Tydzień upłynął na dietowaniu w kratkę. Poniedziałek i piątek z kalorycznością poniżej tysiąca, dwa dni bez diety, znaczy weekend i dwa dni na poziomie 1700kcal, środa jako tako, ale bez liczenia kalorii. Waga spadła o kilogram. Paska jeszcze nie dogoniłam, choć wczoraj było już tuz, tuż .
Muszę się bardzo zmuszać do tych niskokalorycznych dni, ale szkoda mi je porzucić, bo robią robotę. Nawet mi głód wtedy nie doskwiera, tylko psychika woła-zjedz coś 🤪
Wczoraj miałam mały wielki kryzys i się napakowałam najzwyklejszymi kruchymi ciastkami z biedronki. Potem dowaliłam naleśnikami z powidłami. Dziś piekę piernik😍 Jakaś faza na słodkie mnie naszła. Ale od poniedziałku znów będzie grzecznie.
Nowa dostawa kosmetyków z polecenia ulubionej yutuberki.
Żelowy tonik, serum pod oczy i żel do mycia twarzy
I suplementów. Żeby jelitka miały się dobrze.
I miała być paznokciowa niedziela, ale jest tak pochmurno, że nie wiem czy coś będę widziała. Już trzy tygodnie mam ten sam mani i odrost nieładny, więc wypadałoby zmienić stylizacje. I zawsze ten sam problem… jaki kolor? 😐
edit :) zrobiłam dwukolorowe:) niebiesko-fioletowe. lakier ma drobinki odbijające światło.