Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Studiuję, pracuję, robię milion rzeczy na raz, jestem ciągle w biegu. Z nadmiarem kilogramów walczę odkąd pamiętam, czas najwyższy rozwiązać tę kwestię raz a dobrze ;-)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 8950
Komentarzy: 217
Założony: 24 października 2015
Ostatni wpis: 3 września 2017

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
zapomnialamnazwy

kobieta, 26 lat, Kraków

167 cm, 89.90 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

8 stycznia 2016 , Komentarze (2)

Przyznaję się, przyznaję się bez bicia - święta ze mną wygrały. Mimo że większość czasu przesiedziałam w pracy, to jednak po powrocie do domu nie mogłam oprzeć się ciastom, którymi wszyscy się zażerali. No i tak dobiłam sobie do 95kg. Ale na szczęście łatwo przyszło, łatwo poszło, znów na wadze 92. Czyli wychodziłoby, że mam miesięczną obsuwę względem pierwotnego planu. Najważniejsze, że wróciłam na dobry tor. Co prócz tego? Zapisałam się na jogę i byłam dziś na drugich zajęciach - wspaniała rzecz, polecam gorąco, jeśli ktokolwiek z Was się waha! Kiedyś już ćwiczyłam (milion lat temu); pamiętam, że bardzo stabilizowała mój bolesny okres, fajnie rozciągała ciało i wyciszała. Także coś dla ciała, coś dla umysłu. Z ćwiczeń wysiłkowych na razie jedynie rowerek, może za jakiś czas wrócę na basen bądź siłownię, ale na razie o tym nie myślę. Nie ma co się rzucać na głęboką wodę, bo szybko zrezygnuję, lepiej wszystko wprowadzać małymi kroczkami. Tyle dzisiaj, odmeldowuję się, trzymajcie się ciepło, ahoj! 

16 grudnia 2015 , Komentarze (3)

To 92 mnie prześladuje. Co udało mi się zeskoczyć do 91.7, to dziś znów na wadze 92.2. I tak od prawie 2 tygodni. Wsiadam za moment na rowerek i łapię nową energię. Boję się troszkę świąt, że będzie tyle pokus. A niestety w tym roku Wigilia odbywa się u mnie w domu, trochę rodziny przyjeżdża na dłużej, więc to nie tak, że wpadnę na jeden dzień do babci/cioci i zjem kawałek ciasta, tylko lodówka i stoły będą pełne przez dłuższy czas, a wszyscy będą się obżerać. Prócz mnie. Szczerze? Trochę się cieszę, że pracuję w święta. Jeszcze nie radzę sobie z odmawianiem słodkości tak dobrze, jak bym chciała, także oddalenie się pozwoli mi trochę restrykcyjniej trzymać się dietki ;) Swoją drogą, chętnie przyjmę wszelkie pyszne dietetyczne przepisy, które będziecie szykować, ratunku ratunku! ;3

Poza tym, dużo się dzieje. Biegam między uczelnią, pracą, organizacją i czasem nie do końca udaje mi się jeść regularnie. A to ze znajomkami trzeba się spotkać na kawkę czy winko, bo dużo osób wyjeżdża i już nie będzie okazji się zobaczyć w tym roku. Ćwiczenia też ostatnio padły, bo nie wiem w co ręce włożyć, wychodzę rano, wracam wieczorem już tak padnięta, że ostatnie o czym marzę to rowerek stacjonarny czy basen. Ale powtarzam sobie, że jeszcze tydzień i już będę mogła się skupić na sobie. Pierwszy luźniejszy dzień spędzę w wannie pełnej piany z dobrą książką i relaksującą muzyką, ot co! 

8 grudnia 2015 , Komentarze (8)

Nie wiem co zrobiłabym bez tej vitalii. Motywuje mnie to jednak. Że mam gotowy plan diety, treningu, że za to zapłaciłam i szkoda wywalić kasę w błoto, że są tu osoby, które doskonale rozumieją mój problem, bo same mierzą się z tym samym, i na końcu, że wszystko to ma ręce i nogi, a nie jest samotnym porwaniem się na jakąś rygorystyczną dietę, co jak zwykle skończyłoby się fiaskiem. Dlatego po raz pierwszy udało mi się nie poddać, mimo tego, że miałam gorsze dni i wróciło trochę wagi. W końcu zrozumiałam, że chwila słabości i potknięcie się to nie totalna porażka, a jedynie czas na wyciągnięcie lekcji i większa praca nad motywacją. Jednorazowy wyskok nie niweczy całego procesu, dlatego nie poddaję się i nawet jeśli moje cele opóźnią się chwilę to warto kontynuować dietę - jak nie teraz to kiedy? Muszę w końcu przestać traktować moje życie jak okres przejściowy. Podnoszę wagę na pasku (bo inaczej nie poczuję, że muszę więcej pracy znów w to wszystko włożyć!) iiiii keep it going:)

13 listopada 2015 , Komentarze (4)

Tak się zastanawiam, ile razy można coś znowu zaczynać? Za każdym razem wydawało mi się, że byłam zmotywowana i chciałam coś zmienić - najwyraźniej niewystarczająco, skoro znowu tu jestem. Moja przygoda z vitalią zaczęła się chyba 7 lat temu, gdy schudłam z wtedy okropnej dla mnie granicy 80kg, którą przekroczyłam po raz 1 w życiu, do 62kg. Wyglądałam i czułam się świetnie, aż popuściłam sobie luz, podziało się też trochę niefajnych rzeczy w moim życiu, byłam na lekach, blebleble, milion wymówek-niewymówek, w każdym razie tyłam przez ostatnie 4 lata w zastraszającym tempie. Najpierw przekroczyłam 70, potem 80, potem nawet 90...i 100. Tak, zobaczyłam na wadze trzy cyfry i się przeraziłam dokąd to zmierza. Najśmieszniejsze, że nigdy nie odchudzałam się z "przyczyn społecznych" - nikt mi nigdy nie wytknął tego jak wyglądam, ludzie mnie lubią, nawet facetom wydaję się całkiem atrakcyjna; sama jestem swoim największym krytykiem i pod maską pewniej siebie osoby - chyba nie do końca lubię siebie, a na pewno nie to, co widzę w lustrze. Nie wiem czy znacie to uczucie, że psychicznie czujecie się szczupłe, do momentu gdy się nie zobaczycie lub nie poczujecie ograniczeń? W każdy razie, po raz pierwszy wystraszyłam się o swoje zdrowie. Cukrzyca, tarczyca, mniejsza swoboda ruchu (zawsze byłam aktywna i jak teraz myślę to i tak mam nad wyraz dobrą kondycję jak na to ile ważę...ale zaczęłam się męczyć przy dłuższym wysiłku i to mnie szokuje, że mam ograniczenia). I wystraszyłam się na tyle mocno, że muszę w końcu przerwać marazm i osiągnąć to, co zaplanowałam. Mimo że wydawało mi się, że wiem co i jak jeść - teraz myślę, że niedojrzale i po łebkach chciałam schudnąć jak najszybciej, a nie faktycznie coś zmienić. Dlatego teraz daję sobie dużo czasu, przez ostatni miesiąc nawet nie czułam że jestem na diecie ze Smacznie Dopasowaną i jedyne czego muszę sobie odmawiać to wieczorne wyjścia na piwko ze znajomymi. Mam nadzieję.. Nie, ja wierzę, że w końcu poczuję się dobrze w moim ciele. I nieśmiale przyznaję, że liczę też na Wasze wsparcie, dziewczyny, bo wiem, jak słowo wsparcia bądź zainspirowanie się czyjąś historią pomaga!