Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Powoli_do_przodu

kobieta, 38 lat, Tarnów

160 cm, 70.00 kg więcej o mnie

Postanowienie noworoczne: do grudnia wazyć 65 kg

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 stycznia 2019 , Komentarze (2)

Witam się w Nowym Roku 2019. Mam nadzieję, że Wam się zaczął dosyć dobrze. Ja go przespałam - po 12 godzinach spędzonych w pracy. Nie miałam siły czekać do tej magicznej godziny 00:00, zwłaszcza, że do mojego zmęczenia "dokleiło" się przeziębienie. 

A więc kolejny rok i kolejne marzenia i cele. Pod koniec roku w końcu się ogarnęłam i zaczęłam kolejną walkę o siebie. Potrzebowałam "kopa" w zadek. Tego kopniaka zadał mi znajomy - wyciągnął mnie na wspinaczkę na ściance w Krakowie. Zawsze chciałam i na chceniu się kończyło, Udało mi się dotrzeć do celu - na dwóch łatwiejszych trasach. Podobno nie szło mi to tak bardzo źle i tragicznie. Po tym "treningu" czułam się świetnie - zrelaksowana i odprężona. Chcę więcej. Może od lutego uda mi się na jakieś treningu wyrwać ;) Ale do tego się zaczęło. Poczułam się lepiej i wróciła chęć oraz motywacja do działania. Pod wpływem impulsu zakupiłam na stronie sportsmamy kurs tzw "Patent" na uda i celluit. Przyznam się szczerze - nie zaczęłam jeszcze ćwiczyć. Ale zapoznałam się częściowo z informacjami na temat diety. Zmieniłam moje spojrzenie na słodycze (jeju dało się) i na to co jem. Waga powoli ruszyła w dół. Na dniach planuje dołączyć w końcu ćwiczenia. Ale najpierw ujarzmię moje przeziębienie.


Jutro więc moje ważenie ;) z rana - dziś przez to przeziębienie w ogóle zapomniałam o tym

15 listopada 2018 , Komentarze (2)

Mój ostatni wpis jest z listopada, tyle się wydarzyło od tego momentu. Dalej stoję w miejscu. Nie mam sił aby ćwiczyć. Wszystko jest nie tak jak bym chciała. 

30 grudnia 2017 , Komentarze (4)

Hej, nastawiam się psychicznie do działania. To moje ostatnie podejście. Stawiam więc wszystko na jedną kartę. Zaopatrzyłam się w końcu w wagę. Tragedii nie ma - wskazuje 73,7 kg. Chyba bardziej się roztyłam w centymetrach niż na wadzę. 1 stycznia więc się wymierzę. I czeka mnie najgorsze co może być - walka z samym sobą. Jestem specem od wymyślania wymówek. 

Trzymajcie kciuki :)

29 listopada 2017 , Komentarze (3)

Jestem w tragicznym punkcie. Tyje, motywacji brak. Gdzieś się zaszyła i to bardzo dobrze. Jeszcze nie dawno potrafiłam żyć bez słodyczy, kawę ograniczyłam do jednej dziennie. Nie jadałam tych śmieci - bynajmniej sporadycznie. Teraz? Teraz jadam sporadycznie zdrowe jedzenie. Nie wiem co się ze mną dzieję. Stanęłam, cofam się. Brak umiejętności samoorganizacji, bycia konsekwentnym jest moją piętą Achillesową. Termin? Obietnice? jestem nierzetelna! Fuck! Chcę, coś ustalam - a za chwilę cukierek, przecież tylko jeden. Do niego dołącza kolejny. Nie potrafię bez nich żyć. Kawa przestała mi już smakować nawet, w sumie te słodycze też smakują okropnie. Jednak nie potrafię się z nimi rozstać. A brzuszek rośnie. Lustro ukazuje to czego widzieć nie chce. Podejmuje próby, rzucam słowne deklaracje i tyle. Nawet najłatwiejsze postanowienia nie są przeze mnie realizowane. 

A jednak spróbuje kolejny raz - kolejny kroczek. Bez zasłaniania się kolejnymi dennymi wymówkami. 

12 maja 2017 , Skomentuj

A więc po długiej przerwie, błogim lenistwie wracam znowu do gry. Pod koniec kwietnia koleżanka chciała abym przesłała jej swoje aktualne zdjęcia. Powiem tragedia. Wszystko stoi w miejscu. Może nawet przybyło trochę, ale nie dużo. Wstyd się zrobiło mi, że tak bardzo brak mi motywacji. I wtedy no właśnie - wpadłam na głupie zobowiązanie. Jeśli na początku czerwca moje wyniki będą dalej takie same bądź o zgrozo większe to OGOLĘ się na łyso. 

Tak - właśnie założyłam tym sposobem sobie pętle na szyję. W sumie to mam krótkie włosy. I nawet je lubię. A nawet powiem, że czuję się w nich bardzo dobrze. Na dodatek w czerwcu mam spotkanie klasowe. A więc - nie wypada przyjść ogolonym na łyso. 

W ten oto sposób zaczęłam ćwiczyć. Znowu skalpel II. Wymiary spisałam. Leżą w notesie. Zdjęcia również zrobione. Oczywiście miałam zacząć ćwiczyć 1 maja, ale w ten dzień zaliczyliśmy wycieczkę i przez 3 godziny chodziliśmy sobie po skamieniałym miasteczku w Ciężkowicach. 3 maja trening zaliczyłam. Jeju umierałam przez 3 dni. 6 maja - kolejny trening odhaczony. Na dodatek odkryłam pyszne lekkie jedzonko - świeży szpinak, jajko ugotowane i pomidorek, do tego szczypta soli. Lepszego połączenia nie jadłam. 9 maja znowu trening zaliczony. I kolejny dzisiaj. Wczoraj miałam możliwość zważyć się u koleżanki - waga wskazała 71,8 kg. Mój mały sukces. Ponieważ ostatnim razem wskazała aż 75 kg u niej. Mam nadzieję, że wytrwam :)

Trzymajcie kciuki.

Miłego dnia :)

5 lutego 2017 , Komentarze (3)

Zaczął się kolejny miesiąc. I brak motywacji. Moje nastawienie jest koszmarne. Wczoraj miałam dzień skaczącego humoru. Jedna rzecz i cała radość dnia uciekła. A teraz jeszcze to podsumowanie moje. Moje rozliczenie z realizacji postanowień. Dwója jak nic!! Wiem, ze sekret tkwi w organizacji. U mnie jej po prostu brakuje. W tym tygodniu nic nie ćwiczyłam. A to dlatego, że tydzień temu pokłóciłam się z bratem. W efekcie nie korzystałam z kompa. Mam laptopa od koleżanki ale jest problem jakiś. Nie chce mi odtwarzać płyty. Brak programu czy coś. I tak tydzień uciekł. A mój brzuch jak by bardziej większy. No ale właśnie mija pół roku od kiedy nie wzięłam drugiego zastrzyku anty, co więc również oznacza brak okresu. I gdzieś się to musi przecież skumulować. Za niedługo powinno wszystko wrócić do normy. A więc może będę lepiej na to wszystko patrzeć. Wracając do mojej listy to mogę tylko stwierdzić, że oceniam wykonanie na 50% mojego planu ćwiczeń i 50% jeśli chodzi o hobby. Noi nawet raz dziennie staram się zjeść tego owoca/warzywo. Przynajmniej. Oj słabo. Mam nadzieję, że na początku marca będę miała lepsze sukcesy. 

27 stycznia 2017 , Komentarze (8)

Cóż z takimi właśnie myślami wstałam do ćwiczeń. Nienawidzę Cię Ewa, za to ze tak patrzysz na mnie z tej okładki płyty i wskazujesz palcem na mnie. Czemu ja? NO :P Kurcze, nie chciało mi się. Koszmarnie. Odwlekałam to od wczoraj. Miałam wieczorem poćwiczyć, ale o 21 byłam taaaakaaa zmęczona, że szok. Do tego coś czułam przeziębienie (niezłe wymówki co nie?). A dziś stos załatwień był w planach. Jednak zmieniłam grafik. Przyszłam, zostawiłam wszystko i zaczęłam ćwiczyć. Choć mój mózg podsuwał mi tysiąc innych rozwiązań. Przecież możesz kawy się napić (fakt nie piłam jeszcze), twój kocyk leży i czeka, a córka koleżanki już w drodze na świat, i książka zaczęta, w sumie możesz posprzątać ten bałagan domowy, pies chce wyjść na spacer, a może przeszyjesz w końcu czapkę na maszynie?? Poza tym ciasto miałaś upiec. Oj tak, czego to ja nie miałam zrobić? Wiele, za niedługo będzie rozliczenie mojego pierwszego miesiąca z postanowień noworocznych. Zdaje sobie sprawę, że jest kiepsko. Jednak trzeba będzie zmierzyć się z faktami. 

Wracając jednak do ćwiczeń, to muszę przyznać że poszło mi nawet dobrze :) Nie umierałam po każdym ćwiczeniu. Ostatnio to chyba więcej odpoczywałam niż ćwiczyłam. Poszło szybko i sprawnie. A więc mogę dodać kolejny dzień do swojego rachunku. Czy wy również czujecie się mega chuda po ćwiczeniach?? :D 

Miłego dnia :)

25 stycznia 2017 , Komentarze (6)

W ostatnim tygodniu nie dałam rady się zorganizować. Chociaż miałam aż dwa dni wolnego. To jakoś mi uciekło. Tu godzinka, tam chwilka. Tu zadzwoni telefon. I tak tydzień mi uciekł. Chociaż stwierdziłam, że tamten tydzień sobie odpuszczę ponieważ ten mam cały wolny. I wiecie zadzwonił telefon z pracy, że muszę jeszcze iść w poniedziałek i wtorek do pracy. I tragedia. Nie wiem co się stało, ale wszelkie moje morale pozytywne mnie opuściły w tym momencie. I jak głupia zaczęłam nie jeść ale żreć! 

Bynajmniej dziś jestem już po treningu. Zrobiłam sobie zdjęcia. Katastrofa. Tak się zapuścić! A w dużej mierze jest to wina pracy. Ponieważ pojęcie przerwa tam chyba nie istnieje. Walczę o nią. Czasem się uda pójść, coś zjeść. Częściej mogę tylko pomarzyć. Ostatnio zapychałam się pączkami. Mój organizm potrzebuje kalorii. Wszystko co mi przechodzi przez kasę woła do mnie :"zjedz mnie!" . I wtedy to mam tysiące pomysłów. Co bym ugotowała. Ostatnio pracowałam 12 godzin bez 15 minut. Na przerwę poszłam dopiero po 8 godzinach pracy... Muszę więc sobie jakieś zdrowe, kaloryczne przekąski tworzyć.  

Nie mam wagi, więc nie wiem ile ważę. Jednak centymetrem zrobiłam sobie pomiary. Pomiary zrobiłam dziś po ćwiczeniach. Wiem, że powinny być z rana i na czczo. Jednak nie miałam jak.

Oto i one:

  • udo: 62 cm,
  • brzuch na wysokości pępka: 93 cm,
  • brzuch w najszerszym miejscu: 103,5 cm,
  • biodra: 108,5 cm,
  • biust: 96,5 cm (w biustonoszu sportowym),
  • pod biustem: 79 cm.

I moje zdjęcia:

Przepraszam za jakość ale telefon to już na emeryturę się nadaje. Nic czas spinać pośladki i ćwiczyć.

Miłego dnia

16 stycznia 2017 , Komentarze (1)

A raczej jej brak. Tak ciężko jest mi się trzymać planu. Muszę chyba bardziej szczegółowy plan napisać. Dziś jestem zmęczona. To mój trzeci dzień na 6 rano do pracy. Choć mam siłę ćwiczyć, to jednak jestem pełna. Zbyt późny obiad i do tego kawa. Zwłaszcza ta kawa, sprawiają że mam wrażenie, że pęknę. Musze jakoś ujarzmić pracę. Pracuje na kasie w sklepie samoobsługowym. Bywają dni (tak jak np niedziela), że przerwy w ogóle nie mam. Dobrze, że do toalety udaje się wyskoczyć. Klienci nie rozumieją, są niecierpliwi. A człowiek ma nadzieję, że jak szybciej skasuje to wtedy skoczy na przerwę bądź do toalety. Efektem jest niemiłosierny głód, którego zapycham czym popadnie: ostatnio był to pączek, były też cukierki. Jedyny plus tego wszystkiego to fakt, że w ogóle to nie mam na te słodkie ochoty. Chyba muszę sobie jakieś kanapki dodatkowe szykować do pracy. Aby zjeść gdy skończę pracę. 

Mam nadzieję, że Wam idzie lepiej.

13 stycznia 2017 , Komentarze (5)

Przez wczorajszą awarię w domu, moje plany uległy zmianie. Wczoraj miałam iść do fryzjera. A dziś zrobić pomiary i zdjęcia. No ale zapomniałam. Żyłam wczorajszym, wstać nie mogłam. Dziecko chyba wyczuło i nie pamiętam kiedy tak późno był w przedszkolu. Ale w końcu dotarł. A ja zadowolona poszłam do fryzjera. Pani miała czas i zajęła się moimi włosami. Oj trochę zarosłam :D I wiecie co? Czuję się wspaniale. Mam większą motywację i chęć do ćwiczeń. Zaczynam się sobie podobać. I odczuwam wrażenie, że wszystko jestem w stanie zrealizować. Dodatkowo koleżanka poprosiła mnie o bycie chrzestną dla jej córeczki. A więc kolejna mobilizacja :) Mam czas do marca. 

Trzymajcie kciuki :)