Nie panuje nad sytuacją. Codziennie ciasteczka i to nierzadko wieczorem. Po kolacji, albo zamiast kolacji. Nie umiem tego przerwać. Masakra jakaś. Ani prośby, ani groźby nie działają. Patrzenie w lustro budzi niesmak, ale też nie działa. I nie piszcie- nie kupuj, bo to nie o to w tym chodzi. Silna wola i rozsądek mają dojść do głosu.
Kupiłam nowe portki w rozmiarze 44 , pasują jak ulał. A gdzie mój rozmiar 42?
Coś z hormonami jest nie tak, bo wróciły uderzenia gorąca. Może tu jest pies pogrzebany. Ale z tym, poza łykaniem sprawdzonego suplementu, nic nie zrobię.
Dostałam nowy lek od psychiatry. Ma mi dać większy dystans, bo wszystko mnie wqurwia. Nie wiedziałam, że i na to są leki. Oby podziałały, bo ciężko się żyje z ciągłą frustracją. A póki nie schudnę, będę wściekle zła. W sumie to potem też będę zła, bo ciągłe ograniczenia, żeby nie przytyć też są frustrujące. I kółko się zamyka, dramat.