Po krótkiej, bardzo krótkiej przerwie, wróciłam do IF. Jakoś mi jednak pasuje taki styl życia. Udaje się trzymać post w granicach 15- 16h. Spadki wagi są, jest dobrze. A nawet bardzo dobrze, bo plan przewidziany na 15 marca, wykonany przed czasem. Ujrzałam 65 na wadze już wczoraj😀 . Dziś lekki wzrost bo wczoraj pizza na obiadek była:).Zawsze jak jest pizza, ok. czternastej, to potem już nic nie jem do następnego dnia, więc to się ładnie spala w ketozie.
Domowo niestety jestem uziemiona, a pogoda piękna. Mąż ma izolacje jeszcze tydzień, my z synem kwarantannę jeszcze dwa. Masakra. Kazali zainstalować jakąś gównianą aplikacje do inwigilacji. Syn próbował, ale nie zaznaczył zgody na dostęp do mikrofonu, więc jakby jej nie ma. Ja nawet nie próbowałam tego gówna sobie aplikować na mój telefon. Przychodzą przypomnienia i pewnie lada moment zawita jakiś pislicjant, albo sanepid. Trudno. Wychodzić i tak wychodzę choć w wielkim stresie, czy mnie nikt nie przydybie. Zakupy w sklepie pod domem i szybki spacer z psem- ktoś musi.
Ruch więc mocno ograniczony. Pozostają ćwiczenia i rower stacjonarny, którego nie lubię. Jakby pojawił się zastój, to obetnę kalorie. Ach, bo nie wspomniałam, że 65 to nie koniec odchudzania :) . Pociągnę jeszcze do wagi 62, ale już bez spiny, znaczy terminu. Być może weekendowo odpuszczę trochę z dietą, bo wtedy zwykle jakaś lasania, pizza, czy inne frytki :) może ciasto?