Dylematy i rozterki dotyczące tego czy zjeść sobotnią pizzę rozwiązały się same. A to za sprawą nowych ząbków, które uniemożliwiają jedzenie czegokolwiek wymagającego pogryzienia. Odchudzanie wobec powyższego nabrało tempa, bo chce czy nie chcę, jem mniej. Prawie nie jem, ku ścisłości. Kilka dni potrwa zanim się protezy ułożą, zanim protetyk dopracuje, więc jest okazja stracić trochę sadełka. Na razie boli, uciska i cierpię. A na pomoc mogę liczyć dopiero w poniedziałek.
W piątek syn się wybrał ze mną na długi spacer i zamiast siedzenia w domu, był dzień wolny, aktywny.
Na działkę kupiliśmy kuchenkę turystyczną i wreszcie nie trzeba nosić kawy w termosie. Dziś pewnie też popołudniowa kawka na działce, bo pogoda, mimo straszenia deszczem, nadal dopisuje. Gnojówka z pokrzyw już się robi, a dziś dojdzie robienie kompotu ze skórek banana :) Trzeba moje roślinki dokarmiać, bo ziemia nieurodzajna. Jedne z przemarzniętych winogron puszczają nowe paczki, więc jest nadzieja na owoce. Jagoda kamczacka obrodziła mimo mrozu i jak ptaki nie wydziobią, będzie co pojeść.