Wczoraj spożyte 1800kcal, spalone 600
waga oczywiście bez zmian, 67,1kg
Trochę się bałam, że po zwiększeniu kaloryczności waga pójdzie w górę, ale stoi, czyli jest dobrze. Chociaż zanim ustaliła ten stały pułap chwile świrowała powyżej i serce mi na moment zamarło. Dziś nie mam w planach wychodzenia z domu, więc trzeba będzie pocisnąć domowo, żeby spalić przewidziany limit kalorii. Plus jest taki, że odpadają pokusy związane z zakupami. Nie ma dziś zakupów, nie będzie pokus ;) Żaden pączek się nie trafi dziś.
Postanowiłam sobie zrobić dzień na ziółkach, czyli zamiast wody, ziołowe herbatki. Może to przyspieszy metabolizm i pomoże moim przepełnionym jelitom.
Menu dziś:
śniadanie - pieczywo chrupkie, twarożek z rzodkiewką i szczypiorkiem
II śniadanie - oxy shake
obiad - kalafior pod serową kołderką. Nie wiem czy mi to tak pięknie wyjdzie jak brzmi, bo jeszcze tego dania nie robiłam.
podwieczorek - jogurt, płatki kukurydziane i owsiane
kolacja - ziemniaki z ziołowym twarożkiem. I tu mam do wyboru ziemniaki, albo makaron, więc będzie jedna z tych opcji. Zależy na co mnie do wieczora najdzie chętka :)
Od jutra nowa faza, z dostępem do owoców, mniam.Teraz to dopiero będzie pysznie:) I wraca do łask normalne pieczywo, znaczy pełnoziarniste.