Może spadku wow, w lutym nie było, bo tylko kilogram, ale lepsze to niż nic. Największym osiągnięciem lutego, było pożegnanie się z fazą na cukierki czekoladowe, które przez długi czas były nieodłącznym elementem każdego dnia. Od kilku dni ich już nie tykam i nawet mnie nie ciągnie:)
Kolejny plus... zamieniłam skromne śniadania w postaci jogobelki, na poleconą przez danka.cz pieczona owsiankę. Najedzona jestem teraz od samego rana i żadne czekoladki mnie nie kuszą. No może troszkę, ale przedtem to była masakra, teraz raczej lekki żal,a nie nieodparta chęć.
Plus trzeci... luty to było wyzwanie spacerowe, które podjęłam. Zwiększyłam znacznie ilość kroków pokonywanych dziennie i może na innych to nie robi wrażenia, ale dla mnie ponad 100km, to jest coś. Szkoda, że w wyzwaniach nie ma historii, bo nie zdążyłam sobie uwiecznić. Spacerowanie w takim większym zakresie mam zamiar kontynuować, ale już bez spiny.
Plus czwarty.. wróciłam do pedałowania na rowerku stacjonarnym. Pozwala mi to spalić prawie 300kcal i dlatego zwiększyłam wielkość posiłków, bo te 1450kcal, to trochę mało i może stąd taki marny spadek wagi w lutym. Wiąże sie to z liczeniem kalorii, ale to akurat mnie bawi, nie męczy. Co tydzień postaram sie wklejać tabelkę, bo wtedy jest czytelny podgląd.
i to by było chyba na tyle. Dziś mniej kroków, ale rowerek był. Z rana zrobiłam sobie pazury, zamiast się wybrać na spacer
elegancka, ciemna czerwień z brokatowym zdobieniem w tym samym odcieniu.
Dziś pozwoliłam sobie na słodki podwieczorek w postaci kupnego makowca, na kolacje była jogobelka i banan, Wszystko w limicie 1510kcal. Trochę się bałam, że znów będzie ssanie na czekoladki, kiedy organizm dostanie cukru, ale obyło się bez sensacji tego typu. Na jutro już czeka upieczona owsianka:)