trzymana dieta, za mało wody...

Nie mogę i już. Kupiłam sobie nawet nowe słuchawki bezprzewodowe bo te z kablem doprowadzają mnie do szału podczas biegania , ciagle mi się wysuwają z uszu ;/ I nie poszłam ich przetestować. Fakt do pracy na rowerze. Z pracy na rowerze plus karmienie kotów wiec z 10 km w drodze powrotnej wyszło. Wybiłam się z regularności jedzenia przez te wszystkie zaliczenia, odwiedziny, pracę. Dobija mnie pogoda. Mam niskie ciśnienie wiec przy tych burzowych klimatach chodzę jak śnięta ryba. 

Be dzień, nie zjadłam obiadu. Zjadłam za to jakieś bread stick, truskawki, trzy kanapki, dwa ciastka belvitta, banana i jabłko. No Dzizas jakby jakiś Mr Hyde we mnie wstąpił. I oczywiście pojechałam sobie, ze jestem do dupy i nigdy żaden ekspert ze mnie nie będzie. 

Próbuje wytępić ze mnie perfekcjonizm. Przez to cholerstwo wszystko zajmuje mi wieczność. Normalni ludzie zabierają się za naukę i się uczą. Ja sobie  muszę przygotować stanowisko pracy. Zrobić notatki z każdej lektury , potem notatki z notatek i jeszcze notatki z notatek!!!! Godzina mija a ja ciagle w fazie przygotowań. 

Co robimy w takiej sytuacji? Pisałam juz o tym. Robimy plan. 

Plan na jutro.

Wstajemy rano i bieg do kotów plus trening .

A potem nauka i jadę z tym cholernym zdrowiem behawioralnym. Będę sie uczyła o tym, ze zachowania niewłaściwe są bardziej popularne niż prozdrowotne.  No Eureka ! Wiadomo, ze większość woli sie napić dobrego alko  niż wcinać warzywa :) 

I jak tu sie w ogóle ustosunkować skoro niewielka ilość alko pomaga na choroby krążenia ale zwiększa ryzyko raka piersi. Co jest pro a co przeciw? 10 czerwca zapisuje jako Dzień Doświadczania i refleksji, co sie udało a co nie i dlaczego ? Właśnie ..kluczowe jest to dlaczego wypadłam z rytmu po prawie 4 miesiącach ...

Opieprzcie mnie proszę .,..

9 czerwca 2020 , Komentarze (21)

            Linki do ---->       Blog ;                    Do FB---->       Na serio o zmianie - FB

Wymęczyłam wreszcie pierwszy wpis. Mój blog  w niczym narazie nie przypomina tych pięknych, wypasionych stron internetowych. Wszystkiego uczę się sama i trwa to wieczność. Wszystko z książką i wujkiem google:D Ale mam nadzieję, że za jakiś czas wszystko będę miała już opanowane i bardziej się skupię na treściach merytorycznych niż na tym jak wstawić obrazek :D Mam przygotowane już parę rzeczy dla ludzików do ściągnięcia, które mogą być przydatne w codziennych zmaganiach w procesie zmiany ale za Chiny Ludowe jeszcze nie wiem jak to zrobić, żeby można było je ściagnąć :D Ale do tego też dojdę ! A co! W końcu blog ma być dla Was, dla ludzików a nie dla mnie.

Dietka dzisiaj znowu trzymana, na obiad miałam mięsko mielone z mozarellą i pomidorami, zapiekane na bakłażanie. Jeżu Anaszpanie jakie to było doooobre!!!! Picie wody opanowałam do perfekcji. Bieganie do toalety tym samym też. Nie wiem po co nam każą pić tyle wody. Mam wrażenie, ze nie nawadnia mnie tylko przelatuje prosto jakaś specjalną do tych celów doinstalowaną wewnątrz rurką WW - czyli Wlot- Wylot :D

Najadłam się i teraz będzie znowu problem z treningiem. Ale muszę nakarmić przyjaciółce koty więc muszę się ruszyć jeszcze z domu. Jak nie pobiegnę to przynajmniej się przejdę. A potem machnę jakiś trening.

Próbuję wrócić do moich miracle mornings. Za długo ostatnio sobie folguję w łóżku i potem ucieka mi dzień. Dzisiaj dzielnie wstałam o 6.15. Nie ma zmiłuj, nie ma kawki do łóżka. Szybki wyskok z piżamki, kawa przy stole. O 7 byłam gotowa do działania. Zatem stawiam dzisiaj sobie bdb za samokontrolę. Co podbudowało moją samoocenę a stąd już tylko krok do pięknej motywacji osiągnięć. 

Porobiłam sobie wczoraj zdjęcia i porownałam z poprzednimi, mam wrażenie, że nic nie widać ale czuję wyraźnie po ubraniach, że zeszczuplałam. Ćwiczę i ćwiczę. Pamiętacie moją folię bąbelkową? Trochę już tych bąbelków załatwiłam a co! Teraz wyobrażam sobie, że tam na brzuchu mam już piękny kaloryfer. Tylko narazie jeszcze opakowany jest w osłonkę:D Kaloryfery ruszają zimą nieprawdaż? Zatem zimą już na pewno osłonka zniknie:D

Gadam dzisiaj jak potłuczona ale jakoś tak mam dobry dzień. Mam nadzieję, ze Wy też :D

Zmykam robić psychometrię;/ 11 dni do egzaminów....

7 czerwca 2020 , Komentarze (14)

Cały wykład była burza... Uwielbiam burze. W Szkocji jest mało burz za to bardzo często są przepiękne tęcze. Byłam dzisiaj na wystawie Klasyki w FSO. Fajna sprawa jeśli ktoś lubi stare samochody. Taki skok w moje dzieciństwo. Mój pierwszy poważny facet woził mnie Polonezem Caro. Kurcze w ogóle tego nie doceniałam wtedy. Taki wóz:D

Miałam jechać na tę wystawę rowerem miejskim ale w jednym była rozwalona dętka, w drugim nie działały przerzutki i tyle czasu mi zeszło na wymienianie tych rowerów, że w końcu musiałam wziąć Ubera bo bym nie zdążyła. Ale byłam zła. Ale wróciłam już na rowerku ale też po jednej wymianie. 

Dietka dzisiaj zarzucona na korzyść czereśni i truskawek. Truskawki są spoko ale czy te czereśnie muszą mieć aż tyle kalorii? Ale chcę bardzo wykorzystać ten czas bycia tu w PL, tam nie mam takich owoców. Wszystko pakowane i importowane ;/

Miałam dzisiaj fajny wykład z psychologii rozwoju. O celach. Nie jest to dla mnie nowość ale fajnie sobie mogłam poukładać wszystkie rzeczy. Chociażby to, że nie warto  mówić " nie chcę być gruba" tylko " chcę być szczupła" ale cel pt " chcę być szczupła" jest celem zbyt ogólnym. W zasadzie abstrakcyjnym podobnie jak wszystkie temu podobne " chcę być bogata", " chcę być szczęśliwa" itp itd.  Nic nam z tego nie wyjdzie jeśli nie będziemy tych celów abstrakcyjnych zamieniać w konkrety. Konkrety mierzalne, określone w czasie , osiągalne i spójne z nami.  Osobiście ... nie myślę o tym w ogóle, że mam do zrzucenia 27 kg nadwagi. Skupiam się na tygodniu. W tym tygodniu mam do zrzucenia 0,8- 1 kg. Czym że jest 1 kg, toż to prawie nic. Podobnie robię z wodą. Nie myślę o tym, że mam wypić 2,5 l w ciągu dnia tylko, że do 10 rano mam wypić szklankę, a potem o 10 wytyczam sobie kolejny cel- do 12 drugą. Jest mega mega łatwiej a mózg się nie buntuje przed mega wyzwaniem. To takie trochę oszukiwanie ciała migdałowatego ale działa i to najważniejsze. Jak wychodzę biegać - jak mam dobry dzień to wtedy mogę sobie pomyśleć, że zrobię sobie 10 km czy 15 km ale u mnie z bieganiem to tak trochę jak z piciem wódki. Po pierwszym kieliszku już wiesz czy masz dzień na picie czy nie ma sensu się zabierać za tę "flaszkę":D  Po pierwszych paru metrach wiem czy mam szansę zrobić dłuższy dystans czy będzie to raczej droga przez mękę. 

Dlatego myślę sobie " A teraz przebiegnę sobie kilometr " a potem znowu kilometr, i znowu kilometr... A przy półmaratonie nie myślę o 22 km tylko o tym , że trzeba przebiec 22 razy kilometr:D

Dzisiaj znowu nie ruszyłam FB ani bloga. I chyba niestety muszę przestać obiecywać sobie, że jutro , jutro , jutro ... tylko ruszyć solidnie od lipca. Mam 6 egzaminów, jest co robić. Nie wystarcza na wszystko zasobów a pamiętajmy o tym, że mamy się sobą opiekować a nie zaharowywać na śmierć. ;) 

6 czerwca 2020 , Komentarze (13)

Wymyślanie tytułów mnie męczy;)

Dzisiaj cały dzień na zajęciach a potem jeszcze  przygotowywałyśmy pracę na zaliczenie. Suma summarum  do 22 ciurkiem... Ale zdążyłam machnąć jeszcze półgodzinny trening. Jeszcze zostało jedno zaliczenie i koniec. I sesja.

Nie mogę uwierzyć w to, że minęły już dwa lata. Jeszcze półtora roku i koniec. Już mnie to zaczyna martwić i chyba będę musiała wymyśleć coś następnego. Dietka utrzymana. Ściągnęłam sobie jakąś apkę przypominającą o piciu wody i mam wrażenie, że nie robię nic innego tylko piję wodę. Ale dzisiaj przekroczyłam już dwa litry płynów hurra. 

Zaniedbałam się w tym tygodniu z bieganiem, trochę bo nie mogłam fizycznie ale trochę też, dlatego, że nie mam zasobów. Jutro będzie dobrze.;) Idę jutro na wystawę Klasyki w FSO. Fajnie.

Napiszę jutro coś porządnego dzisiaj już padam na twarz. 

Ale tak chciałam na chwilę do Was zajrzeć.

A może interesuje Was coś z działki psychologii albo zmiany nawyków czy w ogóle procesu zmiany o czym chcielibyście się dowiedzieć więcej?:)

6 czerwca 2020 , Komentarze (9)

Wydawało mi się, że nie pisałam raptem przez dwa dni a to już tydzień!!! Przez zawirowania życiowe straciłam kompletnie poczucie czasu. 

Studia pochłaniają teraz najwięcej czasu. Walka z Urzędem Skarbowym w UK drugie tyle. 

Kolusia poszła do domku stałego. Przyznam się, że to totalnie rozwaliło mnie psychicznie. Spała sobie smacznie na łóżku kiedy musiałam ją wziąć na ręce i wpakować do transportera. Patrzyła na mnie takim błagalnym wzrokiem, pełnym niezrozumienia, W nowym domu czuje się dobrze. Ma ogród mała uciekinierka więc będzie sobie mogła hasać;) Ma też dwa koty do zabawy. Wyszła już do nowych właścicieli się miziać zatem mogę być spokojna. 

Mimo to przeżywam bardzo. Wiem, że robię dużo dobrego dla tych kotów, przychodzą do mnie takie dziskuski totalne, po przejściach, często po wielu tygodniach spędzonych w klatkach w schronisku a ja im daję miłość i pokazuję, że ludź nie taki zły jakim go malują.

Tak trochę mają jak ja... Też się tułałam to tu to tam w UK, zanim wystarałam się o swoje mieszkanie i stworzyłam dom. 

Zawirowania również w jedzeniu , totalny brak regularności w tym tygodniu ale na szczęście kaloryczność zachowana chyba bo kolejne 0.6 w dół. 

Chciałabym do powrotu do domu zejść na 79. Mam jakieś 4 tygodnie. Może się uda:D

Miałam w tym tygodniu mocny kryzys egzystencjonalny. Zapewne każdy z nas to przechodził ..

Po co studia, po co ta walka o kilogramy, tworzenie firmy itp itd , mam 46 lat....

I doszłam do tego, że to, że ja istnieję to cud. To, że akurat to nasionko połączyło się z tą komórką i powstałam akurat ja, nie ktoś inny tylko właśnie ja, to jest prawdziwy cud. Szansa jedna na miliardy...

I że nie można tego zmarnować. Bo dostałam szansę przeżycia wspaniałego czasu, masy przyjemności, zwiedzania, podróży, oglądania wspaniałych widoków, wychowywania dziecka, studiowania, obcowania ze wspaniałymi ludźmi, pokonywania własnych granic, rozwijania się i to ma sens. 

To my sami nadajemy sens naszemu życiu. Odnalezienie go jest największą motywacją do pokochania siebie i rozwijania własnej autonomii..

Pamiętaj to cud, że jesteś właśnie TY, nie zmarnuj tego. 

Zmykam na zajęcia.. ostatnie oddechy na uczelni i zaraz sesja...

31 maja 2020 , Komentarze (18)

Szczęściara ze mnie taka, jak z Zabłockiego co to się przejechał na mydle. Dla odmiany utknęłam dzisiaj w Łodzi :D Transformator się zapalił w Koluszkach i wszystko stało ze dwie godziny albo i lepiej . Na szczęście udało mi się dotrzeć do domu. Niełatwy był to weekend ale dałam radę. Mam na myśli jedzenie. Mimo wizyty u mamy i mojej the best friend , dieta ocalona:D

Wczoraj jeden z "Vitalijczyków" troszkę mi zarzucił, że za dużo tu filozofuję a za mało konkretów - co jadłam, ile jadłam, co ćwiczę i generalnie co robię, że chudnę.

Odpowiem na to tak ... Odchudzanie jest w ..mózgu. Łapanie kilogramów też jest w mózgu.  Od tego trzeba zacząć, od przywracania kontroli nad procesem jedzenia, czyli od zmiany nawyków. Możesz sobie zaplanować cud dietę, wspaniały trening i nic z tego nie będzie jeśli nie będziesz miał zasobów aby to ruszyć. 

Dodam więcej. Nie ma jednaj recepty na odchudzanie. To co działa na mnie, niekoniecznie będzie działało na innych. Wyobraźmy sobie świeżo oddany do użytku apartamentowiec. Jest w nim powiedzmy 50 identycznych mieszkań a jednak przestrzeń każdego z nich będzie urządzona inaczej. Jedni wybiorą tapety, inni panele, inni jaskrawy kolor farby a jeszcze inni styl glamour. Każdy czuje się najlepiej w swojej własnej przestrzeni i przestrzeni na miarę swoich możliwości. Grunt, żeby było tam ..bezpiecznie, przyjaźnie. Tak samo tutaj. Ja biegam 10 km a czasem 3 a jeszcze innego dnia idę na spacer. Ktoś inny będzie zawzięcie i namiętnie pływał, jeszcze inny jeździł na rowerze.  Ja kocham kasze i drób a ktoś inny nie je mięsa i woli dietę keto.. Nie ma jednej sprawdzonej recepty. Są tylko pewne reguły bezpieczeństwa.  A najważniejsza jest...głowa. To w niej mamy zakodowaną naszą sprawczość, naszą samokontrolę, naszą skuteczność , wytrwałość, cierpliwość. To w mózgu rzeźbimy, ciężko pracując nowe ścieżki do nowych, zdrowszych, dobrych nawyków. W toku odchudzania czy raczej zmiany nawyków żywieniowych napotykamy wyzwania, które stawiają wymagania naszej zdolności radzenia sobie, używamy swoich sił jako pomocy przy doborze odpowiednich strategii radzenia sobie z wymogami sytuacji oraz przy przygotowaniach do stawiania czoła wyzwaniu. Zmiana składa się z kilku różnych faz. Każdy z nas jest w tej chwili w innej . Jedni w fazie zauważenia dopiero, że coś chyba jest nie halo ale jeszcze nie dopuszczają tego zupełnie do siebie, inni  na etapie " nie mieszczę się w spodnie, chyba czas coś z tym zrobić", jeszcze inni planują już diety i treningi a kolejni właśnie zaczęli działać. Następna grupa walczy dzielnie usiłując utrzymać działanie i osiągnięty już rezultat a jeszcze inni cieszą się już sukcesem, mając zbudowany cały bagaż nowych dobrych nawyków na zawsze. 

Inaczej przygotowujemy się do procesu zmiany - jedni kupują i czytają stosy książek, jeszcze inni próbują nowych potraw i idą na kurs gotowania, inni przechodzą na wegetarianizm, a jeszcze inni spędzają wieczność na oglądaniu filmików motywacyjnych itp itd... Każdy z nas jest inny, na innym etapie. 

I wiecie co.. Będę pisała coraz więcej, o fazach zmiany, o gotowości na zmianę, o metodach wyrabiania nawyków, o emocjach , i o swoich codziennych zmaganiach . I jeśli pomoże to choć jednej osobie, zmienić choć odrobinkę coś w swoim życiu ku szczuplejszej i zdrowszej osobie, to warto, to będę przeszczęśliwa.. Jeśli choć jednej istocie uświadomię jakie procesy nią kierują, jakie przekonania nie pozwalają jej osiągnąć celu, lub pomogę zaakceptować siebie czy znaleźć własną strategię dążenia do celu,  to naprawdę będzie cool .!!!❤🧡💛💚💙💜

30 maja 2020 , Komentarze (14)

Pobiegane:D Dietka trzymana :D Nareszcie wszystko wraca do normy . Ależ emocjonalnie ciężkie dni za mną. 

Ale dzisiaj już są uśmiechy i jest power. Pojechałam do mamy, do Łodzi. Ależ mi ta zmiana otoczenia dużo dała. Praca, dom, praca, dom, Biedronka, Skaryszak, praca, dom... i tak od dwóch miesięcy. Pobiegałam po Parku na Zdrowiu, tu zawsze czuję się jak w domu. Wspaniale mi to zrobiło.  I nabrałam trochę pokory. W zasadzie to jestem pokorną osobą tylko często o tym zapominam. 

Pokora często kojarzy nam się z przedstawianiem siebie jako osoby skromnej i niekompetentnej i niską samooceną, wręcz potulnej.,,. A to nie tak...

Pokorę rozumiem  jako godzenie się z ograniczeniami , akceptację siebie i rzeczywistości, brak potrzeby kontroli, wykorzystywanie porażek i niewywyższanie się. Bo po prostu jest jak jest, i muszę zaakceptować to, że na tę chwilę nie mam jak dostać się do domu inaczej, niż jadąc ponad 40 h busem albo, że będę musiała poddać się kwarantannie. 

Godzenie się z ograniczeniami oraz akceptacja siebie i rzeczywistości wiążą się dodatnio z zadowoleniem  z życia bo podobnie jak przy cierpliwości, pozbawiamy się oczekiwań i akceptujemy rzeczywistość taką jaka jest. Nie zawsze wszystko musi kręcić się dookoła mnie, choć pokusa stawiania siebie w centrum wydarzeń jest ogromna. Dobrze jest też przyjąć pomoc. Dobrze pojęta pokora nie powoduje wstydu, gdy prosimy o pomoc i będziemy w stanie tę pomoc przyjąć. Bo to, że potrzebujemy w danym momencie pomocy nie ma nic ale to nic wspólnego z niskim poczuciem własnej wartości. I to warto zapamiętać gdyż często przerost ambicji nad treścią doprowadza nas na skraj załamania nerwowego. Próba powrotu do domu przed kwarantanną, na kilka dni przed sesją, zakończyła się porażką ale pokora powoduje, że nie pozwalam aby to tylko sukces decydował o moim poczuciu własnej wartości. 

Konsumpcjonizm i materializm  promują władzę i hedonizm oraz materialistyczne cele życiowe – sławę, bogactwo, atrakcyjność fizyczną a stąd już tylko krok do pychy.  Pokora jest niedoceniana w życiu jednostkowym i społecznym jak cnota mająca  ogromny potencjał do czynienia ludzi szczęśliwymi. 

 Media wykazują tendencję do budowania poczucia własnej wartości na byciu niepokornym. Niestety okazuje się, że najczęściej pod tym zbuntowanym i silnym z pozoru człowiekiem, kryje się postać pełna lęku, lęku przed zmianą, bez wiary w siebie i własne działania , pełna lęku przed wyjściem ze swojej strefy komfortu...

Nie obawiajmy się być cierpliwi i nie obawiajmy się bycia pokornym...

28 maja 2020 , Komentarze (6)

Kurcze ale mnie wywaliła w kosmos cała ta sytuacja z  powrotem do Szkocji. Ale już zawracam z tej błędnej ścieżki.  Z mojego wyjazdu nici bo poszło nam łożysko w samochodzie, hurtownie sprowadzają części tylko jak jest zamówienie więc trzeba czekać trzy , cztery dni. Nie zdążę i tak dojechać przed kwarantanną. Busem się boję bo czytam na tych forach, że ten oszukany, tamten oszukany. A samoloty latają tylko Berlin- Londyn.

Ja mam teraz kolokwia, sesję... Na tym muszę się skupić. Dwie noce prawie bez snu bo się głowiłam co zrobić. W zasadzie odłożyłam na bok wszystkie moje codzienne rutynki i teraz się czuję jakby walec po mnie przejechał. 

Pisałam o niespodziewanych zmianach , i pisałam min o tym , że żeby poczuć się bezpiecznie trzeba zachować sobie jakiś swój codzienny rytuał, zwyczaj itp. 

Zatem siadłam do pamiętnika, żeby wszystko wróciło na właściwe tory. 

Upewniłam się przez te dwa dni, że wybrałam właściwy temat pracy magisterskiej. Że jednak mam rację, ze nawet jak mamy dość wysoką samokontrolę to jednak czynniki zewnętrzne potrafią nas tak pięknie rozregulować, że trzymanie diety wydaje się być niemalże niemożliwe. NIe zjadłam dzisiaj co prawda jakiejś mega ilości jedzenia choć chyba deficytu nie było , ale za to był taki chaos w tym moim jedzeniu, że jej;/ Okropnie się teraz czuję i zaraz idę do łożka i rano wyskakuje na trening . Czas się ogarnąć:D

Nie jest to łatwe jeśli cel działania jest dość odległy a pokusy są bliskie. To taki dylemat natury " złotówka dzisiaj czy 20 zł za tydzień" Naprawdę w takich sytuacjach jak moja można pięknie zauważyć jak różne dystraktory ( zakłócacze) walczą o moje zasoby. Jaką potężną rolę odgrywa siła samoregulacji . Napięcie emocjonalne, które towarzyszyło mi od soboty powodowało, że wciąż szukałam ukojenia. Uratował mnie brak zapasów. Ale truskawki dzisiaj były, cały kg:D 

Także na spotkanie z rodziną muszę poczekać kolejny miesiąc... 

Life is brutal...

26 maja 2020 , Komentarze (19)

No dobrze, to kto ma ochotę to zapraszam na FB.😁 Tam są podobne rzeczy do tych tu ale będzie więcej live, webinarów, filmów, wyzwań i materiałów do pobrania. Tylko niech już zmęczę tego bloga;)  Niestety nieprzewidziane okoliczności nagłego  powrotu do Szkocji trochę pokrzyżowały mi plany. Ale już niebawem.

Link do Fanpage znajduje się tu : Na serio o zmianie

Bardzo dziękuję wielu z Was, za okazaną mi troskę i sympatię z powodu tego bałaganu, który przeżywam obecnie. To bardzo miłe. Chcę Was także zapewnić, że będzie dobrze. Mieszkam w Szkocji 13 lat i przeżyłam tam wiele miłych chwil również. Ale serce zawsze będzie tu. Kwestia przestawienia się. Gdy oznajmiłam ludzikom te X lat temu, że wyjeżdżam zagranicę to część oniemiała zaskoczona. " Aśka TY? Ty zagranicę? Jesteś ostatnią osobą, którą o to podejrzewałem/łam" . Uwierzcie mi, że ja siebie też nie podejrzewałam...

Ale nie podejrzewałam też, że nauczę się angielskiego bo zawsze byłam oporna, że założę własny biznes a nawet dwa, które przetrwały do dzisiaj mimo kryzysów, że zrobię prawo jazdy, że wystaram się o mieszkanie, kupię auto, będę studiowała, zmienię faceta, pomieszkam w Warszawie zarządzając firmą zdalnie  itp itd.. Czasami życie zmusza nas do różnych rzeczy, Z wiekiem nauczyłam się zatrzymywać i pochylać chwilę nad swoimi decyzjami zanim je podejmę, jestem o wiele bardziej świadomą osobą a wszystkie trudności jakie napotykam traktuję nie jak problem a jak wyzwanie. Czasem jest to marne wyzwanie nie wymagające wysiłku a czasem prawdziwy hardcore wykraczający poza moje możliwości i zasoby.  Ale życie jest dzięki temu dynamiczne i ciekawsze. Wolę thriller niż operę mydlaną, serio...

A tu trzeba mieć nadzieję na to, że mam wystarczająco dużo zasobów do akceptowania ważnych wartości i przeżyć bo przecież wiele razy w życiu przeżyłam już stratę, zmianę, przykre zdarzenia itp. Najważniejsza jest akceptacja - bo to nie emocja, nie uczucie ale pewien stan, który pomaga nam uwolnić się od emocji zwłaszcza tych negatywnych. Jeśli zaakceptujemy zmianę uwalniamy się od buntu, złości, zgorzkniałości, zawiści, płaczu, smutku . Odzyskujemy swój wewnętrzny spokój, naszą pogodę ducha. Trzeba być dojrzałym, akceptacja charakteryzuje właśnie takich ludzi. Akceptujesz - jeśli nie możesz czegoś zmienić. Np swój wiek też muszę zaakceptować jeśli chcę nadal cieszyć się życiem . I zaakceptować fakt, że jadę ulicą jednokierunkową:D, nie wpadając przy tym w depresję. 

Mamy tendencję do kontroli, chcemy mieć władze nad sobą, nad wydarzeniami. To trochę jak narkotyk. Dlatego nam tak trudno akceptować to co wymyka nam się spod kontroli. Próbujemy kontrolować nawet rozprzestrzenianie się wirusów jak widać na załączonym obrazku za oknem ;) 

Zatem ja zrobiłam plan, wypisałam plusy.. i oswajam się. 

A kota znowu nie ma...

Nie wiem jak wyszła i kiedy. Okno było zamknięte, chyba, że przez to małe uchylne jak byłam w łązience ... 😓😓😓😓

Edit: przylazla pod okno ale nie chciała wskoczyć , musiałam wyjsć ją złapać. Jest 4;25 i dopiero próbuje zasnąć 🤯😢😇😇😇🤬🤬🤬😱🥱🥱🥱😴😴😴😴

24 maja 2020 , Komentarze (25)

Kola znowu zwiała. Oderwała zębami rzep od siatki i poooszła... Nie będę jej szukać, to nie ma sensu. Poczekam aż sąsiedzi skończą wieczorne spacery z psami, pogaszą światła i ...pójdę przetoczyć opony 😭😭😭😭😭 ustawię stojak tak jak wtedy i będę czekać... Boję się tylko, żeby się nie spłoszyła, bo wtedy była prawie 1 w nocy i nie było żywej duszy a teraz jeszcze jeżdżą auta, chodzą ludzie, ludzie z psami i ogólnie jest zamieszanie, czego się zapewne panienka nie spodziewała. 

Jak nie wróci to mnie chyba zabiją... Co za łąjza jedna no, chwila nieuwagi, dosłownie. Uchyliłam okno, w którym jest siatka !!!! bo ćwiczyłam i zrobiło się duszno w pokoju. I sekunda i już jej nie było. A całe dnie spędza w tym oknie i nie próbowała nigdy  nic z tą siatką zrobić. Jak ona skumała, że można odczepić ten rzep nie mam pojęcia. 

Decyzja podjęta. Wracam do domu. Powinnam szaleć z radości prawda? A ja jestem ...załamana . Jeżu jak coś huknęło właśnie za oknem, zupełnie jakby ktoś strzelał.  O czym to pisałam? O załamaniu...

No właśnie, spadło to na mnie tak niespodziewanie, że nie mam czasu na to aby się z tą myślą oswoić. Mam dosłownie 4-5 dni na spakowanie się, na pozałatwianie wszystkich spraw. Powiadomiłam już właścicielkę mieszkania, fundację, pod opieką, której jest Kola. Chciałam ją w sumie adoptować ale nie ma szans żeby zdążyli załatwić wszystkie dokumenty na czas. Transport prawie ogarnięty. Cieszę się bo zobaczę moją rodzinkę a jednocześnie żal mi tego wszystkiego co zostawiam tutaj. Coraz gorzej czuję się tam w UK i podziwiam wszystkich tych, którzy czują się tam jak ryba w wodzie. Mnie poza niskim ubezpieczeniem społecznym dla firm  i ich uprzejmością nie podoba się tam nic. Wszystko jest plastikowe, bez zapachu , i takie nijakie. Morze nie pachnie jak morze, ziemia w lesie nie pachnie jak runo leśne a pomidory mają smak papieru... A tu jest bez, jaśmin i moi mega motywujący i wspierający przyjaciele.

Nigdy nie czułam się tam u siebie i nigdy chyba nie będę. Cóż trzeba będzie zacząć proces przekonywania męża żeby jednak wrócić. Gorzej z synem, w zasadzie tam się wychował i tam jest jego dom. Ale on jest dorosły.

Gdyby ktoś mnie zapytał czy żałuję, że wyjechałam...odpowiedziałabym bez wahania, że tak, to była bolesna lekcja życia...

Boję się, że zburzę mój codzienny rytm dnia, który z trudem sobie tu wypracowałam. Nie chcę szukać nowej pracy a niestety będę musiała się z tym zmierzyć.. W zasadzie to i tak wszystko miało mnie czekać, tylko za miesiąc. Nie dzisiaj, nie nagle, tylko za miesiąc.. Miałam mieć czas na oswojenie się z tym. A nie mam.

Zatem jak zaakceptować zupełnie nie chcianą zmianę?

Bum, przychodzi mail, że od jutra pracujesz zdalnie albo co gorsza nie masz pracy wcale. Szef wręcza Ci wypowiedzenie w momencie, kiedy Ty w zasadzie myślałeś o awansie. Właściciel mieszkania podnosi Ci gwałtownie czynsz, a test ciążowy zwiastuje, że zostaniesz rodzicem.
Chyba każdy z nas przeżył w swoim życiu przynajmniej raz taką niespodziankę, a jeśli nie to istnieje niestety duże prawdopodobieństwo, że kiedyś ona nastąpi 🙄 .

Nagła zmiana wytrąca nas z naszej strefy komfortu, przestajemy się czuć bezpiecznie i jesteśmy kompletnie na to nieprzygotowani. Wkrada się niepokój i lęk przed nieznanym i nowym.

🗝 Przede wszystkim warto dbać o rozwój ciała i ducha , zdrowe i zrelaksowane ciało i umysł, wielokrotnie lepiej radzą sobie w sytuacjach stresowych.
🗝 Stwórz listę miłych dla Ciebie skutków owej zmiany. Wracaj do tej listy tak często jak tylko poczujesz stres.
🗝 Znajdź wsparcie takie jakiego potrzebujesz w tym momencie najbardziej- może tylko wysłuchania, może wyjścia na trening z koleżanką a być może poszukujesz porady lub doświadczenia osób, które już były w takiej sytuacji i pokażą, że nie taki diabeł straszny jak go malujesz...
🗝 Ustal sobie stałe elementy swojego dnia - kawa, ulubiony posiłek, trening, medytacja, książka. I pilnuj tego rytuału, elementu, każdego dnia. Pozwoli Ci to poczuć się bezpiecznie oraz przywróci poczucie kontroli nad sytuacją.
🗝 Zrób sobie plan ! Zapanujesz nad chaosem w głowie 
🗝 Obserwuj siebie, pamiętaj, że jesteś jak fort - nie do zdobycia. " Oszaleję, ja chyba zwariuję", " ja się chyba zastrzelę", " świat się na mnie uwziął ", " dlaczego znowu ja?". Nic z tego kochany ! Byłoby za łatwo. Nie oszalejesz, nie zastrzelisz się i nikt się na Ciebie nie uwziął. Takie rzeczy zdarzają się każdemu i po to człowiek jest zaopatrzony w mechanizmy obronne aby " serca nam nie popękały" jak pisze nasza noblistka Olga Tokarczuk. A jak już ochłoniesz, zajrzyj na dziedziniec, do wnętrza swojej twierdzy i odkryj, że wiele z tych rzeczy, których się lękasz to tylko wytwór Twojego umysłu, któremu nie chce się adaptować do nowej sytuacji. I robi wszystko, żeby zostać w starych, dobrych, sprawdzonych pieleszach ...

Nawet najtrudniejsza zmiana, najbardziej nagła i niespodziewana to tylko epizod w naszym życiu i w procesie codziennych czynności w końcu staje się " naszą normalnością".

Innymi słowy, kiedy lunie deszcz, nie chowaj się pod kocem w domu, tylko załóż kalosze, weź parasol i w drogę;) 

Albo ....idź przetaczaj opony ;) 

Nie ma zmiłuj... 

I tego się będę trzymała , w kocu twarda babka jestem nie?

Dieta ok, wodę piję do bólu...

Edit: 23:42 pm  Wróciła franca jedna.. szybko jej doopka zmarzła tym razem . ! Idę przetoczyć opony z powrotem. 🤦♀️🤦♀️🤦♀️🤦♀️🤦♀️🤦♀️