Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jestem mamą dwójki słodkich dzieciaczków, dziewczynki i chłopca. Co mnie skłoniło do odchudzania? A no dwie rzeczy... po pierwsze fakt, że moja koleżanka z podstawówki (miałam z nią w miarę regularny kontakt aż do czasu urodzenia pierwszego dziecka) nie poznała mnie w sklepie. To było już po urodzeniu drugiego dziecka i ważyłam wtedy o jakieś 15kg więcej. Jak dziś pamiętam jak zamiast cześć powiedziała mi "dzień dobry". Zdołowało mnie to na maksa.... :( Drugim motorem do działania było przemyślenie sobie wszystkiego i dojście do wniosku, że prędzej czy później ktoś zorganizuje w szkole tzw. spotkanie po latach i co ja wtedy biedna zrobię. Przecież nie odchudzę się tak z dnia na dzień ani nawet w miesiąc. Dlatego postanowiłam zacząć się odchudzać już teraz, aby potem takie spotkanie nie było dla mnie niechcianym zaskoczeniem. Postanowiłam chudnąć pomału tzn. 1kg na miesiąc, dzięki czemu mogę jeść normalnie i nie muszę rozstawać się zupełnie ze słodyczami. Jak to się mówi... czas i tak upłynie. :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 41204
Komentarzy: 181
Założony: 3 stycznia 2015
Ostatni wpis: 9 sierpnia 2023

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Sawka00

kobieta, 41 lat, Warszawa

158 cm, 68.70 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

9 maja 2017 , Komentarze (5)

Miałam odezwać się wcześniej, ale jakoś tak się nie złożyło... Na wadze minimalnie lepiej, więc jakiś postęp jest. Może nie do końca zadowalający, ale chyba lepszy jakikolwiek niż żaden. Wczoraj i dziś waga pokazała 65,1kg, więc raptem o 100g mniej, ale jakby nie patrzeć to jest to najmniej w tym roku kalendarzowym :P

Przez ten cały czas jakoś się trzymałam. Nawet już nie potrzebowałam tej kostki gorzkiej czekolady każdego dnia, ale dziś zgrzeszyłam i rzuciłam się na chipsy :P Zjadłam może z 2 garści, ale nie dlatego, że więcej nie mogłam a dlatego, że były aż za słone dla mnie hahaha :D Wszędzie w domu leżą na wierzchu ciastka, czekoladki, cukierki, paluszki... byłam dzielna, lecz poległam na ukochanych chipsach. Pewnie bym nie zjadła, ale mąż był wężem kusicielem i zachęcał mnie jak tylko mógł ehh..... cóż :D 

Tak czy siak, zdecydowałam że trochę ich teraz zjem, bo i tak za 30min będę ćwiczyła, więc może mi jakoś ujdzie na sucho :> Choć przypuszczam, że sól mi zatrzyma wodę i jutro na wadze będzie boom. Zresztą już mnie i tak nic nie uratuje do czerwca, więc co tam się będę niepotrzebnie stresować. Oczywiście nadal będę robić swoje i mam cichą nadzieję, że ten chipsowy wyskok wystarczy mi na kilka najbliższych miesięcy a najchętniej na jak najdłużej ;)

6 maja 2017 , Skomentuj

Szału ogólnie nie ma, ale staram się nie podjadać, nie jeść słodkich bułek i codziennie ćwiczyć. Generalnie jest ok, choć po @ jeszcze waga nie wróciła na swoje miejsce.... dam jej jeszcze czas ;) 

Jutro, jak to zazwyczaj u nas bywa, jedziemy do moich rodziców, więc będzie jedzonko... obym miała na tyle silnej woli żeby się nie objeść. Zresztą jutro z samego rana będę się ważyła, więc może coś się okaże (albo i nie hehe). 

Ostatnio ćwiczyłam z Jessicą Smith: HIIT for Beginners i po zakończeniu ćwiczeń zrobiło mi się słabo. Tak czy siak ćwiczonka mi się spodobały i dziś chciałam znowu spróbować. Włączyłam filmik i okazało się, że jest bardzo podobny do tego co wcześniej, ale nie ma w nim takiego jednego ćwiczenia, przy którym nie dawałam poprzednio rady. Nie wiedziałam, że te filmiki są dwa :D Teraz już wiem, że będę wracała do tego co zrobiłam dzisiaj czyli Walking Interval Cardio Workout (poprzednio było Cardio Intervals).

No to na tyle.... jutro albo pojutrze się odezwę i napiszę co z wagą ;)

1 maja 2017 , Komentarze (2)

Dziś rano milusia niespodzianka... spadek wagi o 0,5kg,więc jest 65,2kg :P W sumie to nawet nie wiem skąd, więc nie ma pewności, że się utrzyma, ale jest to zawsze miła niespodzianka :) Wczoraj wieczorem oglądałam sobie film a w trakcie zrobiłam 15min. tzw. rowerka w powietrzu i myślę, że chyba będę go robić częściej. Śmiać mi się chce, bo ten spadek wagi to chyba od tego stresu związanego ze spotkaniem klasowym hahaha :D:D 

Niestety dziś już dalej tak "dietowo" nie będzie, bo urządzamy łączone urodziny dzieci i imieniny mojego taty, więc będą 3 torty i dużo innych pyszności. Potem dzień odstępu i pewnie odhaczymy z mężem jakiś dłuższy spacer, korzystając z okazji, że dzieci będą u dziadków a w środę powtórka z rozrywki i kolejne spotkanie rodzinne przy suto zastawionym stole. Mam nadzieje, że moja waga jakoś to zniesie :P

Tak patrzę teraz, że ważę dziś tyle samo co mam na pasku tutaj ;) To też jakiś plus, że nie muszę nic aktualizować, bo waga wróciła tam gdzie była :] Teraz to już miejmy nadzieje, że tylko mnie czekają aktualizacje wagi w dół! :))

ps. właśnie policzyłam, że od Świąt czyli w te niecałe 2 tyg. schudłam jakieś 1,8kg :) jak dla mnie szok :)) oczywiście ja wiem, że to tylko poświąteczne dobroci ze mnie schodziły, ale tak czy siak... szok :))

30 kwietnia 2017 , Skomentuj

No i stało się! Dostałam informację o planowanym spotkaniu klasowym :P To właśnie był impuls, który mnie pchnął do odchudzania.... myśl o spotkaniu klasowym, które kiedyś tam w przyszłości nastąpi. Tylko że ta przyszłość właśnie nadeszła ;( I tak dobrze, bo mam o te 10kg mniej hehe, ale mogło być lepiej. A teraz w jeden miesiąc to nic nie zrobię :/ Cóż... plus taki, że mam teraz motywację jak nie wiem co a dodatkowo na samą myśl o spotkaniu odechciewa mi się jeść ;) Co prawda nie jest to żadne oficjalne spotkanie w szkole a taki wspólny wypad do lokalu, ale jednak jakby na to nie patrzeć, to większości osób nie widziałam od czasów liceum. 

Ostatnie podrygi ciasta w weekend majowy a potem postaram się dać z siebie więcej niż do tej pory. Może chociaż te 2kg mniej będzie... zawsze to coś ;)

27 kwietnia 2017 , Komentarze (2)

Eh, ja to się mam.... jak już wszystko zaczyna się układać to zawsze coś się musi stać... syn dostał jakiejś drobnej wysypki. Myślałam, że to może uczulenie od czegoś, ale gdy odprowadzaliśmy córkę do przedszkola to pani powiedziała, że w jednej z grup dziecko ma ospę i że to może być to. Córkę zostawiłam, bo miała jechać rano na wycieczkę a z synkiem poszłam do przychodni, bo dodzwonić się tam to się nie da... nikt nie odbiera tel.. ehh... miejsc niby nie było, ale ktoś tam coś tam i jakoś się udało, że nas przyjęli po 20-30minutach. Oczywiście w izolatce i jeszcze panika się zrobiła w rejestracji bo na korytarzu siedziała jakaś mama w ciąży... tak czy siak pani doktor stwierdziła, że na ospę jej to nie wygląda, ale że to coś wirusowego tylko że na tym etapie to ona nie może stwierdzić co to dokładnie jest ;) Najważniejsze, że dostaliśmy leki i mogłam już iść z synkiem do domu, bo zaczął mi marudzić, że jest głodny a ja tylko miałam w torebce Mambę, której nie chciał :P  W domu powymieniałam profilaktycznie wszystkie pościele i koce i teraz mam pralnię na całego. W kuchni gotuje się zupa, ale niestety nie z jarmużem... cóż, plany szybko się zmieniają :D Na drugie w planach spaghetti z klopsikami ale ja zamiast klopsików chyba zjem to udko gotowane z zupy z sosem pomidorowym ;) Śniadanie miałam koło 6 rano i od tego czasu nic nie jadłam, bo ciągle coś, więc póki zupa jeszcze się gotuje to zjadłam kilka kostek gorzkiej czekolady i garstkę pistacji. Koło 13tej zadzwonię do przedszkola dowiedzieć się czy już wrócili z tej wycieczki, bo córkę odbiorę wcześniej i już oboje będą w domu. Tzn. jutro wieczorem jadą do dziadków a cały następny tydzień przesiedzą w domu... ja nie wiem jak ja to psychicznie i organizacyjnie zniosę :D Pewnie znowu moja dieta i ćwiczenia pójdą w las.... :/ Ehh,..

27 kwietnia 2017 , Komentarze (2)

No wreszcie się doczekałam kolejnego spadku :) Dziś na wadze 65,7kg i tym razem sprawdzałam dwa razy, więc to nie pomyłka ;) Można powiedzieć, że wróciłam do wagi sprzed Świąt. Trochę to zajęło, ale przynajmniej już mogę śmiało powiedzieć, że Święta są ZA mną. Ciekawa jestem czy trzymając się tego jedzenia i ćwiczeń co teraz nadal będę chudnąć, mam nadzieje że tak. Okaże się w najbliższym czasie. Mam dziś ochotę (w zasadzie to od wczorajszego dnia za mną chodzi) na jakąś zupę. Mam ziemniaki i jarmuż, więc myślę że to by były dwa główne składniki. Muszę dokupić udko z kurczaka to takie gotowane będzie na drugie danie a do tego grillowane pieczarki i papryka, bo też mam w lodówce. 

Z nogą już tak na 95% dobrze, więc dziś zrobię swoje cardio, ale myślę, że takie 30min max żeby jednak go nie nadwyrężać. No to zaczynam nowy dzień! :)

26 kwietnia 2017 , Skomentuj

Dziś waga chciała mi zrobić rano miłego psikusa i gdy na niej stanęłam pokazała 65,7kg... przez chwilę się ucieszyłam, ale zaraz potem zaczęłam powątpiewać w ten wynik i weszłam jeszcze raz.... oczywiście wskazała 66,1kg. Kolejne ważenie tylko to potwierdziło, ale co tam... lepsza waga bez zmian niż wyższa ;)

Wczoraj popołudniu zaczęłam mieć jakiś dziwny problem z prawym kolanem. Mianowicie zaczęło mnie od tak ni z gruszki ni z pietruszki pobolewać podczas podnoszenia kolana w górę, na schodach. Dziwnie tak bo pobolewało od zewnętrznych części, nigdy nie miałam problemów z kolanami, więc się zdziwiłam. Nie upadłam, nie skręciłam nic, nawet nie trzymałam nogi założonej na nogę. Myślałam, że to może jakiś skurcz czy coś, więc nie zrezygnowałam z ćwiczeń i zrobiłam normalnie swoje cardio. Przy dwóch ćwiczeniach musiałam uważać, ale ogólnie było spoko. Niestety do wieczora nic a nic mi się nie poprawiło a nawet zaczęło mnie pobolewać, gdy próbowałam dotknąć piętą do pośladka. Nasmarowałam się maścią rozgrzewającą i siedziałam tak z wyprostowaną nogą aż do końca dnia niemal. Potem wzięłam gorący prysznic a w zasadzie chciałam gorący, ale zmuszona byłam wziąć jedynie ciepły, bo te miejsca po nasmarowaniu maścią w kontakcie z ciepłą wodą aż mnie paliły :D 

Rano miałam wrażenie, że trochę lepiej, ale jak skręciłam nieodpowiednio nogę w kolanie to nadal pobolewało. Potem poszłam z dziećmi do przedszkola i córkę odprowadzałam do sali na 1szym piętrze i o dziwo wchodziło mi się po schodach dobrze. Co prawda starałam się odciążać prawą nogę, ale nic mnie nie bolało i normalnie ją podnosiłam. Przez to wszystko myślę sobie, że chyba jednak dziś odpuszczę cardio żeby kolano odpoczęło a zrobię ćwiczenia z hantlami na ramiona, bo już dawno ich nie robiłam i chyba.... zaczęłam tęsknić za nimi hehehe :D W ogóle przy wczorajszym i przedwczorajszym cardio doszłam do wniosku, że już powoli wchodzę w ten etap, że zaczynam czekać na możliwość poćwiczenia sobie a same ćwiczenia w miarę szybko mi upływają. Np. wczoraj od rana do 15 nie było mnie w domu, bo byłam w dwóch galeriach handlowych, najeździłam się autobusami z przesiadkami i byłam cała spocona, ale stojąc na przystanku i czekając na autobus powrotny myślałam o tym, że chciałabym już być w domu i zrobić swoje ćwiczonka :D:D obłęd jak dla mnie, ale pamiętam jak miałam tak, gdy odchudzałam się wcześniej. Po kilku tygodniach ćwiczeń "na siłę" nagle zaczęłam się niecierpliwić kiedy synek zaśnie na drzemkę żebym mogła poćwiczyć ;) Oby to był dobry znak... :]

25 kwietnia 2017 , Skomentuj

Po niedzielnej wizycie u rodziców waga nieubłaganie pokazała więcej, ale to było w sumie do przewidzenia. Na szczęście już dziś rano wszystko wróciło do normy i na wadze pojawiło się tyle co przed weekendem czyli 66,1kg. Co więcej dodam, że przy obu podejściach do wagi wahnęło się z 65,9 na 66,1, więc jest nadzieja hahaha :D

Wczoraj przez cały dzień dzielnie walczyłam z pokusą zjedzenia ciasta od mamy :] (brawo Ja ;)) Ktoś mógłby napisać, czemu w ogóle to ciasto biorę... no cóż, nie da się inaczej, bo moja mama lubi obdarowywać i to bardzo asertywnie bym rzekła :D Dziś mam nadzieje, że już będę miała mniejszą ochotę na ciacho... 

Wczoraj udało mi się poćwiczyć i po mieście też się chwilę pokręciłam, bo miałam sprawy do załatwienia. W ogóle ten tydzień będę miała absorbujący, bo w weekend majowy robimy dzieciom urodziny (syn co prawda w połowie miesiąca, ale zdecydowaliśmy się na jedno większe przyjęcie a potem w jego właściwie urodziny będzie takie tylko symboliczne) i dodatkowo włączamy jeszcze w to imieniny mojego taty, więc duża łączona impreza będzie. Musze kupić prezenty dla dzieci, przydałoby się coś dla taty no i czeka mnie pieczenie 3 tortów :P Dziś może pojadę rozejrzeć się za prezentami dla dzieci, bo w zasadzie to wiem co bym chciała, ale nie wiem co dostanę ;) Córka liczy na jakąś figurkę z bajki Mia i ja (najchętniej bym jej kupiła komplet w sensie, że ta dziewczynka i konik, ale nie chce też zbankrutować) a syn by chciał samochód śmieciarkę i mniej więcej już widziałam. Myślę, że pojadę dziś do ToysRUs i ewentualnie w tej samej galerii mam tez Smyka, więc trzymajcie kciuki żebym coś dostała! :)

22 kwietnia 2017 , Komentarze (1)

Dziś wreszcie coś się ruszyło i to nawet nie coś tylko pół kilo - rano ujrzałam na wadze 66,1kg :) To nawet większy spadek niż oczekiwałam hehe Oczywiście wszystko jest jeszcze kwestią tego czy się to utrzyma, no ale zobaczymy :] Jeszcze jeden półkilowy spadek i będę na poziomie sprzed świąt :P 

Myślę, że to też trochę zależy od tej bolącej łopatki, bo wczoraj od 3ej rano miałam przerywany sen a dziś już od 1szej :/ Mimo tego, dzisiejszą noc muszę uznać za lepszą, bo jednak łatwiej mi było znaleźć pozycje i przekręcanie się było też trochę mniej bolesne. Rano jak to rano jest najgorzej, ale i tak wydaje mi się że lepiej niż wczoraj, więc jeszcze przeczekam, pewnie do poniedziałku. Jak już przestanie mnie to boleć i będę przesypiała dobrze całą noc, to myślę że i na wadze będzie zupełnie inaczej :]

Wcześniej myślałam o ważeniu się w piątki zamiast w poniedziałki, ale teraz sobie pomyślałam, że chyba sobotni ranek to najlepsza opcja, bo tuż przed piątkiem, który obfituje w nabiał i ryby ;) Zresztą to i tak nie ma większego znaczenia... ważne żeby długofalowo waga spadała! :]

21 kwietnia 2017 , Komentarze (4)

Wczoraj myślałam, że źle spałam albo zawiało mnie, bo pobolewała mnie łopatka i nie mogłam do końca skręcać głowy na boki. Wieczorem mąż mnie nasmarował maścią rozgrzewającą a w nocy spałam na płaskiej poduszce tylko. Namęczyłam się jak nie wiem co, bo nijak nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Jak się obudziłam o 3 rano to już do 6tej przekręcałam się we wszystkie strony i spałam i wybudzałam się na zmianę. Wieczorem wypiłam sporo płynów, więc chyba 3-4 razy w nocy byłam w toalecie :D 

Rano z łopatką wcale nie było lepiej... a nawet miałam wrażenie, że gorzej, bo już nawet głową w dół nie mogłam ruszyć i śmiałam się do męża, że poruszam się jak robot ;) Myślałam, że po tym nocnym siusianiu waga chociaż spadnie, ale niestety...... no cóż, było blisko, bo najpierw waga wskazała 66,3kg (co mnie w pierwszych sekundach uradowało) a za moment przeskoczyła na 66,6kg i tak było za każdym razem :/ Tak więc waga bez zmian. Przez tą całą sprawę z łopatką myślałam, że nie będę dziś w ogóle ćwiczyła. Nawet kupiłam sobie na wszelki wypadek ibuprom, ale póki co nie miałam okazji go użyć, bo sporo dziś kręciłam się po mieszkaniu i jakoś tak z godziny na godzinę jakby się odrobinę lepiej robiło... W połowie dnia doszłam do wniosku, że może poćwiczę, ale nie będę używała górnej części ciała (czyt. rąk) ani tym bardziej hantli, ale po 14tej poczułam moc i dobrze się czułam, więc za mną dziś kompletne ćwiczenia :] 

Teraz tylko siedzę z duszą na ramieniu żeby mnie jeszcze gorzej nie połamało jutro, bo rano mam wizytę z córką u lekarza, więc jak coś to ibuprom będzie musiał pójść w ruch ;)