Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 6114
Komentarzy: 62
Założony: 2 września 2014
Ostatni wpis: 21 lutego 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Asluag

kobieta, 34 lat, kielce

160 cm, 56.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

12 października 2014 , Komentarze (4)

Hej ;)

U mnie wszystko w porządku. Upiekłam dziś ciasto czekoladowe z serkiem mascaropne i bananami i gdyby nie to, że wiem ile ma kalorii to zjadłabym całe ;) Ale oczywiście nie obyło się bez jednego kawałka i podjadania podczas przygotowania. Jednak nie mam się wcale zamiaru tym przejmować ponieważ nie chcę.

Nie chcę mieć wyrzutów sumienia po każdym zjedzonym nadprogramowym jedzeniu. I nie będę mieć ;)Jeśli chodzi o wagę to nadal nie wiem ile ważę, za dwa dni wielkie pomiary i wtedy się okaże co i ile i jak schudłam i zmniejszyłam się. Chyba śmiało mogę powiedzieć, że nadszedł ten czas, że inni widzą, że jestem szczuplejsza. A ja wiedząc to jestem pewniejsza. 

Dodatkowo miłe sytuacje podbudowywują moją pewność siebie i dziękuję losowi, że takie się zdarzają. 

Na przykład w piątek wracałam do domu busem. I piątek jak to piątek cały bus załadowany głównie sudenciakami, a ja wsiadłam na nie pierwszym przystanku więc musiałam stać. I to centralnie prawie na przodzie busa. Przede mną stała tylko babka co miała zaraz wysiadać. Ale miałam dość sporo w okół siebie miejsca, bo stałam pomiędzy walizkami/tobrami/torebkami, to obserwowałam trochę ludzi w busie, trochę drogę, ogólnie wszystko co się dzieje. I tak dziwnie zwróciłam uwagę na kierowcę, który co jakiś czas spoglądał w lusterko, przyznaję przez myśl mi przebiegło, że może patrzy się na mnie, czy coś, ale zaraz te myśli odgoniłam tłumacząc sobie, że pewnie patrzy czy ktoś wysiada na danym przystanku. Byłam trochę zła na siebie, że wsiadłam w tego busa, bo myślałam, że sobie posiedzę i poczytam książkę w tym czasie. Kiedy pani stojąca przedemną wysiadła kierowca, tu należałoby dodać, że to młody kierowca, całkiem przystojny zagadał do mnie. Może dla niektórych jest to normalne, ale ja poczułam się na początku dziwnie, trochę speszona, trochę zagubiona, ponieważ nie często do tej pory mi się zdarzały takie sytuacje. Ale pomyślałam sobie, że co mi tam i zaczęliśmy sobie miło rozmawiać. Zostałam poinformowana kiedy i w jakich godzinach ów kierowca jeździ, trochę pożartowaliśmy, tuż przed moim przystankiem wsiadła grupka osób i musiała przejść bardziej na tył i nasza rozmowa się w sumie tak skończyła nagle, ale wychodząc powiedział do zobaczenia ;) Wiem, że to takie nic, ale naprawdę takie sytuacje dodają pewności siebie, przynajmniej mi ;) 

I teraz pytanie, jechać z nim z powrotem, czy dać se siana i wsiąść do innego busa? ;)

7 października 2014 , Komentarze (1)

Staram się robić wszystko tak jak robię. Nie wiem ile ważę obecnie, ale jak patrzę w lustro to do mojego celu brakuje jeszcze tyle, że łohoho. Tu fałdka, tam tłuszczyk, gdzie indziej galaretka i cellulit. Jakoś takie ciężkie dni nastały, ale mam nadzieje, że to nie pokrzyżuje moich planów i moja silna wola to przetrwa. Naprawdę szkoda byłoby zmarnować tyle wysiłku i pracy, tym bardziej, że weszło mi już to w nawyk. 14 października, dzień sądny zbliża się nieubłaganie, to będzie już 3 miesiące odkąd się zmieniam. 

Moja zmiana cały czas trwa, nie tylko zewnętrznie, ale też i wewnętrznie. Z każdym zauważalnym przeze mnie efektem staję się pewniejsza siebie oraz zmieniam o sobie zdanie. Dotychczas uważałam siebie ze osobę, która nigdy nie zaczyna tego co kończy, łatwo się poddaje. Teraz chyba nastąpiły małe poprawy. Staje się bardziej konkretna, dążę do tego co chcę, może nadal nie wiem co zrobić ze swoim życiem, ale powoli sobie wszystko układam. Chciałabym jeszcze zrozumieć, że nie ma rzeczy niemożliwych, odważnie kroczyć przez życie i pokazać, że wcale nie jestem jakąś cichą, zakompleksioną, spokojną, miłą dziewczyną ;)

3 października 2014 , Skomentuj

Hej ;)

Nie wiem czy to moja głowa, czy rzeczywiście to prawda, ale odkąd kręcę hula hopem moim to jakoś tak mój brzuch wygląda ładniej, szczuplej i w ogóle już jest taki jakby zbity i fałdki się zmniejszyły. No ale nie umiem tego obiektywnie stwierdzić, ponieważ nie pasuje mi to, że kręcę nim dopiero z tydzień, a już widzę efekty. Chyba to trochę jednak za szybko. Może przed lustrem wciągam brzuch czy coś :D No ale w każdym razie ta sytuacja mnie zmotywowała, żeby na stałe wstawić do mojego dnia kręcenie hula hop. Na razie kręcę po 10 minut na każdą stronę, czyli razem 20 minut. Nie wiem, czy to dużo czy to mało, ale podchodząc w ogóle to zmiany swojego życia stwierdziłam, że lepiej wszystko robić małymi kroczkami i słuchać swojego organizmu jeśli chodzi o ćwiczenia. Jedynym minusem jaki zauważyłam oprócz siniaków są połamane paznokcie, bo jak mi spada hula hop to ja automatycznie próbuję go złapać i po paznokciach. Ale na razie straciłam tylko dwa, więc to może ostatnie ;)


Poza tym to we wtorek mam rozmowę kwalifikacyjną, więc może tym razem się uda ;) Nie chcę zapeszać więc na razie nie napiszę co jak i gdzie, ale jakby się udało to byłabym usatysfakcjonowana taką pracą przynajmniej na razie.

Do ważenia zostało 11 dni ;)

30 września 2014 , Komentarze (2)

Nadal się nie ważę, pomimo, że waga się do mnie uśmiecha :P Ale postanowiłam, że dopiero 14 października się zważę, bo wtedy mija równe 3 miesiące, poza tym czekam na spektakularny rezultat ;P

Dziś miałam wizytę u lekarza. I jak to nasza kochana polska służba zdrowia zafundowała mi rozrywkę od 6:30 do 13:00. Byłam 9 w kolejce do rejestracji i jakimś cudem żadna z super babć mnie nie wypchała z tej kolejki i udało mi się zarejestrować, a rejestrowali pierwsze 10 osób :D SUKces. Pani powiedziała, że lekarz będzie między 9, a 10, ale niewiadomo który, bo oni lubią zaskakiwać. No to czekamy i czekamy, a że byłam jedną z najmłodszych osób tam, to wszystkie babcie chciały ze mną rozmawiać. Wszyscy się żalili, marudzili, ale dzielnie stali. Kochana pani doktor zjawiła się przed 11, a na wizycie byłam u niej może 3 minuty. Ani nic nie wytłumaczyła, ani nic. Dała tylko termin na zabieg i skierowanie na badania.... jestem wzburzona tym, bo powinna lepiej o to zadbać, wytłumaczyć, albo chociaż zbadać dokładniej, ale jak to ja lekarzem nie jestem to się nie znam :P No, ale z pozytywnych aspektów to dwie osoby dziś mi powiedziały, że jestem chuda :D

Z tego wszystkiego poszłam do Natury i kupiłam sobie perfuma, kredkę i pomadkę do ust oraz takie żelki pod oczy ;) Na poprawę humoru. Wcześniej pewnie poszłabym do spożywczaka po czekoladki, ciasteczka, czy coś, ale teraz poprawiam sobie humor kosmetykami :P W sumie ceny podobne, a w pupę nie idzie :)

28 września 2014 , Komentarze (4)

O ile bardziej jestem szczęśliwsza z rana, jak nie wiem ile ważę, jak nie porównuję, czy był i jak duży był spadek, czy wzrost z poprzednim dniem. Myślałam, że będzie ciężej się nie ważyć codziennie, ale jednak nie jest tak źle. Zawsze się ważyłam przed śniadaniem i myślałam, że teraz będzie mnie też bardzo kusić, żeby stanąć na wadze, ale jakoś tak nie jest. A po śniadaniu już wcale nie kusi, bo po co skoro wiadomo, że waga nie będzie zgodna ;) A do 14 października szybko zleci, a ja będę mieć jeszcze dodatkową motywację, żeby wtedy nie zobaczyć wzrostu tylko spadek.

Wczorajszy dzień upłynął wzorowo pod każdym względem. Ładne jedzenie, ładnie podane, odpowiednio kaloryczne i mam nadzieje, że w miarę zdrowe. Wiem, że jakoś się powinno rozdzielać na biało węglowodany i tłuszcze, ale jakoś tego nie robię, nie liczę też skrupulatnie kalorii, po prostu staram się jeść dużo warzyw, owoców, nabiału, orzechów, nasion i wszystkiego co zdrowe ;)

Co do ćwiczeń to też się nie przyczepię, automatycznie poćwiczyłam to co miałam wypijając przy tym sporą ilość wody ;) 

No nie, aż za dobrze mi idzie... Nigdy, ale to nigdy tyle nie wytrzymałam, a co najlepsze, teraz już po takim czasie nawet bardzo się nie zmuszam. Chyba udało mi się chociaż tak w małym stopniu zmienić swoje nawyki ;) (77 dzień!)

27 września 2014 , Komentarze (5)

Jak wiecie, albo nie wiecie mam okropny problem z cellulitem zwłaszcza na udach. Do tej pory stosowałam  serum antycellulitowe z Perfecty  w takim w czarnym opakowaniu który miał niby pomóc.

Stosowałam go na pewno ponad 6 tygodni, głównie właśnie na nieszczęsne uda, ale zahaczałam o pośladki i trochę brzuch. Coś tam może pomógł, a może pomogły ćwiczenia i dieta. Stosowałam go najpierw dwa razy dziennie, potem zmniejszyłam do 1 razu, wieczorem. Ale nie kupię go więcej, bo jest bardzo, ale to bardzo chłodzący, a winter is comming więc wolę się zaopatrzyć w jakiś rozgrzewający. Wiem, że też jest coś podobnego z tej samej serii. 

Ale ostatnio wpadł mi do głowy pomysł kupienia baniek chińskich. Wczoraj uczytałam się na ich temat jak głupia, oglądałam filmiki na youtube. I wszyscy je chwalą i mówią, że czynią cuda. Wydatek niby nieduży, bo pokrywający się z kosztem balsamu więc mogłabym spróbować. Przyznam  się tylko, że trochę mam opory, bo oprócz pozytywnych opinii było też trochę negatywnych. 

Któraś z was stosowała?

Już od dwóch dni się nie ważę. Tak jak postanowiłam, nawet mnie nie kusi, bo boję się, że jak wejdę na wagę to pokaże o wiele więcej niż powinna. Do 14 października na pewno wytrzymam. Trochę tak dziwnie, bo do tej pory miałam codzienny rytuał, że zaraz z samego rana stawałam na wadzę i patrzyłam, patrzyłam, patrzyłam co tam ona pokaże. A teraz już tak nie ma :)

Cały czas ćwiczę. Wczoraj robiłam przysiady 4 serie po 30 z lekkim obciążeniem oraz 3 serie po 16 razy pompek, a także mnóstwo innych ćwiczeń na brzuch nogi i pośladki, rozgrzewka i rozciąganie obowiązkowo ;) Dziś planuję coś tam pomachać moimi rękami i pozbyć się tych skrzydełek, może nie dziś pozbyć, ale dziś wykonać kolejny krok w celu pozbycia się ich. O i dziś zrobię tabatę. Bardzo mi się podoba, fajnie męczy, ale nie wiem czemu robię ją tak rzadko... A i zapomniałabym, odkurzyłam moje hula hop na boczki, bo już nawet zapomniałam jak to boli. Bolało, ale jestem zadowolona, więc będę robić to dalej od czasu do czasu.

25 września 2014 , Komentarze (2)

Robię wszystko tak jak robiłam. Ćwiczę, staram się jeść zdrowo i w odpowiednich ilościach, nie jem na noc, a trafił mi się okropny zastój. Waga waha się w granicach 55,5 - 54,5 i jest tak już spory czas. Żeby się nie dołować przerwę mój zły nawyk dotyczący codziennego ważenia, zaprę się i będę robić to co robię dalej. 

Postanowiłam zważyć się dopiero 14 października. To będą równe 3 miesiące od kiedy zaczęłam się odchudzać. Ale zacznę się częściej mierzyć, bo z tym też mam problem... 

Także humor dość nijaki...

Pracy jak nie miałam tak nie mam. Pani z banku dzwoniła, powiedziała, że bardzo im się spodobała moja kandydatura, ale wybrali osobę z większym doświadczeniem. Spytała się też czy mogą zostawić moją aplikację w bazie danych w razie czego, zgodziłam się, ale pewnie jest to standardowa procedura dla wszystkich, którzy nie przeszli procesu rekrutacji. Szukam innych ofert pracy, ale przyznaję nie jest łatwo, a praca by już się przydała. 

Także humor nijaki...

Pierwszy raz wątpię, czy mi się uda zrealizować cel ...a przecież już tyle osiągnęłam, tyle wytrzymałam, tak radykalnie zmieniłam swoje życie, tak łatwo przyswoiłam sobie nawyk ćwiczenia, z taką łatwością nie sięgam po słodycze na sklepowych półkach, tylko czemu wciąż wydaje mi się, że to za mało... 

Małymi kroczkami do celu

22 września 2014 , Komentarze (2)

I minął weekend, który spędziłam w domu, u rodziców. Jako, że miałam urodziny nie obyło się bez słodkości w ten weekend. Ale skusiłam się tylko w sobotę na jeden kawałek tortu, a w niedzielę i dziś na jednego robionego pączka, specjalnie wybierając takie najmniejsze. Nie odczułam tego na wadze, a wręcz przeciwnie. Ważąc się dziś waga ładnie pokazała 54,4 kg. Oby to był już ten ostateczny spadek, oby nie wracało , bo tracę wtedy motywację. 

Oprócz tych przewidzianych słodkości wszystko inne jadłam tak jak sobie zaplanowałam. I ćwiczyć też ćwiczyłam więc jestem z siebie dumna :) 10 tygodni mojego nowego życia minęło, a ja tak mało razy się potykałam. I pomimo, że nie chudłam kilogram na tydzień to i tak bardzo dobrze mi idzie i jak tak dalej pójdzie to w końcu osiągnę swój cel. Wydaje mi się, że do 50 kg na wadze brakuje mi 2 miesięcy, czyli gdzieś na pierwszego grudnia powinno się pojawić, a nawet jeśli się nie pojawi to i tak będę bardzo zadowolona ;) 62,6 - 54,4 daje 8,2 :)

19 września 2014 , Skomentuj

Ja dziś tak z krótką notką, bo u mnie wraca wszystko na dobre tory ;) Przez kilka dni wieczorem bolał mnie brzuch, ale doszłam do wniosku, że to po takim chlebku, co miał być fajny, dobry i zdrowy. Odkąd go rzuciłam jest o wiele, wiele lepiej. Waga nawet była dla mnie łaskawa i wskazała 54,9 kg. więc wszystko idzie ku dobremu. Jutro też się zważę, ale na innej wadze niż zwykle więc nie wiem czy one są takie same :P Bo przyjechałam sobie na weekend do domu trochę pomarudzić :)

Już też jestem po ćwiczeniach, dzisiaj skupiłam się na rękach oraz brzuchu, jutro pójdą w obroty uda i tyłek :P Całkiem przyjemnie mi się ćwiczyło :)

No i co w sumie to dzień jak codzeń ;)

16 września 2014 , Komentarze (1)

Dziś już na szczęście ok z moim żołądkiem, ale przez całą noc miałam uczucie takiej pełności, że już chyba  nigdy nie przesadzę z nadprogramowym jedzniem. Przez co nie mogłam za bardzo spać i musiałam to odespać rano. Na wadze duży wzrost, bo ważę dziś równe 56 kg. Ale nie przejmuję się tym, bo wierzę, że to szybko zleci ;) Z ćwiczeniami dziś też w miarę ok. Poszły w ruch ramiona, trochę uda i pośladki i oczywiście brzuszek ;) Jutro robię już znienawidzone przeze mnie przysiady. I jeszcze hula-hop się do mnie uśmiecha, więc może czas najwyższy go odkurzyć i trochę pokręcić podczas oglądania jakiegoś fajnego filmu. 

Zrobiłam sobie piękną kolację, no cuda na talerzu, tak to ładnie wyglądało biały serek wiejski, trochę dżemu i banan, chciałam nawet zrobić zdjęcie i pochwalić się piękną kompozycją, ale nie doniosłam, znaczy udało się donieść do pokoju, ale jakimś dziwnym trafem wszystko wylądowało na krześle i tyle z mojej zabawy z układaniem jedzenia. Musiałam to jakoś pozbierać, powyciągać włosy i zjeść już bez takiego entuzjazmu. Ale i tak było bardzo smaczne, chociaż tyle:)

Przeczytałam taką książkę "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy?", z której wychodzi, że jestem stuprocentową miłą dziewczyną, nie ma we mnie nic z zołzy, a według autorki to nie wróży nic dobrego;) Nie no traktuję to z przymrużeniem oka, ale niektóre stwierdzenia miała bardzo trafne i na pewno spróbuję trochę tej zołzy w sobie obudzić ;) Zobaczymy z jakim rezultatem to wyjdzie;)