Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

problemy - Niedoczynność tarczycy, nietolerancja laktozy i glutenu :) Rozwiązania - dieta wysokobiałkowa, ryba, sałata, woda ;), intensywny ruch każdego dnia (Nordic Walking i ćwiczenia siłowe), odpowiednia suplementacja wynik - pomału rusza spalanie tłuszczu :)

Archiwum

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 28875
Komentarzy: 327
Założony: 7 lipca 2015
Ostatni wpis: 13 sierpnia 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Nordica

kobieta, 47 lat,

170 cm, 85.50 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: przysiady, NW, ciężarki.

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

13 sierpnia 2015 , Komentarze (64)

Czytam wasze pamiętniki od wielu już tygodni i różne mam myśli, wiele z was mnie inspiruje, wiele czasem wkurza, szczególnie jak się miotacie, bo widzę wtedy siebie z najgorszego okresu i nie wiem jak wam pomóc... Trzymam kciuki, bo u mnie musiał upłynąć pewien czas aż powiedziałam sobie DOSYĆ. Koniec z marnowaniem sobie życia :) i krok po kroku zaczęłam odchwaszczać swój ogródek, najpierw głowa moi drodzy, bez niej będzie się zaczynać i jeszcze szybciej kończyć. Jak mucha co wpadła do miodu...

Po uporządkowaniu głowy, trzeba zacząć działać, więc pojawia się plan i następnie wykonanie... jednak jak każda z was już wie, nie jest to takie proste, kiedy nasza dusza krwawi, efekty są żadne lub powolne. Wahania nastroju jak na kuli do burzeni budynków, ten sam impet i zniszczenie pozostawione za sobą... Jak to przetrać i nie zwariować?

Skąd czerpać motywację i siłę?

Jest wiele metod, wiele skutecznych, wiele mniej skutecznych, ciężko coś znaleźć dla siebie... bo jesteśmy niczym rozkapryszone księżniczki i chcemy  tu i teraz a najlepiej natychmiast !!! Tylko, że życie to nie bajka...

Uzyskanie wymarzonej sylwetki to proces... to droga, do której trzeba sie przygotować mentalnie i zabrać ze sobą do plecaka wszystko co będzie nam w tej podróży potrzebne... Wyobraźcie sobie, że pakujecie plecak i  wyruszacie na Księżyc. Plecak ma ograniczoną pojemność, w czasie drogi nie będziecie mogły wrócić do domu i coś dopakować, nikt wam też niczego kurierem nie podeśle... Co więc zabrać?

Odpowiednie pożywienie (dieta zbilansowana, woda)

coś do ćwiczeń (strój, buty, gadżety)

motywację - i tutaj są schody najczęściej, bo czasem nam wystarcza tej motywacji na krótko, a Księżyc daleko... Motywacja to nasze paliwo do rakiety, jak jej mało albo słaba mieszanka, to niestety nie wylecimy nawet na orbitę...

Ustalanie celów jest pomocne, wizualizacje owszem, system nagród OK, jest tego trochę  i każda znajdzie coś dla siebie, coś co porusza tę właściwą strunę w Twojej duszy :)

Dzisiaj chcę wam zaproponować coś innego, wyzwanie, eksperyment...

Stań przed lustrem w bieliźnie lub bez niej i spójrz na siebie.

Co widzisz?

Założę się o milion dolców, że w pierwsze kolejności widzicie tylko mankamenty, na tym się skupiacie >>> oj jakie wałki tłuszczu :( rany ale uda :( co za brzuchol :(, rozstępy :(, podwójny podbródek :(, brak wcięcia :(, małe piersi :(, duże piersi :(, krótkie nogi:(, grube łydki :(, brak kostek :(, suche włosy :(, wypadające włosy :(, trądzik :(, itd... można tak wyliczać w nieskończoność, prawda?

A co wy na to, kiedy wam powiem, że to wszystko jest TYLKO  waszej głowie? To, że koncentrujecie się na pewnym obszarze swojego ciała, nie widząc reszty... i ta jedna niedoskonałość, przesłania wam cały świat. Poza tym takie myśli, to zbędny balast dla twojej rakiety na Księżyc, więc przestań sobie przeszkadzać osiągnąć cel. Tak, masz ........ ( tu wstaw swoje wady), rozmyślanie o tym tylko Cię spowalnia, zwiększa depresję i niemoc, nadaje poczucie beznadziejności... więc po co, po co się tak biczować? To tak jakbyśmy same sobie pod nogi kłody rzucały jak skończone kretynki... Zwizualizuj to sobie.  Jeśli się uśmiechnęłaś to połowa sukcesu za Tobą :)

Tak na prawdę jesteście piękne? Pewnie żadna z was nie uwierzy... Doskonale to rozumiem i nie wymagam, abyście od razu przeszły na jasną stronę mocy. Zróbmy to pomalutku, krok po kroku :)

Znajdź jak najwięcej cech, detali, które uważasz, że masz piękne. Oto lista z podpowiedziami ;) - oczy, włosy, paznokcie, skóra, kark, nadgarstki, uszy, stopy, usta, rzęsy, nosek, ciekawe pieprzyki, pępek, zgięcia w kolanach, zagłębienie  przy obojczykach, zęby, uśmiech, pośladki, łydki, uda, brzuch, plecy, ramię, kostki... Serce, duszę, umysł, miłość, empatię, cierpliwość, dobroć, poczucie humoru, umiejętność dawania ciepła, akceptacji, umiejętność wybaczania, troskliwość, itd...

Wypisz je na kartce i przyklej te kartkę na lustrze, tak abyś za każdym razem kiedy w nie patrzysz, mogła przeczytać jaka piękna i wspaniała jesteś :) To nic, że trochę w tym samochwalstwa, to nic... Zasługujesz, aby poczuć się właśnie tak bosko :), a reszta się z czasem ułoży... bo przecież jesteś zajebista :) i dasz radę, prawda?

Jestem przekonana, że po jakimś czasie ta lista się powiększy :), ponieważ akceptacja i dobre samopoczucie sprawiają, że nasz organizm zaczyna współpracować z nami i pomaga nam spełniać nasze marzenia. Akceptacja siebie i faktów jest potrzebna, aby się udało. Tu nie chodzi o spoczywanie na laurach w sensie "jestem gruba, akceptuje to i poproszę jeszcze jeden batonik", tu nie chodzi o odpuszczanie, ale o zaprzestanie walki z wiatrakami, przestanie oszukiwania siebie. 

Wyobraźcie sobie, że jesteście dzieckiem, które wiecznie słyszy od matki, że jest głupie, brzydkie, okropne, a jednocześnie wymagajcie od tego dziecka aby było geniuszem pewnym siebie i brylującym w towarzystwie... czyż to nie jest jakieś szaleństwo? A tak właśnie traktujecie swoje ciała!!! Nawrzucacie mu z rana po wejściu na wagę, zakryjecie namiotem i macie ciągły żal do własnej dupy, że rośnie... ja na miejscu takiego ciała to bym zastrajkowała i się "odwdzięczyła" właścicielce... Pokochajcie siebie i napiszcie nowy scenariusz swojego lotu na Księżyc. Bądźcie dla siebie dobre i mądre.

Każda z nas ma swoje demony... każda ma jakieś mankamenty, KAŻDA. nawet ta długonoga blondyna z 3ciego piętra :P ;) Znajdź w sobie swoje piękno i na tym się skoncentruj, z tego czerp siłę każdego dnia, kiedy jesz nowe zdrowe jedzenie, do którego jeszcze twoje kubki smakowe nie są jeszcze przekonane... i wciąż tęsknią za słodkim, tłustym i chrupiącym... Podejdź do tematu nie jak do mega wyrzeczenia, ale jak do przygody. Tego życzę Tobie i sobie samej, bo i ja potrzebuje często czytać moją kartkę na lustrze kiedy mam gorszy dzień.

Dodam, że w tym wpisie nie chodzi mi o to że widzimy w lustrze grubasa, a nim nie jesteśmy. Owszem jesteśmy "puszyste" i co z tego? Ile można się tym jednym "detalem" zadręczać? Przecież JUŻ coś z tym robimy (dieta, treningi) więc zostawmy to na boku i skoncentrujmy się właśnie na tym co mamy najlepsze i to eksponujmy światu, do czasu aż pokażemy się w blasku zwycięstwa CAŁE po przemianie i schudnięciu :) bez tych kompleksów, które mamy teraz.

pozdrawiam

Nordica :)

5 sierpnia 2015 , Komentarze (97)

Mój ostatni wpis był nieco mniej optymistyczny i wiedziałam, że potrzebuję jakiegoś bodźca, sukcesu, aby przerwać stagnację i ruszyć do przodu, szczególnie w tych obszarach mojego życia, które były mocno zaniedbane przez ostatnie lata...

Postanowiłam, że tym sukcesem, będzie zdobycie najwyższego szczytu w mojej okolicy o nazwie Heilhornet i wysokości ponad kilometr. Cała trasa to prawie 14km - tam i z powrotem i powiem wam jedno... nie byłam przygotowana na to co mnie tam po drodze spotkało... :) 

Pomijam fakt, że nigdy po górach nie chodziłam i to był mój pierwszy raz i to od razu hardkor, o czym się przekonałam w trakcie.

Tak się prezentuje ten kompleks górski z daleka

Heilhornet to ten najwyższy po prawej i ma ponad 1km w pionie od podstawy, czyi od fiordu i całe to wyniesienie się tutaj pokonuje, począwszy od parkingu u podnóża :)

Mapka sytuacyjna, spójrzcie na poziomice, jak gęsto są usiane... to jest mocno stroma górka :)

ta czerwona linia to moja trasa :)

Od początku bardzo strome podejście przez las, a potem lekki płaskowyż z jeziorkami i mokradłami, gdzie oczywiście mokro w butach, ale że był upał to nie narzekałam, przynajmniej jakieś ochłodzenie. Podczas mojej wędrówki mijałam ludzi schodzących ze szczytu - młode pary do 20 lat, potem rodziny z dziećmi głównie chłopcy od 12 lat, potem ku mojemu zdziwieniu spotykałam coraz starszych ludzi... ja idąc na szczyt co kilka metrów miałam stan przedzawałowy, serio... a tutaj patrzę a z góry schodzą ludzie po 50tce... na prawdę szacun dla Norwegów, że mają taką kondycję i chęci chodzenia po górach... Tym bardziej zaciskałam zęby i parłam dalej w górę, dźwigając mój przyciężki zadek coraz wyżej i wyżej... Puls cały czas na poziomie ponad 150, brak tchu. Robiłam sobie przerwy i fotografowałam okolice tak długo aż mogłam spokojnie oddychać. 

Myślałam, że mam kondycję a tu... figa :P W porównaniu do tych 60letnich Norwegów moja kondycja to pojęcie śmieszne, bo oni mnie wyprzedzali !!! Chciałabym w ich wieku mieć takie zdrowie i to mi uzmysłowiło, że nie można się tak zapuszczać, bo wtedy traci się wiele uroków życia. Spójrzcie na swoich rodziców i dziadków (tak, dziadków) i pomyślcie czy mogliby iść na ten szczyt jak kozice? Jak Ci Norwedzy... Warto dbać o siebie, aby być sprawnym do późnej starości i wstyd mi, że ja o wiele młodsza zostawałam z tyłu... (na razie ;) )

W pewnym momencie zobaczyłam rodzinke z psem, owczarkiem i to spowodowało, że usiadłam na dupie i zaczęłam sie zastanawiać zza którego kamienia wyjdą matki z wózkami, niepełnosprawni na wózkach i cała reszta ludzi, aby mi uzmysłowić, że moja kondycja jest do d... Szczerze, to się lekko podłamałam, bo nie sądziłam że jest ze mną aż tak źle... W każdym razie za rok będę mniejsza, lżejsza i kondycję zamierzam mieć o wiele lepszą, więc i czas mojej wędrówki się skróci odpowiednio :)

na początku trasy wodospad z krystaliczną wodą, dzięki temu miałam co pić w drodze powrotnej

potem droga przez las ostro w górę 300 metrów

widok z płaskowyżu podmokłego na cel :)

te czerwone kropki to znaczniki trasy, zobaczycie ich więcej

widok z 500 metrów :)

tak mniej więcej wyglądała trasa od 500 metrów do 700

Wszystko powyżej było epickie i mysle że zdobyłam odznakę kozica górska...

śnieżek w sierpniu? Proszę bardzo :) aż sobie ulepiłam śnieżkę :)

każdy z tych kamieni był większy ode mnie i większośc niestabilnych... to własnie one sprawiały największa trudność przy schodzeniu, kto schodził w takich warunkach ten wie, że to droga w ciągłym napięciu, podciąganie się na rękach, miliony przysiadów...

Widać już szczyt...

i

 przepaść po lewej jak i po prawej stronie, do tego wiatr i możecie sobie wyobrazić, że ja mam lęk przestrzeni, o czym nie wspomniałam wcześniej... Mam i to jak cholera, a mimo to poszłam wspinać się dalej...

i

 widoczek zza pleców...

wszystko wygląda jak na mapach satelitarnych Google Maps ;)

ciągle w górę...

wąskie półki i wiatr próbujący Cię zdmuchnąć ze skały...

i

 wreszcie szczyt...

pamiątkowy wpis do księgi gości :) i pamiątkowe zdjęcie

 euforia na szczycie :)

a powiem wam, że to dopiero połowa wyprawy... schodzenie jest gorsze...

Wchodzenie jest wyzwaniem kondycyjnym i do tego długotrwałym. Moje serce pracowało 4 godziny na maksymalnym wysiłku (puls 150-180). Natomiast schodzenie jest przerażające, bo widzisz te przepaści wszędzie i musisz cały czas balansować na paluszkach i w takim półprzysiadzie wybierać najlepsze kamienie, na których możesz stanąć, a większość z nich sie kolebie i nigdzie nie masz pewnego oparcia dla stóp czy rąk. Następnym razem obowiązkowo rękawiczki musze miec, bo skóra na dłoniach pościerana do krwi przy podciąganiu się w górę i opuszczaniu w dół... Powiem wam, że kiedy ćwiczycie i ćwiczycie i w pewnym momencie czujecie palenie w mięśnaich a trener mówi "i jeszcze jedno powtórzenie" albo sami sobie to mówicie... a mięsień pali żywym ogniem... to ile z was zrobiło to cholerne kolejne powtórzenie? Ciężko, prawda?

A ja przy wchodzeniu a najgorzej przy schodzeniu, zrobiłam 10 000 przysiadów i każdy był właśnie z ogniem piekielnym w stawach biodrowych, udach, kolanach i łydkach. KAŻDY !!! Myślałam, że nie zejdę, że nie wrócę. Zeszłam tylko i wyłącznie siłą woli, o jakiej nie miałam pojęcia, że ją w ogóle mam...

Podczas całej wyprawy spaliłam 6500 kcal, przeszłam 14km i zrobiłam 20 000 kroków, wszystko zabrało mi prawie 8 godzin.

Parametry znam dzięki mojemu zegarowi MIO Fuse i aplikacji endomono :)

Podczas całego dnia (doby) spaliłam łącznie 8150kcal :), to był dobry dzień :)

Każdemu życzę, aby zdobył taki szczyt, który jest alegorią moich wysiłków, min. z odchudzaniem - wszystko ładnie, pięknie a mięśnie bolą, oddechu brak, pot spływa Ci z różnych dziwnych miejsc, łzy cisną się do oczu, a Ty zaciskasz zęby i idziesz dalej... teraz wiem, że mogę na prawdę dużo, że dam radę i z odchudzaniem i ze sprawami papierkowymi, urzędowymi, bo jestem silna, bo skoro weszłam tam rok po operacji kręgosłupa, z nadwagą i bez kondycji, to znaczy że osiągnę wszystko co zaplanowałam, jest to tylko kwestią czasu :)

dziękuję za to, że mogłam tam wejść ( i zejść :P ) i przekonać się, że stać mnie na wiele i że dam radę :)

Dziękuje też Tobie, ze to czytasz :)

pozdrawiam

Nordica

31 lipca 2015 , Komentarze (18)

Cześć dziewczyny :)

W tym tygodniu dietka na 90% OK, ćwiczenia 50% tylko... a czemu? 

Ano temu, że na własne życzenie jestem dzisiaj pod mega presją, mam wyrzuty sumienia, które mnie paraliżują, co z kolei powoduje niemoc i dalsze zwlekanie w wykonywaniem pewnych ważnych zadań, obowiązków... piękny przepis na efekt kuli śniegowej, tylko że tutaj rolę płatków śniegu odgrywają odłożone na potem sprawy plus wyrzuty sumienia... taka brudna śnieżka z kamieniami :(

Nie wiem jak to przerwać :/

Może wy macie na to sprawdzone sposoby...

Generalnie powiem wam, że ostatnio odkryłam iż niedoczynność tarczycy spowalnia nie tylko metabolizm... ale również działanie mózgu :( Serio.

Kiedyś intelekt był moim największym atutem, skończyłam kilka kierunków studiów, prowadziłam wykłady, uczyłam innych, nauki ścisłe no problem, nauki humanistyczne no problem, język obcy no problem, moje projekty artystyczne i projektowe - no problem... i stało się. Dwa lata temu myślałam, że jestem po prostu przepracowana i zmiana miejsca zamieszkania oraz zamieszanie z tym związane tłumaczą moje jakieś takie rozluźnienie i niechęć do MYŚLENIA, do jakiegokolwiek wysiłku intelektualnego... Pisałam wam, że zapadłam wtedy na coś w stylu snu zimowego (depresja, tycie i takie tam). Jednak nie pisałam, że to kolosalnie źle wpłynęło na mój mózg. Dopiero dzisiaj widzę jak strasznie wtedy wegetowałam, jaka otępiała byłam. dzisiaj oceniam, że wtedy mój mózg działał na jakieś 20% normy, w porównaniu do stanu wyjściowego z początku, na teraz oceniam pracę szarych komórek na około 75% pełnej mocy... jest to dziwne uczucie, JA, kiedyś mega niezależna kobieta, bussinesswoman, itd... teraz nie potrafię sobie poradzić z prostymi sprawami, zapominam słów, nauka nowego języka idzie mi jak po grudzie, jest oczywiście coraz lepiej, bo biorę leki na tarczycę i mam na 80% prawidłową suplementację (ostatnie suplementy w drodze), jedna czuję tę dysfunkcję :(

Mało kto pisze o tym jak tarczyca gnoi mózg, pamięć, myślenie... Jak ciężko się myśli przy nieuregulowanej niedoczynności, to jest koszmar, piekło... jak Alzheimer. Oglądaliście może film - Motyl Still Alice? Obejrzałam w zeszłym tygodniu i mnie olśniło... czułam się i czasem jeszcze się czuję jakby mój mózg działał niczym silnik do którego ktoś sypnął piachu... Modlę się aby ten proces otępienia zniknął całkowicie, bo męczę się strasznie z takim odwlekaniem spraw (PROKASTYNACJA)...

A co mnie gnębi na teraz? Na dwa tygodnie temu miałam zrobić raport dla księgowości z firmy męża, codziennie do tego siadam i robię wszystko tylko nie to. Pomijam fakt, że nie cierpię papierkologi, nie lubię po prostu. Nie jest też to trudne zadanie, a jednak siedzę i nie mogę się do tego zabrać kolejny dzień :( Co to powoduje w mojej głowie? STRES, WYRZUTY SUMIENIA, poczucie beznadziejności :( To wszystko mnie paraliżuje, rozrasta się na inne sfery życia, np. mniej treningów... na szczęście ta zaraza JESZCZE nie przeszła na dietę, ale boję się że jeśli nad tym nie zapanuję, to i do sfery żarcia to cholerstwo dojdzie i zawalę :(

Boże, jak może dorosła kobieta mieć takie problemy? To niepojęte a jednak :(

Dodam, że mam też 2 sprawy urzędowe, które odwlekam 2 lata !!! jedna z nich, kiedy ją załatwię, czyli pójdę do urzędu i złożę kilka podań, spowodują wpłynięcie na moje konto 50 000zł a ja od dwóch lat siedzę i nie mogę się do urzędu przejść!!! Dramat, to pokazuje jak bardzo, bardzo krytyczna jest (była) moja sytuacja intelektualna. Druga sprawa, kredyt na mieszkanie we frankach, wiem że kiedyś dałabym radę tym draniom z banku i wybroniłabym chałupę, dzisiaj nie mam siły i mieszkanie zabierze bank (już się z tym pogodziłam). Najgorsze, że teraz kiedy się przebudzam, mam pełną świadomość ile spraw zawalam, a to powoduje kolejny stres, który mnie paraliżuje. RATUNKU !!!

Może ta spowiedź przed wami mi trochę ulży i dam radę ogarnąć te sprawy, bardzo bym chciała... znowu żyć pełną piersią...

Ma ktoś pod ręką jakiś kop w dupę dla mnie?

Nordica

28 lipca 2015 , Komentarze (17)

Jednym z moich zawodów jest upiększanie wnętrz :P a dzisiaj zaszalałam i kupiłam obraz olejny do sypialni :). Po raz pierwszy podjęłam decyzję, aby mieć w domu oryginalne dzieło sztuki, którego sama nie stworzyłam :) Jestem mega podekscytowana :) Obraz się jeszcze maluje i jest dopieszczany a na razie wygląda tak

Już szukam odpowiedniej ramy... myślałam o czymś takim w kolorze białym, bo mam raczej nowoczesne wnętrza z kropelką klasycyzmu właśnie :)

Czy to starość? Że mnie wzięło na kupowanie sztuki... coś w tym jest.

Co myślicie?

19 lipca 2015 , Komentarze (20)

Kiedy byłam młodsza, a nawet mała odkąd pamiętam zawsze miałam kompleksy, najpierw z powodu krzywych zębów w dzieciństwie i okresie dorastania, potem jak wyprostowałam sobie zęby to na punkcie własnej sylwetki, chociaż kiedy patrzę na dawne zdjęcia, to nie rozumiem tego. Byłam chudym dzieckiem i zgrabną nastolatką, potem też nie miałam na co narzekać, a jednak... nie potrafiłam zaakceptować siebie. Do dziś nie rozumiem dlaczego...

Zęby wyprostowałam ( w wieku 21 lat, ale to inne czasy były i dawne, wtedy nie było aparatów stałych, to był powiew ameryki, dlatego tak późno), dbałam o wygląd, a mimo to dopiero TERAZ kiedy mam 30kg nadwagi zaczynam kochać siebie i akceptować na prawdę :) Niesamowite... Nawet teraz, kiedy to piszę czuję wzruszenie i łzy, tak dogłębne jest to uczucie :)

Czasem człowiek musi chyba przejść wiele różnych doświadczeń, aby przestać się bać i zacząć żyć na prawdę :)

jestem pod wrażeniem i podziwiam pewną młoda dziewczynę, która zainspirowała mnie do tego wpisu... nazywa się

Winnie Harlow

i wygląda tak

Jest PIĘKNA w swojej radości i pewności siebie, co nastąpiło po pełnej akceptacji swojego ciała. Choruje na bielactwo, w dzieciństwie nazywano ją zebrą i krową, a mimo tego ona tryska radością i szczęściem. Podziwiam ją za to i żałuję wielu straconych lat, kiedy wstydziłam się siebie i nie mogłam żyć pełną piersią...

Teraz to zmieniam, każdego dnia i jestem wdzięczna za to że jestem :) jaka jestem :)

pozdrawiam

Nordica :)

19 lipca 2015 , Komentarze (12)

Słuchajcie dzisiaj zrobiłam sobie pierwsze wyliczenia porównawcze odnośnie parametrów mojej wagi i składu ilościowego :) Zamierzam co miesiąc sobie takie wyliczenia robić i wtedy będzie można się pokusić o głębsze analizy. Natomiast dzisiaj w związku z tym, że mam na razie 2 zestawy pomiarów z dzisiaj i 6 lipca (12 dni temu), to zrobię wstępną analizę :) Wyniki właśnie wróciły z NASA i matematycy potwierdzają, że są poprawne ;)

6 lipca:

waga 88,1kg

zawartość procentowa oraz ilościowa:

tłuszczu - 46,1%, czyli 40kg i 614gram

mięśni - 26,3%, czyli 23kg i 170gram

18 lipca:

waga 86,4kg

zawartość procentowa i ilościowa:

tłuszcz - 44,6%, czyli 38kg i 534gram (spadek o 2kg i 80gram)

mięśnie - 27%, czyli 23kg i 328gram (wzrost o 158gram)

W międzyczasie Nordic Walking i dieta wysokobiałkowa oraz ćwiczenia z małymi hantelkami. Oczywiście waga całkowita jest wypadkową zawartości również wody w organizmie, a ta najbardziej się waha i powoduje depresją pań ważących się, które nie wiedzą że wzrost na wadze to może być p prostu woda zatrzymana w ustroju, np. z powodu dużej ilości spożytych słonych potraw lub po prostu zbliża wam się okres i zatrzymujecie wodę w drugiej części cyklu. Oczywiście takie podstawy do myślenia, ze to woda spowodowała wzrost wagi jest wtedy, kiedy solidnie przestrzegacie diety i ćwiczycie... 

.

Co wy na to???

Predykcja jest moja taka i zobaczymy za 3 miesiące, że powinnam mieć o 1 (jeden) kilogram mięśni więcej i 10kg tłuszczu mniej przy zachowaniu obecnej diety i wysiłku (no może nieco ciężarki zmienię z czasem). Trzymajcie kciuki :)

wasza

Nordica :)

19 lipca 2015 , Komentarze (15)

Dzisiaj sobota i dzień ważenia...

Kilka dni temu zrobiłam sobie pewien motywator. Myślałam co by tu zrobić, aby jakoś zasygnalizować moje kilogramy do zrzucenia i zrzucone... coś jak nasz wirtualny pasek odchudzania :) tyle, że w realu...

Myślałam i myślałam i myślałam i w końcu postanowiłam pomalować 60 kamieni na różne kolory i przerzucać je ze słoika do słoika :). Każde spalone 0,5kg tłuszczu, przerzucam jeden kamyczek :). Dzisiaj jest dzień przerzucania jednego kamienia :)

YUPI !!! :)

oto moje kamyczki

A wy jakie macie sposoby na motywację czy tam wizualizację swojego procesu wytapiania sylwetki?

pozdrawiam

Nordica

Ps: Mój mąż jak go pytałam jakie kamienie wybrać (w sensie wielkości), zażartował że powinnam piasek sypać do tych słoików... ;) :P :). I tak go kocham :P

Ps2: tak, to są słoiki po NUTELLI :P i to dużej :) Mój mąż ją je łyżkami i chudy :/

15 lipca 2015 , Komentarze (11)

Marzenie każdej z nas podejrzewam :P

 a wiecie, że w pewnym sensie jest to możliwe?

Właśnie dotarłam do ciekawych informacji, mianowicie trening z obciążeniem kilkunastominutowy powoduje rozrost naszych mięśni. Im większe obciążenie, tym większa stymulacja mięśnia (tu należy uważać i nie brać na początek za dużo i płynnie zwiększać obciążenia). A potem leżymy na kanapie, jemy proteinki z warzywami i mięśnie rosną i spalają za nas kalorie 24 godziny na dobę :) i to z dnia na dzień coraz więcej kalorii :) Podobno 1kg mięśni około 200kcal na dobę spala... 5kg mięśni 1000kcal na dobę, czyli w tydzień 7000kcal = spali nam 1kg tłuszczu :) WOW !!!

Brzmi jak dla mnie fantastycznie :) zamierzam sprawdzić w praktyce :) 

Tylko jak wygląda 5kg mięśni na kobiecie i jak to zmierzyć? 

Jak szybko rosną mięśnie?

Macie jakieś doświadczenia praktyczne w tym temacie?

pozdrawiam

Nordica :)

14 lipca 2015 , Komentarze (22)

Dawno, dawno temu, kiedy jeszcze nie wiedziałam co to znaczy odchudzać się, oglądałam przelotem w TV program o odchudzaniu. To co mi utkwiło w pamięci, to fakt, że nieco rozśmieszył mnie sposób i podejście trenera do swojej klientki :)

Klientka to była ciemnoskóra kobieta lat około 45ciu, bardzo pyskata :) i okrągła :) Chciała zrzucić kilogramy i zatrudniła sobie trenera osobistego i dietetyka w jednym. No i trener przybył i powiedział, że będzie ją trenował. Dał menu i zapowiedział, że codziennie do niej wpadnie na trening. Jak powiedział tak zrobił, ganiał tę kobietę po ulicach w upale, ona nie chciała biegać, tylko chodziła a on wokół niej skakał i krzyczał że ma biec i to szybko, ona mu pyskowała i tak w kółko. Niesamowicie zabawna scena te treningi. Najgorzej miał chyba kamerzysta, bo w upale musial ze sprzętem za nimi biegać po krzakach :P No ale do rzeczy, co mi utkwiło w pamięci - podczas całego treningu kazał tej kobiecie wykrzykiwać w kółko 3 słowa - ryba, sałata, woda, ryba, sałata, woda... cały czas, żeby pamiętała co ma jeść aby szybko schudnąć :D Wtedy mnie to rozśmieszyło, ale dzisiaj widzę jaka mądrość za tym stała. Ryba i chude mięso, sałata czyli warzywa i wreszcie woda. :) Babeczka w ciągu miesiąca na prawdę bardzo schudła i była w końcu uśmiechnięta, nie pamiętam teraz dokładnie ile schudła, ale było to imponujące :)

Nie pokazano ile schudł trener :P i kamerzysta ;)

Dzisiaj na treningu szłam i powtarzałam sobie = ryba, sałata, woda, ryba, sałata, woda ;) i poczułam, że dam radę kobietki :) 

Przesyłam pozytywną energię do was :) i pamiętajcie

RYBA, SAŁATA, WODA !!!

Nordica :)

14 lipca 2015 , Komentarze (20)

OK, wczoraj miałam mały kryzys - za dużo się spiętrzyło spraw - nowa dieta (niekoniecznie spełniająca moje oczekiwania), strach przed jedzeniem chleba i innych tego typu wynalazków, strach że nigdy już się nie odchudzę pomimo mega wysiłku włożonego pod nazwą RUCH i to spory.

Do tego żal i zazdrość w stosunku do osób, które przytyły bo po prostu jadły słodko lub dużo i nie ruszały się (bez obrazy!!!)... tutaj wystarczy zmienić menu na zdrowsze, poruszać się i już wskazówka wagi MKNIE na dół. A ja? Ja od wielu lat jedząca zdrowo, raz do roku wypiję colę, nie słodzę od 25 lat, ograniczam smażone, tłuste, omijam fastfoody... a jednak 3 lata temu rozkraczyła mi się tarczyca i ziuuuuuu 30kg na karku z niczego :( Pomijam sprawiedliwość i na prawdę zazdroszczę, że niektórzy mają łatwiej. Albo żebyście się na mnie nie obrazili całkiem, my mamy ciężej, gorzej, trudniej.

To jest załamka, bo nie mogę odstawić słodkich napojów, bo ich nie piję. Nie mogę odstawić cukru, bo go nie używam. Nie mogę zmienić nawyków na zdrowsze, bo już je zmieniłam dawno temu... Sytuacja patowa, a waga leci w górę niczym wskaźnik na giełdzie podczas hossy.

Ogarnęłam sprawę i po 2 latach tycia i zdumienia poszłam do lekarza (czemu tak późno? bo przy niedoczynności depresję dostajesz gratis, więc siedziałam z tym prezentem 2 zimy pod kołdrą i spałam albo snułam rozmyślania o bezsensie życia). U lekarza dostałam hormony tarczycy i natydepresanty <sic!>, od tego czasu waga zastopowała i lepiej się poczułam (nie marznę, szybciej mi się myśli, depresja nie zabija - ale nie czuje się wtedy nic, zero emocji, anemia odpuściła...) Tylko, że bagaż sadła ciąży i nijak nie spada. Postanowiłam postawić na ruch i to się sprawdza, czuję się świetnie, centymetry pomału spadają :) Ale waga bardzo opornie. Po miesiącu postanowiłam zainwestować w dietę tutaj i po wykupieniu abonamentu dowiedziałam się że tutaj biorą pod uwagę "normalnych" odchudzających się, bez np. niedoczynności tarczycy !!! Więc powstaje w mojej głowie pytanie - dlaczego nie ma na Vitalii diety na niedoczynność tarczycy, skoro ponad 70% kobiet borykających się z nadwagą ma kliniczną lub subkliniczną postać niedoczynnej tarczycy? Czy to za mały target, aby stworzyć kilka przepisów specjalne dla nas? Przyznam, że nie rozumiem podejścia chociażby marketingowego i finansowego tego portalu do tego problemu. Jak dla mnie takie specjalistyczne menu, to kopalnia złota i dziesiątki tysięcy zadowolonych klientów, no ale cóż...

W związku z powyższym, poświęciłam dzisiaj cały dzień na poszukiwanie informacji w internecie i nie tylko. Przekopałam setki artykułów. Znalazłam kilka ciekawych stron, które wam serdecznie polecam:

strona 1

strona 2

Po lekturze od razu weszłam do mojego laboratorium i sprawdziłam swoje wyniki badań sprzed 2 tygodni. Robię badania w Polsce 2 razy do roku. Badam wszystko. No i od razu poszłam do wirtualnej apteki i już zamówiłam odpowiednią dla siebie suplementację, zgodną z tym co przeczytałam na 2 podlinkowanych wyżej stronach.

Dzisiaj wiem, że ryby, jaja i mięso w diecie, to nie są moje wymysły. To mój organizm intuicyjnie ich pożąda, natomiast źle reaguje na pszenicę :P. Stąd moja wczorajsza histeria po zobaczeniu tylu kanapek w jadłospisie... Może i ten jadłospis jest super dla "normalnych" ludzi, ale nie dla kogoś z niedoczynnością. Szkoda tylko, że na Vitalii nikt nie bierze sobie do serca faktu, że osoby takie jak ja potrzebują pomocy, szczególnie właśnie my, bo mamy prawdziwy problem metaboliczny i tylko odpowiednia dieta oraz suplementacja działa. Bez tego rodzi się frustracja, żal, poczucie niskiej własnej wartości, depresja... zresztą chyba nie muszę wam mówić jak się czujecie z nadwagą i to "oporną" nadwagą, na którą nie działa ruch i "normalna" dieta.

Podsumowując, aby SKUTECZNIE wygrać z tłuszczem, kiedy masz niedoczynność, skup się na:

- ruch

- odpowiednia dieta (opisałam we wpisie wczorajszym)

- odpowiednia suplementacja 

Jeśli chodzi o suplementy, to zbadaj sobie selen, cynk, potas, wapń, wit.B12, kwas foliowy, wit.D, wit.C i poziom ferrytyny (żelazo). Jeśli któryś z wymienionych składników jest poniżej norm, suplementuj. I to dobrymi preparatami, dobrze przyswajalnymi.

pozdrawiam

Nordica :)