Wczoraj się wyspałam, więc nie męczył mnie głód. Mimo, że nie było za wielu kroków, bo zasadniczo siedziałam w domu, to była i bieżnia i ćwiczenia. Dieta modelowo.
Tak było idealnie, że nawet waga spadła do 78,8kg. Całe 200gramów🤪. Mała rzecz, a cieszy.
Dziś nie dospałam po rannym wstaniu o 6.20, więc wiecznie coś za mną chodziło. Znaczy, żeby coś zjeść . Śniadanie dopiero po jedenastej, bo wcześniej nie byłam głodna. A potem do organizmu dotarło, że mało spał, więc musi jeść. Wjechał banan i dwie mandarynki i dalej jakiś dziwny głód. Zapić kawą się nie dało, bo wylazł znów. No nic to, zrobiłam sobie wczesny obiad na słodko/makaron z serem, masłem, wanilią i cynamonem/, widać węgli brakowało, że mnie tak ssało :)
No i poszłam dospać :) niewiele mi dało 1,5h drzemki, bo potem zaczęła za mną chodzić domowa chałwa ze słonecznika, a w planach były już tylko dwa jabłka i dwa jajka. Chyba mi tłuszczu, tym razem, brakowało.
Chałwę oczywiście zrobiłam i zjadłam
Spalanie tej chałwy z YT nawet mi się podobało i o dziwo, ćwiczyłam dłużej niż dotychczas.
i do 18stej dieta wyglądała tak
Jeszcze prawdopodobnie coś zjem, albo wypiję tylko, białkowego szejka.
Jakby się mnie ktoś pytał na jakiej jestem diecie, to na takiej co się zwie 80/20. Czyli 80 % idealnie i 20% na ekscesy. Byleby nie zaburzyć tych proporcji, a będzie dobrze.