Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Co mnie skłoniło do odchudzania? Chyba fakt, że moje obie siostry mają już rodziny, a ja wciąż jestem sama. Narodziny kolejnego siostrzeńca i zdjęcia z wakacji, na których wyglądam jak hipopotam były dla mnie zapalnikiem do wzięcia się w garść. Chciałabym założyć rodzinę, mieć męża i dzieci i wiem, że przy mojej wadze to będzie bardzo trudne. Chcę to zmienić. Chcę wreszcie patrzeć w lustro z zadowoleniem, chcę bez problemu kupować ubrania, robić sobie ładne zdjęcia nie tylko twarzy. Chciałabym, żeby ktoś zwrócił na mnie uwagę... Mam 22 lata. Moja siostra w tym wieku miała już dziecko i była prawie dwa lata po ślubie. Często, być może nieświadomie, zdarza jej się to mi wypominać. Po dwóch ciążach obie siostry wyglądają jakby nigdy nie rodziły - wciąż są szczupłe, piękne... Dobija mnie patrzenie w lustro. Mam dość życia.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 11354
Komentarzy: 261
Założony: 23 lipca 2014
Ostatni wpis: 14 sierpnia 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Agatkak92

kobieta, 32 lat, Kostrzyn

165 cm, 60.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 lipca 2014 , Komentarze (6)

To już 6 dzień mojej diety.

Godzina 11 w niedzielę stała się godziną zero, czyli moją godziną oficjalnych pomiarów. 

Dziś waga wskazała magiczne 82kg. To 2 kg mniej niż gdy zaczynałam dietę!

Wiem, że pewnie większość to woda czy coś, ale czuję się z tym wspaniale! 

Widzę efekty, więc dodaje mi to siły i motywacji do dalszego działania! :) 

A co najważniejsze - ta dieta wcale nie jest dla mnie taką udręką jak myślałam! :) Radzę sobie świetnie, a nawet liczenie kalorii stało się moim małym hobby! :) 

Mamy niedzielę, ale to nic... Idę się trochę poruszać przy sprzątaniu pralni - wyręczę tatę, a do tego spalę co nieco kalorii :) 

26 lipca 2014 , Komentarze (2)

Po przeprowadzce do nowego, sporego domu, umówiłyśmy się z mamą, że podzielimy się sprzątaniem. Od tamtego dnia zazwyczaj mama sprząta parter, ja piętro a tata pralnię z piwnicą. Biorąc pod uwagę, że moja mama do najzdrowszych nie należy (jest po wielu operacjach na serce, na wstawiony rozrusznik i chory kręgosłup) często sprzątam też za nią. 

Dziś mama zabrała się za układanie ogórków do kwaszenia, więc to mi przypadło posprzątanie całego domu. Ścierając kurz na parterze zaczęłam się zastanawiać ile tak naprawdę spala się kalorii sprzątając. Uruchomiłam Tracker od Vitalii i zaczęłam rejestrować efekty... 

Zapewne to, co zarejestrowała aplikacja nie było zbyt dokładne (chociaż sprawdziłam ją pod kątem liczenia kroków i to akurat wychodzi jej świetnie :D ). Widząc sporą ilość niby-spalonych kalorii wpadłam w mały szał sprzątania. Nie miałam tak wycyckanych łazienek i pokoju chyba od czasu porządków wiosennych :D Dodatkowo zmieniłam pościele, umyłam dwa okna, wstawiłam pranie... Zrobiłam wiele rzeczy, których przy standardowym sprzątaniu nie robię :D 

Przy okazji tak wyczerpującego zajęcia (biorąc pod uwagę gorąco i tempo w jakim to robiłam, pot się ze mnie lał :D) zupełnie zapomniałam o głodzie, przez co prawie pominęłam śniadanie! 

Wynikami z aplikacji podzieliłam się z siostrą, która namawiała mnie, żebym dziś zjadła nieco bardziej ludzki obiad, bo wczoraj była świadkiem tego ile i w jakim tempie teraz jem i razem z siostrzenicą miały ze mnie niezły ubaw (bo zjadłam mniej i wolniej niż 4 latka). Oczywiście odmówiłam jej bardzo stanowczo, bo przecież nie o to chodzi, żebym "wynagradzała" sobie w ten sposób spalone kalorie! To mijałoby się z celem! 

Znalazłam jednak inny sposób na spędzenie reszty dnia, wynagrodzenia sobie dobrej roboty i pięciu przetrwanych dni. Otóż zrobię sobie domowe SPA! Uważam, że mi się należy ;) Będzie to relaks i kolejne zajęcie, które uniemożliwi mi myślenie o jedzeniu :). Tak więc znikam teraz, by zająć się swoim ciałem :) 

Jutro niedziela, więc postanowiłam, że będzie to dzień OFICJALNEGO ważenia :) 

25 lipca 2014 , Komentarze (4)

Miesiączka to zdecydowanie kiepski czas na odchudzanie. A przynajmniej dla mnie...
O ile zawsze, zawsze w czasie tych dni jestem wiecznie głodna, teraz doskwiera mi to o wiele bardziej! Muszę naprawdę mocno poświęcać uwagę czemuś innemu, żeby się nie poddać! Na szczęście wczoraj pod wieczór przyjechała na noc siostra z mężem i córkami, więc zajmuje mnie zabawa z chrześniaczką. 
Oczywiście nie wytrzymałam. Poszłam do piwnicy po wagę, którą ukryłam przed samą sobą i się zważyłam... Nie oczekiwałam efektów, ale na pewno załamałabym się, gdyby pokazała mi więcej niż było. 
Nie przypisuję efektów diecie, bo wiem, że na to za wcześniej. Pewnie to zasługa właśnie okresu, który od wczoraj przeklinam, ale waga pokazała pół kg mniej. Kiedy zaczynałam odchudzanie zważyłam się o podobnej porze... Oczywiście nie zapiszę tego na swojej linii odchudzania, bo wiem, że może to być wahanie wagi, ale to i tak CIESZY! :D 
Śmiejcie się jeśli chcecie, ale jak spojrzałam na wagę to od razu minął głód! :D 

24 lipca 2014 , Komentarze (1)

"Dzisiaj jeszcze wytrzymasz, jutro też, ale pojutrze już nie. Z każdym dniem jest coraz gorzej" - to powiedziała mi koleżanka, gdy oznajmiłam jej, że przechodzę na taką a nie inną dietę. Nie mam jej tego za złe. Dlaczego? Bo to już 3 dzień a ja czuję, że radzę sobie z tym coraz lepiej. Jej słowa nawet dodają mi powera - tym bardziej chcę pokazać, że DAM RADĘ!

23 lipca 2014 , Komentarze (5)

Chyba każdy zgodzi się ze mną, że potrzebujemy wsparcia. Każdy go potrzebuje. Nie mówię tu tylko o odchudzaniu. 

Dobrze jest mieć kogoś, kto będzie nas wspierał zawsze, z kim można porozmawiać, ale też kogoś, kto czasem, w razie potrzeby, mocno nami potrząśnie. 

W czasie diety, treningów, odchudzania na pewno potrzebne jest miłe słowo, wiara innych. Podniesienie na duchu. 

Wczoraj koło południa stwierdziłam, że zacznę liczyć kalorie. Dlaczego? Obudziłam się w okropnym nastroju, spojrzałam w lustro i wybuchłam płaczem. Przejrzałam fotografie z wakacji i znów się popłakałam. Dobrych kilka godzin chodziłam przybita jak nigdy. 

Nie mam w zwyczaju chodzenia do mamy, gdy źle się czuję. Nie lubię mówić jej o swoich emocjach, odczuciach, problemach. Ciężko mi jej nawet powiedzieć, gdy zdarzy się coś naprawdę dobrego w moim życiu - i nie mówię tu o zdanym egzaminie, ale o rzeczach bardziej związanych z moim życiem prywatnym, psychiką. Nigdy jej się nie żaliłam i nie chcę tego robić. Tak czuję się lepiej. 

Kiedyś ktoś powiedział, że do perfekcji opanowałam umiejętność ukrywania emocji. Siostry zawsze mówiły mi, że jestem silna, twarda, wygadana. Zawsze śmiały się ze mnie, kiedy ucinałam kłótnię w połowie, odchodząc bez słowa. "Ty, taka wyszczekana, a teraz co!?" Sęk w tym, że może i jestem "wyszczekana". Potrafię być wredna, twarda, udawać, że mi nie zależy, nie pokazywać, że się przejmuję. Potrafię udawać

Nic dziwnego, że kiedy jestem przybita, jak wczoraj, obrywa mi się od całego otaczającego mnie świata. Bo kiedy na co dzień jestem twarda, udaję, że nic mnie nie obchodzi, to gdy przychodzi chwila słabości dla mojej mamy wygląda to, jakbym miała ogromnego focha na cały świat. A ja wtedy po prostu chcę zamknąć się sama. Położyć się, pomyśleć, wypłakać w poduszkę. 

Koło południa zrobiłam sobie arkusz kalkulacyjny, w którym liczę kalorie. Cały dzień myślałam tylko o tym, a co za tym idzie - o jedzeniu. Byłam przygnębiona. Czułam się strasznie. 

Dziś wstałam z nową energią, nową motywacją. Weszłam na Vitalię i napisałam pierwszy post w pamiętniku. Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile dla mnie znaczyły Wasze dobre słowa w komentarzach. O wiele łatwiej było mi przetrwać ten dzień.


Możecie się na mnie wkurzyć, wyśmiać mnie, napisać, że nic z tego nie będzie, ale nie chodzi mi o dokładne liczenie kalorii co do jednej - wiem, że wyznaczając sobie, że zjem dziennie około 1000-1200 kalorii, nawet jeśli zjem 1300 to będzie to mniej niż zjadałam na co dzień! Kiedy liczę kalorię zważam na to co jem! Bo wiem, że jeśli zjem chrupki to nie zostanie mi już kalorii na obiad… Wcześniej nie zwracałam na to uwagi! Może na takiej diecie nie schudnę szybko lub nie schudnę tyle, ile sobie zaplanowałam, ale dla mnie to ZAWSZE JAKIŚ POCZĄTEK. Dla mnie to przełom, bo COŚ ROBIĘ w tym kierunku. I wiem, że dzięki Wam i motywacji mogę wygrać! J

23 lipca 2014 , Komentarze (16)

Witajcie! 
Jestem nowa na stronie. Dołączyłam tu z wiadomych powodów. 
Na początek chciałabym napisać coś o sobie i swoim odchudzaniu...

Co mnie skłoniło do odchudzania? Chyba fakt, że moje obie siostry mają już rodziny, a ja wciąż jestem sama. Narodziny kolejnego siostrzeńca i zdjęcia z wakacji, na których wyglądam jak hipopotam były dla mnie zapalnikiem do wzięcia się w garść. Chciałabym założyć rodzinę, mieć męża i dzieci i wiem, że przy mojej wadze to będzie bardzo trudne. Chcę to zmienić. Chcę wreszcie patrzeć w lustro z zadowoleniem, chcę bez problemu kupować ubrania, robić sobie ładne zdjęcia nie tylko twarzy. Chciałabym, żeby ktoś zwrócił na mnie uwagę... 

Pierwsze odchudzanie zaczęłam w wieku lat 15 - ważyłam wtedy 58kg przy wzroście 165 cm. Patrzyłam na wysokie, szczupłe siostry z zazdrością. One przy wzroście około 171 każda ważyły 45 i 56 kg. Czułam się gruba i przy nich byłam. Schudłam 7 kg żywiąc się głównie jogurtami i przetworami mlecznymi na śniadanie i kolację, obiady jadłam domowe. Później rodzice wyprowadzili się poza miasto, więc, by mieć blisko do szkoły, zamieszkałam sama z siostrą. Pracującą siostrą, której zwykle nie było od rana w domu, po powrocie ze szkoły na obiad jadłam to, co wpadło mi w ręce. Na drugie śniadanie do szkoły zabierałam zwykle drożdżówkę. Ze względu na chorobę kolana nie ćwiczyłam na w-fie. Przytyłam około 14kg. 

Potem poszło już z górki, nawet gdy żywiłam się tak jak przed wyprowadzką rodziców, wciąż tyłam. Przeszłam pierwszą operację kolana, wyprowadziłam się do rodziców. Stanęłam na 72-74 kg. Jazda na rowerze, która miała mi pomóc schudnąć, doprowadziła do kolejnej operacji kolana. Od tego czasu nie mogę jeździć na rowerze, biegać. Nie stosowałam żadnych diet, nie ćwiczyłam i utrzymywałam się przy wadze 77kg. Zaczęłam akceptować siebie, kiedy nagle okazało się, że mam kolejne problemy zdrowotne, które ciągnęły się za mną bez diagnozy. Wciąż było mi niedobrze, odbijało mi się powietrzem, robiło mi się słabo. Wyniki krwi były straszne, miałam lekką anemię. W pewnym momencie podejrzewano u mnie nawet białaczkę. W przeciągu około 14 dni schudłam 7 kg. Po powrocie do zdrowia nie przytyłam szybko, czego bardzo się bałam. Waga wróciła dopiero po około 1,5 roku. 

Od tego czasu stosowałam wiele tabletek na odchudzanie, próbowałam ćwiczyć brzuch, a nawet biegać wbrew zaleceniom lekarza. Wszystko na nic. 

Znalazłam chłopaka, z którym byłam 8 miesięcy i przez te 8 miesięcy przytyłam do 84kg. W czasie naszego związku chciałam się odchudzać - on mi zabraniał. Po kryjomu łykałam coraz to nowe tabletki na odchudzanie, zapijałam się wodą. Nie czułam się atrakcyjna. Nie jesteśmy razem. Teraz rozpoczęłam dietę 1000-1200 kcal. Chciałabym wreszcie poczuć się piękna i znaleźć prawdziwą miłość, założyć rodzinę.

Mam 22 lata. Moja siostra w tym wieku miała już dziecko i była prawie dwa lata po ślubie. Często, być może nieświadomie, zdarza jej się to mi wypominać. Po dwóch ciążach obie siostry wyglądają jakby nigdy nie rodziły - wciąż są szczupłe, piękne... Dobija mnie patrzenie w lustro. Mam dość życia.