Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Niepoukładana, zawzięta, emocjonalna, wrażliwa, ambitna, zagubiona, uparta... pełna sprzeczności.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 64401
Komentarzy: 652
Założony: 9 grudnia 2015
Ostatni wpis: 29 czerwca 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
createmyself

kobieta, 35 lat,

175 cm, 63.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

9 lipca 2017 , Komentarze (6)

Hej, 

Miałam reaktywować pamiętnik, więc jestem :)

Przyznaję bez bicia, że ani diety ani ćwiczeń nie ma ale psychicznie jestem  gotowa na zmiany:). Wybrałam się wczoraj na zakupy spożywcze, zaopatrzyłam się w warzywka i ruszam z lżejszymi i bardziej urozmaiconymi posiłkami. Jest cukinia-będą kotleciki. Mam też zamiar zrobić dzisiaj domową pizzę... no ok, może super dietetyczna nie będzie ale zawsze to domowa a nie kupna-czyli wiem co jem! Muszę też bardziej urozmaicić żarło do pracy bo ostatnio poszłam na mega łatwiznę-były pączki i drożdżówki- czyli syf... będą sałatki, owoce i zdrowe DOMOWE kanapki. Tak jak do tej pory długo nie pociągnę -przy takim popuszczeniu pasa gorzej się czuję, mam mniej energii i gorszy nastrój. Oczywiście nikomu nie zamierzam oczu mydlić, że będzie wzorowo-bo słodycze też będą ale wszystko z głową! Oto moja zasada!

Muszę też trochę czasu poświęcić na ćwiczenia-mimo, że pracy cały czas jestem w ruchu to cierpię na straszne bóle pleców, może jakieś pilates albo basen by pomogło? I'll check it!

Prywata:

Od kilku dni mam już na palcu swój pierścionek!! Czekałam 3 tygodnie na powiększenie i wreszcie jest! Jakoś nie mogę się jeszcze przyzwyczaić ale podoba mi się ta zmiana! :) a jeśli już przy zmianach jesteśmy-chcemy kupić dom. Szukamy, oglądamy i mamy nawet swojego faworyta ale... chętnych na niego jest więcej :(. Celujemy w jakiś wolnostojący z kawałkiem działki. Ojj tak, zawsze mi się marzyły śniadania w ogrodzie!! Oboje jesteśmy mobilni, więc szukamy nawet do 30 km od naszego miasta-u mojego L. dużo osób z pracy dojeżdża a ja i tak będę zmieniać pracę. Mam nadzieję, że coś się znajdzie bo wywalanie kasy na wynajem kiedy mogłaby iść na kredyt mija się z celem. Będzie się to wiązało z wyrzeczeniami ale mam nadzieję, że znajdę coś lepiej płatnego i damy radę! (oczywiście mamy przeliczone różne warianty). Trzeba walczyć o marzenia bo wieczne wyszukiwanie przeszkód do niczego nie prowadzi.

W tym tygodniu Tata ma wyniki TK... boję się o niego, o jego kondycję psychiczną... tak chciałabym móc coś zrobić...a nie mogę... mogę tylko być...

25 czerwca 2017 , Komentarze (5)

Reaktywacja pamiętnika

Dawno mnie nie było, pożarły mnie problemy jednak spróbuję jeszcze raz reaktywować swój pamiętnik, dla motywacji, dla poukładania ważnych spraw, dla spojrzenia na niektóre problemy z boku.

Od kwietnia stało się w moim życiu na prawdę bardzo dużo złego. Co więcej wszystko nałożyło się na siebie w czasie. Choroba Taty i mega kryzys w związku. Nie będę tu pisać co dokładnie się stało jednak przewartościowało to moje życiowe priorytety i pchnęło do działania. Wiem, że czeka mnie jeszcze dużo ciężkich chwil jednak muszę mieć siłę, to nie czas na załamania i strojenie swoich fochów. Niestety tego co się wydarzyło nie da się już cofnąć, można jedynie skupić się na tym co będzie i to właśnie mam zamiar zrobić. Widocznie w życiu czasem musi być na prawdę źle, żeby docenić to co w życiu się liczy i określić swoje oczekiwania. No ale podobno po burzy zawsze wychodzi słońce...

Urlopowo

Niestety urlop już za mną, marzą mi się prawdziwe wakacje jakich już od 2 lat nie miałam a i teraz nie bardzo udało się wyjechać. Mam jednak cichą nadzieję, że uda się jeszcze w tym roku gdzieś skoczyć mimo, że urlopu już brak ale o tym niżej. Pierwszy tydzień urlopu przesiedziałam w domu, zaliczyłam jedynie wypad do Krk na koncert Aerosmith (było mega!), w drugim tygodniu udało się wyskoczyć na 4 dni do Darłówka. Uwielbiam morze, wielka woda zawsze mnie relaksowała, mogłabym tam zamieszkać! Niestety nie mogłam sobie pozwolić na dłuższy wyjazd a nawet nie chciałam bo Tata był zaraz po ciężkiej operacji.

Zmiany, zmiany...

Sprzątam swoje życie, powoli ale mam nadzieję skutecznie. Powywalałam masę starych ubrań, rzeczy które leżały w szafie od lat bo "mogą się jeszcze przydać". Zmieniłam lekko swój styl, zaszalałam i wybrałam się pierwszy raz w życiu do fryzjera na farbowanie (ombre), zrobiłam porządek w kosmetykach, bieliźnie, uzupełniłam braki. Nie chcę już myśleć, że kiedyś będę taka i siaka, zrobię to i tamto.... teraz albo nigdy... kiedyś może nie nadejść... No ale największą zmianą jest fakt, że się zaręczyłam! Tak, tak najpierw huragan potem zaręczyny, pewnie większość par nie pozbierałaby tego ale ja wierzę w ten związek jak nigdy przedtem... mam nadzieję, że tym razem się nie przeliczę. Zdecydowaliśmy się na początku na ślub cywilny (mi taki ślub wystarcza) ale L. chce też kościelny za jakiś czas i wesele, planujemy też kupno jakiegoś małego domku (kredyt:/) ale wiadomo to wszystko wymaga czasu i podejmowania mądrych decyzji. No ale wracając do najbliższych zmian... w przeciągu dwóch najbliższych miesięcy zamierzam się zwolnić. Atmosfera w pracy robi się coraz cięższa, braki personelu dodatkowo wprowadzają nerwową sytuację, na mnie spada przez to coraz więcej obowiązków a do tego muszę znosić fochy jakichś nadętych panienek, które przychodzą na gościnne występy i od razu próbują wszystkich ustawiać pod siebie. Prawda jest taka, że jestem po studiach i stać mnie na więcej, a to co aktualnie robię nie przynosi ani satysfakcji ani pieniędzy... Nie wiem jakim cudem wytrzymałam tam już rok... jedynie szkoda mi umowy na stałe ale trudno, czas zacząć zarabiać albo choć odczuwać satysfakcję z roboty... No i jeśli faktycznie zwolnię się w tym terminie jest mała szansa na jakiś wyjazd wakacyjny po okresie wypowiedzenia ;)


Vitaliovo

Nie wiem ile ważę, nie ma tragedii ale satysfakcjonująco też nie jest. Do poprawy całe menu. Trzeba się skupić na bardziej urozmaiconych posiłkach i ograniczeniu cukru!! Dołączenie ruchu też nie zaszkodzi mimo, że prowadzę dość aktywny tryb życia.

Muszę się natomiast pochwalić, że od roku trzymam się zasady 1 paczka chipsów na miesiąc!! Przez cały rok nie zjadłam ani jednego nadprogramowego chipsa na żadnej imprezie. Były okresy, że nie jadłam słodyczy potem się na nie rzucałam ale z chipsami trzymam się wzorowo.

ok, na dziś tyle :)

17 maja 2017 , Komentarze (10)

Kiedyś, gdy zakładałam ten pamiętnik chciałam się odciąć od niepowodzeń, być panią swojego losu i generalnie wychodziło mi to raz lepiej, raz gorzej... wiele złych rzeczy ściągałam na siebie sama-brakiem wiary, negatywnym podejściem, brakiem szacunku do bliskich i siebie również... ale wewnętrznie zawsze chciałam po po prostu dobrze a negatywne zachowania były oznaką buntu czy obrony nie wiadomo przed czym... Jedno wiem na pewno... nie zasłużyłam na to co mnie w tym roku spotkało... Spotkały mnie dwie bardzo przykre sytuacje... z czego jedna choć jest dramatyczna jest niczym wobec tej drugiej... funkconuję od zadania do zadania, na noc biorę tabletki nasenne i tak dzień w dzień... Zawsze miałam jakieś emocjonalne problemy ale teraz sama sobie się dziwie, że w ogóle wstaję... i wiem, że najgorsze dopiero przede mną... i nie wiem skąd wziąć siłę... trochę siły... żywię się cukrem...bo daje energię, poza tym nic mi nie smakuje, na nic nie mam ochoty... jakieś pomysły na to jak radzić sobie z prawdziwymi dramatami?

26 marca 2017 , Komentarze (2)

Słoneczna niedziela sprzyja pozytywnemu nastawieniu, zawsze kiedy świeci słońce mam jakiś przypływ energii i pozytywnego myślenia, mam ochotę na zmiany, mam ochotę bardziej o siebie zadbać i poczuć się bardziej hmm kobieco? Oczywiście mój ogólny nastrój pozostawia wiele do życzenia ale jeśli to nie ulegnie jakiejś drastycznej zmianie będę się musiała udać do psychologa?psychiatry?, nerwica może sama nie minąć....

Oczywiście wcześniej jeszcze ogarnę badania TSH i zobaczę czy aby tu się znów coś nie pochrzaniło... wizyta u endo w połowie kwietnia więc niedługo wszystko będzie jasne...

Mega się cieszę za to, że temat boreliozy na razie zamknięty... ale odezwał się we mnie lęk przed kleszczami bo łapię na potęgę... a ponoć te bestie już się budzą...

Co do "stłuczki"- sprawa zakończona, spisałam oświadczenie a koleś, któremu przytarłam auto podziękował mi za uczciwość i powiedział, że to się ceni-więc taki miły akcent w tym całym zamieszaniu... niestety mojemu L. polecą zniżki na OC i to dość drastycznie... ale zobaczymy może lepiej wyjdzie wziąć kolejne ubezpieczenie na mnie...we'll see.

No cóż jeśli chodzi o dietę i realizowanie moich celów do osiągnięcia przed 30chą to leżą i kwiczą. Muszę zacząć działać bo czas leci nieubłaganie a ja stoję w miejscu (a jeśli o dietę chodzi to nawet się cofam). Pierwsze postanowienie DRASTYCZNIE ograniczyć cukier, który ponoć potęguje uczucie nerwowości... Także dziś na zakupach w KOŃCU nie kupiłam słodyczy! Zawsze to jakiś pierwszy krok a i parę złotych w portfelu więcej. Drugi ograniczyć kawę i zacząć regularnie przyjmować magnez-niby nie jest źle ale zawsze może być lepiej... Trzeci wprowadzić aktywność- poza pracą nie ma żadnej. 

Nie wiem czy dostanę urlop na początku czerwca bo z naszym szefostwem nigdy nic nie wiadomo ale jeśli się uda chciałabym wyciągnąć na kilka dni mamę nad morze, nie była nad Bałtykiem ponad 20 lat... no ale tak jak mówię nie wiem czy dostanę wolne i pewnie dowiem się na ostatnią chwilę... jakiś ewentualnie dłuższy wyjazd planuję na październik, kiedy rzucę robotę ale to też jeszcze dość odległe plany...  zobaczymy jak będziemy stali z kasą itd. No i mam nadzieję, że pojawi się jakieś widmo lepszej pracy do tej pory... może to ryzykowne rzucać pracę w ciemno ale w tej pracy nawet nie wyrwę się na ewentualną rozmowę kwalifikacyjną gdzieś indziej... ale muszę wierzyć, że będzie lepiej bo tylko to mi pozostaje :)

Ok, lecę korzystać z końcówki weekendu, See u!

15 marca 2017 , Komentarze (1)

Jakoś ostatnio naszło mnie na wpisy typu "muszę się wygadać" ale w sumie pisanie zawsze mi pomagało więc może powinnam to robić częściej. Nie umiem tego wytłumaczyć ale jak poukładam wszystko i przeleję to na "papier" czuję, że mogę iść dalej...

Po ostatnim wpisie niewiele się zmieniło poza tym, że troszkę mi lżej. Wiem na pewno, że aby sobie pomóc muszę znaleźć sposób, żeby się zrelaksować. Nic mnie nie relaksuje, nie potrafię się odciąć od problemów więc cel na najbliższą przyszłość-przetestować różne sposoby relaksacji/wyciszenia!

Co do13stego- no tak u mnie znowu dramat, parkując auto przytarłam samochód stojący przede mną, oczywiście najpierw panika, łzy potem jednak napisałam kartkę z numerem i zostawiłam pod wycieraczką, dziś wysłałam dane kolesiowi i jeszcze tylko musimy osobiście spisać oświadczenie i koniec tematu... kurde, takie rzeczy się zdarzają w życiu, wiadomo nic przyjemnego ale to jak ja to przeżywam mnie wykańcza... nie dość, że najpierw nie mogłam nic przełknąć to potem zaliczyłam mega kompuls, w nocy budziłam się chyba milion razy, i te ciągłe natrętne myśli... może jestem głupia ale wolę takie rzeczy załatwiać tak jak się powinno załatwiać... a mojemu L (bo jego samochodem byłam) dorzucę się do ubezpieczenia.

W pracy wariacki czas, czeka nas kontrola... jestem wykończona i na prawdę chcę, żeby już było "po".

Ale jest i pozytywna rzecz!! Byłam na kontrolnych badaniach na Boreliozę i wyniki wyszły negatywnie. Lekarz powiedział, że skoro dwa ostatnie testy wyszły negatywnie to nie potrzebuję już kontroli. Kolejne badanie muszę zrobić jeśli znowu kleszcz mnie ugryzie. Także temat Borelioza uważam oficjalnie za ZAMKNIĘTY.

Jeszcze tylko muszę ogarnąć się z jedzeniem, przestać traktować się jak śmietnik i iść do przodu!

Tak coraz częściej myślę o przyszłości, że przecież wiecznie nie będziemy wynajmować mieszkania i przerażają mnie moje "zarobki" bo z takimi nawet kredytu nie dostanę. Na pewno jeszcze w tym roku będę zmieniać pracę ale boję się, że wpadnę z deszczu pod rynnę z moim (nie)szczęściem. Myślę nad podyplomówką z BHP, chciałabym zdobyć jeszcze jakieś kwalifikacje bo nie czuję, żebym teraz wyróżniała się na rynku pracy, niby trochę doświadczenia jest i w administracji i w obsłudze klienta ale nic specjalnego...

Ok, idę szykować w końcu obiad bo znów pozwoliłam swoim emocjom grać pierwsze skrzypce!

8 marca 2017 , Komentarze (9)

 

Dawno nie pisałam, nie mogę obiecać, że od tej pory moje wpisy będę regularne ale jestem, żyję, mam się średnio.

Zwykle piszę, gdy mam jakiś przypływ energii i masę nowych planów i postanowień albo gdy chcę coś z siebie wyrzucić... i dziś chyba ta druga opcja.

Dużo ostatnio rzeczy mnie przygniotło i widzę, że średnio sobie radzę ze stresem (w pracy, w domu) do tego mam chyba wszystkie objawy nerwicy (m. in. problemy ze snem, natrętne myśli, bóle, uczucie smutku i przygnębienia i masę, masę innych) i ogólnie to chyba średnio szczęśliwym człowiekiem jestem. Owszem są dni, kiedy mam zapał do działania, plany i wiarę, że będzie ok ale niestety zdecydowanie więcej jest dni kiedy tą nadzieję tracę. Mam wrażenie, że nic się nie zmieni, że nic nie osiągnę, że się cofam zamiast iść do przodu, że nic nie umiem i nie mam pasji (ok, są rzeczy, którymi się interesuję, lubię ale nie porywa mnie to). Do tego totalnie nie radzę sobie z ... hałasem w domu. Jakoś mam takie szczęście, że gdzie nie mieszkam trafiam na sąsiadów uwielbiających słuchać głośno muzyki... i te basy, które docierają do mnie kompletnie mnie rozbijają, nie mogę się na niczym skupić, denerwuję się, nakręcam, nie mam miejsca do którego mogłabym uciec-takiego mojego bezpiecznego CICHEGO miejsca. Mojego L. kompletnie to nie rusza i nie rozumie o co mi chodzi... i kurcze sama nie wiem dlaczego aż tak mnie to rozwala ale rozwala. Ok, wiem mam problem, mam stany depresyjno-nerwicowe ale co dalej? Psychiatra?-Nie chcę się faszerować tabletkami na uspokojenie bo ktoś słucha muzyki, albo bo szef ma gorszy dzień, nie chcę się ratować tabletkami bo wg mnie to nie jest rozwiązanie. Psycholog? Kiedyś byłam na kilku spotkaniach i kompletnie do mnie nie przemawiało to co ta pani do mnie mówiła. Sama sobie nie radzę i jednocześnie wątpię, że pomoże mi ktoś inny... PAT? a może mi się w tyłku przewraca... mam fajnego faceta, który wytrzymuje te wszystkie moje nastroje, nerwy, fochy choć jest mu z tym ciężko. Dostałam dziś piękne kwiaty i czekał na mnie obiad, w ogóle mam wszystko podstawione pod nos. To czemu nie mogę się skupić na tym, oderwać myśli, odpocząć, zrelaksować się czemu moje myśli krążą tylko przy problemach, czemu nawet w weekend nie mogę się odciąć tylko myślę o poniedziałku i zastanawiam się jaki nastrój będzie miała szefowa?? yhhh

Wiem, że ten wpis brzmi jak użalanie się nad sobą. Że pewnie nawet gdyby napisał to ktoś obcy umiałabym doradzić z sensem ale jakoś nie umiem tego sama zastosować względem siebie!!

Na dziś taka prywata, może za kilka dni przeczytam te wypociny i ze świeżą głową i znajdę jakieś genialne rozwiązanie...  Ogólnie czuję się przemęczona, sezon zimowy w pracy daje mi niezle w kość (fizycznie i psychicznie)- może stąd obniżka formy...

18 lutego 2017 , Komentarze (5)

Hej, wracam z podkulonym ogonem... niestety... ciągłe przeziębienia, stres w pracy, problemy sprawiły, że zaczęłam się pocieszać jedzeniem... coraz częściej i coraz większymi ilościami aż przestałam to kontrolować całkowicie... od poniedziałku biorę się ZNOWU za siebie! Wiem... prawda jest taka, że powinnam zacząć już teraz, od razu a nie czekać do poniedziałku ale znam siebie i wiem, że jeszcze potrzebuję tego dnia świni aby spokojnie zacząć odbijać się od dna. I tak będzie...

P.S. tak, mam okres...

18 stycznia 2017 , Komentarze (12)

Dawno mnie nie było, nie raz nawet zabierałam się do wpisu ale zawsze w połowie wena mnie opuszczała i odkładałam to "na potem". Muszę się jednak ładnie ogarnąć-a że wielokrotnie wspominałam, że pisanie pamiętnika mnie motywuje stąd też i wpis.

Zacznę tematycznie-waga nieznana, myślę, że poszło ciut w górę ale zważę się dopiero po okresie i wszystko będzie jasne. Ogólnie tragedii raczej nie ma ale jeśli nie wezmę się TERAZ za siebie może być źle i to niedługo. Za dużo osiągnęłam, żeby to stracić. Moim największym grzechem są... słodycze-ostatnio jem ich stanowczo za dużo i stanowczo za często. Oczywiście tak jak wcześniej nie zamierzam z nich rezygnować (życie jest za krótkie, żeby rezygnować ze wszystkich przyjemności) ale chcę mocno ograniczyć. Druga rzecz to bardziej urozmaicone posiłki i mniej gotowców. Prawda jest taka, że przychodzę skonana z pracy i wcinam coś na szybko "żeby było"-czas jednak na planowanie posiłków!

Motywacyjnie :Ile razy mówiłyście, że: w następne wakacje włożę sukienkę, będę śmigać w szortach, kupię super bikini, nie będę się kisić w spodniach, zrobię to i tamto ? Otóż te NASTĘPNE wakacje są JUŻ/ DOPIERO za pół roku i jeśli zaczniemy działać już dziś to osiągniemy cel. Przez pół roku można zdziałać cuda i ja wierzę, że przy odrobinie wysiłku będę laską w NASTĘPNE wakacje :) 

Ja już zaczęłam, wróciłam na dobre tory: dziś 3 dzień bez słodyczy! Może i małymi kroczkami ale w odpowiednim kierunku!

Ogólnie nie wymyślam żadnych nowych zasad, chcę wrócić do starych nawyków bo... po prostu działały (ograniczenie słodyczy, pieczywa, słodkich napojów, chipsy raz na miesiąc, bardziej urozmaicone posiłki, masaże, lekkie ćwiczenia, nie objadanie się nocami).

Teraz z innej bajki:

Postanowienia nienoworoczne... czyli moje cele do osiągnięcia przed 30stką-a ta już za ciut ponad 2 lata. Listę będę tworzyć na bieżąco.

1. Nauczyć się angielskiego na tyle, by rozumieć seriale i filmy bez napisów

2. Napisać biznesplan (pomysł jakiś jest)

3. Przeczytać "Mistrza i Małgorzatę"

4. Pooglądać wszystkie części "Władcy Pierścieni"-tak, nie widziałam żadnej

5. Nauczyć się szyć albo robić na drutach

6. Namalować obraz(ek)

7. zjeść coś czego jeszcze nigdy nie jadłam

8. Pojechać gdzieś sama na kilka dni

9. wydrukować zdjęcia z wakacji/wyjazdów

10. zamieszkać "na swoim"

12 grudnia 2016 , Komentarze (1)

Hej, melduję się na szybciora. Dieta podupadła i powoli zaczęłam się na nowo uzależniać od słodyczy dlatego oficjalnie od dzisiaj robię sobie dłuższą przerwę ze słodyczami, potem ponownie wracam do metody coś słodkiego RAZ na 3-4 dni :) Na wagę na razie nie wchodzę, nie chcę się denerwować :). Tragedii nie ma ale chyba potrzebuję kilku "grzecznych" dni  aby mój brzuch znów wyglądał tak jak powinien.

Trochę mnie nie było a dużo się działo. Zaliczyłam wizytę w Instytucie-wyniki mam ok, więc pozostają mi dwa razy do roku kontrole u swojego endokrynologa, do instytutu (odpukać) nie wracam. Zaliczyłam też wizytę w poradni chorób zakaźnych i test potwierdzający boreliozę wyszedł negatywnie!! Muszę powtórzyć badania za 3 miesiące ale jest szansa, że nie mam jednak tego badziewia. Być może poprzednie badania zrobiłam zbyt szybko po odstawieniu antybiotyku... no ale we'll see!! Co ma być to będzie. Niestety zaliczyłam kolejne przeziębienie max -rzekłabym anginę ale nie mam migdałków więc nazwijmy to ala'anginę. Czas więc się jednak wziąć za siebie i budować odporność poprzez zdrowe jedzonko (tym bardziej pracując w aptece, gdzie ciągle ktoś prycha i kicha).

O pracy nawet nie wspominam bo się totalnie nie wyrabiam, ogrom pracy a tylko ja jedna do pewnych zadań... o ile sprawdzało się to w lato to teraz przy zwiększonych dostawach pracy jest spokojnie dla dwóch osób... Jest jedna rzecz, która stoi w miejscu o czym szefostwo sobie chyba nie zdaje sprawy a wymagają, żeby to szło już dalej... pytanie KIEDY ja mam to zrobić?

Z innej beczki dwa aktywne weekendy za mną. W zeszły zaliczone KSW i Kraków oczywiście a w ten, zakupy w Cieszynie, spacer po Wiśle i obiad w ulubionej karczmie w Koniakowie, a wczoraj dom strachów w Kato-fajna zabawa,  nie chciałam iść ale nie żałuję.

No ale do rzeczy: Zdrowe jedzonko zakupione, słodycze zamknięte i nie kuszą, posiłki na następne pare dni w miarę przemyślane. Do tego zaczynam brać selen i florę jelitową (to po antybiotyku) z Solgara-mają świetne opinie więc spróbuję. Jednym zdaniem nie odpuszczam mimo gorszych dni i BIORĘ SIĘ ZA SIEBIE. A póki co uciekaam na późny obiad-dorsza w sosie borowikowym .

28 listopada 2016 , Komentarze (4)

Moja wena do pisania pamiętnika totalnie umarła a jak już nie raz wspominałam prowadzenie pamiętnika motywuje mnie do działania. Jak już coś sobie ogarnę, przemyślę a następnie przeleję to "na papier" jakoś łatwiej mi się tego trzymać.

Ale skoro już się zmotywowałam do pisania to na początek ogłoszenia parafialne:

Moje TSH w końcu w normie!!! W lutym wynosiło ponad 40 a dziś po prawie roku leczenia i dobierania dawki jest nieco ponad 2!! Wizytę kontrolną po jodzie mam za tydzień, więc zobaczymy czy zostanę przy aktualnej dawce czy może dostanę inną. No ale cieszę się, w końcu!! Przynajmniej jedna rzecz do przodu.

Waga w okolicach mojego celu-wiadomo raz mniej, raz więcej, czasem nawet sporo więcej, ale gdzieś tam zwykle się bujam w granicach 64-65 kg. Dziwi mnie to o tyle, że na dość dużo sobie ostatnio pozwalam, a właściwie balansuję na granicy pomiędzy trzymaniem się w ryzach a pozwalaniem sobie na coraz więcej i coraz częściej i w rezultacie utratą kontroli. Częściej sięgam po słodkie, fast foody, kawę i po pieczywo, które chciałam ograniczyć. Nie ma jeszcze tragedii, nie obżeram się codziennie i dalej trwam w postanowieniu, że jedna paczka chipsów na miesiąc ale jednak mogłoby być lepiej a przede wszystkim zdrowiej. I będzie.

Sylwetka: jak wspominałam waga mniej więcej w okolicach wagi docelowej. Jest jednak jeszcze bardzo dużo do zrobienia. Muszę się wymodelować i ujędrnić...a no i przede wszystkim utrzymać wagę.Tak więc muszę wyszukać sobie jakieś ćwiczenia modelujące, które nie dobiją mnie po całym dniu fizycznej pracy (a ostatnio to już w ogóle jest hardcore w aptece). 

Praca-Może i narzekam na zmęczenie i nawał roboty ale w porównaniu do moich doświadczeń z pracą biurową to i tak jest ok, zmęczę się fizycznie ale przynajmniej wracam do domu i mam święty spokój. Wiadomo za jakiś czas będę się rozglądać za czymś "poważniejszym" i bardziej "dochodowym" ale daję sobie jeszcze kilka miesięcy spokoju. Zobaczymy też kiedy wróci dziewczyna, która wcześniej pracowała w "mojej" aptece. Wiadomo jej powrót wiązałby się z tym, że przenieśli by mnie gdzieś indziej ale mi się to średnio widzi. Tu mam fajne dziewczyny, fajną zmianę, niezły dojazd i jest ok... każda zmiana w moim przypadku będzie zmianą na gorsze... no ale nie czas na takie rozmyślania teraz :P

Prywata: ogólnie chyba nie jest źle, dużo lepiej się dogaduje z moim L. mniej się kłócimy (choć kłócimy) i nasze nastawienie się zmieniło-oby na stałe :) Za tydzień wybieramy się na KSW- już raz byliśmy, atmosfera fajna i mam nadzieję, że tym razem też tak będzie :) Natomiast w czerwcu jedziemy na Aerosmith :D:D

W następnym wpisie ogarnę listę moich nowych zasad oraz listę rzeczy, które chciałabym osiągnąć/zrobić/zobaczyć przed 30stkąo bo... zostały mi nieco ponad dwa lata!!

Cyyyaaaa