Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Po wielkim ciążowym tyciu, czas na zgubienie nadmiaru kilogramów. Po ciąży ważyłam 118kg. Trochę zrzuciłam przez 2,5 roku, ale nie tyle ile bym chciała i ile powinnam. Pierwszy cel-waga sprzed ciąży-93kg....:/

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 38174
Komentarzy: 666
Założony: 8 lutego 2006
Ostatni wpis: 20 lutego 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
malda

kobieta, 44 lat, Sosnowiec

172 cm, 105.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 kwietnia 2009 , Komentarze (4)
Podjęłam decyzję.Muszę tylko zaopatrzyć się w książkę "Montignac nad Wisłą". Muszę z tym zaczekać do wypłaty Sebastiana.Tak więc, od przyszłego tygodnia zaczynam.
Jak na razie odzwyczajam się od cukru. Przestałam słodzić znowu herbatę. I wczoraj wieczorem udało mi się opanować głód wieczorem.
Jest dobrze.Pogoda piękna,to i spacerować możemy dłużej.:)
Słońce świeci- od razu chce się żyć.:)

30 marca 2009 , Skomentuj
SB, indeks glikemiczny,czy po prostu 1000kcal??? Na czym się oprzeć? Bo jak nie wybiorę czegoś konkretnego,to nic z tego nie będzie. Jednocześnie musi to być tania dieta,bo u nas kiepsko z kasą i nie mogę za bardzo wydziwiać.
Nie wydaje Wam się czasami,że na dietę trzeba mieć pieniądze? Bo jak tu np teraz jeść dużo warzyw, jak są takie drogie,pomijam fakt,że byle jakie na razie...
Czuję się zagubiona. Potrzebuję jakiegoś nakierowania,wsparcia... Seba nie umie...
Nadszedł czas,że muszę koniecznie coś ze sobą zrobić. Teraz tylko muszę wiedzieć co...

Wróciliśmy z Maćkiem na basen. Jak tylko go zobaczył, zaczął się śmiać, wyrywać i pohukiwać. Było super jak zwykle. I spotkałam moją byłą instruktorkę jogi z maluszkiem.:) TO były czasy. Ćwiczyłam na siłowni 4-5 razy w tygodniu i jeszcze chodziłam na jogę. Wtedy się zaparłam.Chciałabym,żeby mi ten zapał wrócił.
Chciałabym się chociaż zapisać na siłownię koło domu, ale nie wiadomo,czy starczy z budżetu domowego.Bo basen dla Maćka też bym chciała. A jeszcze dres mi się rozleciał i dalej nie mam adidasów...:( Wydatki, wydatki wydatki....
Wiem, ględzę...Przepraszam.
Pozdrowionka dla wszystkich zaglądających.

16 marca 2009 , Komentarze (10)
Tak się zastanawiam, czy każde spotkanie z rodziną mojego męża musi się wiązać z lekkim dołkiem u mnie,a w każdym razie z niesmakiem...
Jak nie jego dziadek,to siostra, albo ciotka.... Zawsze ktoś nie omieszka zwrócić uwagę na moją wagę. Wczoraj, na chrzcinach siostrzeńca Seby usłyszałam kilka razy,czy aby nie spodziewamy się drugiego dziecka.
Ja wiem,że mam brzuch po ciąży,że sporo ważę, że jego siostra urodziła rok temu ponad i jest szczuplejsza niż przed ciążą. Tylko akurat jej metod odchudzania bym nigdy nie stosowała(zamiast jedzenia piwo,papierosy i...nie powiem co).
W każdym razie, podsumowując-ja bym nigdy nikomu wprost nie powiedziała,że jest gruby i że przytył.Wolałabym przemilczeć.
Najbardziej mnie drażni to,że ktoś kto całe życie jest chudy i je co tylko i ile może, nie ma bladego pojęcia jak to jest mieć tendencję do tycia i całe życie się z tym męczyć. I mieć na tym punkcie okropne kompleksy.:(
Jest mi tylko bardzo przykro...
Aż  mi się nie chce jechać w odwiedziny do dziadków Seby, bo wiem,że od dziadka usłyszę to samo-jak zwykle...:(

A ja ćwiczę od tygodnia codziennie rano i może zacznę biegać jak zrobi się cieplej.
Waga 105,2.Spada, bo po zatruciu wróciła do 106,ale odkąd ćwiczę zaczęła spadać.
Chciałabym powiedzieć,że ja im wszystkim jeszcze pokażę!!!! Ale nie wiem,czy mi się uda.:(

Może jak wrócę do pracy...Zaczęłam szukać, w maju chciałabym zacząć pracować...Mam nadzieję,że się uda.

A Maćko skończył dzisiaj 7 miesięcy. I uświetnił to staniem w łóżeczku na dobre.
Musieliśmy obniżyć materac na najniższy poziom już.Spryciarz.;)

9 marca 2009 , Komentarze (4)

Dosłownie... Dopiero co wyleczyłam się z jednego, to przyszło drugie.Albo czymś się zatrułam, albo złapałam jelitówkę. Tym bardziej,że cała rodzinka mojego brata ją przechodziła ostatnio.Ale właściwie są już zdrowi. Może to tylko zbieg okoliczności. Mój tata też. Ale u niego to może być akurat reakcja na chemię.
W każdym razie,wieczór i noc męki plus dzień ścisłej diety o sucharach i rosołku, zaowocowały spadkiem do 104kg. Cóż,wolałabym inny sposób. Ale nawet na dobremi to wyszło,bo znalazłam motywację. Koniec objadania się. Teraz jem lekkostrawnie. A przy okazji idealnie się oczyściłam.

Walka rozpoczęta. Oby nie skończyła się jak zwykle słomianym zapałem....



7 marca 2009 , Komentarze (1)

Zrobiłyśmy sobie wczoraj z bratową. Wybrałyśmy się do kina na "Kochaj i tańcz". Film typu "lekki i przyjemny".Bez skomplikowanej fabuły i może nie najambitniejszy. W każdym razie bardzo miło się ogląda i słucha.
Świetni tanczerze, super muzyka, kolorowo itd....
Cały film siedziałam i patrzyłam na te laski w nim grające i myślałam sobie: "muszę być szczupła, muszę być szczupła, muszę wreszcie coś ze sobą zrobić!!!" Tak bardzo chciałabym wyglądać jak one. Móc założyć takie fajne ciuchy(inna sprawa, czy byłoby za co je kupić;)).
Trochę może się dobiłam, ale z drugiej strony, może zaczyna kiełkować we mnie  jakaś motywacja.
Wszystkie znajome odzyskały już po ciąży dawną wagę,albo są bardzo bliskie tego, a ja? Jak stoję, to stoję...
Wzięłabym się z SB znowu, ale przecież nadal nie mogę...
W ogóle ostatnio coraz częściej wracam myślą do czasów mojego panieństwa, gdy najwięcej ważyłam 76 kg i zupełnie inaczej wyglądałam, ubierałam się,czułam się...Byłam pewniejsza siebie, czułam się kobieco i atrakcyjnie. Gdzie się to podziało...Byłam taką cichą wodą. Umiałam flirtować z facetami i bardzo to lubiłam.
Może powrót do pracy coś zmieni....
Teraz czuję się matką polką....Nawet dla swojego męża.Wiem,że dla niego jestem atrakcyjna,ale jakoś nie do końca to do mnie dociera...

A Maciek ma drugiego ząbka i nowe hobby. Wspina się na wszystko co się da.Zagląda do szuflad, przesuwa drzwi od szafy i ciągle coś mamrota pod nosem.
Na szczęście wrócił mu apetyt i wcina nawet kaszkę i zupki bez grymaszenia:)
Kochany maluszek....

Miłego weekendu. My jutro urzędujemy z kuzynkiem Maćka i bratową u moich rodziców. Chłopaki nawet się polubiły.:)
Na basen chyba jeszcze nie pójdziemy. Jeszcze tydzień temu Maciuś był chory,może lepiej odczekać.Trochę mu katarek  dokucza.
Zmykam szykować kaszkę dla małego głodomora.:)


4 marca 2009 , Komentarze (2)
Tylko ja jeszcze muszę doleczyć gardło.
Pochorowaliśmy się wszyscy.Jakieś wirusowe zapalenie gardła. Było ciężko.
Maciuś źle znosił chorobę,do tego ten przebijający się ząb i spanie w innym miejscu niż jego łóżeczko.
Ale na szczęście on już ma to za sobą.Ząb już jest prawie cały na wierzchu,apetyt mu wrócił.Otworzył się na kaszkę i misiowy jogurcik.:)
Cała moja rodzina jakaś chorowita.
Brat nie przyjechał,bo wszyscy złapali jelitówkę. Może jutro przyjadą,zobaczymy.
Mama złapała chyba ode mnie. A tata, to wiadomo...
Wczoraj zawiozłam go na tomografię komputerową klatki piersiowej.
Cóż.... z tym chłoniakiem nie jest aż tak kolorowo, jak nam się wydawało.:(
Tata ma coś na płucach, wyniki szpiku nie są za ciekawe. A lekarz stwierdził,że po takiej chemii,nie powinno już być śladu po nowotworze, a jednak jest.
Zamówił mu jakieś nowe leki. Może po nich będzie lepiej.
Wyniki tomografii będą za tydzień dopiero.
Ja mimo wszystko, nie tracę nadziei.Wiem,że chociażby się tata miał leczyć i leczyć, to jeszcze dłuuugo pożyje.
Tylko mi go szkoda. Przez te prawie 40 lat pracy miał tylko 90 dni L4. A teraz zamiast odpoczywać,musi jeździć po lekarzach i szpitalach. Wiem, ile stresu i nerwów go to kosztuje...Biedny. Ale będzie dobrze....

Zmykam,bo muszę skoczyć do "skarbówki" zanieść nasze PITy. Im szybciej zaniosę,tym szybciej będzie kasa.:)

25 lutego 2009 , Komentarze (3)
Musiałam się przenieść z Maćkiem do mamy,bo tak jestem osłabiona.Do gardła doszedł nos.Jest całkiem zapchany. Z oczu mi leci,z nosa mi leci woda jakaś. Miałam dzisiaj 37,7.Eh...Noc mnie przeraża, bo bardzo się męczę i boję się,że będę budziła Maćka. Kicham jak oszalała.
Sebastian chciał wziąść L4,ale lekarz mu powiedział,że jest za słabo chory.Pewnie,niech się rozłoży całkiem....Ale to lekarz,który ma umowę z jego zakładem,więc może dlatego tak niechętnie wystawia L4.
Maciusiowi też skoczyła temp. Na 38.Ale bardzo leje mu się z buzi i widziałam dwie dziurki w dziąśle,więc to chyba druga jedynka.Mam nadzieję,że to tylko to.Że nie zaraził się ode mnie.
Ja się muszę szybko wykurować,bo w niedzielę przyjeżdża brat z żoną i Kubusiem.A nie widziałam ich już 2 miesiące...Poza tym,jak tak dalej pójdzie,to się wykończę. A od mamy muszę uciec w piątek najpóźniej,bo tata wraca ze szpitala i nie może przebywać z taką choremzdą po chemii.
To tyle. Życzcie mi zdrówka szybkiego.

24 lutego 2009 , Komentarze (1)
Ropa na migdale...Eh...Ale dostałam dobry antybiotyk,na który szybko reaguję,więc powinno być ok. Do tego psikam tantum verde(ble). I biorę rutinaceę.Będzie dobrze.Teraz tylko jeszcze coś zaatakowało Sebastiana. Żeby tylko Maćko się trzymał.
Wczoraj byliśmy u neurologa. Z wynikami usg główki,a on miał wyniki krwi Maćka. Popukał go,po gimnastykował i stwierdził,że rozwija się prawidłowo.Wręcz trochę szybko jak na swój wiek.
Waży 8400.Trochę mu brakuje do podwojenia wagi urodzeniowej jeszcze. Od 6 stycznia przybrał 720g.Nie wiem,czy to nie mało? Chyba normalnie,bo zdaje się,że dzieci teraz wolniej przybierają. Tyle,że powinien w tym miesiącu  podwoić wagę urodzeniową,a na to się raczej nie zanosi. Musiałby przybrać 800g w 3 tygodnie. Muszę wprowadzić coś nowego.Może kaszkę na śniadanko poza obiadkiem?
Ma podwyższone tylko AspAT we krwi. Mamy to skontrolować w marcu,przed szczepieniem.Bo miał 83,a norma to 35. Poczytałam o tym wskaźniku i trochę się nastraszyłam.Ale mam nadzieję,że to jakiś błąd był,albo coś chwilowego. Lekarz mówi,że nie ma pojęcia skąd się tak mogło zrobić,bo resztę wyników ma bez zastrzeżeń.
Eh z tymi dzidziami...
Pełzanie idzie mu coraz lepiej. Wypełza na przedpokój i atakuje tam buty i kapcie.:) Muszę też zasuwać szafę,bo bardzo go interesują pierdółki, które Seba tam trzyma(śrubki w słoikach itd.) :) Mały spryciarz.
Oduczamy się teraz zasypiania przy cycu.Idzie nieźle.Wczoraj zasnął tak Sebie jak ja byłam u lekarza, a dzisiaj udało się mi.
Może tylko mnie się wydawało,że on tego potrzebuje do zaśnięcia?
Wieczorem to po prostu jest tak zmęczony,że pod koniec jedzenia zwykle zasypia.Ale w dzień,to ja mu go podtykałam z przekonaniem,że łatwiej w ten sposób zaśnie. A dzisiaj proszę, dałam smoka i usnął od razu.:)
Potem będziemy się uczyć zasypiać w łóżeczku. Chociażby dla jego bezpieczeństwa. Bo jak śpi i jestem w drugim pokoju,to muszę zaglądać,czy się nie obudził,bo by jeszcze spełzł z łóżka znowu...
Zmykam.
Buźka dla odwiedzających.:)

P.S.
I znowu nic o odchudzaniu.;)Hehehe..."pamiętnik odchudzania";)

21 lutego 2009 , Komentarze (5)
Bo co teraz zrobić?
Gdyby nie było Maciusia, najnormalniej w świecie nafaszerowałabym się jakimiś prochami typu Fervex, Gripex itd., położyłabym się do łóżka na cały dzień z litrami herbaty z miodem i cytryną oraz z gazetką, bądź książką. A tak... Nic z tego. Jest Maciuś,trzeba się synkiem zająć. Tylko jak, jak ja cała połamana jestem.Bolą stawy,bolą mięśnie i jeszcze mi się młody zarazi ode mnie...
Sebastian w pracy,ale postara urwać się wcześniej chociaż 2 godzinki. Trochę poratował mnie apap. Plecy już tak nie bolą.
Maciuś kochane dziecko, grzecznie się bawi-rozwiązując kokardki od ochraniacza. Nie jest najgorzej.Ale i tak wzięłabym to najchętniej wyleżała.
W nocy spać nie mogłam. Wszystko bolało. Do tego jakieś dreszcze z zimna, a potem niemal tropikalne upały.
I z basenu jutro nici.:( SZKODA.:(
Do tego osłabiona jestem miesiączką, która standardowo przyszła po 30 kilku dniach.
Mam tylko nadzieję,że szybko mi przejdzie.
A chciałam jutro jechać do rodziców.Ale jak będzie mnie trzymać,to nie jadę,ze względu na tatę,żeby go nie zarazić.

Maćko robi postępy. Dzisiaj pierwszy raz wypełzł mi z pokoju na przedpokój.:) Zaczyna się.;)
A wczoraj podobno dwa razy zrobił ruchy jakby raczkował.Podobno,bo to było przy Sebastianie.
Ja dalej poluję na biustonosz. Z marnym skutkiem.Może w przyszłym tygodniu coś znajdę na siebie.

Udanego weekendu.

19 lutego 2009 , Komentarze (1)
Eh i zaczęła lecieć magiczna trzydziestka. W ogóle nie czuję się, jakbym tyle lat już była na tym świecie.
Urodziny minęły spokojnie.Rano poszłam do fryzjera i zmieniłam grzywkę,trochę podcięłam.(dzień wcześniej się sama przefarbowałam)Pojechaliśmy po dowód rejestracyjny,do moich rodziców po krzesełko Maciusia i tam zjedliśmy obiadek i tort,który dostałam od mojego mężula.:) Pyyyyszny...:)
Sebastian pomógł trochę jeszcze z meblami w kuchni i wróciliśmy do domku. A w domku wieczór z chrupkami kukurydzianymi. I takie to były urodziny....

Aaaa zapomniałam tylko napisać,jacy krejzole z moich rodziców.W tajemnicy spłacili resztę kredytu za mieszkanie(nadmienię,że kupowaliśmy mieszkanie przed podwyżkami,więc mieliśmy kredyt na 6 a nie 30 lat) i na urodziny wręczyli mi wpis do księgi wieczystej o usunięciu hipoteki. Ale... warunek jest taki,że dalej dajemy kasę, a za nią ja od października wracam na studia.
Dalej jestem w szoku... Z jednej strony nie chce mi się studiować,a z drugiej strony im dłużej o tym myślę,tym bardziej zaczynam się ekscytować. Już znalazłam sobie potencjalną szkołę i 3 kierunki do wyboru: BHP,zarządzanie zasobami ludzkimi,albo doradca zawodowy. Często myślałam o pracy w firmie konsultingowej. Moim marzeniem było być tłumaczem języka angielskiego,a w każdym razie studiować anglistykę,ale tego już nie nadrobię.
Jak już mam wrócić na studia,to chcę wybrać coś, co naprawdę mi się spodoba. Nie chcę mieć już nic wspólnego z bankowością i finansami.To studiowałam wcześniej. Nie byłoby tak źle,gdyby nie przedmioty typu ergonometria,statystyka,analiza finansowa... Albo ja jestem taka ciemna,albo miałam kiepskich wykładowców,bo miałam poważne problemy z zadaniami. Rachunkowość jeszcze lubiłam i te wszystkie przedmioty typu prawo,ekonomia.Ale ścisłych nie mogłam przebrnąć...
Chcę mieć przyjemność ze studiowania.
Zostanę magistrem na starość.Hahaha...:)
Zobaczymy co to będzie.

Maciuś trochę się rozgaduje,czasem powie mem mmmemmm,albo bibi. Potrafi siedzieć kilka minut. Mój kochany chłopiec...

Muszę się dzisiaj gdzieś wyrwać,bo nie chce mi się siedzieć w domu.
Pączki oczywiście zaliczone.Takie pyszne są tu w jednej piekarni i jeszcze ciepłe jadłam...Mniam...Raz w roku mogę.:) Normalnie pączki mnie nie kręcą.:)
Życzę Wam szybkiego spalenia tych,które zjecie.:)