Pamiętnik odchudzania użytkownika:
eszaa

kobieta, 58 lat, Wałbrzych

162 cm, 77.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

17 marca 2024 , Komentarze (20)

Kto tę wagę zrozumie... Cały tydzień spacerowałam jak szalona, żeby była większa aktywność, a waga nie współpracowała. Wczoraj ledwo 2 tys, kroków i bum na wadze, pół kilo w dół. No niemożliwe. Chyba należę do tych, którym zbytnia aktywność szkodzi. Ograniczę się zatem do większej aktywności co drugi dzień. Zobaczymy co z tego się urodzi.

Znalazłam alternatywę dla picia wody. Bo wody pić nie będę. Ale jest coś czego jestem w stanie wypić nawet ponad dwa litry dziennie. Ma niestety kalorie, ale trudno. Wykluczyłam z menu banany, więc był wakat:) Kompot z suszu, taki wigilijny, to coś co uwielbiam. No i te owocki z kompotu, też samo zdrowie. Miałam akurat suszone jabłka i śliwki, więc taki dość biedny, ale podrasowany przyprawami smakuje całkiem, całkiem. Już zamówiłam klasyczną mieszankę na kompot i pewnie od wtorku/jak dojdzie/ będzie produkcja i picie tego co mi odpowiada:)

Internety piszą tak:

-" jego właściwości sprawiają, że w skuteczny i szybki sposób oczyszcza jelita, dzięki czemu kilogramy lecą w dół."

-" nie tylko świetnie reguluje pracę przewodu pokarmowego, ale też stanowi cenne uzupełnienie naszej diety w witaminy i minerały…"

-"Poza witaminami w kompocie z suszu znajdziemy minerały - potas, magnez i żelazo, a więc kompot wzmacnia serce, chroni układ krwionośny, wspomaga pamięć i koncentrację. Zapobiega także anemii, a że w gruszkach znajdziemy także jod - mogą pomóc przy problemach z niedoczynnością tarczycy."

Trzeba podgonić ze spadkiem wagi, bo zaraz święta i wiadomo...

16 marca 2024 , Komentarze (14)

Moja faza na wafelki dała mi kilogram na plusie, wrr. To wina męża, bo w sklepie wziął dwie paczki, a starczyłaby jedna. Całe szczęście, że już nie ma ani jednego i nie kusi. Od środy było grzecznie, po tygodniu rozpusty, ale waga nie chce spadać. Aktywność na wyższym poziomie, żarełko w normie, czyli wszystko jakby stabilnie. Ale jak tu schudnąć?! Z czego ja jeszcze muszę zrezygnować?

Kupiłam kurtkę przejściową, odpowiednio większą, ale… zaginęła. Ma status doręczona, a ja jej nie dostałam. Kurier dla własnej wygody wciska paczki do skrzynki, podpisuje odbiór sam i jest problem. Dobrze, że choć nie unika odpowiedzialności i obiecał to wyjaśnić. Jak nie , będzie musiał oddać kasę. Kurczę, tak mi zależało na tej kurtce…

Na pikowaną zrobiło się za ciepło, w dżinsowej się nie dopinam, na bluzę jeszcze za zimno, a raczej trochę głupio. Mam jeszcze dwie ,ale cieniutkie, na lato. No i przeciwdeszczowa jest na stanie. Zostałam w czarnej doopie. A pogoda zachęca do spacerów.

9 marca 2024 , Komentarze (12)

Znów mam fazę na wafelki. Po miesiącu bez słodyczy, nadszedł kryzys. Może to też wina tego, że waga nie spada. Kręcę się wokół 72kg z hakiem i mimo dołożenia aktywności, codziennie jest wagowo tak samo. Gdyby spadła, miałabym chęć do dalszego się pilnowania, a tak... chyba już zostanę z tą nadwagą. Małe 5 kilo w dół by mnie uszczęśliwiło, ale i w tym rozmiarze wyglądam nieźle.

A dziś piekę moim panom sernik:) jedyne ciasto, które odchudza i będę liczyła na cud:)

Muszę po niedzieli kupić kamień gua sha, bo wyczytałam, że masaż nim likwiduje chomiki. A te już dość mocno się odznaczają. Trzeba się zabrać za buźkę od manualnej strony. Zwłaszcza, że znalazłam fajny kanał na YT i babka obiecuje cuda.

Marzec to miesiąc kiedy co roku idę do fryzjera na zrobienie loczków. Tak, do trwałej idę:) I wreszcie wyglądam jak człowiek, a nie jak smutna, starsza pani. Jak nowa fryzurka, to i samopoczucie i samoocena w górę.

1 marca 2024 , Komentarze (12)

Wczoraj przegrałam z moją słabością do słodyczy. Wjechały zwykłe herbatniki i kilka cukierków mlecznych. Lepsze to niż pół kilo karpatki, ale jednak cukier. No cóż, było minęło, pewnie za jakiś czas znów wróci. Póki co dalej mam zamiar być grzeczna. Na szczęście waga mnie nie ukarała i dziś z rana, ewentualnie akceptowalne 72,5kg. Nie udało się w tym tygodniu zbić do 71, ale nic to. Działamy dalej. Zwłaszcza, że tak super się dziś poczułam, w wreszcie luźniejszych spodniach 😁 Aż byłam w szoku.

Coraz cieplej na dworze i zaczną się prace działkowe, więc ruchu przybędzie.

Zapisałam się do wyzwania krokowego i cel to 10tys kroków dziennie, więc musze się zmobilizować. Zwykle mam połowę mniej, poza ostatnimi weekendami, kiedy sporo spacerowałam. Wreszcie pora wiosenna i można wyciągnąć z szafy mega wygodne butki to marsz pójdzie jak z płatka.

Jutro znów będzie dylemat, bo do frytek też mam słabość, a właśnie frytki chce rodzinka. Albo zrobię w beztłuszczowej frytownicy, albo zjem klasyczne…

25 lutego 2024 , Komentarze (11)

Zjadłam w sobotę pizzę… z premedytacją, ale bynajmniej nie sobie na złość. Pomyślałam, że przecież muszę jeść normalnie, jak człowiek i organizm musi to przerobić... Najgorsze to odmawiać sobie wszystkiego bo dieta, a potem się człowiek rzuca na wszystko, czego sobie odmawiał. O, nie! zdrowy rozsądek trzeba zachować i umiar.

Rano waga zaskoczyła półkilogramowym spadkiem/72,2kg/ i do południa biłam się z myślami zjeść, nie zjeść pizzę, ale … jak wyżej. Na pewno udało mi się, przynajmniej częściowo, spalić co zjadłam, bo po obiedzie zaserwowałam sobie długi spacer. Nie lada wyczyn, bo to zamiast poobiedniej drzemki. Prawie 11tys. kroków pykło i byłam usatysfakcjonowana. I pojadłam i się poruszałam 👍 I tak to ma wyglądać.

Niedziela ze zwyżką wagi tylko o 300g, więc jest dobrze🙂. Dziś też pójdę na spacer, bo ma być słonecznie i weekend nie taki straszny, jak go malowałam.

A od jutra powalczę o 71 na wadze.

23 lutego 2024 , Komentarze (21)

Nadchodzi weekend, kusiciel… I mam znów dylemat, bo dla rodzinki, na życzenie, domowa pizza. Zjem pół kawałka, cały , czy wcale… Raz, nie zawsze, jak to mówią, a w zasadzie zasłużyłam na nagrodę. Słodycze dla mnie nie istnieją od dłuższego czasu, a to nie lada wyczyn. Waga od wtorku, dzielnie się trzyma poniżej 73 kg, co cieszy, bo jakby kolejny krok, w dobrym kierunku, zrobiony. Hmm, jakby tak odpuścić pizzę, to może bym się bardziej do 72 zbliżyła, bo na razie to spory hak się utrzymuje. No nie wiem…

Pies mi się popsuł i domaga spaceru już o czwartej rano, litości. Zapobiegawczo budzę się o trzeciej, żeby choć pół kawy zdążyć wypić. Potem odsypiam do dziesiątej i dzień mi się rozłazi.

Zaczyna mi brakować pomysłów na obiady i wciąż jem te same cztery dania. Albo placki z twarogu, albo jajecznica z czymś tam/łosoś,parówka/, albo makaron o smaku ruskich pierogów, ewentualnie makaron z jajkiem sadzonym. Pomijam środy i niedziele, kiedy jem z rodzinką.

Szukam zamienników, ale musi być i smacznie i dietetycznie/mało węgli/ i mało roboty 😁 Takie sobie wymagania postawiłam, a internety mi nie pomagają w wyborze.

19 lutego 2024 , Komentarze (20)

Po ostatnim żal poście waga zaczęła spadać. Oczywiście samo się nie zrobiło, musiałam dołożyć więcej ruchu. I to jest to bingo, którego mi było brak.

Oczywiście weekend popsuł wszystko i co se schudłam, to se przytyłam, wrrr. Nawet nie grzeszyłam i nie jadłam więcej, ale ruchu w sobotę było prawie nic. Wkurzona na wagę, poszłam w niedziele, sama, na długi spacer. Zrobiłam 11tys kroków🏆 i spaliłam prawie 500kcal 😁 

Rodzinka się wypięła, zresztą dla mnie to na plus, bo mogłam iść szybkim tempem, a nie się wlec. I audiobooka posłuchać w spokoju mogłam.

Waga poniedziałkowa niezbyt pocieszająca, ale pewnie się przetrenowałam i nie było 2. No nic to, nowy tydzień, nowe możliwości 🙂 choć może być trudno, bo ma padać. Ale od czego jest bieżnia w domu… trzeba będzie się mocno spiąć, żeby waga znów ruszyła w dół.

14 lutego 2024 , Komentarze (39)

To bardzo niesprawiedliwe i demotywujące, kiedy robi się wszystko jak należy, a efektów pracy brak. Jestem smutna... słodycze odstawione całkowicie, nawet tłusty czwartek mnie nie złamał, a waga stoi. Kręci się wokół 73,3kg, spadając chwilowo do 72,8 i znów w górę.

Jak jeść mniej, kiedy jeść się chce, a 1600kcal niby nie dużo, a za dużo. Jak ćwiczyć, kiedy sił brak. Próbowałam i odpuściłam. Coś tu jest nie halo. Jedynie bieżnia jakoś idzie, choć też długość tego tuptania nie powala. Lenistwo swoją drogą, ale ten brak sił.. starość.

Próbowałam zastąpić moje dwa banany jedzone na drugie śniadanie, jajkami. Stanęło na tym, że zjadłam i jedno i drugie:) kiepski pomysł. A tak w ogóle pomyślałam, że zabraknie mi potasu, jak odstawie banany. Ziemniaków nie jem, pomidorów nie lubię, zostają banany dla zdrowotności. Ot i wytłumaczyła sobie:)

Dziś mam dzień bez liczenia kalorii, bo na obiad mięsko i surówka, a nie chce się z surówką ograniczać i wyznaczać jakiś limit, bo kalorie. Ulubiona z kiszonej kapusty, samo zdrowie. Pewnie jutro znów mnie waga wkurzy, bo kapusta słusznie słona i wodę zatrzyma. Trudno.

7 lutego 2024 , Komentarze (20)

Od ostatniego wpisu nie tknęłam cukierków mlecznych, ani żadnych innych słodyczy.

Jestem z siebie mega dumna. Trzymałam się limitu kalorii 1600, zazwyczaj trochę mniej. Waga niestety nie bardzo chce spadać i to moje gonienie paska idzie topornie. Dziś 73,3kg. Cały tydzień kręcenia się w kółko wokół tej samej wagi. Słabo i wkurzająco.

Zmotywowała mnie do odstawienia słodyczy, przymiarka wiosennej kurtki, która jest przyciasna. Mąż pociesza, że kupię sobie większą, ale ja się zaparłam, że schudnę i zmieszczę się w tę.

Bije się z myślami co zrobić w tłusty czwartek. Odpuścić dla paczka/ów, czy dalej grzecznie działać w wiadomym kierunku. Pączki lubię tylko te long, z masą waniliową, biedronkowe. Zwykłe mnie nie kręcą, więc nie jest to coś dla czego warto by było odpuścić dietę.

Co robić… co zrobię…?

Wszystko zależy od porannej, jutrzejszej wagi i odporności na sabotujące myśli.

3 lutego 2024 , Komentarze (17)

Idzie jak po grudzie. Trzymam dietę ładnie cały dzień, a wieczór psuje mój cały trud. 

Wszystko przez uzależnienie od cukru i moją słabość ostatnio do najzwyklejszych cukierków mlecznych. Żeby to chociaż jakieś czekoladowe były, to rozumiałabym, że ostro grzeszę, ale takie małe co nieco? No fakt, jeden dwa, byłoby może ok, ale 10 to przesada, bo to czysty cukier. Nie potrafię się powstrzymać...

W ten weekend będzie grzecznie, bo nie będzie mnie rodzinka sabotować swoimi wymysłami obiadowymi. W planach mam dziś- jaja w sosie musztardowym z ziemniaczkami, a jutro gulasz wieprzowy z buraczkami.

Próbowałam przekonać się do diety keto, bo jej elementy wplatam, ale te ich przepisy... boczek, awokado, masło, śmietana 30... ble, za tłusto.

Niby ma to sycić na długo, ale ja po jajecznicy z łososiem jestem głodna po dwóch godzinach, więc na mnie słabo to działa. Pewnie zjadłam za mało, ale nie jestem w stanie więcej niż dwa jaja. Poza tym pilnuje limitu kalorii, więc nie ma co szaleć i jeść na siłę, bo to zdrowe i keto.

Przydałaby się może konsultacja z dietetyczką, ale jak pomyślę o ich wymyślnych posiłkach, to mnie odrzuca.