Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Od kilkunastu lat mieszkam w Szkocji. Od samego początku pobytu tutaj zaczęłam tyć aż doszłam do 116kg. Tu to chyba nawet powietrze tuczy. Chciałabym wreszcie schudnąć, żeby móc bardziej cieszyć się życiem.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 18209
Komentarzy: 1034
Założony: 6 marca 2016
Ostatni wpis: 13 marca 2021

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Szkotka116

kobieta, 49 lat,

169 cm, 101.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

30 września 2017 , Komentarze (13)

Witam Was pourlopowo kobietki :D.

Nie było mnie długo w pamiętniku, ale przy obecnym trybie pracy i z rodzicami w domu nie dałam rady pisać - nie wyrabiałam się czasowo.

Wagowo katastrofa - po powrocie z Madery (tydzień temu) ważyłam 106,6kg, dzisiaj 105,5kg. Tak więc, zamiast chudnąć to jeszcze przytyłam. Myślę, że przyczyną było zbyt mało wycieczek pieszych, ale tutaj ograniczał nas mój ojciec - po dwóch godzinach (bardzo wolnego) chodzenia po prostu "wysiadał" na resztę dnia. Masakra. Ma dopiero 65 lat i nie jest chory, jest po prostu kompletnie zastany, bo od piętnastu lat nic nie robi, tylko bezmyślnie gapi się w telewizor przez calutki dzień. Cóż, nikogo nie da się na siłę uszczęśliwić. Dobrze, że moja Mama ma całkiem inne podejście do życia.

Madera jest przepiękna, jedzenie tam jest wyśmienite, a ludzie w większości bardzo mili. Po raz pierwszy w czasie wakacji zwróciłam uwagę na ubiór kobiet i powiem Wam, że mieszkanki Madery ubierają się super, byłam pod wrażeniem. Ogólnie wakacje nam się bardzo podobały, ale czujemy niedosyt. Raczej tam wrócimy, żeby tam pochodzić po szlakach, bo naprawdę warto. Jedna tylko nauczka - już nigdy nie wynajmę tam samochodu - prowadzenie tam auta to masakra. Główna autostrada jest super łatwa, ale wszędzie trzeba dojechać bardzo stromymi i bardzo wąskimi drogami lokalnymi, a nawigacja satelitarna wyczynia tam cuda (np. mówi ci, żebyś skręciła w prawo, a tam schody zamiast drogi :D). Na następny raz postawimy na transport publiczny (dobry) i taksówki (niezbyt wygórowane cenowo).

A teraz to, co tygryski lubią najbardziej, czyli kilka fotek:

Miłego wieczorka i weekendu moje piękne :). Magda

31 sierpnia 2017 , Komentarze (18)

Cześć kobietki.

Jakoś mi ostatnio idzie pod górkę, wszystko mnie złości i najchętniej bym kogoś pogryzła. Jak na razie to "pogryzłam" śledzie w śmietanie i 1,5 białej bułki wczoraj wieczorem. Waga nadal oscyluje wokół 104kg i nie zamierza spadać. Jeśli do soboty się nie ruszy, to zaktualizuję pasek - nie ma się co oszukiwać.

Z dobrych wiadomości - dzisiaj wieczorem przyjeżdża Mama (impreza), więc prosto z pracy jadę na lotnisko. Nareszcie, nie widziałyśmy się "na żywo" od 01.04. Dzisiaj ma urodziny i mam nadzieję, że będzie zadowolona z prezentu (patrz poprzedni wpis).

Wczoraj zrobiłam bardzo trudną rzecz, do której zabierałam się od długiego czasu. Napisałam do mojego kuzyna (a jednocześnie chrześniaka) maila z prośbą o zwrot pieniędzy, które od nas pożyczył 2 lata temu. Czy Wam też jest tak głupio i trudno upominać się o własne pieniądze? Chłopak ma 24 lata i mieszka z partnerką w komunalnym mieszkaniu. Oboje pracują. Pożyczył od nas kilkanaście tysięcy dwa lata temu - miał wcześniej wypadek w pracy i podczas chorobowego dostawał tylko połowę pensji (reszta to były premie, które mu nie przysługiwały, jeśli nie pracował) i nie był w stanie spłacać kredytów, które wtedy miał. Pieniądze od nas miał przeznaczyć na spłatę tych kredytów, a nam miał oddawać co miesiąc po 280pln. Przez pół roku było ok. Później miał wypadek samochodowy i znowu był na chorobowym, stracił pracę. Znowu poprosił o pożyczkę - tym razem 50.000pln. Z maila wynikało, że wcale nie spłacił poprzednich zobowiązań, a jeszcze narobił nowych (wszystko sumowało się do kwoty czterdziestu kilku tysięcy). Tym razem się zjeżyłam i domówiłam. Napisałam mu, że zgodzę się na czasowe zawieszenie naszych rat, żeby miał na spłatę pilniejszych zobowiązań i ewentualnie może przyjechać do nas na kilka miesięcy, żeby sobie dorobić. Na tego maila nie dostałam odpowiedzi i od tego czasu kontakt zanikł, ustały też jakiekolwiek wpłaty. Wiem, że od roku ma nową pracę i raczej nie bieduje. Wiem też, że w razie czego, jeśli zwrócę się do jego rodziców, to albo go przycisną, ale to oni mi oddadzą te pieniądze.Ale według mnie to nie jest wyjście. Jeśli czuje się na tyle dorosły, żeby żyć samodzielnie, powinien tez samodzielnie odpowiadać za swoje zobowiązania finansowe.No więc "wzięłam byka za rogi" i czekam na odzew.....

Jak to mówią - chcesz stracić przyjaciela, pożycz mu pieniądze. Do rodziny też się to widocznie odnosi.

Życzę Wam dnia weselszego od mojego (kwiatek)

23 sierpnia 2017 , Komentarze (14)

Witam Was w ten sierpniowy poranek, który akurat mnie przywitał jesienną szarugą. Było zupełnie ciemno, jak wstałam, a i teraz (07:20) ledwie widzę klawiaturę. No i gdzie do lato? W tym roku do Szkocji wogóle nie dotarło. Jak to dobrze, że za 18 dni urlop i wyjazd :).

A tutaj na rozjaśnienie dnia zdjęcia sypialni Mamuśki:

To górne lewe zdjęcie pokazuje stan przed, reszta po.Jak zwykle, zdjęcia nie oddają prawdziwych kolorów. Ściany są delikatnie liliowe, tapeta fioletowo - biała, a dodatki i meble są w bieli, fiolecie i srebrno-szarym. Z podłogi usunęłyśmy wykładzinę i położyłyśmy biało-szare panele, w których odbijają się ściany nadając im liliowy połysk. Nieco "cukierkowo".....Zrobione według tego, jak Mama sobie wymarzyła (mamy taką nadzieję), ale to będzie dla mniej kompletna niespodzianka, bo nic jej nie mówiłyśmy, że zaczęłyśmy prace. Praktycznie wszystko zrobiło moje Szczęście samo popołudniami po pracy. Ja pomagałam tylko w weekendy. No za tydzień przekonamy się, czy trafiłyśmy z wystrojem.

Dietowo nadal się potykam. Wszystko jest zazwyczaj dobrze dopóki nie wrócę to domu, a później zawsze coś głupiego zrobię. No, ale wczoraj chociaż zaliczyłam rowerek. Walczę....

No, uciekam do pracy. Miłego dnia.(slonce)

21 sierpnia 2017 , Komentarze (15)

No to dzisiaj kolej na naszą jadalnię:

Z lewej przed, z prawej po. Przemalowałyśmy ściany na delikatny kremowy kolor (zamiast bieli) i na główną ścianę położyłyśmy złoto-czarną tapetę. W kwestii tapety zostałam przegłosowana przez Mamę i Szczęście, ja za takimi wzorami nie przepadam. Tym niemniej pokój wygląda przytulnie.

Dietowo kompletna porażka. W sobotę popełniłam szarlotkę (dla Szczęścia, żeby nie jadła kupnych słodyczy) i mimo, że że była bez cukru (na mące kokosowej i orkiszowej), była przepyszna i zjadłyśmy w weekend całą blachę. Masakra (szloch)

No nic, dziś jest początek nowego tygodnia i dalej walczę.Trzymajcie za mnie kciuki, żebym się w końcu pozbierała.

Miłego wieczorka. Magda

18 sierpnia 2017 , Komentarze (8)

Oczywiście nie moja, ale rezultatów naszej kilkumiesięcznej pracy (dzięki za Dropboxa, Baju).Nasza biblioteczka - u góry było, na dole jest.

Regały z książkami ciągną się na dwóch ścianach, ale mi się nie zmieściły na zdjęciu. Pokój jest w tonacji kremowo - zielonej (szałwia). Jest taki przytulny i wyciszający. Malowałam go, kiedy straciłam pracę, więc miałam dużo czasu. Żeby tak łatwo dało się przemeblować swoje życie i sylwetkę......

Z frontu dietowego - zastój, ale się nie daję. Ilość niezdrowych rzeczy zmniejszona (choć wciąż nie do zera) i rowerek stacjonarny jest znowu w ruchu. Mam nadzieję, że za tydzień szklana mi się odpłaci.

Miłego weekendu kobietki. Magda

14 sierpnia 2017 , Komentarze (21)

Cześć kobietki.

Jakoś nie mogłam się zebrać do pisania, bo ileż razy można pisać, że mi nie idzie....(szloch).

Potrzebuję potężnego zastrzyku motywacji, bo sama sobie rzucam kłody pod nogi. Prawie codziennie jem coś, czego nie powinnam i bardzo dobrze o tym wiem. Nie są to olbrzymie ilości, ale częstotliwość jest duża. No i efekty już widać - jestem 1,5kg powyżej paska, czuję, że mi rozsadza jelita, mam popuchnięte dłonie i twarz i całą twarz i szyję w pryszczach. No jak można być tak głupim? Najchętniej to sama siebie bym kopnęła w ten tłusty zadek.

Z informacji poza dietowych. Nadal jestem w pracy, którą zaczęłam 04/07. Sama praca w sobie podoba mi się, ludzie też są mili, ale godziny pracy i odległość od mojej wioski sprawiają, że jestem ok. 11 godzin dziennie poza domem, w tym 2 godziny prowadzę samochód, za czym nie przepadam. Z jednej strony wiem, że nie powinnam narzekać, bo mam interesującą pracę za dobre pieniądze, a z drugiej jakoś się w tym nie potrafię odnaleźć. Postanowiłam sobie dać czas do przyszłego roku i jeśli mi nie przejdzie, to już na spokojnie rozejrzę się za czymś innym.

W tym czasie moje Szczęście prawie samodzielnie (z moją minimalną pomocą) wyremontowało sypialnię Mamy (uprzedzając pytania, obiecuję, że wrzucę fotki)  i odświeżyło dużą łazienkę. Teraz maluje wykończeniówki w korytarzu. Ta kobieta ma niespożytą energię..... żeby tak część z tego dała się przenieść na mnie....

No, koniec tych gorzkich żalów, bo mnie przestaniecie czytać :PP.

Miłego wieczorka kochane. Magda

9 lipca 2017 , Komentarze (11)

Rany, nawet nie wiem, kiedy ten czas ucieka. Dopiero była sobota w zeszłym tygodniu, a tu już 8 dni później. Waga w tym tygodniu lekko w dół - 0,5kg (oficjalny pomiar czwartkowy). Szału nie ma, ale jest minus i to najważniejsze :). Przez cały tydzień byłam bardzo grzeczna, ale wczoraj popłynęłam - było białe pieczywo na lunch i calcone (z knajpy) na obiad. Szklana od razu się zemściła, ale mam nadzieję, że po wizycie w toalecie mi to wybaczy :?. Ależ ten człowiek głupi - 6 dni dobrego prowadzenia się zniszczone w kilka godzin. Rowerka na razie nie mogę używać, bo jest obstawiony meblami z sypialni mamy.

Remont posuwa się bardzo powoli, bo tylko Szczęście wszystko robi - ja wracam zbyt późno z pracy. No, ale mamy już ściany pomalowane. Teraz malowanie wykończeniówek i drzwi do szafy, bo oryginalnie były w takim brudnobiałym kolorze, który zupełnie mi nie leży, i kładzenie tapety na jedną ze ścian. No i ta tapeta mnie wczoraj dobiła. Zamówiłyśmy na Amazonie fototapetę flizelinową - super opis (premium quality, HD itp) i tylko bardzo dobre opinie od kupujących) - otwarłam paczkę, zerwałam plombę z rolki i mi ręce opadły - to wygląda jak gruby papier gazetowy. Strasznie się boję, jak to wyjdzie i już się przygotowałam psychicznie na zrywanie (szloch). Zobaczymy, kładzenie zaplanowane na przyszły weekend, bo musimy to robić we dwie.

W nowej pracy jakoś idzie, tylko wiadomo - masa stresu związanego z poznawaniem nowych ludzi i obowiązków. Te godziny pracy (8,5 bo jest w to wliczona godzinna przerwa na lunch) i dojazdy są nieco kłopotliwe, bo wyjeżdżam przed 8:00 a wracam ok 18:30, ale sama praca wygląda ciekawie. Byłam też na drugiej rozmowie o pracę - niby taka sama nazwa stanowiska pracy, ale obowiązki całkiem inne - wydają się bardziej automatyczne i nudne. Agencja rekrutacyjna potwierdziła, że potencjalny pracodawca jest mną zainteresowany (wciąż jednak muszą się spotkać z kilkoma innymi kandydatami), ale ja chyba sobie to odpuszczę. 

Na dzisiaj zaplanowane, ogarnięcie rachunków, prasowanie nowych starych ciuszków i przygotowanie jak największej ilości posiłków na przyszły tydzień.

Miłego weekendu kobietki (kwiatek)

1 lipca 2017 , Komentarze (21)

W ostatnim wpisie narzekałam, że nie mogłam sobie kupić nic odpowiedniego do nowej pracy. No i problem się rozwiązał. Otworzyłam zapomnianą torbę, gdzie miałam ubrania, w które nie mieściłam się od dobrych kilku lat, ale żal mi ich było wyrzucić, bo były dobrej jakości i mało (lub wcale) używane.

Poprzymierzałam wszystkie ciuszki i okazało się, że moja garderoba wzbogaciła się o jakieś 5 par wyjściowych spodni, 2 pary letnich, 1 spódniczkę (dokładnie taką, jak chciałam kupić, ale nie znalazłam), 4 bluzki koszulowe i kilka topów. Do kilku innych rzeczy brakuje mi tylko kilku cm, więc mam dodatkową motywację do chudnięcia. I kto mówi, że kobieta musi iść na zakupy, żeby sobie poprawić humor???? :D Jestem w siódmym niebie. Jutro to wszystko delikatnie przepiorę i mam całkiem nowe (stare) ciuchy.

Dostałam takiego powera, że wzięłam się z rozpędu za sprzątanie kuchni. Przy okazji zabrałam się za czyszczenie piekarnika, który jest moją zmorą. Kupiłyśmy go 18 miesięcy temu i  bardzo szybko cały się zrobił taki zajdziony na brązowo (nawet wewnętrzna szyba). Nie mogłam tego niczym usunąć. A dzisiaj znalazłam super sposób na youtube - polewa się wszystko najtańszym mleczkiem do czyszczenia (a'la CIF) i czyści kulką z folii aluminiowej (zamiast gąbki lub szczotki). Zajęło mi to ok 30-40 min i zużyłam 6 aluminiowych kulek. Dziewczyny, mój piekarnik i blachy wyglądają prawie jak nowe. I teraz co idę do kuchni, to sobie go otwieram i się cieszę :D. Wariatka!

Z frontu remontowego - pokój Mamy opóźniony, farba wymieszana i niedługo będzie się działo :).

Z frontu dietkowego - kalorycznie nie było najgorzej, bo byłam zbyt zajęta i zadowolona, żeby podjadać, ale jakościowo mogłoby być lepiej - zjadłam 2 kawałki ciasta do kawy :| No, ale mam nadzieję, że je spaliłam.

Jutro muszę przygotować jedzenie na cały tydzień (bo z pracy będę wracała koło 18:30) i muszę zrobić koło siebie, coby wyglądać jakoś.....

Miłego wieczorka (kwiatek)

30 czerwca 2017 , Komentarze (14)

Znowu nadchodzi weekend, a moja waga szyderczo się do mnie uśmiecha. Ważę tyle samo, co w zeszły piątek. Z jednej strony dobrze, że nie więcej, a z drugiej drażni mnie to strasznie, że nie mogę się bardziej zmobilizować, żeby wreszcie zrzucić te głupie 3 kg :(

Przeprosiłam się z rowerkiem stacjonarnym. Może to coś pomoże.

W niedzielę w końcu pojechałyśmy na zakupy, ale nie do Glasgow, a do dużego centrum handlowego 30 min od naszego domu. No i totalna porażka. Sezon wakacyjny w pełni i wszędzie tylko letnie, wakacyjne fatałaszki. Nie kupi się głupiej biurowej spódnicy, a o koszulowej eleganckiej bluzce można zapomnieć.Skończyło się na zakupie 2 par spodni (za przykładem Mikelki o 3 kg za małe :D). No i po raz pierwszy od wielu lat wcisnęłam się w rozmiar 16 (odpowiada polskiemu 44). Kiedy zaczynałam przygodę z Vitalią nosiłam rozmiar 20. 

Od poniedziałku zaczynam nową pracę, no i znowu stres na maksa - poznawanie nowych ludzi, nowych obowiązków itp. W obecnej pracy miałam kontrakt czasowy przez agencję. Nie miałam żadnego okresu wypowiedzenia, ale zdecydowałam się być fair i już w poniedziałek im powiedziałam, że piątek będzie moim ostatnim dniem pracy. W środę mój manager zaproponował mi pracę na stałej umowie (bez pośrednictwa agencji). Muszę powiedzieć, że lekko się zawahałam, ale jednak postawiłam na tą nową firmę - ze względu na ciekawsze obowiązki i nieco lepszą płacę. Powiedzieli mi, że jeśli mi się nie będzie podobało w nowym miejscu, to mam do nich zadzwonić :). To miło z ich strony. Żeby było ciekawiej również w środę zaproponowano mi rozmowę kwalifikacyjną na podobne stanowisko, ale w miejscowości leżącej o wiele bliżej naszej wioski - pieniądze nieco mniejsze, ale za to krótsze godziny pracy i więcej urlopu (tutaj długość urlopu zależy od pracodawcy). Potencjalny pracodawca tak bardzo chce mnie poznać, że umówiliśmy się na rozmowę o 07:30 rano (w przyszła środę), żebym po niej zdążyła do pracy. Wisienką na torcie był dzisiejszy telefon od agencji rekrutacyjnej - pytali się, czy mogliby przesłać swojemu klientowi moje CV (podobne stanowisko, a wypłata o 18% wyższa). I ja się pytam, gdzie ci wszyscy ludzie byli, kiedy ja szukałam desperacko pracy??? Od kiedy dostałam tą pracę tymczasową, czyli ostatnie 3,5 tygodnia miałam 2 razy więcej rozmów i telefonów niż przez poprzednie 2 miesiące. Z jednej strony się cieszę, a z drugiej stresuję się, żeby dokonać jak najlepszego dla siebie wyboru. A na ten wybór nie składa się tylko płaca, ale też godziny pracy, dojazd, wymiar urlopowy, charakter stanowiska i oczywiście ludzie, z którymi miałabym pracować.

Z fontu domowego - zaczynamy remontować sypialnię Mamuśki - żeby miała pięknie i świeżo, kiedy do nas wróci. Już nie mogę się doczekać, a to jeszcze 2 miesiące. (szloch)

Miłego weekendu kochane. Magda

24 czerwca 2017 , Komentarze (14)

Witam Was weekendowo.

Dzisiaj mamy leniwe popołudnie i wieczór, bo obie byłyśmy w pracy (ja siódmy dzień z rzędu). Jutro nareszcie wolne. Jeszcze nie wiem, co będziemy robić jutro - cieszyć się domem i spokojem czy pojedziemy do Glasgow na zakupy ciuchowe. Z jednej strony nie chce mi się jechać (nie lubię hałasu i tłoku w sklepach) i nie zeszłam do dwucyfrowej wagi, jak sobie to zakładałam, ale z drugiej strony trochę pozazdrościłam Mikelce no i muszę jakoś wyglądać w nowej pracy, do której mam iść już za tydzień.

Ostatnio pochwaliłam piękne poranki w Szkocji i pogoda nam się lekko zważyła. :)Cały czas wiszą nad nami bure chmurska, z których czasami popaduje i do tego doszedł dzisiaj silny i zimny wiatr. Natura chyba zapomniała, że właśnie zaczęło się lato! Ale i pochmurne niebo może być piękne. Dzisiaj byłam na spacerze o 05:00 rano i na zachodzie widziałam szaro-granatowe chmury pięknie podświetlone słońcem, które  jaśniało na wschodzie. Wrażenie było niesamowite (oczywiście aparatu brak, sorry Kropelko).

Wiecie, tak sobie ostatnio myślę, że te moje problemy z wagą to chyba efekt mojej swoistej ucieczki od życia. Niby wszystko jest w porządku - jesteśmy w miarę zdrowe, mamy siebie, mamę, psicę, duży ładny dom, samochody, zagraniczne wakacje, ale jakoś mi to życie przecieka przez palce. Zawsze bardzo lubiłam czytać i mogłam to robić wszędzie i o każdej porze, ale ostatnio chyba wpadłam w uzależnienie. Czytam w każdej wolnej chwili i cierpi na tym moje codzienne życie i ja sama. Nie mam czasu usiąść i zastanowić się nad sobą, zaplanować zakupy, czy też zrobić sobie głupią maseczkę, ale potrafię spędzić 2-3 godziny czytając książkę, którą już czytałam kilka razy. I tak naprawdę to nie wiem, czy nadal chodzi o czytanie, czy też o to, żeby zbyt dużo nie myśleć o prawdziwym życiu. No a dodatkowo, kiedy się czyta, to ręce są wolne, więc takie paluszki czy ciasteczka można wciągnąć nawet ich nie zauważając. Czy wobec tego powinnam sobie zrobić odwyk od książek? Zaczynam się nad tym zastanawiać....

Pomyślę nad tym, a tymczasem życzę am udanego weekendu. Magda(tecza)