Robię co mogę, żeby nie przytyć. Skoro nie potrafię schudnąć, skupię się na tym co potrafię😁 . Idzie jak po maśle, bo waga stabilnie się utrzymuje od miesiąca. Czyli jednak potrafię utrzymać osiągnięty cel? Marne to osiągnięcie, bo nadal ta siódemka z przodu mnie wkurza. No ale waga nie rośnie, a to też sukces i tak powinnam na to patrzeć. Po nowym roku wezmę się za siebie, żeby na wiosnę się wylaszczyć 😍 I wreszcie ważyć 65kg.
Wczoraj objadłam się naleśników. Najpierw z pieczarkowym farszem i poprawiłam naleśnikami z malinowym dżemem. A moje naleśniki, to żadna cienizna, tylko konkret słusznej grubości :) Brzuch mnie rozbolał i bliska byłam wywołaniu wymiotów. Plus z tego taki, że jak zjadłam obiad przed szesnastą, tak nie jadłam już kolacji, bo byłam pełna. Najedzona po pachy, a to się rzadko zdarza. Przesadziłam, ale sytość bezcenna 😉
Ostatnio zdarza mi się ćwiczyć z Eva Fitness, szok. Lajtowe te ćwiczenia i spalam zaledwie sto kalorii, ale zawsze to jakiś ruch, a nie siedzenie przed kompem. Kroków w tygodniu, codziennie po 7 tysięcy, więc chyba nieźle. Żeby jeszcze się zmotywować do tego przebrzydłego liczenia kalorii ,byłoby ekstra. No ale słaba, silna wola, póki co rządzi. Oby do nowego roku…