Nagrzeszyłam wczoraj, ale nie na słodko. Robiłam na obiad rodzince naleśniki z pieczarkowym farszem. Mam przeogromną słabość do tego dania, więc asekuracyjnie ja też na oxy miałam naleśniki w ramach obiadu. Ale niestety, moich dwóch z serkiem homo było mi mało i pochłonęłam jeszcze dwa "normalne" . Ich smak przypomina mi smak młodości, kiedy wchodziły pierwsze nieudolne hod dogi z pieczarkowym farszem właśnie.Ten farsz to niebo w gębie i sentyment.Chyba nic wielkiego się jednak nie stało, biorąc pod uwagę dzisiejszą wagę.
Oczywiście spalanie kalorii było wczoraj na maksa i zgubiłam ich aż 700:) rekord życiowy chyba. Ile spożyłam to nie wiem, ale ponad dwa tysiące, to lekko. I doszłam do wniosku, że jestem chyba nienormalna, z tym spalaniem. Przecież ludzie jedzą raz więcej ,raz mniej i nie katują się ćwiczeniami, żeby spalić co zjedli.
Waga o dziwo spadła o 100g, jest 66.8kg ;)
Menu dziś:
śniadanie - jogurt z płatkami i orzechami, sok pomarańczowy
II śniadanie - jogurt z kiwi i orzechami
obiad - wołowina w pomidorach, sok pomarańczowy
podwieczorek - gruszka
kolacja - kanapka, sok pomarańczowy
Nie wiem jakim cudem wychodzi z tak marnego żarcia 1800kcal, ale nie chce mi się przeliczać po swojemu.