Patrzę jak tyję i nic z tym nie robię. Na wadze już 70kg z kawałkiem, a ja czekam, chyba na oklaski. No bo jeszcze nie ma masy krytycznej, czyli 72.
Trochę mnie nie było, bo miałam zniechęcenie do wszystkiego. Jakiś zjazd nastroju i chęci do życia.
Zaliczyłam covid dwa razy. Za pierwszym to solidne przeziębienie i brakiem smaku i węchu, za drugim przeleżałam jak kłoda w łóżku trzy dni, kompletnie bez sił. Aż wezwałam lekarkę na wizytę domową, bo nie wiedziałam co się dzieje. Test pozytywny i wszystko jasne. Jeszcze dwa tygodnie potem trzymało mnie mega osłabienie z tendencją do omdleń, więc wychodzenie z domu było mega wyzwaniem i ryzykiem.
Co do moich jelit, to po zmianie lekarza, zaczęło się leczenie i jestem po pierwszej dawce antybiotyku na przerost bakterii gnilnych w jelicie. Za trzy tygodnie druga dawka i w zaleceniach powtórka dysbiozy. Małe 4 stówki do wydania. Ale zdrowie najważniejsze. Przez problemy z jelitami zjechała mi kompletnie odporność. Jak przez 20 lat nie miałam nawet przeziębienia, tak teraz nie ma miesiąca bez choroby.
Działkowo czas zbiorów. Multum malin i śliwki do zerwania, czyli powidła do roboty. Zakup zamrażalki to był dobry pomysł, bo nie zawsze mam siłę wieczorem coś przetwarzać, a tak myk do zamrażalki i jest na potem :)