Witajcie Kochani! Przygotowania przedświąteczne trwają, dziś ubrałam choinkę, poskładałam ją najpierw i ustawiłam na "wysokości"... W tym roku mamy sztuczną właśnie ze względu na Ząbkującego (powinno być "Trzonującego", wyszły mzu 4 trzonowe na raz, po dwa na górze i dole). Otóż nie mogłam choinki ustawić na podłodze, bo długo by nie postała, owszem Młodszy jest pilnowany, ale wolę mieć ten komfort, że przez chwilę nieuwagi, nie będę musiała pędzić w święta na szycie głowy... Ustawiłam choinkę na wysokiej szafce, i tym sposobem mamy choinkę pod sam sufit ;-))) Efekt estetyczny w sumie średni, ale to już jakby mniej ważne Najważniejsze że Młodszy nie dosięga bombek:-)))
Poza choinką dużo nie podziałałam dziś, ale biorąc pod uwagę dzieci, i tak udało mi się sporo:-)))Powiesiłam kolejne pranie, poskładałam poprzednie, zrobiłam zakupy... Dodatkowo po południu z Antosiem byliśmy na kontroli i już jest w miarę ok, dostał jeszcze wziewnie Nebbud ale już tylko na trzy dni:-) Dopakowałam też troszkę prezentów jak Jasiek spał, ale jeszcze Jasiowi muszę muszę jutro opakować ;-))) Jutro też przyjedzie moja mama z Olsztyna, z czego bardzo się cieszę, bo ułatwi mi to przygotowania. Odciąży mnie od Ząbkującego
Z miłych rzeczy związanych z dietą było dziś to, że ubrałam spodnie dżinsowe, w rozmiarze 12R (nie wiem jaki to na polskie, bo spodnie z USA) nowe, "z dna szafy", odłożone, nie noszone nigdy (sprzed II ciąży) iiii były za luźne... szoooooookkkkkk, radość i troszkę żal, że wcześniej ich nie nałożyłam, "już" mogłam w nich chodzić... (generalnie chodzę w leginasach teraz, a spodnie rzadko wyciągam...)Ale nakręciło mnie to bardzo pozytywnie:-))) Uhahahałam się bardzo, oznacza to że za 10 kilo będę mogła NAPRAWDĘ, wręcz będę musiała ZMIENIĆ GARDEROBĘ :-)))))))))))))))))))))))))))))))))
Dieta przestrzegana tak na 90%, troszkę za mało jadłam, znowu marny obiad (gołąbek), obiecałam sobie że jutro już zrobię porządny makaron z sosem z cukini;-) Z ćwiczeń pojeździłam na rowerku 36 min i spaliłam 202 kcl, także mokra byłam jak trzeba i wysiłek był :-))) Dbam teraz o sen, gdyż dwa dni temu o mały włos nie posmarowałabym twarzy pod oczami Jaśka "Dentinoxem" zamiast kremem pod oczy "tołpy" ;-))) Obydwe bardzo małe tubki, obydwie metalowe... było blisko... A mam już doświadczenie z niewyspaniem dziecięcym, gdyż jak Antoś był maleńki, a my wówczas urządzaliśmy z mężem dom pod Olsztynem, to umyłam raz zęby płynem do mycia naczyń "Ludwik" (hahahahahahahah), poczułam dopiero w buzi (hahahahahaha)... Stał w łazience na umywalce bo kuchnia nie była jeszcze zrobiona...Także takie są uroki :-) Ale i tak uważa, że macierzyństwo/rodzicielstwo to najcudowniejsza sprawa na świecie i zdania nie zmienię:-)))))))))))))))))
A tak jadłam:
chlebek razowy ze śliwką i miodkiem
II owsianka z żurawinką;-) chudy bezmięsny gołąbek na parze przy soczystej gruszce "pomagał" ząbkujący (on w ogóle lubi to co jedzą starsi...szok) kolacyjka, serka wiejskiego zjadłam pół;-) a pleśniowy z chlebkiem razowym ze śliwką, pycha:-))) po rowerku było jabłuszko :-))) Mam nadzieję, ze macie się świetnie, że jesteście twardzi i że będziemy dzielni w święta, i będziemy walczyć z (karpiem, makowcem, sernikiem, karkówką, klopsem, i czym tam jeszcze popadnie), a nawet jak nas skusi na co nieco, to się POZBIERAMY , a jak. I będziemy działać, i witać 2016r piękną wagą i WIELKIM ZAPAŁEM DO ZMIANY!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Pozdrawiam ciepło Ania