Zjadłam w sobotę pizzę… z premedytacją, ale bynajmniej nie sobie na złość. Pomyślałam, że przecież muszę jeść normalnie, jak człowiek i organizm musi to przerobić... Najgorsze to odmawiać sobie wszystkiego bo dieta, a potem się człowiek rzuca na wszystko, czego sobie odmawiał. O, nie! zdrowy rozsądek trzeba zachować i umiar.
Rano waga zaskoczyła półkilogramowym spadkiem/72,2kg/ i do południa biłam się z myślami zjeść, nie zjeść pizzę, ale … jak wyżej. Na pewno udało mi się, przynajmniej częściowo, spalić co zjadłam, bo po obiedzie zaserwowałam sobie długi spacer. Nie lada wyczyn, bo to zamiast poobiedniej drzemki. Prawie 11tys. kroków pykło i byłam usatysfakcjonowana. I pojadłam i się poruszałam 👍 I tak to ma wyglądać.
Niedziela ze zwyżką wagi tylko o 300g, więc jest dobrze🙂. Dziś też pójdę na spacer, bo ma być słonecznie i weekend nie taki straszny, jak go malowałam.
A od jutra powalczę o 71 na wadze.