Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jestem mamą dwójki słodkich dzieciaczków, dziewczynki i chłopca. Co mnie skłoniło do odchudzania? A no dwie rzeczy... po pierwsze fakt, że moja koleżanka z podstawówki (miałam z nią w miarę regularny kontakt aż do czasu urodzenia pierwszego dziecka) nie poznała mnie w sklepie. To było już po urodzeniu drugiego dziecka i ważyłam wtedy o jakieś 15kg więcej. Jak dziś pamiętam jak zamiast cześć powiedziała mi "dzień dobry". Zdołowało mnie to na maksa.... :( Drugim motorem do działania było przemyślenie sobie wszystkiego i dojście do wniosku, że prędzej czy później ktoś zorganizuje w szkole tzw. spotkanie po latach i co ja wtedy biedna zrobię. Przecież nie odchudzę się tak z dnia na dzień ani nawet w miesiąc. Dlatego postanowiłam zacząć się odchudzać już teraz, aby potem takie spotkanie nie było dla mnie niechcianym zaskoczeniem. Postanowiłam chudnąć pomału tzn. 1kg na miesiąc, dzięki czemu mogę jeść normalnie i nie muszę rozstawać się zupełnie ze słodyczami. Jak to się mówi... czas i tak upłynie. :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 41373
Komentarzy: 181
Założony: 3 stycznia 2015
Ostatni wpis: 9 sierpnia 2023

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Sawka00

kobieta, 41 lat, Warszawa

158 cm, 68.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

20 kwietnia 2017 , Komentarze (7)

Myślałam, że zważę się dopiero w poniedziałek, ale byłam/jestem taka napompowana po świętach, że normalnie musiałam wejść z ciekawości na wagę. Zważyłam się wczoraj rano i dziś rano i...... wynik jest powiedzmy pozytywny :P Tzn. jest dużo, ale jest też i powolny spadek. Wczoraj było 66,9kg a dziś już 66,6kg. Mam nadzieje, że te trzy szóstki nie będą jakoś pechowe a raczej diabelsko nakręcą mnie do działania :D 

Wydaje mi się, że sama po sobie czuję, że odrobinkę mi lepiej, ale to tak jakby tylko mi z nóg zaczęła ta woda schodzić a na brzuchu nadal się czuję jak balon :/ Mam nadzieję, że jutro też będzie jakiś spadek, bo chciałabym się wreszcie poczuć znowu dobrze. Wczoraj cały dzień piłam płyny i ciągle chodziłam do toalety. Dziś też mam taki zamiar, ale chcę potem pojechać na zakupy, więc po odprowadzeniu dzieci do przedszkola wstrzymam się aż do powrotu z zakupów. Póki co jest kilka minut po 7ej a ja już od razu po wstaniu wypiłam kubek wody z odrobiną cytryny i do śniadania kolejny kubek tym razem z kawą zbożową. Myślę, że to by było na tyle i teraz poczekam aż to wszystko ze mnie spłynie, żeby mnie nie chwyciło na siusiu w drodze do centrum handlowego :D

Najgorzej, że skończyła mi się herbatka Detox (z firmy Pukka jakby ktoś chciał wiedzieć) i muszę kupić nowe opakowanie a w zasadzie tym razem pełnowartościowe, bo to co miałam to była taka mieszanka różnych smaków. Najbardziej smakuje mi właśnie ten Detox i nie chcę go kupić ze względu na nazwę (że detox...) tylko właśnie ze względu na smak :)) 

No dobra, komu w drogę temu czas.... ;)

19 kwietnia 2017 , Komentarze (1)

Dziś, jak to po świętach, miało miejsce dojadanie resztek. Oczywiście jest ich tak dużo, że nie da rady zjeść wszystkiego w jeden dzień, ale myślę że do weekendu lodówka będzie opróżniona. :] 

Za to zaczęłam dziś ćwiczenia (45min cardio) i cały dzień piję wodę albo herbatki. Co prawda nadal się czuję jak balon, ale zapewne każdego dnia te uczucie będzie się zmniejszało. A przynajmniej mam taką nadzieję :D

18 kwietnia 2017 , Komentarze (1)

No i już wróciliśmy po Świętach... o wadze to może lepiej nie będę wspominała... co prawda ważyłam się popołudniu, ale jest o ok. 2kg więcej :D myślę sobie, że zważę się dopiero w poniedziałek, bo może przez ten czas zejdzie ze mnie ten świąteczny przesyt. Najgorzej, że jeszcze mam resztki świątecznego jedzenia (głównie martwię się ciastami), ale może jakoś dzieci zjedzą a ja do drugiego śniadania ;)

Zdążyłam już sobie wziąć gorącą kąpiel, zrobić peeling itd a teraz popijam herbatkę Detox :] Jutro mam dzień ogarniania ubrań, bo do prania jest prawie wszystko (syn dwa razy wywalił się na spacerze prosto w błoto) i muszę jakoś doczyścić buty i kalosze. Jak już wszystko będzie za mną to muszę przemyśleć kwestie żywieniowe na przyszły tydzień, bo przede mną kolejny etap a raczej kolejna próba odchudzania. Miałam schudnąć do Wielkanocy, ale się nie udało, to teraz kolejne podejście do wakacji ;) Po drodze mamy w maju urodziny dwa razy, ale myślę że jak dobrze będzie mi szło to takie 2 cheat day nie powinny aż tak zaszkodzić. Co ważne, to już zaczynam się nastrajać myślami na powrót do ćwiczeń. Jeszcze nie wiem jak to sobie ułożę, ale hmm... po przemyśleniach i doświadczeniach z ostatniego miesiąca stwierdzam, że te spacery 3km dziennie nie mają sensu :/ Owszem, idę, jest niby ok, ale potem już mi się nie chce nic robić przez resztę dnia. Wydaje mi się, że chyba lepszą opcją było jednak ćwiczenie w domu. No jeszcze pomyślę, bo może np. zrobię tak, że 2 dni (pn i wt) będę ćwiczyła, w środy 3km przechadzka i kolejne dwa dni ćwiczeń (czw. i pt) w domu. Boję się tylko żebym nie wyszła z rytmu... Ehh... czasami mam wrażenie, że to się nie uda... ale sobie powtarzam, że skoro raz się udało to jednak da się i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby udało się ponownie ;)

12 kwietnia 2017 , Komentarze (11)

Dzisiejszy dzień upływa od hasłem walki z zatwardzeniem. A było to tak... 

W nocy z soboty na niedzielę coś mnie dorwało i spędziłam pół nocy w toalecie z rozwolnieniem :/ Rano mieliśmy jechać w gości więc wzięłam 5 węgli. Rano nadal się ze mnie lała woda (przepraszam za dosadność), więc wzięłam jeden stoperan. Po godzinie się poprawiło, ale nadal woda wychodziła nie tędy co trzeba... mieliśmy niedługo wychodzić, więc cóż było robić...wzięłam drugi stoperan. Pomogło, owszem... ale zablokowałam się aż po dziś dzień :P Z zatwardzeniami to akurat mam problem stale i od wielu, wielu lat, więc jestem "przyzwyczajona". Problemem nie jest dla mnie sam fakt, że nie mogę się załatwić i że odczuwam jakiś dyskomfort czy coś (czuję się zupełnie normalnie), lecz kłopot w tym, że w piątek rano wyjeżdżamy na święta :/ Boje się, że mnie coś chwyci w trasie albo że będę się męczyła u teściów. A wiadomo.. na święta jest więcej osób w domu i nie mogę tak ciągle toalety "bezproduktywnie" zajmować :P ;) 

Tak czy siak dziś już wypiłam 600ml wody, 300ml herbatki ziołowej i 300ml smoothie (garść szpinaku, jedna pomarańcza i woda). Do tego...uwaga, uwaga... poćwiczyłam 45min :)) W zanadrzu mam jeszcze kupiony dziś chlebek ze śliwką, więc będzie na podwieczorek i kolację. Póki co.... nic nie zadziałało... nadal nie czuję potrzeby odwiedzenia wc... tzn. mocz leci cały czas, ale akurat nie to mi teraz potrzebne :D 

Nie chce brać żadnych herbatek, ziółek i innych leków przeczyszczających, czopków i czort wie co tam jeszcze jest... Wolę żeby samo zeszło, bo i tak mam mocno rozleniwione jelita i nie chce pogarszać sytuacji. Na obiad zjadłam pieczone udko z kurczaka i sałatkę z różnych, kolorowych warzyw, więc błonnik jest :P

No to się wyżaliłam... jeszcze mam półtorej dnia na uporanie się z tym problemem, oby się udało :] Trzymajcie kciuki :D:D

11 kwietnia 2017 , Komentarze (1)

Jestem, ale co się nadenerwowałam to moje... :P @ mi się spóźniała o tydzień i już nawet zaczęłam sobie wmawiać objawy ciążowe hahaha na szczęście wszystko się dobrze skończyło i @ przyszła :)) Miałam w tym tygodniu chęć na powrót do ćwiczeń i dietkowania, ale ostatecznie doszłam do wniosku, że nie ma sensu się nakręcać jak czeka mnie sprzątanie, pakowanie i pieczenie ciast... wrócę po świętach, kupię świeże jedzonko i dopiero może jakoś się ogarnę :] Nie oznacza to oczywiście, że w tym tygodniu będę jadła jak świnia ;) Plus taki, że waga ostatnio bez zmian... 65,3kg.

Przy okazji, życzę wszystkim Wesołych Świąt :)

27 marca 2017 , Komentarze (7)

W niedzielę uświadomiono mi, że w tym roku mój chrześniak będzie miał komunię, więc ekhem..... przydałoby się wyglądać jak człowiek ;) Ja wiem, że to jest mało czasu i znając mnie to nic z tego nie wyjdzie, ale co mi tam... każda pora jest dobra jak to mówią :P

Z wagą kiepsko, bo jest o 100g więcej niż było w styczniu, ale ciągle jestem przed @... spóźnia się, więc może coś tam spadnie jak już będę "po". 

Dziś mimo iż jest poniedziałek, to nie był to idealny dzień... ale nic tam... jutro tez jest dzień a ja już się trochę zaopatrzyłam w to i owo, więc może jakoś to będzie. Dokupiłam płatki owsiane, banany, pomarańcze, jabłka i taką mieszankę do sałatek na spróbowanie z Bakal fit for you (mix orientalny, sezam czarny, pestki dyni, słonecznik, sezam) a także trochę warzyw typu buraki, bakłażan, cukinia itp. hmmm..... mam nadzieje, że nie skończy się znowu słomianym zapałem :P 

21 marca 2017 , Komentarze (5)

Wielkimi krokami zbliża się mi @, więc oznacza to że kolejny miesiąc mam stracony... nie schudłam, ale i też nie przytyłam :P Pocieszam się, że warto mieć nadzieję iż kolejny będzie lepszy... szczególnie, że to już wiosna i jest więcej świeżych warzyw na targu. 

Jakbym miała wejść w szczegóły to przez ten tydzień nie trzymałam się żadnej diety ani nawet niczego dieto-podobnego... były ciasta i ciasteczka, kotlety, kopytka a nawet (o zgrozo haha) biały cukier w czystej postaci i nutella :P Do tego prawie nie ćwiczyłam tzn. tylko ramiona, więc to na plus, ale z kolei na minus to, że już jest wtorkowy wieczór a ja ostatni raz ćwiczyłam w piątek :/ Do tego oczywiście nie piłam wody ;( ehh.... brzmi to trochę jak rachunek sumienia albo nawet sama spowiedź  heh :P No cóż.... 

Dziś byłam chyba pierwszy raz w tym roku kalendarzowym na targu i choć nie było jeszcze wszystkich stoisk obstawionych przez sprzedających to już powoli zaczęłam czuć wiosnę i chęć na świeże warzywka. Kupiłam ogórki małosolne i zaraz po przyjściu do domu zjadłam dwa za jednym zamachem :))) Coś czuję że jak już zaczęłam to skończę je jeść dopiero pod koniec lata :D Zakupiłam też dwa pęczki świeżego szpinaku, ale jeszcze nie wiem co z nim zrobię... do tej pory smakowało mi smoothie z banana, szpinaku i mango, ale chyba już mi się przejadło a raczej przepiło bo ile można jeden i ten sam smak :D Zjadłabym chętnie jajko sadzone ze szpinakiem, ale szczerze mówiąc to trochę mi szkoda poddawać taki świeżutki i jędrny szpinak obróbce cieplnej hmmm... muszę pomyśleć....   ahhh wiosna :]

16 marca 2017 , Komentarze (6)

Niestety, ale dobrze nie jest.... waga bez zmian, ale nie o tym chciałam. Otóż mam ostatnio ciągoty do słodkiego a co gorsza to sobie na to pozwalam ;( Co prawda nie rzucam się jak szalona na kilka paczek ciastek i tabliczkę czekolady, ale jednak trochę tego i owego w ciągu dnia wpada. A to do kawy rano dwie kokosanki, potem jakieś herbatniki, wafelki albo ciastka. Na domiar złego wczoraj nie chodziłam... niby potem poćwiczyłam w domu trochę na nogi tak że dziś "czuję" mięśnie (nie są to zakwasy, ale wczoraj jak schodziłam wieczorem po schodach to szłam jak pokraka i miałam wrażenie, że w pewnym momencie nogi mogą mi się nie zgiąć w kolanie i spadnę, więc trzymałam się blisko poręczy :D ). Dziś też nigdzie nie szłam, ale miałam poćwiczyć na ramiona. Niestety nic z tego nie wyszło, bo naszło mnie na sprzątanie mieszkania... taki wstęp chyba do wiosennych porządków :P No ale na ramiona poćwiczę jutro a przynajmniej tak sobie obiecuję, bo nawet lubię te ćwiczenia... myślę, że głównie za to, że nie trwają za długo oraz czuję postępy w sile mięśni :] 

Z jedzeniem też w kratkę... jak śniadanie i drugie zjem dobre to potem obiad mam nie ten teges... Wczoraj na kolację zjedliśmy z mężem sałatkę z różnych sałat, szpinaku, wędzonego łososia i paru innych warzyw, a za to dziś na obiad indyk w sosie cebulowym z ziemniorami i zasmażanymi buraczkami :D Nawet nie wiem co mnie naszło na te zasmażane, bo ja takich nie jadam... najbardziej lubię takie zwykłe starte bez dodatków... Pocieszam się, że przynajmniej wszystko domowe i nawet sos własnej roboty bez żadnych weget itp ;)

Tak jak z jedzeniem tak i jest też z moim nastawieniem. Jednego dnia czuję, że nabieram sił i mam ochotę coś zrobić, zmienić... wtedy przez tydzień jem ładnie, piję zielone koktajle itd. a potem nachodzą mnie myśli, że i tak jest be i fe i że nic z tego nie będzie. Wczoraj byłam na zakupach. Chciałam m.in. kupić sobie spodnie, ale we wszystkich albo czułam się źle, albo źle wyglądałam albo nie pasowały... Cieszyłam się na myśl, że w tym sezonie będzie sporo spodni z wysoką talią, ale jak się okazuje wysoka talia nie równa wysokiej talii :P Taka jaką ja bym chciała to musiałyby się mi spodnie kończyć przy biuście :D wtedy by było wszystko odpowiednio zakryte hehe a tak to muffin top się wylewa i to nie tylko z boków ale co gorsza z przodu ;( a nie ma co się oszukiwać, że w cienkich letnich bluzkach widać to jeszcze bardziej. Poza tym nie wiem czemu, ale spodnie z tyłu na udach mi się marszczą w takie poziome bruzdy nie wiem z czego to wynika, ale nie podoba mi się to :/ Ehh....  cóż poradzić... kupiłam sobie jedną letnią bluzkę (bez rękawków, ale z takimi falbankami na ramionach żeby zrównoważyć szerokie biodra), niezapinaną narzutkę w której się zakochałam i nie mogę się doczekać aż będzie trochę cieplej i zacznę w niech chodzić zamiast kurtki a także.... trampki... takie białe, które często widzę że są zestawiane z letnimi sukienkami ;) Tak więc z jednej strony jestem zadowolona z zakupów a z drugiej dołuje mnie ta kwestia spodni :/ Nie wiem jak się z tym wszystkim ogarnąć, ale wiem że muszę to zrobić sama, bo nikt za mnie tego nie zrobi.

14 marca 2017 , Komentarze (3)

Nic się nie dzieje, ale w sumie czy mam podstawy myśleć, że mogłoby coś się zmieniać? Waga nadal podobna, wczoraj i przedwczoraj 65,1kg, więc szału nie ma. Ćwiczyć jakoś mi się średnio chce, zresztą przez ciągle zachmurzone niebo nie chce mi się generalnie nic. Wczoraj miałam nigdzie nie iść, w sensie nie robić marszu, ale ostatecznie mąż mnie przekonał i 3km wpadły :) Dziś też miałam nie iść, bo.... no cóż, bo mi się nie chciało i nawet nie wiedziałam gdzie by tutaj pójść. No ale jak to ze mną bywa, w pewnym momencie się przemogłam i poszłam do delikatesów. Wpadło 1,5km, może to nie za dużo, ale lepszy rydz niż nic.... kto wie.... może jeszcze dziś poćwiczę na ramiona :]

Z jedzeniem jest różnie i to tak zupełnie, bo albo wpada coś super zdrowego albo niezdrowego :D Trochę to tak jakbym kompensowała to dobre tym niedobrym albo na odwrót ;)

Dziś do obiadu zamiast np. ryżu zrobiłam sobie po raz pierwszy taki ala ryż z kalafiora :) Powiem szczerze, że nawet dobre to wyszło i pewnie jeszcze kiedyś zrobię, szczególnie gdy zostaną mi resztki kalafiora. Jedyny mankament był taki, że w przepisie podali aby dodać 3 łyżki soku z cytryny, ja dałam na oko 1-1,5 i było to odrobinkę za dużo jak na mój smak. Powiedziałabym nawet, że ta cytryna lekko psuła smak kalafiora. Tak czy owak ogólnie sama idea była bardzo dobra i warta powtórki.  Kiedyś jeszcze myślałam o zrobieniu pizzy, gdzie właśnie zamiast ciasta jest masa z kalafiora, też brzmi ciekawie. I jak tu się odchudzać, gdy się kocha jedzenie... i to zdrowe i niezdrowe :D

10 marca 2017 , Komentarze (1)

Właśnie wróciłam do domu i za mną 3km :) Może to dziwne, ale idę do Biedronki w jedną stronę 1,5km tylko po to żeby zrobić zakupy za ok 30zł zazwyczaj :D Jakby nie było to to co najważniejsze, czyli cel podróży - jest, bo należę do osób,które nie lubią chodzić dla samego chodzenia, wiecie tak w kółko bez celu albo po lesie czy parku... no nie trawię tego. Jeszcze jak bym szła z kimś i rozmawiała to pół biedy, ale tak sama to nie ma mowy. Dlatego też zawsze ustalam sobie jakiś cel wyprawy i w tym przypadku jest to Biedronka ;) Pamiętam jak dzieci były małe, jeszcze w wózku niemowlaczki i musiałam chodzić z nimi na spacery... ależ to była dla mnie udręka :D Więc żeby jakoś to "przeżyć" to ustalałam sobie cel A np. pójście do warzywniaka, potem cel B do piekarni, dalej C itd., bo inaczej to bym nie była w stanie z tym wózkiem spacerować :D

W ogóle to tym razem wyjątkowo mi ten marsz szybko upłynął i to w obie strony. Nie mówię tu o czasie faktycznym, bo wyszło podobnie co poprzednio (wyszłam ok. 8:15 a wróciłam na 9:20, zakupy może z 10min trwały), ale o odczuwalnym. Nie wiem czy to kwestia tego, że ostatnio nie wychodziłam czy może tego, że sporo rozmyślałam i szybciej czas upłynął (w sumie to zawsze rozmyślam, więc nie wiem...). A jeszcze w drodze do Biedry minęłam p. Dorotę Gardias (chyba) a gdy wracałam do p. Jarosława Kuźniara...to się nazywa mieć wyczucie czasu i miejsca hehe ;)

Co do samych zakupów, to miałam w planach jeszcze wziąć pomarańcze, ale niestety nie było... albo właśnie "stety", bo naładowałam zakupy do podręcznej torebki i do reklamówki i było ciężko. Torebkę miałam przerzuconą przez ramię na skos i całą drogę ten ciężar mi się wbijał w ciało a nie mogłam inaczej, bo jak trzymałam ją na jednym ramieniu to ramiączko torebki mi się co chwilę ześlizgiwało :P W ogóle to dziś założyłam tylko cienką koszulkę bez rękawków i na to od razu kurtkę (zamiast płaszcza jak poprzednio) a wróciłam zgrzana i spocona jak nie wiem co :D Pod czapką też wszystko parowało ;) 

Tak czy siak dobrze, że już jestem w domku... zaraz będę sobie szykowała coś na drugie śniadanie. Z pewnością smoothie ze szpinakiem, bananem i mango, bo to mój hit ostatnio - uwielbiam :) I jeszcze do tego jakąś kanapeczkę chyba, bo już mi zaczyna burczeć w brzuchu a pierwsze śniadanie jadam koło 6 rano, więc to już czas i pora... :]

ps. aha.... o dziwo dziś na wadze bez zmian....odpukać zatrzymało się na 64,8kg...jeśli nie wzrośnie to będę bardzo zadowolona :)