Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jestem 33 - letnią pracującą mamą, która tyje na sam widok jedzenia. Mam motywację do zmiany swego wyglądu, który po urodzeniu dwójki dzieci pozostawia wiele do życzenia :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 31716
Komentarzy: 645
Założony: 11 sierpnia 2014
Ostatni wpis: 10 września 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Lexie_1983

kobieta, 41 lat, Bydgoszcz

170 cm, 84.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

15 lutego 2017 , Komentarze (8)

Tak jak wcześniej zapowiadałam, rozpoczęłam odkwaszanie organizmu. Pierwszy dzień za mną - wrażenia...hmm. Już po południu bolała mnie głowa, w domu wieczorem mnie mdliło i miałam zawroty głowy. Dziś też boli mnie głowa (idzie wytrzymać) i mam zawroty, ale zobaczymy, co będzie dalej. Dietetyk i koleżanka, która jest na odkwaszaniu 4 tydzień mówią, ze najgorsze są pierwsze 4 dni, potem wstępuje taka energia, że szok! Zobaczymy, póki co zła jestem na siebie, bo od wizyty y dietetyka przytyłam 2,5 kg! Masakra jakaś, normalnie jakby diabeł mnie opętał. To był chyba jakiś głód psychologiczny - świadomość, że zaraz odstawię słodycze, nabiał, skrobię, kawkę... spowodowało, że obsesyjnie myślałam o jedzeniu. 

To już zamknięty rozdział i wczoraj po raz pierwszy od kilku miesięcy nie zeżarłam nic słodkiego. To dla mnie naprawdę spory sukces! 

Szkoda mi strasznie, że zmarnowałam wszystko to, co udało mi się w zeszłym roku osiągnąć. Znowu jestem tłusta, rozleniwiona i zaniedbana! Mama nadzieję, ze znajdę w sobie tyle siły, aby to wszystko przetrwać i tym razem wyjść z tej walki zwycięsko! 

Będę się starała raz w tygodniu dać Wam znać, jak mi idzie i jakie są efekty mojego odkwaszania! Buźka! 

PS. Moja koleżanka na odkwaszaniu w ciągu 3 tygodni straciła 6 kg. Widzę ją codziennie i mam wrażenie, że niknie  w oczach :)

23 stycznia 2017 , Komentarze (9)

Staje tu przed Wami z opuszczoną głową i nie wiem, co powiedzieć! Właściwie to wiem - cisną mi się na usta same niecenzuralne słowa pod własnym adresem. 

Znalazłam się znów w punkcie wyjścia - na wadze 91 kg. W 5 miesięcy zaprzepaściłam wszystko to, co udało mi się w zeszłym roku osiągnąć. Długo  zbierałam się w sobie, aby wejść na wagę. Przemogłam się tylko dlatego, ze postanowiłam skorzystać z pomocy specjalisty i udałam się do dietetyka. Pierwszą wizytę zaliczyłam w ubiegły czwartek - siedziałam na wizycie 1,5 godziny. Fajny facet, bardzo sympatyczny, kontaktowy i wydaje się być rozsądny jeśli chodzi o kwestie chudnięcia pacjentów. Dostałam już jadłospis na pierwsze 3 tygodnie - zaczynam od odkwaszenia organizmu. Wg Pana Macieja ten etap będzie dla mnie najtrudniejszy - opiera się na warzywach, niektórych owocach i kaszy jaglanej, do tego różne zioła. Niestety nie mogę jeszcze zacząć, bo nie zrobiłam wszystkich badań, a druga sprawa, ze mogę zacząć dopiero po okresie. Na razie siedzę i analizuję, sporządzam listę zakupów. Facet ma podobno bardzo mądre podejście i wiele osób, które przeszły jego dietę, łącznie z procesem wyjścia z niej, nie doświadczyły efektu jojo. 

Nie zamierzam biernie czekać na koniec okresu, który nota bene skończył mi się tydzień temu, dlatego też postanowiłam już teraz ogarnąć michę i wziąć się trochę, żeby potem nie było szoku :D

Chciałabym Wam zdawać na bieżąco relację z tego co się ze mną będzie działo, ale nie wiem, czy wytrwam w tym postanowieniu. Po całym dniu przy kompie, nie chce mi się go w domu odpalać, a pracy mam ostatnio sporo i nie wiem, czy zdążę w pracy coś skrobnąć. 

Ps. Brakowało mi Was! :)

13 sierpnia 2016 , Komentarze (6)

Dziś dzień ważenia - na wadze równiutkie 81kg. To już 4, a właściwie 4,5 kg zgubionego nadbagażu (właściwie startowałam z wagą 85,5 kg, ale wykupując dietę SD nie mogłam się zważyć i wpisałam na ok 85kg). Czuję, ze znowu jesteśmy z moją wagą przyjaciółkami. Oby ta współpraca dalej nam się tak ładnie układała. Chudnę sobie pomimo tego, że zjem od czasu do czasu loda,czy też kostkę czekolady. Wczoraj np wypiłam Lecha free (0,33 ml) i pomimo tego, ze stała przede mną jeszcze jedna puszka, grzecznie podziękowałam. Nie czuję, że coś tracę, nie myślę obsesyjnie o niedozwolonym jedzeniu. To jest chyba klucz do sukcesu...

Pisałam Wam, że wybieramy się na wesele. Byliśmy na nim tydzień temu. Z przykrością muszę stwierdzić, ze było to najgorsze wesele w moim życiu. Nie będę tu pisać o szczegółach, bo są to sprawy rodziny mojego męża i to nie jest miejsce do przedstawiania ich sytuacji. W każdym razie Młodzi bardzo się postarali, aby zadowolić gości i mogło być naprawdę świetnie, no ale cóż, bywa i tak!

Miłego dnia moje Kochane!

3 sierpnia 2016 , Komentarze (6)

Miałam wczoraj kiepski dzień! Skradziono mi kartę do bankomatu i bez mojej wiedzy dokonano płatności zbliżeniowej. Kartę zablokowałam, zamówiłam nową i złożyłam reklamację w banku. Jeśli rozpatrzą pozytywnie to odzyskam pieniądze, jeśli nie to trudno. Rozważam zgłoszenie kradzieży na policji, czekam do jutra na spotkanie z kumplem, który jest policjantem i obgadam z nim sprawę. Sprawa jest o tyle prosta, iż wszystko wydarzyło się w Biedronce, na oczach kamery. Nie wiem tylko, czy chce mi się bawić w przesłuchania, protokoły... Jak znam życie sprawa skończy się umorzeniem i tyle!

Obchodziłam wczoraj z moim Lubym 8 rocznicę ślubu. Przez to całe zamieszanie z kartą nie miałam wieczorem na nic ochoty. Mój mąż kupił lody, winko... Posiedzieliśmy, pogadaliśmy, wypiliśmy po 2 lampeczki i padłam w łóżku. W związku z tym, iż po pracy spieszyłam się do banku, a potem na wizytę do lekarza nie miałam czasu na przygotowanie sobie obiadu, dlatego zjadłam na szybko talerz zupy pomidorowej z ryżem przed załatwianiem spraw i po powrocie do domu. Jezu, jak ona mi smakowała! Potem był jeszcze mały kawałek rolady lodowej no i to wino! Czy żałuję? Nie! Nie wpadłam w wir jedzenia, choć pokusa była ogromna. W głowie pojawiła mi się myśl, że skoro zjadłam już lody i tę nieszczęsną zupę, to nic się nie stanie jak dojem jeszcze więcej! Opanowałam się i nie popłynęłam! Podsumowując 2:0 dla mnie! 

Miłym akcentem, który osłodził mi emocje związane z kradzieżą karty była wygrana w Lotto - kupiłam jakoś tak spontanicznie zdrapkę i wygrałam 40,00zł! Pierwszy raz w życiu udało mi się wygrać jakieś pieniądze! 

Byłam też wczoraj u lekarza rodzinnego z wynikami prześwietlenia kręgosłupa - mam dyskopatię część lędźwiowej. Dostałam skierowanie na rehabilitację! Nie wiem jak u Was, ale u nas czeka się strasznie długo - ponad pól roku. Muszę obdzwonić wszystkie gabinety rehabilitacji i ustalić, gdzie będzie najszybciej. Jeśli poza miastem, gdzie pracuję, to wtedy wezmę 2 tygodnie zwolnienia lekarskiego i będę dojeżdżać do innego miasta. Zobaczymy, dziś spróbuję ustalić termin u siebie...

No cóż, zmykam do pracy moje chudzinki!

1 sierpnia 2016 , Komentarze (2)

Weekend zaliczam do udanych, zarówno pod względem diety jak i spędzonego czasu. W sobotę wybraliśmy się do znajomych na grilla. Tego dnia czekały mnie jeszcze 2 posiłki dlatego pozwoliłam sobie na kawałek karkówki, ciasta, 2 pieczarki nadziewane serem i surówkę z kapusty pekińskiej. Cały wieczór siedziałam i popijałam wodę. Nie rzuciłam się na jedzenie, ale też nie siedziałam o wodzie i chlebie. Zaliczyłam wczoraj też godzinę kijków a z uwagi na deszcz robiłam swój rekord życiowy (smiech) 

Niedziela minęła nam leniwie. Był kościół, obiadek, a po obiedzie wybrałam się z moją 7-letnią córą na rowery. Młoda dała radę - przejechałyśmy 16 km. Hania cieszyła się ze wspólne spędzonego czasu, wciąż pytała czy jeszcze kiedyś wybierzemy się wspólnie na taką przejażdżkę. Po powrocie do domu wybraliśmy się z mężem, dzieciakami i psem na długi spacer. Fajnie spędziliśmy czas, lubię takie leniwe niedziele...

Muszę się Wam przyznać, że wczoraj tak mnie wzięło na jedzenie, że szok! Siedziałam na kanapie i analizowałam, co mogłabym zjeść (oczywiście było już po kolacji). W końcu ruszyłam zrobić rundkę po szafkach kuchennych. Zatrzymałam się przed tą "słodyczową", a tak ptasie mleczko, pierniki w czekoladzie, babka marmurkowa, galaretki i inne rarytasy! (tort)(czekolada)(chleb) Po chwili namysłu sięgnęłam po 1 kostkę czekolady, po czym zamknęłam szafkę i wróciłam na kanapę. Jestem z siebie dumna, bo opanowałam "kompulsa", który czaił się za rogiem! Normalnie rzuciłabym się najpierw na słodycze, a potem lodówkę, ale nie tym razem! JEDZENIE NIE BĘDZIE MNĄ RZĄDZIŁO!!!! Jestem z siebie dumna! A co!!! Oby nadchodzący tydzień był równie udany! Czego i Wam Kochane moje życzę!

PS. Jutro nasza 8 rocznica ślubu! Ciekawe, czym zaskoczy mnie mój małżonek! :D

30 lipca 2016 , Komentarze (1)

Wczoraj 6,5 km kijków i 3 km spaceru z rodzinką a dziś 6,5 km kijków. Mam tę moc! Czuję, że mogę góry przenosić! Chwili trwaj!

29 lipca 2016 , Skomentuj

Jest dobrze, nawet bardzo dobrze. Nie trzymam się ściśle rozpiski od dietetyka, ale stanowi ona dla mnie sporą inspirację do układania mojego menu. Nawet jeśli wplatam swój własny posiłek to jest on dietetyczny i mieści się ściśle w normach kalorycznych. Trochę kuleje u mnie aktywność fizyczna. Od wtorku nie po drodze mi z kijkami, ale to nic - dziś jest piątek, pozaprawiałam co musiałam i mogę oddać się aktywności...

Za tydzień w piątek idziemy z moim Lubym na weselisko. Spektakularnych efektów do tego czasu nie osiągnę, ale sama świadomość tego, że trzymam się w ryzach sprawia mi ogromną frajdę i powoduje cudowne samopoczucie. W połowie kwietnia kupiłam sukienkę, z którą zapłaciłam 400,00 zł. W ciągu 3 miesięcy przytyłam 5 kg i okazało się, ze kiecka jest za ciasna w cyckach. Dziś ją założyłam i jest ok, więc za tydzień będzie jeszcze lepiej :D Do tego hybrydy,, rzęsy, fryzjer i będzie git! Już się nie mogę doczekać! Idziemy bez dzieci (choć były zaproszone) i mamy zamiar fajnie spędzić ten czas. 

We wtorek odwiedziła nas niespodziewanie moja kuzynka, która przyjechała z Niemiec na urlop. Okazało się, że wraz z mężem przyjechali zaprosić nas na 25-lecie swego ślubu, które planują wyprawić 19 listopada. Bardzo się ucieszyłam, choć nas zaskoczyli, bo dopiero co bawiliśmy się na 50-leciu ślubu jej rodziców (kwiecień), a tu kolejna impreza. Jest to kuzynka ze strony mojej mamy. Z tej strony jest nas tylko 6 kuzynostwa i zawsze prosimy się na wszelkie wesela, komunie i inne większe uroczystości. Nie wyobrażam sobie ważnego wydarzenia bez ich udziału. Rożnica wieku między nami jest dosyć spora - ona jest najstarsza (ma 49 lat) ja najmłodsza, jednak lubimy się, szanujemy i niech tak pozostanie! 

Teraz wracam do pracy, a jutro podzielę się z Wami pierwszymi oficjalnymi efektami! 

Miłego dzionka!

25 lipca 2016 , Komentarze (4)

Jak w temacie! Dzisiejszy dzień wzorowy, choć improwizowany przeze mnie. Dziś dostałam dietę SD i jutro ruszam. Zaliczyłam dziś godzinkę na rowerze i pół godzinki intensywnego hakania działki. Do tego wizyta u fryzjera i nowy kolorek włosów. To był dobry, naprawdę dobry dzień!

25 lipca 2016 , Komentarze (8)

No i co ja mam Wam powiedzieć? Scenariusz ten sam... Dieta, żarcie, jojo... Dupa rośnie w oczach, co dobitnie uzmysłowiłam sobie dziś wracając po 3 tygodniach urlopu do pracy. Co wyciągnęłam z szafy, to za małe (szloch) Niestety, im starsza tym głupsza...

Nie ma co płakać, trzeba spiąć dupę!!! Wykupiłam dietę na Vitalii, ale od wczoraj jestem już grzeczna! 

Boże, dopiero teraz dociera do mnie, że już całe życie będę walczyć z obsesją jedzenia...

BlueRosalie! Ostatni tydzień zawaliłam, ale teraz żarty się kończą! Wcale nie jest mi do śmiechu! Póki co, wciąż zawodzę samą siebie... Nie będę biadolić, szkoda energii!!! Cycki w górę i do przodu! 

Cel nr 1: 83kg do 15 sierpnia!

16 lutego 2016 , Komentarze (3)


W związku z tym, iż Vitalią zaczęła interesować się jedna laska ode mnie z pracy, byłam zmuszona zamknąć pamiętnik dla obcych. Żałuję tego bardzo, no ale cóż, wolałabym, aby nie czytała o tym, co Wam tu wypisuję :D

Dziś na wadze 77,5 kg. Waga spada, ale bardzo powoli. Nie mam już takiej spiny, jak kiedyś. Do pewnych rzeczy dojrzałam i zmieniłam podejście do diety, żywienia, ruchu...Mam świadomość, że to na całe życie. Od końca sierpnia udało mi się zgubić 19 kg. To mój największy dotychczasowy sukces w dziedzinie odchudzania. Planuję zejść do 70 kg i daję sobie na to czas do końca sierpnia 2016 roku. Jeśli mi się uda, to będę lżejsza o 26 kg, czyli o tyle, ile waży obecnie moja córka. Uwierzcie mi, ze gdy ją biorę na kolana to czuję ogromny ciężar. To mi uświadamia, jaki balas towarzyszył mi każdego dnia. 

Jak wiecie, nie sztuką schudnąć, ale sztuką utrzymać to, co się wypracowało. Mam nadzieje, że to jest mój ostatni raz... Oby!

Poza tym, nuda. Dzień ucieka za dniem, dom, praca, dom, praca. Nim się obejrzę, już kolejny piątek. W weekendy pozwalam sobie z jedzeniem trochę więcej, ale dlatego, że nie chcę odczuwać takiego reżimu, jak na początku. Najważniejsze, że ogarniam się w każdy poniedziałek i trwam sobie w najlepsze.

Ehh, jakiś ten mój dzisiejszy wpis nijaki! Biorę się do pracy! ;)